poniedziałek, 30 czerwca 2014

18. Problem za problemem. I za co ja mam kochać świat?

Kolejny raz tej nocy spojrzałam na wyświetlacz mojego i'phona. Zegarek wskazywał 2:30. Westchnęłam cicho patrząc na tapetę. Moje zdjęcie z Chazzem zrobione nad Tamizą. Znów zebrało mi się na te jebane łzy. Nathalie, do cholery jasnej. Ogarnij się dziewczyno. Płaczem mu nie pomożesz. Skarciłam się w myślach patrząc na bladą sylwetkę Chestera spoczywającą na łóżku.. Jego tatuaże nabrały jeszcze żywszych kolorów. Podłączony do pikających aparatur spał. Miałam nadzieję, że któregoś dnia wejdę do tej sali, a on przywita mnie donośnym " Cześć Kochanie, jak Ci minął dzień? " i pocałuje mnie w usta na dzień dobry. Co ranek przez ten cholerny tydzień przekraczając próg tego miejsca wyobrażałam sobie, że spojrzy na mnie tymi swoimi brązowymi tęczówkami, uśmiechnie się i powie : " Już wszystko dobrze, wracamy niedługo do domu. " Ale to tylko wyobraźnia. On ciągle jest w śpiączce. Już siedem dni. Podobno jego stan się ustabilizował. Podobno. Praktycznie cały czas chodzą koło niego lekarze. I paparazzi ciągle czatują pod szpitalem, z czego wiem od Dave'a. Ja się stąd nie ruszam, odkąd Chaz tu trafił. Z mojej winy. Nigdy sobie nie wybaczę, jeśli coś mu się stanie. Nigdy. Ani sobie, ani swojemu byłemu. Zanim zrobię coś sobie, on za to zapłaci. Ale moment. Co ja tak czarnowidzę? Chazzy musi wstać. On musi się obudzić. Przecież co dzień oddaję mu krew. Ja, chłopaki, JoJo... I fani zasypujący mnie na fejsie pytaniami o jego stan. Niektórzy też tu byli oddać mu krew. Jak się obudzi, od razu mu powiem, jakich ma oddanych Soldiersów wokół siebie. Jedna dziewczyna płakała nawet ze mną. Bodajże Sally miała na imię, nie pamiętam. Ja nie żyję tym światem. W sumie to nawet nie wiem zbytnio, co się wokół mnie dzieje, nic mnie nie obchodzi. Mike już kilkakrotnie błagał mnie, żebym wróciła do domu. Ogarnęła się, odpoczęła.. Ale ja nie chcę stąd iść. Jeśli się obudzi, jak mnie nie będzie? Nie mam zamiaru tego przegapić. Chcę zobaczyć jego uśmiech po przebudzeniu, kiedy mnie zobaczy. To będzie najpiękniejszy widok w moim życiu. Poryczę się jak bóbr, wiem to. Boli mnie głowa, szpitalne krzesło nie jest zbyt wygodnym łóżkiem, ale da się żyć. Ważne, że z nim. Położę głowę na jego tors i będzie mi wygodnie. Przez całą noc będę uważnie słuchała bicia jego serca. Moje postanowienie, dopóki nie otworzy oczu. Wołami mnie stąd nie wyciągną. - Zawsze przy Tobie, Skarbie. - pogłaskałam go po ogniu widniejącym na jego dłoni. Przytuliłam się do jego piersi i zasnęłam.
- Nattie.. Nattie pobudka. - usłyszałam cichy szept przy swoim uchu. Mruknęłam coś pod nosem. - Siostra, obudź się. - głos Mike'a przeszył od środka moją czaszkę sprawiając mi niewyobrażalny ból. Jęknęłam podnosząc się z trudem.
- Co jest? - spojrzałam na niego.
- Musisz wrócić do domu. - spojrzał na mnie błagalnie,
- Co? - spojrzałam na niego jak na kretyna. - Nie ma opcji, ja nigdzie nie wracam. - zaprotestowałam.
- Ale musisz. - kucnął przy mnie.
