~ Perspektywa Chestera~
W nocy nie mogłem zasnąć przez tą całą jatkę z Natt i Talindą. W uszach wciąż brzmiały mi słowa siostry Mike'a...
~Retrospekcja~
- Ja go Kocham za serce, a nie za portfel, głupia dziwko! To jej
spojrzenie. Pełne bólu... Rezygnacji? Nim zdążyłem je rozszyfrować,
dziewczyna odwróciła wzrok szybko wiążąc swoje tenisówki i zaczęła biec
naprzód. Spojrzałem w stronę Talindy, która wyszła z wody krzycząc w
moją stronę coś, co do mnie w ogóle nie docierało. Wydawało mi się,
jakby jedynie poruszała ustami.
- Nienawidzę Cię!! - warknąłem
prosto w jej twarz i szybko ruszyłem w kierunku hotelu. Byłem pewien,
że ją tam znajdę. Gdy znalazłem się na miejscu szybko wbiegłem do
budynku. Wpadłem na Phoenix'a.
- Cześć stary! - krzyknął i zmierzył mnie wzrokiem. - A coś Ty się kąpał w ciuchach? - zaczął się śmiać.
- Nie Twój interes. - warknąłem. - Widziałeś Nathalie? - zapytałem od razu.
- Nie. - odpowiedział. - Stało się coś? - uniósł zaciekawiony brew. Nie
odpowiedziałem. Wyminąłem go i ruszyłem dalej. - Chester!! Co się
stało?! - słyszałem za sobą krzyk przyjaciela. Zignorowałem to. Biegłem
dalej przez hol. Znów na kogoś wpadłem. Spike. Wychodził z jej pokoju.
- Stary, co z nią?! - krzyknąłem w jego stronę.
- Niedawno zasnęła. - szepnął Shinoda. - Cały czas płakała. W kółko
powtarzała. " Chester, Talinda, ja nie mogę im stać na drodze.. " -
zacytował. - O co chodzi, Chaz? Wyjaśnij mi to. - powiedział ciągnąc
mnie do swojego pokoju. Usiedliśmy obaj na jego łóżku. Spike'y cały czas
świdrował mnie wzrokiem. - Mów! Skrzywdziłeś ją!? - wstał. Dla Michaela
Natt była najważniejszą osobą. Zabiłby mnie za nią. Wybiłby cały
zespół, gdyby się okazało, że przez nas płakała. Nie mieliśmy prawa z
nią konkurować o jego uwagę.
- Pojebało Cię człowieku!? - oburzyłem
się. - Ja ją Kocham do chuja! - krzyknąłem. To była prawda. Kochałem tą
dziewczynę jak nikogo innego na świecie.
- Co? - Shi patrzył mi w oczy. - Czy Ty wiesz, co Ty teraz powiedziałeś? - zapytał.
- Powiedziałem, że Kocham Twoją siostrę. - schowałem twarz w dłoniach. - Kocham ją Mike. - szepnąłem.
- Chester, no nareszcie człowieku!! - Mike zaczął się śmiać i mnie przytulać. - Nareszcie! - krzyczał.-
- Mike, uspokój się. - odsunąłem się. - No już, przestań! - sam zacząłem się śmiać.
- Dobra, dobra, już jestem spokojny. Dlaczego ona płakała? - zapytał Spike'y.
- No bo byliśmy na London Eye. Potem poszliśmy nad Tamizę. Zaczęliśmy świrować i... - urwałem.
- No i!? - krzyknął zniecierpliwiony Michi.
- I pocałowałem ją. - spojrzałem mu w oczy.
- Co zrobiłeś?! - mój przyjaciel wyraził swoje zdziwienie tak głośno, że aż zatkałem uszy.
- No słyszałeś przecież. Pocałowałem ją. - opadłem na łóżko kumpla.
- Nie powiesz mi chyba, że płakała dwie godziny w moją bluzę tylko
dlatego, że ją pocałowałeś, Bennington. - przyjaciel ciągle świdrował
mnie wzrokiem. - Musiało się coś stać. - powiedział.
- I stało. - westchnąłem. - Talinda. - spojrzałem na niego.
- WHAT?! Co Ty pierdolisz?! - Michael schował twarz w dłonie. - Co ta dziunia tu robi? - zacisnął dłonie w pięści.
- Też się jej o to pytałem. - osunąłem się na podłogę podsuwając kolana pod brodę.
- I? Powiedziała Ci? - Shi usiadł obok.
- Niewiele. Ponoć z kimś tu przyjechała. - oparłem dłoń na czole.
- Coś mi tu śmierdzi. - przyznał.
- Mi też. - spojrzałem na niego.
- Myślę, że powinniśmy pogadać z chłopakami. - stwierdził Spike's.
