środa, 25 czerwca 2014

15. Moja definicja szczęścia.

Obudziły mnie pierwsze promienie słońca padające na moją twarz. Otworzyłam oczy i spojrzałam na śpiącego obok Chestera. Miał taki spokojny wyraz twarzy. Wzięłam z szafki telefon i zrobiłam mu zdjęcie. Mruknął coś pod nosem. Nie obudziło go to. Musnęłam delikatnie jeden z tatuaży widniejący na jego ramieniu i delikatnie wyswobodziłam się z obejmujących mnie silnych ramion. Założyłam jego koszulę i wyszłam na balkon. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to, że wczoraj kochałam się z Chesterem. Z TYM Chesterem. Ciągle nie dociera do mnie to, że z nim jestem. Że jest mój. Że dzisiaj idę z nim na mecz charytatywny nie tylko jako siostra jego przyjaciela, ale również, jako jego dziewczyna. Udało mi się.
- O czym myślisz? - usłyszałam cichy szept przy uchu. Po chwili poczułam ciepłą dłoń pod koszulką, która bezkarnie błądziła sobie po moim ciele. Dostałam gęsiej skórki przypominając sobie, jak te dłonie dotykały mnie wczoraj.
- O Tobie. - powiedziałam uśmiechając się, gdy stanął przede mną bez koszulki w samych bokserkach i usiadł sobie na parapecie okna.
- Taak? - przyciągnął mnie do siebie tak, że wylądowałam na jego kolanach stopy sadowiąc na parapecie. - I co wymyśliłaś? - zapytał dając mi soczystego całusa na dzień dobry.
- Dopiero teraz sobie uświadomiłam, że Chester Bennington z plakatów w moim pokoju spędził ze mną noc i jest moim chłopakiem. - wyznałam patrząc mu w oczy.
- Oj Nattie Nattie. - rozbawiłam go tym wyznaniem.
- Co Cię tak bawi? - założyłam ręce na biuście.
- To nie sen. Ja, Chester Bennington, wokalista zespołu Linkin Park, który ubóstwiasz już od kilku ładnych lat i którego jednym z członków jest Twój rodzony brat Michael Kenji Shinoda, Kocham Cię do szaleństwa. - śmiał się.
- Bardzo zabawne. - przewróciłam oczami i rzuciłam się na łóżko włączając radio. Akurat leciało " Faint. " . Wsunęłam dłonie pod głowę. - Teraz możesz się śmiać. - zamknęłam oczy ruszając lekko głową w rytm muzyki.
- Don't turning back on me. I won't be ignored. - wykrzyczał Bennington patrząc na mnie.
- Co Ty tam bełkoczesz? - zapytałam marszcząc brwi i patrząc na niego. Ledwo powstrzymałam śmiech.
- Ja bełkoczę? O Ty... Pożałujesz. - wyłączył radio i zmierzał do mnie z groźnym wyrazem twarzy.
- Czego, Skarbie? - uśmiechnęłam się do niego uwodzicielsko.
- Tego, że powiedziałaś, że bełkoczę. - udał urażonego.
- Jak dziecko. - pociągnęłam go na siebie. - Duże dziecko o boskim głosie. - wymruczałam.
- Tylko głosie? - zapytał robiąc mi malinkę na szyi.
- A czy ja powiedziałam, że tylko? - uniosłam do góry brew patrząc uważnie w brązowe tęczówki ukochanego. - Dawaj tą szyję. - zaśmiałam się i zrobiłam mu dwie.
- Ej, co ja teraz powiem fankom, jak zechcą się do mnie przytulić? - zapytał. Pacnęłam go poduszką. - Ała! - jęknął. - Za co? - zrobił maślane oczka.
- Ty już dobrze wiesz, za co, Bennington. - przewróciłam oczami.
- Zazdrosna Kocica? - zamruczał mi do ucha i zaczął mnie cmokać w usta. Zaczęłam odwzajemniać jego pocałunki.
- Nie jestem zazdrosna. - uśmiechnęłam się do niego.
- No, ale co ja im powiem? - droczył się ze mną.
- Powiesz, że masz dziewczynę, która trenuje Kung- fu, Judo i  Karate . I chodzi na boks, i strzelnice. Możesz jeszcze nadmienić, że bardzo nie lubi, jak się liże do jej chłopaka. - powiedziałam. - Aha i że w razie ewentualnej niewierności jej brat powybija Ci Twoje cudowne ząbki, w których są tak zakochane. - dodałam unosząc jeden kącik ust ku górze.
- Jesteś zazdrosna. - stwierdził.
- Nie jestem. - zaprzeczyłam.
- Jesteś. - trwał przy swoim.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