- Ja nic nie muszę. - powiedziałam i ujęłam dłoń Chazza głaszcząc go od wemflona po czubki palców.
- Wróć do domu, proszę. - Spike miał łzy w oczach. - Melody miała wypadek. - szepnął. - Z Danielem. - wychrypiał. Byłam w totalnym szoku. Melody Smith to moja siostra cioteczna. Niedawno spotkałyśmy się po trzech miesiącach rozłąki. Ma męża - Daniela. Są już 8 lat małżeństwem. Mają 30- stkę na karku. Są rodzicami 6 letniej Oliwii. - Jaki wypadek? - wydukałam. - Zderzyli się z ciężarówką. - spojrzał mi w oczy.
- Żyją? - zapytałam.
- Tak, ale są w śpiączce. - wyszeptał. - Mała jest u nas. - dodał.
- Jedziemy tam. - bez zastanowienia wstałam . Pocałowałam Chestera w czoło i wyszłam. Przez szybę widziałam, jak Spike szepcze mu coś na ucho i klepie go po ramieniu. W moich oczach zaszkliły się łzy, ale je powstrzymałam i kiedy tylko brat opuścił salę ruszyliśmy szybko do domu. Jo zabrała Liv na pizzę. Miałam czas, żeby się ogarnąć. Młoda nie może zobaczyć mnie w takim stanie. Pewnie jest załamana, nie chcę jej dobić. Pognałam szybko pod prysznic. Gorąca woda ukoiła ból, zmęczenie i dodała mi pewnego rodzaju energii. . - Kubek gorącej kawy się przyda. - mruknęłam wycierając ciało i włosy. Założyłam na siebie bieliznę, a na nogi wsunęłam japonki w czarno- białe paski i stanęłam przed lustrem. Brak makijażu, opuchlizna wokół oczu, nieobecny zamglony wzrok, blada skóra, kołtuny we włosach. - Jezus Maria... - jęknęłam. - Do czego ja się doprowadziłam... - westchnęłam i przemyłam twarz zimną wodą. Wysuszyłam starannie włosy. Z rozczesaniem ich było znacznie trudniej, ale jakoś poszło. Założyłam na siebie :
Ubranie Natt
Buty, które miałam kupione specjalnie do tej kreacji, zastąpiłam japonkami. Za fryzurę służył mi koczek. Delikatny makijaż zamaskował zmęczenie. - Witamy z powrotem, Natt. - powiedziałam dumna z siebie i od razu ruszyłam do kuchni, gdzie zrobiłam sobie mocną, czarną kawę. Usiadłam na krześle i upijałam małe łyki delektując się smakiem gorącego napoju. Senność opuściła mnie niemalże natychmiast wraz z potwornym bólem przeszywającym wzdłuż i wszerz moje ciało. Został jedynie ból psychiczny, ale na niego nawet milion wypitych kaw nie pomoże. Ból psychiczny jest jak ostry kolec wbijający się w Twój mózg, który z każdym dniem pogłębia Twoje rany, a Ty nic nie możesz na to poradzić. Jest jak kat, który trawi Twoje życie niczym ogień zapisane kartki ze starego kalendarza. Boli. Boli dużo bardziej niż świeża blizna na palcu po okaleczeniu nożem w czasie krojenia warzyw na sałatkę. Jedynym lekarstwem na to jest walka. Walka ze sobą i własnymi słabościami. A wiecie, co jest największym zwycięstwem? Powiedzenie sobie, że dam radę. Że potrafię. Że mogę. I do kurwy nędzy nikt mi tego nie zburzy. Bo to mój świat. I moje zwycięstwo. Moje bagno, z którego wyjdę sama, lub z pomocą osób, które podadzą mi rękę. Ale wyjdę. Nie utonę. Dzięki tym, którzy są ze mną i dzięki własnej determinacji. Nie mogę się załamać. Nie mogę powiedzieć, że życie bez niego nie ma sensu. Prawda, nie ma. Ale on żyje. Jego serce bije. On potrzebuje mojego wsparcia. I nie tylko on. Chłopaki no i Oliwka. Ta mała ma dopiero sześć lat, a już przeżyła taką tragedię. Jej rodzice są w szpitalu, dziadkowie