- Boję się reakcji Phoenix'a. On jej nienawidził. - westchnąłem.
- Żaden z nas jej nie trawił. - Mike lekko się skrzywił. - Z każdym
miała na pieńku. - dodał. - Pamiętasz, jak wyzwała Joe'go od pulpetów, a
on jej pojechał od tlenionych materialistek?
- Weź mi nie przypominaj. - machnąłem ręką. - Potem przez dwa tygodnie się nie widywaliśmy. - mruknąłem.
- Zajebisty okres. - Spike uśmiechnął się do siebie. Ciągłe imprezki i
odpały. - wspominał. - Ach te czasy. Wywalanie jej drogich odżywek do
klozetu.. - chichotał.
- Stary, to byłeś Ty? - spojrzałem na niego.
- Nie do końca. Pomysł Brada, ja tylko wykonywałem. - zaczął się śmiać.
- Jesteście nienormalni. - szturchnąłem go w ramię wtórując mu
śmiechem. Pomysły mieli iście szatańskie, to im trzeba było przyznać.
Nigdy nie zapomnę reakcji Talindy. Zaczęła rozpaczliwie wrzeszczeć, aż
się echo rozchodziło. Darła się na mnie, a ja najzwyczajniej w świecie
włożyłem słuchawki w uszy. Widząc moje zachowanie Talinda rozpłakała się
ze złości i poszła do swojej równie niedorozwiniętej przyjaciółeczki Suzan. Obie myślały tylko o spa i zakupach. Ja miałem szczęście -
byłem z nią jedynie na relacji chłopak - dziewczyna. Niestety partner Suz, Steven założył jej obrączkę na palec i do dzisiaj siedzi pod
jej drogim pantoflem. Kretyn. Ja na szczęście się uwolniłem. Niestety
mam wrażenie, że nie na długo.
- Tylko walczyliśmy o przyjaciela. - Spike objął mnie ramieniem.
- I wygraliście. - uśmiechnąłem się. - Teoretycznie. - dodałem zaraz przewracając oczami.
- Chester.. Ja znam Nathalie od dziecka. Będzie wojna. - Mike
uśmiechnął się cwanie. - I ja już z góry wiem, kto wygra. - zachichotał.
- Mi się wydaje, że ona po tym wszystkim zrezygnuje ze wszystkiego. Z naszej przyjaźni. - żaliłem się.
- Chyba Cię pogrzało. Jeśli mojej siostrze na czymś zależy, walczy do
końca. Jak wszyscy z rodu Shinodów, uwierz w to. - Spike'owi uśmiech nie
schodził z tej jego mordki.
- A jeśli się mylisz? - wyszeptałem cicho. Bałem się tych słów. Bałem się odejścia Natt.
- Chaz do cholery jasnej weź się w garść! Krzyk w tej bandzie to nie
moja działka, ale chyba muszę zacząć używać swoich strun głosowych w
innych celach niż rapowanie! - krzyknął Shinoda wstając. On krzyknął.
Podniósł głos. U niego to była nowość. Oj chyba nie znałem Mike'a.
Patrzyłem na niego wielkimi oczami. - Z Ciebie taki cieć się zrobił po
tej całej Talindzie, czy jak?! Nie no szlak mnie zaraz jasny trafi! Co
ona z Tobą zrobiła?! Co ta sylikonowa Barbie zrobiła z naszym Chazzem?! -
darł się. Jego głośną przemowę przerwało nagłe pojawienie się
chłopaków.
- Co tu się dzieje? - zapytał wesoło Phoenix. - Czyżby zamiana ról? - zażartował patrząc na nas obu.
- Zamknąć dupy i siadać! - Spike na prawdę bardzo wczuł się w rolę.
Powstrzymałem się od śmiechu. Prychnąłem tylko. Shi spojrzał na mnie,
jakby chciał mnie zabić.
- Już już, tylko się nie drzyj. - powiedział rozbawiony Brad. - Bo zaczynam się bać. - dodał siadając.
- Bać to Ty się zaczniesz, jak nie zamkniesz tej swojej buzi! - warknął wściekły Spike'y.
- Spokojnie. - Joe jak zwykle próbował nas uspokoić. - O co chodzi, Mike? - zapytał patrząc na brata Nattie.
- Czasami wydajesz mi się jedynym normalnym w tym towarzystwie. - Shi
poklepał Hahn'a po ramieniu. - Mamy problem chłopaki. - usiadł na łóżku i
spojrzał na mnie. - Mów. - wywarczał.
- Talinda tu jest. - spojrzałem na przyjaciół.
- CO?! - krzyknęli wszyscy chórem, oprócz Mike'a.
- Talinda jest w Londynie. - powiedział spokojnie Spike.
