niedziela, 15 czerwca 2014
4. Całe życie z wariatami.
Przez resztę podróży oboje z Chesterem siedzieliśmy w ciszy i tylko co chwila uśmiechaliśmy się do siebie. Nagle bus się zatrzymał. Zakrztusiłam się shake'm, którego po drodze kupił mi Mike w McDonaldzie. Bennington zaczął się śmiać, a ja patrzyłam przez szybę wielkimi oczami.
Hotel
- Co TO jest?! - spojrzałam na Benningtona kompletnie ignorując piski radości mojej przyjaciółki. - Hotelu nie widziałaś? - Chazy'ego rozbawiła moja reakcja.
- Widziałam, ale takie znam jedynie z gazet. - wyszeptałam.
- Teraz będziesz je widywała znacznie częściej. - uśmiechnął się. - Podoba się? - zapytał obejmując mnie w pasie.
- Człowieku, Ty się jeszcze pytasz?! Jest cudowny. - niemal wykrzyczałam. - Jedna doba tutaj kosztuje pewnie fortunę, a co mówić całe trzy miesiące! - pokręciłam głową.
- Nie przesadzaj. - zaśmiał się. - To co, idziemy? - spojrzał na mnie.
- No pewnie. - uśmiechnęłam się i odwróciłam się na pięcie, by ruszyć do busa po walizki.
- A Ty gdzie? - Chazz dusił się ze śmiechu. - Walizki wziął boy hotelowy, czekają na Ciebie w pokoju, Księżniczko. - śmiał się.
- Wybacz Kotku. Masz do czynienia z pustą laską, która się nie zna na luksusach! - krzyknęłam. - Bardzo zabawne, kup sobie popcorn ! - dodałam strzepując włosy na drugie ramię. Odwróciłam się na pięcie i szybkim krokiem ruszyłam w stronę hotelu.
- Nathalie! - słyszałam za sobą krzyki bruneta, ale nawet się nie odwróciłam. Pokazałam mu tylko "fuck you ". tak jak temu pismakowi i weszłam do środka. Byłam tak wściekła, że nie rozejrzałam się nawet. W recepcji dostałam klucze i jakiś frajer w garniaku zaprowadził mnie pod drzwi. - Dzięki. - uśmiechnęłam się delikatnie. Skłonił mi się, jak królowej. Spojrzałam na niego robiąc swoje słynne " aha " i puknęłam się kilkakrotnie w czoło, po czym weszłam do pokoju z trzaskiem zamykając za sobą drzwi. Rozejrzałam się. Przeważał tu brązowy i beżowy. Miałam wejście na balkon, a stamtąd idealny widok na Big Bena. Na wielkim łożu była kartka o treści :
" Rozpakowałam Ci rzeczy i poukładałam w szafie. Nie dziękuj. Tu jest cudownie, prawda? Jestem na spacerze ze Spike'yem. Masz prywatną łazienkę, zaniosłam Ci tam wszystko. Za dwie godziny mamy obiad, przyniosą nam do pokoi. Wieczorem wszyscy całą ekipą mamy iść na spacer. Potem chłopaki mają próbę. Idziemy z nimi, no nie? Kocham Cię Słoneczko. Twoja Jo. "
Uśmiechnęłam się do siebie i odłożyłam kartkę na szafkę. Zdjęłam szpilki. Wyjęłam z szuflady MP4. Włożyłam swoje wielkie słuchawki na uszy i rzuciłam się na łóżko. " Lost In The Echo . " w słuchawkach. Leżę z zamkniętymi oczami i wsłuchuję się pilnie w każde słowo, choć znam piosenkę na pamięć. Czuję się senna, zła, przytłoczona... Powieki stają się ciężkie. Zamykają się. Zasypiam. Nie wiem ile spałam, ale obudził mnie bardzo przyjemny zapach. Powoli otworzyłam oczy. Zobaczyłam przed sobą wielki bukiet róż. Trzymały go wytatuowane dłonie. Po chwili nieśmiało wyłonił się zza niego Chessie. - Przepraszam. - wyszeptał i podał mi bukiet. Skorzystałam z flakonu stojącego na regale. Nalałam do niego wody i włożyłam tam kwiaty. - Wybacz mi, proszę Cię... - Chess patrzył na mnie smutno. - Zachowałem się jak kretyn, dobrze o tym wiem.. - mówił. - Nie zaprzeczę. Poczułam się jak idiotka. - wyznałam. - Będę Cię przepraszał każdego dnia po pięćdziesiąt razy, będę Ci kupował kwiaty, śpiewał piosenki, przynosił