- Nie. - nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ zadzwonił mój telefon. Wzięłam go z szafki i spojrzałam na wyświetlacz. Mike. Nie byłam już dawno na niego zła. Miałam zamiar się z nim pogodzić. Tęskniłam za jego uściskami i całusami. Za jego " Kocham Cię Siostra ", za zajebistymi tekstami.. W końcu to mój brat. Kocham go i to nie ulegnie nigdy zmianie. Odebrałam.
- Mike'uś? - zaśmiałam się. - Cześć Braciszku. - zawołałam wesoło. - Coś się stało?
- Nattiś! Robaczku, myślałem, że nie odbierzesz. - usłyszałam wesoły głos.
- Dlaczego bym miała nie odebrać? - zapytałam. - Nie jestem już zła. - dodałam. - No to o co chodzi? - ponowiłam pytanie.
- Słuchaj, co byś powiedziała na trening przed meczem? - zapytał wesoło Shi.
- No ja jestem za, porozmawiam z Chesterkiem, ale myślę, że się zgodzi. - uśmiechnęłam się.
- Jak Ty z nim pogadasz to na stówę będzie za. - wybuchł śmiechem.
- Dziękuję, że we mnie wierzysz. - uśmiechnęłam się.
- Widzimy się zaraz na śniadaniu, prawda? - zapytał.
- Jasne. - odpowiedziałam.
- Lovki. - usłyszałam cmokanie.
- Me too. - odwzajemniałam śmiejąc się.
- My też możemy liczyć na cmoka od Soldierki? - usłyszałam głosy chłopaków.
- Jasne. Daj im telefon. - zaśmiałam się. - MUA MUA MUA MUA. - cztery cmoksy. - Kocham Was. - zaśmiałam się.
- Którego z naszej szóstki najbardziej? - pytanie od Hahn'a.
- Nawet nie pytaj, wiadomo, że Benningtona. - usłyszałam odpowiedź Rob'a. Zaczęłam się śmiać patrząc na mojego ukochanego, który już zdążył się ubrać.
- Masz odpowiedź. - zwróciłam się do Joe'go rozbawiona.
- Osz Ty, a ja dla Ciebie miałem Haribo! Świnia. - burknął Hahn jeszcze bardziej mnie rozbawiając.
- Ej, Panda, wiesz, że Cię Kocham, co nie? - zwróciłam się do niego. - Są z Wami laski? - zapytałam.
- No są. Wpierdalają musli z jogurtem. To wygląda jak sperma! Jak one mogą! Chodź do mnie, podzielę się z Tobą moimi naleśnikami z truskawkami! - oblizał się.
Wybuchłam śmiechem.
- Mr. Hahn, jesteś mistrz. - śmiałam się.
- Wiem. - zawtórował. - Chester jest tam gdzieś obok? - zapytał.
- No siedzi. - położyłam się wygodnie na nogach Chazza.
- Powiedz tej gliździe, że dzwonił nasz manager i za tydzień mamy znowu koncert. - uśmiechnął się.
- Gdzie? - zapytałam podekscytowana.
- W hali O2. - powiedział . - Tam gdzie w 2010.
- Daj mi Kicia fona. - usłyszałam prośbę Chazza i podałam mu telefon. - Za tą glizdę masz w łeb, złamasie, a a propo tego koncertu, to spoko. - uśmiechnął się lekko.
- A wpadniecie na trening? - głos Phoenix'a.
- No jasne, a jak mielibyśmy wygrać bez treningu? - prychnął filozoficznie Benny.
- Nie mądrz się artysto za dychę tylko wpadaj. - Rob zawsze musiał dowalić swoje.
- Znalazł się nie artysta. - burknął brunet znajdujący się ze mną w pokoju. - Kiedy będą One'iaki? - zapytał.
- Oni już od wczoraj są w Anglii. - usłyszałam odpowiedź Mike'a. I że Caroline do mnie nie zadzwoniła? Obiecała mi przecież, że jak tylko z Sylwią będą na miejscu, dadzą mi znać. Z siostrami Bery znam się już parę ładnych lat.  Wpadłam kiedyś na Caro, kiedy szła na stołówkę w szkole. Ma dopiero osiemnaście lat. Jej siostra ma szesnastkę na karku. Kiedy je poznałam, byłam tydzień przed maturą. Po zdanym egzaminie dojrzałości, kiedy zabierałam swoje ostatnie rzeczy z szafek Caroline rzuciła mi się na szyję krzycząc, że dostała stypendium dla wzorowych uczniów w Londynie. Śmiejąc się razem z nią składałam jej gratulacje. Na jej imprezie pożegnalnej widziałyśmy się po raz ostatni. Może była zmęczona, nie miała zasięgu, albo zwiedzała miasto? Na pewno o mnie nie zapomniała. Ma zbyt dobrą pamięć.
- Aha, no to spoko. - głos mojego ukochanego wyrwał mnie z rozmyślań. - To może z nimi zrobimy ten trening? - zaproponował.
- Ty, to nie jest wcale taki zły pomysł. - wykrzyknął Phoenix. - Zadzwonię do Louisa. - powiedział.