- Ale jakim cudem?! - wybuchł Phoenix. Spodziewałem się po nim takiej reakcji.
- David, spokojnie. - powiedziałem próbując uspokoić kumpla.
- Jakie kurwa spokojnie Chester?! - krzyknął. - Ta zdzira coś knuje, ja
Wam to mówię. - spojrzał na wszystkich. - Z kim ona w ogóle tu
przyjechała?! - spojrzał na mnie oczekując informacji.
- To może od
początku. - zacząłem. Szczegółowe streszczenie całej historii zajęło mi
chyba z dwie godziny. Nie mogłem opanować emocji. Wyznałem wszystko co
mną targało od dłuższego czasu. Poczułem ulgę, a chłopaki nie
przerywali. Po prostu słuchali z poważnymi wyrazami twarzy. Mike czasami
dopowiedział słowo od siebie. Głównie cytował powtarzane przez
zapłakaną Nathalie zdanie. Cierpiała z mojej winy. Wiedziałem, że tak
będzie. Tą refleksją również podzieliłem się z chłopakami. Od razu
wstaliśmy. Zespołowy przytulas był u nas normalką. Nagle do moich uszu
dotarły dźwięki " Given up ". Wstała. Spojrzałem na chłopaków, oni na
mnie. Nie odezwałem się ani słowem. Słuchałem tylko jej śpiewu
zmieszanego z moją radiową wersją.
- Idź tam. - szepnął mi na ucho Robert.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł. - spojrzałem na niego. Niepewność w moich oczach i głosie dało się łatwo dostrzec i wyczuć.
- Bennington, a przyjebał Ci ktoś kiedyś? - Phoenix do mnie podszedł i spojrzał mi w oczy.
- Właśnie?! - krzyknął Spike.
- Shinoda, przestań się drzeć. - Brad zwrócił mu uwagę.
- Do niego inaczej nie dociera. - spojrzał na mnie. - Idź tam, Zjebie
Genetyczny!!! - kumpel wyrzucił swoje decybele prosto w moją twarz. -
Albo Cię tam zaniosę. - dodał ciut spokojniej.
- Ale co ja mam jej powiedzieć? - spojrzałem na nich.
- To, co Ci leży na sercu. - Joe jak zwykle miał dla mnie uśmiech w zanadrzu. Delikatny, ale jednak.
- Nie powiem jej, co do niej czuję. To za szybko moim zdaniem. - westchnąłem.
- Myślisz, że moja siorka jest taka, jak Talinda? Jej nie trzeba nic
literować jak w przedszkolu, ona jest inteligentną i twardą laską. Na
pewno zrozumie, że potrzebujesz czasu. - Shin'y obdarzył mnie szczerym,
szerokim uśmiechem. - Daj jej po prostu pewność, że to, co czujesz jest
szczere. Nie musisz jej dawać co minutę całusów i kwiatów. Przytul ją po
prostu. Pocałuj w czoło, w czubek nosa, pogłaszcz po policzku, zaczesz
jej kosmyk włosa za ucho, spójrz w oczy.. Ona zrozumie. Wszystko. -
poprawił kaptur od bluzy.
- A skąd Ty wiesz, jak ona odbiera takie gesty? - zapytał Dave.
- To moja siostra, debilu. Znam ją jak nikt inny. - powiedział. - Idź, mówię Ci. - poklepał mnie po plecach.
- Dobra, idę. Trzymajcie kciuki. - uśmiechnąłem się do nich i wyszedłem z pokoju Spike'a kierując się prosto do Natt.
~ Perspektywa Nathalie ~
- Jo, ja już mam dosyć.. - od godziny płakałam w ramię mojej
przyjaciółki. - Dlaczego ja zawsze muszę się zakochiwać w kimś, w kim
nie powinnam? - spojrzałam na nią zapłakana.
- Skarbie cii... - Jo
głaskała mnie po głowie. - Skąd wiesz, że Chester czuje jeszcze coś do
tej szmaty? - wsunęła mi kosmyk włosa za ucho.
- Takie rzeczy się
wie, Jo. - szepnęłam. - Nawet nie drgnął, kiedy mówiła, że nie mam z nią
szans... Nawet nic nie powiedział. - po policzkach spływały mi łzy.
- Może był w szoku. - usprawiedliwiała go moja przyjaciółka. - Mike mi mówił, że przybiegł za Tobą, ale spałaś. - powiedziała.
- Może chciał mi powiedzieć, że niepotrzebnie robiłam sobie nadzieję. - wycierałam policzki kolejną chusteczką.
- Ja myślę, że jego intencja była zupełnie inna. - uśmiechnęła się.
- Może się mylisz. - spojrzałam jej w oczy.
