sobota, 28 czerwca 2014

17. Proszę, nie zostawiaj mnie.

~ Three weeks later ~
Po wygranym meczu i genialnym koncercie przyszedł czas na powrót do Phoenix. Wcale mi się nie chciało wracać. Chłopakom też. Poznali tu swoje miłości. Dave Maryse, Rob Paige, Joe April, a Brad Nicole.
  - Ej, ludzie, po co my mamy  wracać do Stanów? - zapytał Mike, gdy jedliśmy ostatnie śniadanie w luksusowym hotelu, do którego zdążyłam się przywiązać. - Nie możemy tutaj zamieszkać? - spojrzał na nas.
- A dom? Co my z nim zrobimy? - wsunęłam łyżkę z porcją musli do ust.
- Sprzeda się go. - Spike się uśmiechnął. 
- A chłopaki? Ich dobytek? Nie pomieścimy się w jednym domu razem. - przewróciłam oczami.
- A dlaczego by nie? Ty śpisz z Chazzem, ja z Jo, Maryse z Phoenix'em i tak dalej. No chyba na razie nie planujecie powiększenia rodziny, prawda? - poruszył brwiami patrząc na mnie. - No, chyba, że małe Benningtonki są już w drodze. - zaśmiał się.
- Wiesz co, Spike? Lecz się. - puknęłam się w głowę.
- No co? - mój braciszek zrobił minę typu " Co ja takiego powiedziałem? ". - Fajnie by było zostać wujkiem. - uśmiechnął się.
- Po dwóch miesiącach związku już dziecko? Psychiatra się kłania. - Chazy mnie poparł. - Puk puk. - dodał pukając się w czoło.
- Spakowaliście się już? - zapytał nagle Joe, żeby zmienić temat.
- Nom. - uśmiechnęłam się do niego.
- No to teraz tylko trzeba odwieźć autko do wypożyczalni i do busika. - Brad się zaśmiał.
- Będę za Tobą tęskniła, Skarbie. - Nikki się do niego przytuliła.
- Przyjedziesz do mnie kiedyś. - Delson pocałował ukochaną w czoło.
- Ej, a co Wy na to, żeby na wakacje pojechać pod namioty? Czerwiec zmierza ku końcowi, chyba nie zamierzacie siedzieć w domu? - zapytałam.
- Ja zawsze mówiłem, że moja siostra ma łeb na karku! - wykrzyknął Spike. - Widać, że te same geny, no nie? - poruszył brwiami. Przewróciłam oczami i zaczęłam się śmiać.
- No mi by się przydał odpoczynek od tych fleszy, wywiadów.. Tego zgiełku. - westchnął zmęczony Chazzy kładąc mi głowę na ramieniu. Pogłaskałam go.
- Jakaś gitna polanka gdzieś za miastem i balanga. - Joe się rozmarzył. - Ech, pianki pieczone na ognisku. - oblizał się.
- A ten tylko o żarciu - Phoenix położył rękę na czole.
- Oj odczep się od niego, sama bym zszamała takie. - Maryse stanęła w obronie Hahn'a.
- Brak fleszy, pismaków. - Chazz zamknął oczy.
- Psychofanek proszących o moją bieliznę. - Brad oparł się o moje drugie ramię.
- No co Ty, Brad. - spojrzałam na niego. - Miałeś taką sytuację? - zapytałam.
- Baa i to nie raz. - machnął ręką. - Nie chcę o tym gadać. - spojrzał na Nikki i odgarnął jej włosy z twarzy.
- Ładne chociaż były? - Chester powstrzymywał śmiech.
- Chaz. - skarciłam go wzrokiem.
- Już nic nie mówię.. - przewrócił oczami.
- Ja myślę. - zmięłam wargi w wąską linię.
- Wiadomo, że jesteś najpiękniejsza. - wymruczał mi do ucha.
- Pieprzony lizmen. - prychnęłam odwracając wzrok.
- No Natt.. - bawił się moimi włosami.
- Shut up. - warknęłam.
- Słońcee. - wyśpiewał.
- Księżyyyc.. - uśmiechnęłam się.
- I love you. - mruczał.
- I hate you. - spojrzałam na niego.
- Aha, super. - odwrócił głowę ode mnie.
- Taa, zajebiście. - prychnęłam. - Idę zapalić. - rzuciłam w stronę towarzyszy wstając.
- Pierwsza kłótnia. - Mike na mnie spojrzał.