- No dzwoń dzwoń. - Chazzy go poparł. Szturchnęłam lekko swojego chłopaka i pokazałam wzrokiem na łazienkę, dając mu do zrozumienia, że idę się przygotować. Kiwnął głową i rozmawiał dalej z chłopakami, a ja wzięłam z łóżka jedną z toreb z moimi wczorajszymi zakupami i ruszyłam do łazienki. Wyjęłam z trzymanej w ręku torby swój nowy żel pod prysznic i szampon do włosów. Rozebrałam się i spokojnie weszłam pod prysznic. Zapachy truskawkowego szamponu i karmelowo-miodowego żelu do ciała rozeszły się po łazience. W piętnaście minut uwinęłam się z kąpielą. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
- Tak? - uśmiechnęłam się wiedząc, kto to.
- Misiaku przyniosłem Ci z Twojego pokoju ręczniki i kosmetyczkę. - usłyszałam ciepły głos Chestera. Przez zaparowaną kabinę dało się ujrzeć zarys jego sylwetki.
- Dziękuję, Kochanie. - odpowiedziałam. - Zaraz Ci zwolnię łazienkę. - obiecałam. - Poczekaj jeszcze parę minutek.
- Jasne. Nie śpiesz się. Dodam zdjęcia na facebook'a. - coś mi mówiło, że w tym momencie się uśmiechnął.
- Dobrze. - wyjrzałam z kabiny owijając ciało i włosy moimi ręcznikami. Dałam całusa ukochanemu i wyszedł, a ja spokojnie mogłam założyć na siebie swoją nową bieliznę, którą kupiłam, kiedy Chester katował się w przebieralni. Szybko wysuszyłam włosy i schowałam suszarkę, a następnie wyjęłam z torby nowe dresy, adidasy i bluzkę, a z kosmetyczki srebrny wisiorek.
http://img.stylistki.pl/sets/po-domu--1374955769-s334224.jpg?v=0
Założyłam wszystko na siebie, a swoje czerwone, długie włosy związałam w koński ogon. Zrobiłam sobie lekki makijaż. Postanowiłam nie przesadzać, bo jak się zmęczę, to cały mój trud diabli wezmą. Kiedy wyszłam z łazienki, poczułam, jak ktoś przytula się do mnie od tyłu i całuje mnie w szyję. Ten Ktoś był wiadomego nazwiska, którego wymieniać chyba nie muszę. Uśmiechnęłam się do niego, a po chwili jego wytatuowana, muskularna sylwetka zniknęła za drzwiami łazienki. Kiedy brał prysznic, postanowiłam szybko pójść do siebie po moją torbę z Linkin Park, do której wpakowałam czarny stanik do biegania z białą nazwą zespołu na przodzie, dwie butelki wody mineralnej, MP4, ręcznik, ciuchy na zmianę, kosmetyczkę, klucze i telefon, który wychodząc zgarnęłam z łóżka Chazza. Wychodząc zamknęłam swój pokój i wróciłam do ukochanego. Czekając, aż wyjdzie z łazienki wsunęłam na uszy słuchawki i stanęłam przy oknie nucąc " Final Masquerade. "
- Moja Kochana Soldierka. - co za spryciarz, nawet nie poczułam, jak wyjął mi słuchawkę z ucha!
- Gotowy? - uśmiechnęłam się do niego mierząc go wzrokiem. Miał na sobie czarną koszulkę z nadrukami na ramiączkach, szerokie dresy i adidasy pod kolor. Założył mi na nos moje okulary przeciwsłoneczne. Zaśmiałam się i założyłam mu jego przeciwsłoneczne brylki i podałam mu jego torbę, którą spakowałam osobiście.
- Oj, co ja bym bez Ciebie zrobił. - jego śmiech był niczym najpiękniejsza melodia dla moich uszu.
- Wcześniej jakoś sobie radziłeś. - musnęłam go w kącik ust.
- Teraz chyba bym spadł na dno. - objął mnie. - Idziemy na to śniadanie? - spojrzał na mnie zza szkiełek.
- Jasne. Czekają na nas. Moja definicjo szczęścia. - zaśmiałam się wpijając się delikatnie w jego wargi.




Witam Was z kolejnym rozdziałem. Przepraszam, że tak późno, ale miałam problemy osobiste. I tak uważam, że to nie jest szczyt moich możliwości -,-. Mimo wszystko zachęcam do komentowania :*** Kocham Was <3. Małe info : Już niedługo będzie się działo. Czekajcie cierpliwie! <3

6 komentarzy:

  1. Fajnie, coś czuję, że ten rozdział to taka przejściówka :) WENY i TRZYMAJ SIĘ <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Osz kurde xd Jak ty szybko dodajesz rozdziały O.o Nie mogę się wyrobić... Dopiero było 9 a już jest 15. O.o Zabieram się do czytania...

    OdpowiedzUsuń
  3. Super, czekam na następny, życzę dużo weny. Mam nadzieję, że zobaczymy się na rozdaniu świadectw.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie uważasz, że trochę przesładzasz? Nie chcę się czepiać, ale mam takie wrażenie.

    OdpowiedzUsuń