- A ja idę o zakład, że to Ty jesteś Myszko w błędzie. - powiedziała nadal się uśmiechając.
- Skąd ta pewność? - zmieniłam pozycję z leżącej na siedzącą i skrzyżowałam nogi.
- Ze mną i z Twoim braciszkiem jest dokładnie tak samo. - zaśmiała się.
- Czuję, że Mike mnie kocha, ale coś mi mówi, że się boi. - uśmiechnęła
się.
- To dlaczego nie zrobisz pierwszego kroku? - zapytałam.
-
Chcę mu dać czas. Wolę, żeby to się rozwinęło na spokojnie, niż potem
miało się rozpaść. - położyła się wygodnie na moim łóżku.
- Myślisz,
że Chester boi się mi wyznać uczucia? - spojrzałam na nią. To mogła być
prawda. Chazzy jest wobec mnie taki czuły, opiekuńczy, rozśmiesza mnie,
czuję się świetnie w jego towarzystwie. I już dwa razy się
pocałowaliśmy. To się na pewno nie wzięło z niczego.
- Tak. -
przyznała. - Tak właśnie myślę. Popatrz na to z jego perspektywy. Dużo
przeszedł. Nałogi, nieudane związki, jeszcze ten szum wokół niego. Kocha
to, co robi, ale chwilami na pewno ma dość, chciałby odetchnąć. -
mówiła. Jej słowa miały sens. Dużo na ten temat rozmawiałam z
Benningtonem. - Myślę, że jak sobie wszystko poukłada, to będziecie
idealną parą. - przytuliła mnie.
- Tobie i Mike'owi też tego życzę. - pocałowałam ją w policzek.
- Oby Twoje i moje marzenie się spełniło. - uśmiechnęła się i zmierzyła
mnie wzrokiem. - A teraz leć się ładnie ogarnij. - powiedziała. - Nie
będziesz siedziała cały dzień w łóżku, chłopaki mają dzisiaj ostatnią
próbę, jutro przecież koncert. - wyszczerzyła się. No tak. Przez ten wir
negatywno - pozytywnych wydarzeń zapomniałam o jutrzejszym koncercie i
niedzielnym meczu.
- Mądra ze mnie Soldierka, pogratulować chłopaki.
- powiedziałam do siebie chichocząc cicho i kucnęłam przy szafie.
Akurat w radiu leciało " Faint". Zaczęłam szaleć.
I can't feel,
The way I did before.
Don't turn your back on me,
I won't be ignored.
Time won't heal,
This dramage anymore.
Don't turn your back on me,
I WON'T BE IGNOOORED!
Śpiewałam .
- O jasna
cholera, basówka Dave'a! - krzyknęłam. Spojrzałam w kąt pokoju. Stał tam
czarny futerał z nazwą zespołu. W środku była gitara. Szybko popędziłam
do łazienki zmyć resztki wcześniejszego make-upu i poprawić go. Ciuchy?
czarne legginsy, granatowa koszulka ze zdjęciem Linkin Park i ich nazwą
na przodzie i białe tenisówki. Rozczesałam włosy i związałam je w
koński ogon. Wzięłam futerał ze sprzętem i założyłam go na ramię po czym
ruszyłam do wyjścia. Otworzyłam drzwi. Wmurowało mnie. Pod ścianą
siedział Chester. Podeszłam do niego.
- Chazzy.. - wymówiłam cicho jego zdrobnione imię. Spojrzał na mnie smutnymi oczami. Kucnęłam przy nim trzymając jego dłonie.
- Nathalie, ja... - zaczął, ale położyłam mu palec na usta.
- Wszystko rozumiem. - uśmiechnęłam się. - Wstawaj, nikt za Ciebie nie
będzie na scenie jutro wrzeszczał, a bez próby ani rusz! - wyciągnęłam
dłoń w jego stronę. Brunet ją ujął i podniosłam go z ziemi. - Muszę
oddać bas Phoenix'owi. - wyjaśniłam, gdy spotkałam się z pytającym
spojrzeniem Benningtona. - Idziesz ze mną? - uśmiechnęłam się do niego.
- Jeśli chcesz. - odwzajemnił mój uśmiech.
- Głupie pytanie. - zaśmiałam się i wzięłam go pod rękę, po czym
ruszyliśmy pod drzwi Phoenix'a. Zapukałam. Gdy Dave nam otworzył,
zmierzył nas wzrokiem i uśmiechnął się szeroko. Chyba się ucieszył
widząc nas razem.
- A, Ty z gitarką? - spojrzał na mnie. Kiwnęłam
twierdząco głową i oddałam mu sprzęt. Nagle niespodziewanie wyszedł za
drzwi i przytulił mnie.
- David, co Ci jest? - zapytałam śmiejąc się i odwzajemniając uścisk.