- Spierdalaj. - przeklęłam w jego stronę wychodząc z restauracji. Zaczęłam samodzielnie wynosić swoje walizki i zanosić je do busa, który stał już przed hotelem. Gdy już wszystko poznosiłam, sprawdziłam, czy nic nie zapomniałam. Kiedy okazało się, że mam wszystko usiadłam na swoim siedzeniu, wyjęłam MP 4 z torebki i założyłam słuchawki na uszy. Zasnęłam.
Nagle poczułam, jak ktoś mnie szturcha. Otworzyłam oczy. Obraz był zamglony, więc musiałam je przetrzeć. Ujrzałam nad sobą Mike'a.
- Siostra, my już na lotnisku. - powiedział. - Samolot czeka. - wysunął dłoń w moją stronę. Nic nie mówiąc ujęłam ją i już po krótkiej chwili siedziałam w samolocie podziwiając niebo. Podróż nie była jakąś tam atrakcją. Nie raz latałam samolotami. Poza tym zwykle przesypiałam loty. Na miejscu, już w Phoenix obudził mnie Brad. Wysiadając z samolotu poczułam, jak ktoś mnie łapie za ramię. Odwróciłam głowę.
- Zaś Ty. - burknęłam widząc Sebę. - Czego? - zapytałam oschle.
- Ciebie. - usłyszałam odpowiedź.
- Mnie? Muszę Cię zmartwić Kotku, jestem zajęta. - uśmiechnęłam się do niego fałszywie. - Śpieszę się do domu, jestem zmęczona, więc mnie puść. - szarpnęłam się.
- Co, już lecisz do niego? - zaśmiał się. - No to nie dolecisz. - wyciągnął broń. Przestraszyłam się i to nie na żarty.
- Człowieku odłóż to. - wydukałam. - Co Ty wyprawiasz? - zaczęłam się cofać.
- Nie chcesz być moja, to on też nie będzie Cię miał. - warknął celując we mnie.
- Co tu się dzieje?! - usłyszałam przerażony głos Chazza, który natychmiast zasłonił mnie sobą.
- O, Bennington. Jak dobrze Cię widzieć. - Seba zaśmiał się szyderczo.
- Mi Ciebie nie. - Chazzy był blady, bał się jak ja. Jestem tego pewna.
- Zabrałeś mi wszystko, co najcenniejsze. Teraz za to odpowiesz. - strzelił.
- Niee!!!! - krzyknęłam klękając. Chester upadł mi na ręce. - Chester! Błagam nie! Nie możesz!!! - krzyczałam potrząsając ukochanym. - Obudź się! - wrzeszczałam. Otworzył oczy. - Chester.. - wydukałam płacząc.
- Kocham Cię.. - ostatkiem sił wypowiedział te słowa i znów zamknął oczy.
- Chester proszę Cię... - płakałam trzymając go na rękach. Dopiero teraz zauważyłam, że chłopaki klęczą przy nas. - Chazzy, nie zostawiaj mnie. Już nigdy nie powiem, że Cię nienawidzę. Kocham Cię całym sercem słyszysz?! Obudź się, proszę... -  łkałam. Kiedy ochrona zabierała sprawcę całego zdarzenia spojrzałam mu prosto w oczy.
- Nienawidzę Cię. - wycharczałam. - Jeśli on umrze, zabiję Cię. Rozumiesz?! Zabiję! - krzyknęłam mu w twarz. Już po chwili podbiegło do nas czterech facetów z noszami. Zabrali mi go. Zabrali mi go... Moje życie... On mnie zasłonił. On mnie... Mój Boże. Przez mgłę widziałam, jak Phoenix gada z jakąś lekarką, która po chwili wsiada do karetki i odjeżdża. Poczułam na ramieniu czyjąś dłoń. Odwróciłam się. Mike.
- Błagam Cię. Powiedz mi, że to, co się teraz dzieje, jest tylko koszmarem. - spojrzałam mu w oczy, a po chwili przeniosłam wzrok na swoje zakrwawione ręce. Miałam na nich jego krew. - Mike... - płakałam. Spojrzałam w oczy brata. Były puste. Ukląkł przy mnie, zmył mi krew chusteczką nawilżającą, a po chwili moczyłam mu bluzę łzami.
- Mike, zabierz mnie stąd. Do niego. - wychrypiałam.
- Jesteś tego pewna? - zapytał cicho.
- Zabierz. mnie. stąd. - powiedziałam każde słowo oddzielnie.

