poniedziałek, 30 czerwca 2014

18. Problem za problemem. I za co ja mam kochać świat?

Kolejny raz tej nocy spojrzałam na wyświetlacz mojego i'phona. Zegarek wskazywał 2:30. Westchnęłam cicho patrząc na tapetę. Moje zdjęcie z Chazzem zrobione nad Tamizą. Znów zebrało mi się na te jebane łzy. Nathalie, do cholery jasnej. Ogarnij się dziewczyno. Płaczem mu nie pomożesz. Skarciłam się w myślach patrząc na bladą sylwetkę Chestera spoczywającą na łóżku.. Jego tatuaże nabrały jeszcze żywszych kolorów. Podłączony do pikających aparatur spał. Miałam nadzieję, że któregoś dnia wejdę do tej sali, a on przywita mnie donośnym " Cześć Kochanie, jak Ci minął dzień? " i pocałuje mnie w usta na dzień dobry. Co ranek przez ten cholerny tydzień przekraczając próg tego miejsca wyobrażałam sobie, że spojrzy na mnie tymi swoimi brązowymi tęczówkami, uśmiechnie się i powie : " Już wszystko dobrze, wracamy niedługo do domu. " Ale to tylko wyobraźnia. On ciągle jest w śpiączce. Już siedem dni. Podobno jego stan się ustabilizował. Podobno. Praktycznie cały czas chodzą koło niego lekarze. I paparazzi ciągle czatują pod szpitalem, z czego wiem od Dave'a. Ja się stąd nie ruszam, odkąd Chaz tu trafił. Z mojej winy. Nigdy sobie nie wybaczę, jeśli coś mu się stanie. Nigdy. Ani sobie, ani swojemu byłemu. Zanim zrobię coś sobie, on za to zapłaci. Ale moment. Co ja tak czarnowidzę? Chazzy musi wstać. On musi się obudzić. Przecież co dzień oddaję mu krew. Ja, chłopaki, JoJo... I fani zasypujący mnie na fejsie pytaniami o jego stan. Niektórzy też tu byli oddać mu krew. Jak się obudzi, od razu mu powiem, jakich ma oddanych Soldiersów wokół siebie. Jedna dziewczyna płakała nawet ze mną. Bodajże Sally miała na imię, nie pamiętam. Ja nie żyję tym światem. W sumie to nawet nie wiem zbytnio, co się wokół mnie dzieje, nic mnie nie obchodzi. Mike już kilkakrotnie błagał mnie, żebym wróciła do domu. Ogarnęła się, odpoczęła.. Ale ja nie chcę stąd iść. Jeśli się obudzi, jak mnie nie będzie? Nie mam zamiaru tego przegapić. Chcę zobaczyć jego uśmiech po przebudzeniu, kiedy mnie zobaczy. To będzie najpiękniejszy widok w moim życiu. Poryczę się jak bóbr, wiem to. Boli mnie głowa, szpitalne krzesło nie jest zbyt wygodnym łóżkiem, ale da się żyć. Ważne, że z nim. Położę głowę na jego tors i będzie mi wygodnie. Przez całą noc będę uważnie słuchała bicia jego serca. Moje postanowienie, dopóki nie otworzy oczu. Wołami mnie stąd nie wyciągną. - Zawsze przy Tobie, Skarbie. - pogłaskałam go po ogniu widniejącym na jego dłoni. Przytuliłam się do jego piersi i zasnęłam.
- Nattie.. Nattie pobudka. - usłyszałam cichy szept przy swoim uchu. Mruknęłam coś pod nosem. - Siostra, obudź się. - głos Mike'a przeszył od środka moją czaszkę sprawiając mi niewyobrażalny ból. Jęknęłam podnosząc się z trudem.
- Co jest? - spojrzałam na niego.
- Musisz wrócić do domu. - spojrzał na mnie błagalnie,
- Co? - spojrzałam na niego jak na kretyna. - Nie ma opcji, ja nigdzie nie wracam. - zaprotestowałam.