- Dobrze, że jesteś, wiesz? - spojrzał na mnie.
- I nie zamierzam Was opuszczać, nie martw się. - znów go przytuliłam, tyle, że mocniej.
- A Talinda? Boisz się jej? - zapytał. Roześmiałam się.
- Nie ma kogo. Będę przy Was i ona tego nie zniszczy. Kocham Was. - to
zdanie powiedziałam przy całym zespole. - Kocham Linkin Park i żadna
głupia cizia tego nie zmieni. - powiedziałam. - Bo jesteście tutaj.
Głęboko. - położyłam dłoń na sercu.
- My Ciebie też Kochamy. - powiedzieli chórem. Zaśmiałam się.
- Zespołowy przytulas? - spojrzałam na nich. Nagle Chester złapał jakąś pokojówkę.
- Mam lepszy pomysł. - uśmiechnął się i podał dziewczynie aparat.
Otoczyli mnie, a ja odwróciłam się plecami ukazując napis jaki na nich
widniał. Następne było zespołowy przytulas. Potem Chesterowi odwaliło i
posadził mnie na plecach. Chłopaki i Jo stanęli z jego dwóch stron, a ja
zrobiłam znak rock'a obiema dłońmi unosząc je do góry. Następnie
pocałowałam Benningtona w policzek, a reszta pokazywała na nas palcami
uśmiechając się cwanie. Następnie wszyscy zrobiliśmy miny, jakbyśmy się
darli. Potem Phoenix podał mi swój bas, a ja założyłam go na ramię znów
odwracając się plecami, żeby napis na futerale był widoczny. Pokazałam
do tyłu dwa środkowe palce. Kolejne zdjęcie było takie, że wszyscy się
do siebie przytuliliśmy robiąc buziaki do obiektywu. Następnie oparliśmy
się o ścianę, a Chester położył głowę na moim ramieniu udając, że śpi, a
Brad zrobił mu rogi z palców śmiejąc się do obiektywu. Następnie było
takie, że Chester dawał mi całusa w policzek, a ja uśmiechałam się
szeroko.. Kolejne było z Mike'm. Dawaliśmy sobie buziaka w usta.
Następne było z Bradem. Stanął obok mnie i objął ramieniem szczerząc
się. Potem Dave. Temu odwaliło! Wziął mnie na ręce i przechylił do tyłu.
Zaśmialiśmy się oboje. Kolejne było z Hahnem. Świr wyjął paczkę Haribo,
złapał zębami za jeden koniec paczki. Zaczęłam się śmiać i złapałam za
drugi. Pokazywaliśmy na siebie palcami robiąc zeza. Chłopaki mieli ubaw z
tej fotki. Rob. Ach Rob . Sweet Buziaki do obiektywu zawsze spoko. Po
tej sesji umówiliśmy się przed hotelem, żeby pojechać na ostatnią próbę
przed koncertem. Chaz dał mi aparat, żebym przegrała sobie te fotki, a
potem Mike mu go oddał, żeby każdy z chłopaków mógł je mieć na kompie.
Wstawiłam te zdjęcia od razu na fejsa tworząc nowy album : " Kocham Ich
<3. Anglia 2014. <3 " Poprzypinałam wszystkich uśmiechając się do
siebie. Zamknęłam laptopa i odłożyłam go na miejsce, po czym podeszłam
do szafy, żeby znaleźć sobie coś w miarę luźnego. W końcu zdecydowałam
się na jeansowe rurki, białą bokserkę- tunikę, czarną katanę na wierzch i
czarne conversy. Poszłam do łazienki by wziąć szybki prysznic. Po 10
minutach wyszłam z kabiny, szybko osuszyłam ciało i włosy ręcznikiem .
Pomogłam sobie jeszcze suszarką. Ubrałam się i stanęłam przed lustrem.
Rozczesałam włosy i wyprostowałam je prostownicą. Następnie zajęłam się
delikatnym makijażem. Gdy już byłam gotowa, założyłam okularki na nos,
wzięłam torebkę w której miałam wszystko co mi niezbędne. Dodatkowo
wrzuciłam tam kosmetyki, których niedawno użyłam. Przejrzałam się
jeszcze raz w lustrze.
Ubranie Nattie
- No i to rozumiem. - wysłałam buziaka swojemu odbiciu,
zaśmiałam się i wyszłam z łazienki. Wzięłam skórę i położyłam ją na
torebce w razie, gdyby padało czy coś, wzięłam też swoją czarną czapkę,
którą dostałam od Phoenix'a na urodziny. Na przodzie miała oczywiście
nazwę zespołu. Przejrzałam się jeszcze przed wyjściem w lusterku w "
korytarzu" i opuściłam pokój. Wpadłam na Jo i Mike'a, którzy... Całowali
się! Chrząknęłam. Gdy oderwali się od siebie, wyglądali jak przyłapani
na niedozwolonych rzeczach nastolatkowie. Moja przyjaciółka miała
błękitne rurki, białe conversy i katanę podobną do mojej, ale białą.