śniadanie do łóżka... - wyliczał a ja zaczęłam się śmiać. - Kuszące, ale nie będę Cię męczyła. - powiedziałam przez śmiech. - Czyli wybaczasz? - zapytał łapiąc mnie za dłonie. Kiwnęłam twierdząco głową nie mogąc zapanować nad śmiechem. - Jesteś Kochana, wiesz? - powiedział przytulając mnie. - Nie przesadzaj - pogłaskałam go po plecach. - Mike ma szczęście, że ma taką zajebistą siostrę. - szepnął mi do ucha. - Jemu to powiedz. - uśmiechnęłam się do niego. - Zawsze mówi, że go wkurzam. - prychnęłam. - Bo się nie zna. - stwierdził Chester. Nagle do pokoju wszedł Spike z Jo. - Wszystko słyszałem, Hieno wstrętna. - powiedział patrząc na Chazza. - Pozew rozwodowy już jest w sądzie. - dodał robiąc komicznie poważną minę, niczym dziecko. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. - Czy ja o czymś nie wiem? - spojrzałam na brata i na Benningtona. - Mówiłem Ci, że ona jest kosmitką. - Spike spojrzał na przyjaciela. - Nie czyta newsów. - zrobił dzióbek. Rzuciłam w niego leżącym na łóżku jaśkiem. - Ała, Świnko Chudzinko! - krzyknął i odrzucił. - Jak ja Ci zaraz dam świnię to zaczniesz rapować po japońsku! - zaczęłam się śmiać. - Nie grozi mi to. - przytulił mnie do siebie. - Moja Świnka Chudzinka. - powiedział. - Mój Rapujący Szczurek. - zaczęliśmy chodzić po pokoju przytulając się. - Idziesz z nami na próbę? - zapytał ciągle trzymając mnie w swoich ramionach. - No pewnie, że idę. - uśmiechnęłam się do niego. - To się tu elegantuj, ja porywam Krzykacza na papieroska. - puścił mi oczko i pocałował mnie w czubek nosa. - Nie za dużo szału. - pokiwał palcem. - Jo, pilnuj mi jej tu. - uśmiechnął się do mojej przyjaciółki i złożył pocałunek na jej policzku. - Jasne. - JoJo obdarzyła go szerokim uśmiechem. - A ze mną to się nie pożegnasz? - Chazz zrobił tą swoją minkę. - Chodź tu. - przyciągnęłam go do siebie i przytuliłam mocno. Dałam mu całusa w kącik ust. - Zaraz się widzimy, leć. - puściłam mu oczko. - Na koncercie chcę mieć czad ! - pokiwałam palcem. - To dopiero w piątek - uśmiechnął się. - Ale obiecuję, że na próbie też będzie. - podniósł dwa palce do góry w geście przysięgi. - No ja myślę. - zaśmiałam się. - Do zobaczenia przy aucie, Ślicznotko. - usłyszałam na odchodne. - Pa dziewczyny. - Mike pocałował Jo w policzek, a mnie znów cmoknął w nos. - Złaźcie zaraz. - dodał. - Jasne ! - krzyknęłyśmy i Jo poszła do siebie się przyszykować. Natt
Jo
- Wzięłaś kurtkę? - zapytała Offeman, gdy wyszłam z pokoju. - O ja pierdziele zapomniałabym. - krzyknęłam i wróciłam się po moją skórę. Szybko ją na siebie założyłam i zapięłam. Poprawiłam torebkę, która spadała mi z ramienia i zamknęłam pokój. Nagle rozległy się dźwięki " Until It's Gone. " Wyjęłam telefon z torebki. - Chester. - powiedziałam w stronę zdziwionej przyjaciółki i odebrałam. - My już wychodzimy z hotelu, stało się coś? - zapytałam wesoło. - Nie ruszajcie się stamtąd, zaraz po Was przyjdziemy. Wyczaiłem pismaków, musimy się wydostać tylnym wyjściem. - mówił. - Zajebiście kurwa ! - krzyknęłam. - Ruszajcie się. - powiedziałam i rozłączyłam się. Wrzuciłam telefon do torebki. Od razu wyjęłam z niej paczkę fajek. Oparłam się o ścianę, wyjęłam jedną i odpaliłam. - Coś się stało? - zapytała JoJo podchodząc do mnie. - To się stało, że te hieny z " Bravo " są już pod hotelem. - zaciągnęłam się i po dłuższej chwili wypuściłam dym z ust. - Ja tam zaraz pójdę i im łby poupierdalam do kurwy