- Ale musisz. - kucnął przy mnie.
- Ja nic nie muszę. - powiedziałam i ujęłam dłoń Chazza głaszcząc go od wemflona po czubki palców.
- Wróć do domu, proszę. - Spike miał łzy w oczach. - Melody miała wypadek. - szepnął. - Z Danielem. - wychrypiał. Byłam w totalnym szoku. Melody Smith to moja siostra cioteczna. Niedawno spotkałyśmy się po trzech miesiącach rozłąki. Ma męża - Daniela. Są już 8 lat małżeństwem. Mają 30- stkę na karku. Są rodzicami 6 letniej Oliwii. - Jaki wypadek? - wydukałam. - Zderzyli się z ciężarówką. - spojrzał mi w oczy.
- Żyją? - zapytałam.
- Tak, ale są w śpiączce. - wyszeptał. - Mała jest u nas. - dodał.
- Jedziemy tam. - bez zastanowienia wstałam . Pocałowałam Chestera w czoło i wyszłam. Przez szybę widziałam, jak Spike szepcze mu coś na ucho i klepie go po ramieniu. W moich oczach zaszkliły się łzy, ale je powstrzymałam i kiedy tylko brat opuścił salę ruszyliśmy szybko do domu. Jo zabrała Liv na pizzę. Miałam czas, żeby się ogarnąć. Młoda nie może zobaczyć mnie w takim stanie. Pewnie jest załamana, nie chcę jej dobić. Pognałam szybko pod prysznic. Gorąca woda ukoiła ból, zmęczenie i dodała mi pewnego rodzaju energii. . - Kubek gorącej kawy się przyda. - mruknęłam wycierając ciało i włosy. Założyłam na siebie bieliznę, a na nogi wsunęłam japonki w czarno- białe paski i stanęłam przed lustrem. Brak makijażu, opuchlizna wokół oczu, nieobecny zamglony wzrok, blada skóra, kołtuny we włosach. - Jezus Maria... - jęknęłam. - Do czego ja się doprowadziłam... - westchnęłam i przemyłam twarz zimną wodą. Wysuszyłam starannie włosy. Z rozczesaniem ich było znacznie trudniej, ale jakoś poszło. Założyłam na siebie :
Ubranie Natt
Buty, które miałam kupione specjalnie do tej kreacji, zastąpiłam japonkami. Za fryzurę służył mi koczek. Delikatny makijaż zamaskował zmęczenie. - Witamy z powrotem, Natt. - powiedziałam dumna z siebie i od razu ruszyłam do kuchni, gdzie zrobiłam sobie mocną, czarną kawę. Usiadłam na krześle i upijałam małe łyki delektując się smakiem gorącego napoju. Senność opuściła mnie niemalże natychmiast wraz z potwornym bólem przeszywającym wzdłuż i wszerz moje ciało. Został jedynie ból psychiczny, ale na niego nawet milion wypitych kaw nie pomoże. Ból psychiczny jest jak ostry kolec wbijający się w Twój mózg, który z każdym dniem pogłębia Twoje rany, a Ty nic nie możesz na to poradzić. Jest jak kat, który trawi Twoje życie niczym ogień zapisane kartki ze starego kalendarza. Boli. Boli dużo bardziej niż świeża blizna na palcu po okaleczeniu nożem w czasie krojenia warzyw na sałatkę. Jedynym lekarstwem na to jest walka. Walka ze sobą i własnymi słabościami. A wiecie, co jest największym zwycięstwem? Powiedzenie sobie, że dam radę. Że potrafię. Że mogę. I do kurwy nędzy nikt mi tego nie zburzy. Bo to mój świat. I moje zwycięstwo. Moje bagno, z którego wyjdę sama, lub z pomocą osób, które podadzą mi rękę. Ale wyjdę. Nie utonę. Dzięki tym, którzy są ze mną i dzięki własnej determinacji. Nie mogę się załamać. Nie mogę powiedzieć, że życie bez niego nie ma sensu. Prawda, nie ma. Ale on żyje. Jego serce bije. On potrzebuje mojego wsparcia. I nie tylko on. Chłopaki no i Oliwka. Ta mała ma dopiero sześć lat, a już przeżyła taką tragedię. Jej rodzice są w