Włosy miała związane w koczek, a okulary miała na głowie. Mike miał
białą koszulę i czarną skórę. kawowe rurki i białe adidasy. Włosy miał
na żel, jak zwykle, a okulary trzymał w dłoni.
- My... Ten... - JoJo zaczęła się jąkać.
- Spokojnie. - zaśmiałam się. - Nie musicie się ukrywać. - obdarzyłam ją uśmiechem.
- Ale my nie chcemy rozgłosu. No sama rozumiesz... - Mike spojrzał na mnie błagalnie.
- Rozumiem. A chłopaki? - spojrzałam na niego.
- Im powiem w odpowiedniej chwili. - uśmiechnął się.
- Czyli mam rozumieć, że wiem pierwsza? - wyszczerzyłam się.
- No.. Tak. - Jo się zaśmiała. Spojrzałam na nich. Promienieli. Oni po prostu promienieli, a ja cieszyłam się razem z nimi.
Po chwili z pokoi wyszli chłopcy. Rzuciłam się bez słowa na szyję Chesterowi. Tęskniłam za nim.
- Nattie, a co z Ciebie się taki czepiaczek dzisiaj zrobił? - zapytał Bennington chichocząc cicho.
- Stęskniłam się. - szepnęłam mu do ucha.
- Ja też Kochanie. - odszepnął i pocałował mnie w czoło. Mike tylko się uśmiechnął.
- Taak? - zawiesiłam mu ręce na szyi i spojrzałam głęboko w jego tęczówki.
- Mhm.. - uśmiechnął się. - Nawet nie wiesz, jak bardzo. - dodał
poważniejąc i pocałował mnie w nos. - Maleństwo moje. - spojrzał na mnie
z góry śmiejąc się.
- Bardzo zabawne. - przewróciłam oczami. Tak serio uwielbiałam, gdy mnie tak nazywał. I okazał mi tyle czułości w parę minut.
- Nie złość się, Prosiaczku... - uśmiechnął się słodko.
- Że co?! - zaczęłam go bić torebką. - Zabiję! - krzyknęłam przez
śmiech. Gdy się schylił, żeby uniknąć kolejnego ciosu, wskoczyłam mu na
plecy. - No i takiego wokalistę Linkin Park lubię najbardziej. -
wyszczerzyłam się. - Wio, Benningtonku. - zaśmiałam się.
- Ludzie, ta Soldierka mnie wykończy! - jęczał Chazz.
- Żadna inna tak nie może, zapomniałeś jej to powiedzieć. - Rob się zaśmiał, a ja spojrzałam to na niego, to na Chazza.
- Cicho siedź, Bourdon, bo Ci strzelę. - Chester podsunął mnie bardziej na swoje plecy.
- Ale serio, żadnej fance nie pozwolił wskoczyć sobie na barana? -
zapytałam patrząc na chłopaków. Wszyscy potwierdzili skinieniem głowy.
Poczułam się wyjątkowa. Wtuliłam się bardziej w jego plecy i spojrzałam
na niego zza jego ramienia. Odwrócił głowę robiąc dzióbek. Dałam mu
całusa i zaśmiałam się.
- Na takie coś też żadnej nie pozwala. - powiedział Phoenix. - To podejrzane. - poruszył brwiami.
- Cicho siedź! - warknął Bennington. - Natt nie jest TYLKO Soldierką,
jakbyście nie zauważyli. Ona jest dla mnie kimś dużo ważniejszym. -
powiedział. Przełknęłam ślinę. Spojrzałam na kamienną twarz przyjaciela.
- Chester?? - patrzyłam na niego.
- Nie teraz, Natt. Nie teraz. - uśmiechnął się. Spojrzałam w stronę
Mike'a i Jo. Trzymali się za ręce. Westchnęłam cicho. Chazz spojrzał w
tą samą stronę, a potem na mnie.
- Oni są razem? - zapytał szeptem.
- Dopiero to zauważyłeś? - prychnęłam. - Tak, są parą. - powiedziałam
ostatni raz patrząc na zakochanych. - Chodźcie już na tą próbę. -
krzyknęłam w ich stronę zeskakując z pleców bruneta. Wszyscy bez słowa
ruszyli naprzód. Nie śpieszyło mi się wcale, więc zostałam w tyle.
Wyjęłam słuchawki z torebki i założyłam je na uszy, po czym podłączyłam
sprzęt do MP 4. Leciało akurat " Lying from you, więc zaczęłam sobie
nucić.