nędzy ja chcę spokoju! - krzyknęłam. - To takie trudne do zrozumienia?! - obsunęłam się na podłogę. W tej samej chwili w holu pojawili się Chester i Michael. - Ej, siostra... - Mike od razu do mnie podszedł i kucnął przy mnie. - Będzie dobrze. - podniósł mnie z ziemi. - Jasne kurwa, a krowy latają! - darłam się. - Ty nawet własnego kumpla przytulić nie możesz, bo zaraz na pedała wychodzisz! To normalne raczej nie jest, nie uważasz?! - znów zaciągnęłam się fajką. - Nie pal już. - Brat próbował zabrać mi papierosa, ale cofnęłam się. - Będę palić, jestem wkurwiona! - krzyknęłam. - Mnie to już dobija, rozumiesz to? I nie tylko mnie ! - spojrzałam w stronę Chestera. Miał na sobie biały T- shirt z nazwą zespołu, czarną skórę, jeansy i adidasy. - Ale poruszymy ten temat później, teraz trzeba się dostać na próbę. - powiedziałam. - Chesterek, jakiś plan? - uśmiechnęłam się w stronę przyjaciela. - Gdzie w ogóle jest reszta?! - rozejrzałam się. - Czekają na nas w aucie. Chodźcie już. - Chester pociągnął mnie za rękę. Szliśmy chwilę przez jakiś korytarz. Rozejrzałam się. Za nami biegli JoJo i Mike. Po chwili skręciliśmy w prawo. Kolejny korytarz. Kolejny i kolejny. W końcu dotarliśmy do wielkich szklanych drzwi, które jakiś facet nam otworzył. Bennington kiwnął głową w podziękowaniu i wyszliśmy na zewnątrz. - Zapłaciłeś mu? - spojrzałam na bruneta.
- Ważne, że jakoś dostaniemy się na próbę. - uśmiechnął się do mnie lekko. - Wsiadajcie, zanim ktoś nas zobaczy. - Chazz nerwowo rozejrzał się wokół i wszyscy wsiedliśmy do wynajętego przez chłopaków czarnego BMW. Kierował Loczek. Ruszył z piskiem opon.
- Owca, nie szarżuj. - wywarczałam. - Jak nas usłyszą to będzie Twoja wina. - powiedziałam.
- Spokojnie, Wampek. Będzie dobrze. - usłyszałam w odpowiedzi. Westchnęłam i przytuliłam się do Chazza.
- Ja też mam już dość. - wyszeptał Beniuś w moje włosy.
- Wiem, Chazy. Wiem. - westchnęłam i zaczęłam głaskać go po wytatuowanej dłoni.
- Mam ochotę się wyżyć. - szepnął mi do ucha. Bez zawahania wyjęłam telefon. Włączyłam " Victimized " na fulla. Oparłam się bardziej o Chestera i zamknęłam oczy. Bennington zaczął uderzać pięścią o siedzenie pasażera, na którym siedział Rob.
- Ej, nie tak mocno ! - Bourdon odwrócił twarz w naszą stronę.
- Robby, błagam Cię. - szepnęłam nie otwierając oczu. - Zrób coś dla mnie i zatkaj buzię, okej? - dodałam szeptem i dalej błądziłam dłonią po ręce Chazzy'ego, żeby go jakoś uspokoić.
- Dobra, ale robię to z sympatii do Ciebie, Wampirku. - powiedział cicho Rob. - Dziękuję Słoneczko. - uśmiechnęłam się do niego. - Nie słódźcie sobie tak, bo cukrzycy dostanę. - Joe cicho chichotał zajadając żelki. - Cukrzycy to Ty dostaniesz od słodyczy, Mr Hahn. - Mike uśmiechnął się do niego pobłażliwie.
- Spike, zatkaj się, bo jak zaraz tam do Ciebie przyjdę, to zobaczysz Big Bena z lotu ptaka. - Hahn rzucił żelkiem w stronę mojego brata. - Cytrynka. - zaśmiał się.
- Dzięki. - Spike włożył sobie żelka do ust.
- Widzisz? Sam to wpierdalasz, a się Joe'go czepiasz. - prychnęłam i usiadłam między Chesterem, a Hahn'em.
- Proszę Królewno. - Joe wysunął w moją stronę paczkę niezawodnych Haribo. Poczęstowałam się jednym. - Pomoże na stres. - uśmiechnął się.
- Obyś miał rację. - odwzajemniłam uśmiech wkładając żelka do ust. Usiadłam sobie między nogami Chestera, a jego dłonie położyłam sobie na swoim brzuchu. - Zaśpiewaj mi coś. - powiedziałam cicho.