szpitalu, dziadkowie parę tysięcy kilometrów stąd... Nie ma nikogo poza mną i Spike'm. Odpowiedzialność za jej wychowanie do czasu wybudzenia jej rodziców i zapewne kilka dni i miesięcy po nim spoczywa na mnie. I muszę temu podołać. Zrobię to choćby nie wiem co, bo Livka.. Ta mała istotka jest dla mnie jak młodsza siostrzyczka. Uwielbiam ją. Z wzajemnością. Tak samo Chester, chłopaki i Jo. Pamiętam, jak niedawno zadzwoniła do mnie z telefonu ojca, żeby mnie niewidzialnie przytulić i powiedzieć, że Chester na pewno się wybudzi. Potakiwałam, że też w to wierzę, że na pewno tak będzie, a kiedy zaśpiewała mi " Leave out all the rest" śmiałam się przez łzy i śpiewałam razem z nią. A teraz? Jesteśmy w tej samej sytuacji. Najważniejsze dla nas osoby leżą w śpiączce, ich życie wisi na bardzo cienkim włosku i nie wiadomo, czy jeszcze kiedykolwiek usłyszymy ich głosy. Westchnęłam biorąc ostatni łyk cieczy z gorącego jeszcze kubka, który po chwili wylądował w zmywarce. Mike powiedział, że ulokował małą w pokoju gościnnym obok mnie. Pewnie zamiast u siebie, będę spała z nią. Nie dlatego, że u mnie praktycznie wszędzie wisi Chester. Po prostu zawsze spałam z Oli, kiedy była u mnie. Podniosłam się z krzesła i ruszyłam na górę do swojego pokoju. Zmierzyłam wzrokiem ściany. - Cześć, Kochanie. - uśmiechnęłam się do jednego z plakatów. Zacisnęłam zęby. - Nie bój się, nie rozpłaczę się, wiem, że tego nie chcesz. Kurwa, gadam z plakatami. Psychol. - mruknęłam do siebie. - Nie patrz tak na mnie no. Nie jestem normalna. - zaczęłam się śmiać. - Dobra, trzeba tu wreszcie posprzątać i się rozpakować. - ruszyłam do łazienki po szmaty i mopy, oraz do kuchni po odkurzacz. Najpierw zajęłam się swoim gniazdkiem. Starannie wytrzepałam dywan, a następnie wyprałam go odkurzaczem. Powycierałam szafę, regał na płyty, nawet płyty. Wyciągnęłam z walizki The Hunting Party i znalazła się obok swojej koleżanki Meteory. Oczywiście została wytarta, choć jej okładka wcale brudna nie była. Widniały na niej autografy chłopaków napisane czarnymi markerami. Uśmiechnęłam się do siebie. Zaścieliłam starannie łóżko i zajęłam się resztą domu. Zgadnijcie, czyj pokój ogarniałam najdłużej? Bingo. Mojego braciszka. Nawet gitarę mu wypolerowałam! Ale się będzie cieszył, że jego siostrzyczka się ogarnęła. Zresztą ja też się cieszę. Gdy posprzątałam hall, który był ostatnim pomieszczeniem w naszym domu zmęczona opadłam na kanapę. Poczułam głód. I to duży. W końcu nie jadłam cały tydzień, nie wiem, jakim cudem nie jestem w szpitalu. Zrobiłam sobie zupkę chińską. Aby coś wrzucić na ząb. Gdy zaczynałam swoją ucztę w salonie oglądając telewizję, usłyszałam wiadomości o moim ukochanym. Obejrzałam nawet wywiad z Phoenix'em. Mówił, że cały czas są przy Chazzie, że jest bez zmian, że najwięcej czasu przy nim spędzam ja, potwierdził informację o naszym związku.... Najlepszym jego zdaniem było : " Linkin Park istnieje i istnieć będzie. Chester się obudzi. Wszyscy w to wierzymy. " Normalnie jakbym mogła, pojechałabym do niego tylko po to, żeby go przytulić. Ledwo powstrzymałam łzy. Po niecałych piętnastu minutach wywiad się skończył i wtedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Wyłączyłam telewizor i postawiłam miskę na stole.