parę tysięcy kilometrów stąd... Nie ma nikogo poza mną i Spike'm. Odpowiedzialność za jej wychowanie do czasu wybudzenia jej rodziców i zapewne kilka dni i miesięcy po nim spoczywa na mnie. I muszę temu podołać. Zrobię to choćby nie wiem co, bo Livka.. Ta mała istotka jest dla mnie jak młodsza siostrzyczka. Uwielbiam ją. Z wzajemnością. Tak samo Chester, chłopaki i Jo. Pamiętam, jak niedawno zadzwoniła do mnie z telefonu ojca, żeby mnie niewidzialnie przytulić i powiedzieć, że Chester na pewno się wybudzi. Potakiwałam, że też w to wierzę, że na pewno tak będzie, a kiedy zaśpiewała mi " Leave out all the rest" śmiałam się przez łzy i śpiewałam razem z nią. A teraz? Jesteśmy w tej samej sytuacji. Najważniejsze dla nas osoby leżą w śpiączce, ich życie wisi na bardzo cienkim włosku i nie wiadomo, czy jeszcze kiedykolwiek usłyszymy ich głosy. Westchnęłam biorąc ostatni łyk cieczy z gorącego jeszcze kubka, który po chwili wylądował w zmywarce. Mike powiedział, że ulokował małą w pokoju gościnnym obok mnie. Pewnie zamiast u siebie, będę spała z nią. Nie dlatego, że u mnie praktycznie wszędzie wisi Chester. Po prostu zawsze spałam z Oli, kiedy była u mnie. Podniosłam się z krzesła i ruszyłam na górę do swojego pokoju. Zmierzyłam wzrokiem ściany. - Cześć, Kochanie. - uśmiechnęłam się do jednego z plakatów. Zacisnęłam zęby. - Nie bój się, nie rozpłaczę się, wiem, że tego nie chcesz. Kurwa, gadam z plakatami. Psychol. - mruknęłam do siebie. - Nie patrz tak na mnie no. Nie jestem normalna. - zaczęłam się śmiać. - Dobra, trzeba tu wreszcie posprzątać i się rozpakować. - ruszyłam do łazienki po szmaty i mopy, oraz do kuchni po odkurzacz. Najpierw zajęłam się swoim gniazdkiem. Starannie wytrzepałam dywan, a następnie wyprałam go odkurzaczem. Powycierałam szafę, regał na płyty, nawet płyty. Wyciągnęłam z walizki The Hunting Party i znalazła się obok swojej koleżanki Meteory. Oczywiście została wytarta, choć jej okładka wcale brudna nie była. Widniały na niej autografy chłopaków napisane czarnymi markerami. Uśmiechnęłam się do siebie. Zaścieliłam starannie łóżko i zajęłam się resztą domu. Zgadnijcie, czyj pokój ogarniałam najdłużej? Bingo. Mojego braciszka. Nawet gitarę mu wypolerowałam! Ale się będzie cieszył, że jego siostrzyczka się ogarnęła. Zresztą ja też się cieszę. Gdy posprzątałam hall, który był ostatnim pomieszczeniem w naszym domu zmęczona opadłam na kanapę. Poczułam głód. I to duży. W końcu nie jadłam cały tydzień, nie wiem, jakim cudem nie jestem w szpitalu. Zrobiłam sobie zupkę chińską. Aby coś wrzucić na ząb. Gdy zaczynałam swoją ucztę w salonie oglądając telewizję, usłyszałam wiadomości o moim ukochanym. Obejrzałam nawet wywiad z Phoenix'em. Mówił, że cały czas są przy Chazzie, że jest bez zmian, że najwięcej czasu przy nim spędzam ja, potwierdził informację o naszym związku.... Najlepszym jego zdaniem było : " Linkin Park istnieje i istnieć będzie. Chester się obudzi. Wszyscy w to wierzymy. " Normalnie jakbym mogła, pojechałabym do niego tylko po to, żeby go przytulić. Ledwo powstrzymałam łzy. Po niecałych piętnastu minutach wywiad się skończył i wtedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Wyłączyłam telewizor i postawiłam miskę na stole.