~ W szpitalu ~
Siedziałam na szpitalnym krześle obok Spike'a i chłopaków już piątą godzinę. Operują go. Stracił dużo krwi, kula przeleciała obok nerki, płuc i serca. Utknęła między prawym, a lewym płucem. Lekarz powiedział, że ta operacja i najbliższe czterdzieści osiem godzin będą decydujące. Phoenix dał znać Maryse. Miałam już z dwadzieścia parę telefonów od dziewczyn z zapytaniem, jak się trzymam. Przylatują wszystkie jutro. Dobrze, że mam przy sobie chłopaków i JoJo.
- On się musi obudzić do jasnej cholery. - Phoenix nerwowo bawił się swoimi palcami. - Nie może nas tak zostawić. - powiedział.
- To wszystko moja wina. - oparłam się o ścianę zamykając oczy.
- Natt, co Ty pieprzysz?! - Rob złapał mnie za ramiona.
- Gdyby mnie nie zasłonił, byłby teraz z Wami. - łkałam.
- Może i by był z nami, ale jeśli Ciebie by nie było, tak czy siak by sobie zrobił krzywdę. - powiedział Joe pociągając nosem.
- Jeszcze nie daj Boże by wrócił do ćpania. - dodał cicho Mike.
- Ale wyciągnęlibyście go z tego. Znalazłby sobie inną i żyłby dalej. - otarłam łzy.
- Nelson, Ciebie chyba coś pierdolnęło. - Phoenix przede mną kucnął. - Bennington Cię Kocha. I to nie tak jak Talindę, czy Samanthę. Bardziej. Dużo dużo bardziej. - spojrzał mi w oczy.
- Właśnie mi to udowodnił. - spojrzałam w stronę drzwi z wielkim czerwonym napisem BLOK OPERACYJNY.
- Musisz być teraz silna. A Chazz się obudzi zobaczysz. - wysilił się na uśmiech.
- Sam się boisz, więc po chuja jasnego mnie pocieszasz? Nic nie gadaj, tylko mnie przytul. - powiedziałam i przytuliłam się do niego.
- Masz rację. Jestem pojebany. Wszyscy się boimy. Co dalej? - spojrzał na wszystkich. - Co dalej z Linkin Park? - zapytał szeptem.
- To nie może być koniec. - Mike zacisnął zęby.
- On się musi obudzić. - Rob mnie objął.
On się musi obudzić. Po prostu musi. Nie ma innej opcji.
No i mamy nowy rozdział Kochani <3 W życiu nie zawsze jest kolorowo....

5 komentarzy:

  1. Smutki :( Tyko żeby Chaz nie zginął. Nat mi się trzymać i Ty też :) WENY I DO NASTĘPNEGO <3 :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No smutno smutno. No będzie się jakoś trzymała, to silna babka, a ze mną to różnie bywa, heh :) Do zobaczenia Myszko :*

      Usuń
  2. Weny, weny i jeszcze raz weny!! Jak Chester zginie to zadźgam tępą łyżką, od kopę, przywrócę do życia i zabiję tym samym sposobem i znów za kopę (to tylko tak na żarty nie żeby coś). Trzymaj się i dodawaj szybko <3 do zobaczenia :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahahhahahha :D Mam się bać? :O x D Oczywiście wiem, że żartujesz :) Opóźnienia małe są, ale rozdzialik już jest :3

      Usuń