- Nattie! -  wesoły głos małej dziewczynki dotarł do moich uszu. Od razu wstałam i pobiegłam za jego dźwiękiem. Moim oczom ukazała się niewysoka dziewczynka o kasztanowatych długich włosach i brązowych oczach. Miała na sobie czarną skórę, białą bluzę z logiem i nazwą LINKIN PARK na przodzie, która była czarna. Do tego miała czarne rurki i białe conversy.
- Oliwka! Skarbie! - podbiegłam do niej, wzięłam ją na ręce i zaczęłam obcałowywać po twarzy. - Typowy Soldier. - zmierzyłam ją wzrokiem.
- A jak. - powiedziała dumna robiąc znak rock'a. - Jak Chestuś? - zapytała zatroskana. Chestuś. Tylko ona tak mówiła na Chestera. To najczęściej używane przez nią zdrobnienie. Jak mówi, chciała być oryginalna
- Bez zmian. - westchnęłam.
- Rodzice też. - powiedziała wtulając się we mnie i rozpłakała się. - Dlaczego oni? - spojrzała na mnie, jakby ode mnie oczekiwała odpowiedzi.
- Nie wiem, Kochanie. Też tego nie rozumiem. - otarłam jej łezki. Widok zapłakanej sześciolatki rozrywał mi serce, Ale musiałam być silna dla niej. Ona potrzebowała podpory. - Ale wiem, że musimy teraz być silne właśnie dla nich. - wysiliłam się na uśmiech.
- Ja też to wiem, ale to strasznie trudne.. - chlipnęła.
- Wiem Perełko. - przytuliłam ją. - Damy radę. Musimy. - pocałowałam ją w czółko i spojrzałam na JoJo.
- Ja Was zostawiam. - powiedziała Offeman. - Jakby coś daj znać. - uśmiechnęła się lekko, a ja kiwnęłam głową na znak, że rozumiem. - Trzymajcie się. - przytuliła się do nas, a my odwzajemniłyśmy uścisk. Murzynka zniknęła za drzwiami.
- To co robimy? - spojrzałam na małą kruszynkę kurczowo trzymającą się mojego ramienia.
- Idziemy na spacer? - zaproponowała. - Chyba, że boisz się popaprańców z aparatami, jak to mówi Chestuś. - zaśmiała się.
- Ich? - zaśmiałam się. - W życiu. - uśmiechnęłam się. - Idziemy się ubrać. - dałam jej całusa w policzek i poszłyśmy na górę.
Ubranie Natt i Olivki - ubrałyśmy się tak samo. Włosy związałyśmy w koczki i schowałyśmy pod czapkami. Zrobiłam sobie lekki makijaż, założyłam torbę podając małej klucze. Oli zbiegła na dół. Przyjrzałam się chwilę sobie i poszłam jej śladem. Kiedy wyszłyśmy na zewnątrz odebrałam od niej klucze i zamknęłam mieszkanie, po czym schowałam je do torby.
- Może pójdziemy na zakupy? Znając życie Spike ich nie zrobił. - Ol przewróciła oczami śmiejąc się.
- Masz rację. - złapałam ją za rękę. - Co byś zjadła na kolację? - zapytałam, gdy wyszłyśmy za bramę i szłyśmy chodnikiem.
- Ummm... - zastanowiła się. - Może smażony ryż z oliwkami? Ten przepis co Ci kiedyś mama dała. Pamiętasz? - spojrzała na mnie.