( No. no turning back now)
I wanna be pushed aside
So let me go
( No, no turning back now)
Let me take back my life.
I'd rather be all alone
( No turning back now)
Anywhere on my own
Cause I can see
( No, no turning back now)
The very worst part of you
Is me.
Nuciłam, a w moich oczach pojawiły się łzy. Za jakie grzechy?! Chcesz,
żebym poczekała? Poczekam. Choćby do samej śmierci. Szłam powoli ze
spuszczoną głową. Jakoś odechciało mi się iść na tą całą próbę, ale
postanowiłam, że nie zawiodę chłopaków, więc wlokłam się za nimi. Nagle
poczułam na plecach czyjąś dłoń. Przystanęłam i odwróciłam głowę. Dave?!
Wysiliłam się na lekki uśmiech.
- Wszystko będzie dobrze... - objął mnie ramieniem.
- Ale jest dobrze. - skłamałam i uśmiechnęłam się szerzej.
- Nelson, nie okłamuj mnie, błagam Cię. - westchnął.
- Phoenix, serio jest gites! - wykrzyknęłam wesoło i wysiliłam się na jeden z moich mega wyszczerzy.
- Tsa, a ja jestem Św. Mikołaj... - ironia w jego głosie niemal
porażała. - Widzę co się ostatnio dzieje między Tobą, a Chazzem. -
powiedział.
- Jest wszystko tak jak było. - uniosłam jeden kącik ust ku górze.
- Nie kłam, widzę przecież. - spojrzał na mnie. Ech. Przed Farrellem nic się nie ukryje..
- Dobrze widzisz. - westchnęłam. - Nic nie jest tak, jak było. Jest
znacznie gorzej. - zdjęłam okulary, a słone kropelki w moich źrenicach
niemal paliły.
- Ej, chyba nie będziesz płakać? - zapytał i przycisnął mnie do siebie. - Nattie... - gładził mnie po plecach.
- Nie będę płakać, to nie w moim stylu. - uśmiechnęłam się.
- Kochasz go, prawda? - zapytał szeptem patrząc prosto w moje oczy.
- Chestera? - wyszeptałam cicho jego imię.
- No chyba nie mnie. - zaśmiał się. - To znaczy ja nie wątpię, że mnie
też, ale nie w ten sposób. Wiesz, o co mi chodzi. - przycisnął mnie do
siebie bardziej i wlekliśmy się oboje za chłopakami i Jo.
- Tak. Kocham go. I to bardziej, niż sama się po sobie spodziewałam, niestety. - oparłam głowę na jego ramieniu.
- Niestety? Dlaczego niestety? - zapytał Phoenix obserwując uważnie moją twarz. - Zaś coś nawywijał? - zapytał.
- Nie, no skąd. - zaprzeczyłam. - Po prostu trudno go odczytać. - westchnęłam.
- Chodzi Ci o to, że ma dziwne wahania? - uniósł do góry brew.
- Zależy, co masz na myśli. - zagryzłam lekko wargę.
- Chodzi mi o to, że raz zachowuje się tak, a raz inaczej. - wyjaśnił.
- Tak, dokładnie tak właśnie jest. - potwierdziłam.
- Cały Chester. Cały Chester. - Dave przewrócił oczami. - Boi się. - uśmiechnął się pobłażliwie.
- JoJo ma taką samą teorię. Sądzi, że Chaz boi się mi wyznać miłość. - powiedziałam.
- No i ma dziewczyna rację. Bennington dużo przeszedł z tą... Ekhm. - chrząknął. - Wiesz, o kogo mi chodzi. - spojrzał w sufit.
- Nie musisz się męczyć z wymawianiem imienia tej piranii. - uśmiechnęłam się do niego.
- Dziękuję. - odwzajemnił uśmiech. - Nienawidzę jej. Zniszczyła go bardziej niż narkotyki i alkohol. - westchnął ciężko.
- Też tak sądzę. I uwierz mi, że sami nie jesteśmy. - uniosłam jeden kącik ust ku górze.
- Boję się, że ona coś knuje. - wyznał.
- Dałabym sobie rękę uciąć, że masz rację. - powiedziałam. - Ale co? - zapytałam drapiąc się lekko w podbródek.
- W tym właśnie tkwi problem. Nie wiemy. - skrzywił się. - Ale mam
przeczucie, że to ma związek z jutrzejszym koncertem. - spojrzał na
mnie.
- Ej, weź nie kracz, bo zacznę się bać, zamiast cieszyć. - spojrzałam na wyświetlacz telefonu.
- Ja już się boję, że nam spierdoli wszystko, bitch. - warknął.
- Niech tylko spróbuje, a zobaczy. - zacisnęłam pięść.