- Gołąbki, opanujcie się z czułościami przy ludziach ! Bennington, sio z łapami od mojej siostry. - Mike'a nie opuszczał dobry humor.
- Joe, Skarbie, masz jeszcze żelusie? - zapytałam. - No pewnie. - Hahn wyciągnął paczkę w moją stronę. Wzięłam całą garść i włożyłam do ust braciszkowi. - Shut up. - wsunęłam włosy za ucho.
- Ty jeszteś nenormana . - mój brat zaczął mamrolić z pełną buzią.
- Skarbie, nie mów z pełną buzią, udławisz się. - powiedziałam z przesadzoną słodyczą w głosie. - Co ja zrobię bez takiego cudownego brata.... - udałam, że załamuję ręce. - A my bez takiego drugiego wokalisty. Kto mi będzie tak pięknie rapował.. - Chess się dołączył. Wszyscy, oprócz Minody zaczęli się śmiać. Mike'uś już szykował jakąś cudowną ripostę, ale na jego nieszczęście dotarliśmy pod studio. - Wysiadka ludzie, czas dać czadu. - krzyk Brada doszedł błyskawicznie do moich uszu. Wszyscy posłusznie opuściliśmy auto. Delly otworzył studio i weszliśmy do środka. Ogarnęła nas ciemność. Szybko jednak znalazłam włącznik światła.
- I stała się światłość. - powiedział Shi uroczystym tonem obejmując mnie od tyłu i podnosząc do góry. Ach ten mój brat..
- Postaw mnie, Lamo. - pisnęłam.
- Tak bez buziaka? - spojrzał na mnie. - Ani myślę. Albo nie. Mam lepszy pomysł. Idź do swojego męża. - podał mnie Chesterowi.
- To nie jest mój mąż. - powiedziałam. - Chester, bądź człowiekiem. - spojrzałam na Benningtona
. - Dobrze, ale jak dostanę buziaka. - Chazzy uśmiechał się cwanie robiąc dzióbek w moją stronę
. - CAŁUJ, CAŁUJ CAŁUJ ! - chłopaki wraz z JoJo zaczęli się drzeć.
- Mordy, Szczyle. - śmiałam się i dałam buziaka w usta Chesterowi. W tym momencie Bradzio zrobił nam zdjęcie ! Zabiję Hienę, ale to po próbie.
- Zaczynamy " From the inside. " - zarządził Bennio i rozległa się znana mi melodia. Zaczynał Chaz, potem dołączył do niego Mike i tak minęła cała piosenka. Potem przyszedł czas na " Until it's gone ". Zaczęłam śpiewać. Chester nie przerywając refrenu pociągnął mnie do nich. Do końca śpiewałam z nim całą piosenkę. Musieliśmy siedzieć w studio aż do wieczora. Cała " Meteora " została przećwiczona do perfekcji. Chłopaki dadzą czadu na tym charytatywnym koncercie w niedzielę. Linkin Park i One Direction na rzecz fundacji wspierającej dzieci chore na raka. Podobno ma też być jakiś mecz w siatkówkę.
- Kochani, czas uciekać. - Joe uśmiechnął się do nas ukazując swoje ząbki. - Jestem padnięty, nie wiem, jak Wy. - westchnął.
- Ja też padam na ryj. - Phoenix oparł się o ścianę.
- No to czas wracać do hotelu. - Mike zgasił światło i wyszliśmy z budynku. Wsiedliśmy do auta. Tym razem kierował Chazz, więc usiadłam z przodu. Chłopaki i Jo jak zwykle zaczęli odwalać. Spojrzałam na Chestera.
- Całe życie z wariatami. - westchnął i zaczął się śmiać nie spuszczając wzroku z oświetlonych ulic Londynu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
zajebisty! czekam na next'a.
OdpowiedzUsuńFajnie, ja bym tylko podkręciła scenkę z Nat i Chazem, ale to taki szczegół z mojej strony. Weny i czekam na kolejne :D
OdpowiedzUsuńPodziel się ze mną swoimi pomysłami :) Opinie czytelników są dla mnie mega ważne. Może w którymś rozdziale wykorzystam Twoje sugestie, kto wie :)
UsuńJutro :)
OdpowiedzUsuńboski rozdział! ONE DIRECTION? SIATA? czekam na następny/ Karolina
OdpowiedzUsuńDobry i raczej oryginalny pomysł z linkami do zdjęć przedstawiających hotel/wygląd dziewczyn itp.
OdpowiedzUsuńDZIĘKUJĘ :*
Usuń