- Ten co Mike nie chciał go na początku jeść, a potem zjadł i mówił, że dobre? - zapytałam.
- Nom. - uśmiechnęła się. - Tam trzeba czarne i zielone oliwki hiszpańskie, ryż,marchewkę, cukinię. - wyliczała.
- krewetki, sos sojowy, cytryna, kolendra sól i pieprz. - dokończyłam.
- Plus niezbędne rzeczy do domu typu mleko, chleb, bułki czy masło. - przypomniała.
- No wiem, wiem. Chyba będziemy musiały po Mike'a zadzwonić, żeby po nas przyjechał pod sklep, bo auto sknera zabrał, a moje jest w warsztacie. - przewróciłam oczami.
- Pewnie u Chestera siedzi. - westchnęła.
- Na pewno. Phoenix mi pisał, że byli na próbie i wpadli do niego. - uśmiechnęłam się.
- Próby bez wokalu? Jak oni sobie radzą? - jęknęła Oliwka.
- Tylko grają. Nikt nie śpiewa. - powiedziałam.
- Nawet Spike?
- Powiedział, że bez Chazza gęby nie otworzy. - spojrzałam w dal.
- Smutno mu pewnie, no nie? - ścisnęła moją dłoń.
- Jak nam wszystkim. - westchnęłam.
- Ale musi być dobrze. - młoda obdarzyła mnie uśmiechem.
- Na pewno będzie. - odwzajemniłam gest i weszłyśmy do sklepu. Oliwka wzięła koszyk i zapełniała go wszystkim, co potrzebne do dzisiejszej kolacji, po drodze ja zgarniałam produkty, które są niezbędne w domu. Rozglądałam się właśnie za ładnymi jabłkami, za którymi Oliwka, ja i Spike przepadamy, gdy nagle usłyszałam donośny głos dziewczynki.
- Natt! Nathalie, chodź tu! Szybko. - zawołała mnie. Zgarnęłam najładniejsze jabłka jakie znalazłam i szybkim krokiem ruszyłam w stronę stoiska z gazetami. Po chwili trzymałam w ręku najnowszy numer " BRAVO ".
CHESTER BENNINGTON UMIERAJĄCY. - przeczytałam wielki tytuł na pierwszej stronie. Pod nim widniało zdjęcie Chestera na szpitalnym łóżku. Jakim prawem do jasnej cholery oni weszli do jego sali!? Zabiję skurwieli. Zdepczę glizdy i spalę je w ognisku! Wrzuciłam gazetę do koszyka.
- Oliwia. Wracamy do domu. - powiedziałam.
- Nattie, Chazzy na prawdę umrze? - zapytała, a po jej policzkach spłynęły łzy. No kurwa. Biedne dziecko teraz płacze przez jakieś plotki!!! Przez jakąś farsę medialną. Kucnęłam przy niej.
- Nie. Chester nie umrze. - powiedziałam patrząc jej w brązowe, zaszklone tęczówki. - Jutro możemy do niego pójść, chcesz? - zapytałam ocierając jej łzy.
- Taak! - wykrzyknęła zadowolona i rzuciła mi się na szyję. - Muszę mu wszystko powiedzieć jak te obrzydliwe pismaki kłamią. - oburzyła się. - Myślisz, że usłyszy? - zapytała z nadzieją.
- Na pewno. - pocałowałam ją w czoło. - Trzeba zadzwonić do Mike'a i chłopaków. Pokażemy im to. - powiedziałam.
- Oni jeszcze coś tam na pewno napisali. - Oliv przewróciła oczami.
- Poczytamy sobie te bzdety, ale w domu. - uniosłam kącik ust ku górze. - Teraz dzwonimy do Spike'a. - wyjęłam telefon i wykręciłam numer do brata. Po kilku sygnałach usłyszałam jego głos.
- Co jest, siorka? - zapytał.
- Gdzie jesteś? - oparłam się o wózek.
- No już jadę do domku, a co?