- Co Ty chcesz zrobić? - zapytał David.
- Zajebię jej w tą wytapetowaną, kocią mordę. - uśmiechnęłam się cwanie.
- A jak wyjdzie na scenę? - pytał.
- To z niej spadnie. - odpowiedziałam.
- A jak pójdzie na backstage?
- To ją zamknę w magazynku z gratami. Tam jest chyba miejsce śmieci, prawda? - zaczesałam włosy za ucho.
- Ty już masz wszystko zaplanowane! - wykrzyknął zadowolony.
- Ciicho. - zaśmiałam się. - Jak się Chester dowie, to będzie mnie pilnował i mi wszystko zniszczy. - zaczęłam się śmiać.
- Mistrzunio kurwa! - wziął mnie na ręce i wyprzedził wszystkich, bo biegliśmy. Chichrałam się jak pojebana.
- Phoenix! Postaw mnie! - śmiałam się.
- Mistrzunio!!! - darł się - Prawdziwa Soldierka! Kocham Cię! - krzyczał.
- Ej, no ja Ciebie też, ale umiem chodzić sama! - krzyczałam przez śmiech.
- Jak to Ci się uda, pożyczę Ci mój bas na cały rok! Albo kupię Ci nowy! - obiecywał.
- Żeby mi się udało, to musisz się zamknąć, Ciołku! - śmiałam się.
- Co ma się udać? - uśmiechnięty Chester nas dogonił.
- NIIC. - powiedzieliśmy oboje z Farrellem uśmiechając się niewinnie.
- Co Wy knujecie? - zapytał Bennington.
- My? Niic.. - Dave spojrzał na mnie powstrzymując śmiech.
- Coś kombinujecie. - Chester próbował przewiercić nas wzrokiem.
- Nie. - uśmiechnęłam się do niego.
- Świry. - brunet machnął ręką i wrócił do gromady.
- Uff.. - zaśmiałam się i przybiłam kumplowi piątkę. Dalej trzymał mnie na rękach. Przeniosłam się na jego plecy.
- Ej, ale będę mógł Ci pomóc? - poruszył zabawnie brwiami.
- Przecież sama w razie czego jej nie uniosę, no nie? - puściłam mu oczko.
- Tego trupa w żabiej skórze? - wybuchł śmiechem. Bez problemu dałabyś radę. - wyszczerzył się.
- Ciicho! - wycedziłam przez zęby uśmiechając się do Chazzy'ego, który na nas patrzył.
- Błagam Cię, pozwól mi zobaczyć jej zakneblowany ryj! - zrobił słodkie oczka.
- Jak się nie zamkniesz, sama się tym zajmę, poza tym nie wiadomo, czy ta interwencja będzie potrzebna. - zaśmiałam się.
- Ale będzie jatka. - zachichotał.
- Jeszcze nie wiadomo. - uśmiechnęłam się.
- Znając życie to będzie. - westchnął.
- Poradzimy sobie. - poklepałam go po ramieniu. Po chwili dotarliśmy na
miejsce. Dave poprawił mi humor. I to bardzo. Zaczęłam się śmiać na
wspomnienie jego słodkich oczek.
Po próbie od razu wróciliśmy do
hotelu. Wzięłam szybki prysznic, założyłam piżamę i wskoczyłam pod
kołderkę. Nagle usłyszałam dźwięk sms'a. Wyjęłam telefon spod poduszki i
spojrzałam na wyświetlacz. Uśmiechnęłam się widząc na nim wielki napis.
Masz wiadomość od : CHAZZY <3
Nacisnęłam OK i pojawiła się treść sms'a.
Słodkich snów, Kochanie :*
Zaśmiałam się cicho i odpisałam
Nawzajem Skarbie :*
Położyłam telefon na miejsce i zasnęłam z nadzieją na lepsze jutro.
Przepraszam, że tak późno. Problemy z netem :/
Rozdział taki aww. ^^ Ta scenka z knuciem przeciwko Tal miód malina nie dziewczyna. No wreszcie coś się dzieję między Nat a Chezzim. Czekam na kolejny i WENY życzę :3
OdpowiedzUsuńPowiem Ci szczerze, że to jest pierwsze opowiadanie z serii FF, które przypadkiem czytam, po raz pierwszy. Piszesz niewiarygodnie wciągająco! Nawet nie zdajesz sobie sprawy, ile razy szczerzyłam się czytając te rozdziały. Ciągnij to dalej, świetnie Ci idzie! Powodzenia :') xx
OdpowiedzUsuńCzekam na dalsze części :)
OdpowiedzUsuńboski ryczałam ze śmiechu czekam na następny rozdział
OdpowiedzUsuńJeszcze bardziej interesujące... Coraz bardziej wciąga.
OdpowiedzUsuń