- To podjedź pod supermarket. Byłyśmy z młodą na zakupach. Poza tym mam newsa. Daj znać chłopakom, żeby przyjechali.
- Co się stało?
- To nie na telefon.
- Coś poważnego? - zdenerwował się lekko.
- Tak, ale mówię Ci, że to nie jest na mobila. Dawaj szybko po nas. - powiedziałam i nie czekając na odpowiedź rozłączyłam się, po czym wrzuciłam telefon do torby.
- Jestem na nich taka wściekła, że szok. - Oliwia chodziła w tą i z powrotem.
- Ja też. - mruknęłam. - Załatwimy to. Już nie mogę się doczekać, aż Chester się obudzi i zamknie im ryje.
- On będzie potrzebował odpoczynku.
- Wiem Skarbie. Coraz częściej się zastanawiam, czy Mike nie miał racji. - usiadłam na ławce.
- Z czym? - usiadła obok mnie.
- Z tym, że powinniśmy zostać w Londynie. - spojrzałam w dal.
- Ale to i tak by nic nie zmieniło. Wokół Linkin Park zawsze będzie szum. - dziewczynka się do mnie przytuliła.
- Wiem. Ale nowe życie w nowym miejscu by nam się przydało. Mam już dosyć Phoenix. - przewróciłam oczami. - Poza tym tam nie mielibyśmy tylu wrogów co tu. Wręcz przeciwnie. Tam mamy przyjaciół. - uśmiechnęłam się. - Rob, Phoenix, Joe i Brad mają tam dziewczyny.. - dodałam.
- No to może powinniście się na serio przeprowadzić? - brązowe oczy dziewczynki przeszyły mnie na wylot.
- Jak tylko Chester się obudzi i wróci do zdrowia, poruszę z chłopakami ten temat. - obiecałam bardziej sobie, niż jej. Miałam dość życia tutaj.
- A co z grobem Waszych rodziców? - zapytała nagle. No właśnie. O tym nie pomyślałam.
- Nie wiem Kotku. Muszę o tym pogadać z Mike'm. Na pewno nie będziemy ich przenosić. Tu się wychowali, tu żyli. I tutaj zostaną. - uśmiechnęłam się.
Kiedy dziewczynka miała już coś powiedzieć, pod sklep podjechało czarne BMW mojego brata, a po chwili wysiadł z niego Michael.
- Cześć dziewczyny. - pocałował nas obie w policzki. - Powiedz mi, co się stało. - spojrzał na mnie.
- Powiem Ci w domu. - pomogłam mu wpakować zakupy do bagażnika, a po chwili, gdy wszyscy znaleźliśmy się w aucie, Spike ruszył do domu. Byłam tak wściekła, że ledwo się powstrzymałam, żeby nie dać mu tego szmatławca w aucie. Ale mocnym argumentem przemawiającym przeciw mojemu zamiarowi było to, że Mike był gorzej wybuchowy niż ja. A nie miałam zamiaru wylądować obok Chestera. Ech. Problem za problemem. I za co ja mam kochać świat?

Witam z nowym rozdziałem Kochani :**** Przepraszam za opóźnienie, ale teraz często muszę robić za niańkę -,- Lubię dzieci, ale wakacje są do odpoczynku! Matko Boska.... Ugh. Do następnego :*

5 komentarzy:

  1. Czuję, że ten rozdział jest troszkę i mnie szczególnie jeśli chodzi o Chester'a i martwiącą się paczkę. Zachciało mi się płakać, gdy chłopcy robili próby bez wokalu. Pięknie. Weny i do następnego <3 :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama się popłakałam jak to pisałam. Dziękuję bardzo :** Do zoba :)

      Usuń
  2. świetny, przepraszam że tak późno ale nie miałam czasu czytać

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział! Coś dziwnie czuję, że Chester nic nie będzie pamiętał... Nie wiem czemu, ale tak czuję. Obym się myliła, chociaż mogłoby być ciekawie! Trzymaj się kochana :')

    OdpowiedzUsuń