- Nattie! -  wesoły głos małej dziewczynki dotarł do moich uszu. Od razu wstałam i pobiegłam za jego dźwiękiem. Moim oczom ukazała się niewysoka dziewczynka o kasztanowatych długich włosach i brązowych oczach. Miała na sobie czarną skórę, białą bluzę z logiem i nazwą LINKIN PARK na przodzie, która była czarna. Do tego miała czarne rurki i białe conversy.
- Oliwka! Skarbie! - podbiegłam do niej, wzięłam ją na ręce i zaczęłam obcałowywać po twarzy. - Typowy Soldier. - zmierzyłam ją wzrokiem.
- A jak. - powiedziała dumna robiąc znak rock'a. - Jak Chestuś? - zapytała zatroskana. Chestuś. Tylko ona tak mówiła na Chestera. To najczęściej używane przez nią zdrobnienie. Jak mówi, chciała być oryginalna
- Bez zmian. - westchnęłam.
- Rodzice też. - powiedziała wtulając się we mnie i rozpłakała się. - Dlaczego oni? - spojrzała na mnie, jakby ode mnie oczekiwała odpowiedzi.
- Nie wiem, Kochanie. Też tego nie rozumiem. - otarłam jej łezki. Widok zapłakanej sześciolatki rozrywał mi serce, Ale musiałam być silna dla niej. Ona potrzebowała podpory. - Ale wiem, że musimy teraz być silne właśnie dla nich. - wysiliłam się na uśmiech.
- Ja też to wiem, ale to strasznie trudne.. - chlipnęła.
- Wiem Perełko. - przytuliłam ją. - Damy radę. Musimy. - pocałowałam ją w czółko i spojrzałam na JoJo.
- Ja Was zostawiam. - powiedziała Offeman. - Jakby coś daj znać. - uśmiechnęła się lekko, a ja kiwnęłam głową na znak, że rozumiem. - Trzymajcie się. - przytuliła się do nas, a my odwzajemniłyśmy uścisk. Murzynka zniknęła za drzwiami.
- To co robimy? - spojrzałam na małą kruszynkę kurczowo trzymającą się mojego ramienia.
- Idziemy na spacer? - zaproponowała. - Chyba, że boisz się popaprańców z aparatami, jak to mówi Chestuś. - zaśmiała się.
- Ich? - zaśmiałam się. - W życiu. - uśmiechnęłam się. - Idziemy się ubrać. - dałam jej całusa w policzek i poszłyśmy na górę.
Ubranie Natt i Olivki - ubrałyśmy się tak samo. Włosy związałyśmy w koczki i schowałyśmy pod czapkami. Zrobiłam sobie lekki makijaż, założyłam torbę podając małej klucze. Oli zbiegła na dół. Przyjrzałam się chwilę sobie i poszłam jej śladem. Kiedy wyszłyśmy na zewnątrz odebrałam od niej klucze i zamknęłam mieszkanie, po czym schowałam je do torby.
- Może pójdziemy na zakupy? Znając życie Spike ich nie zrobił. - Ol przewróciła oczami śmiejąc się.
- Masz rację. - złapałam ją za rękę. - Co byś zjadła na kolację? - zapytałam, gdy wyszłyśmy za bramę i szłyśmy chodnikiem.
- Ummm... - zastanowiła się. - Może smażony ryż z oliwkami? Ten przepis co Ci kiedyś mama dała. Pamiętasz? - spojrzała na mnie.
- Ten co Mike nie chciał go na początku jeść, a potem zjadł i mówił, że dobre? - zapytałam.
- Nom. - uśmiechnęła się. - Tam trzeba czarne i zielone oliwki hiszpańskie, ryż,marchewkę, cukinię. - wyliczała.
- krewetki, sos sojowy, cytryna, kolendra sól i pieprz. - dokończyłam.
- Plus niezbędne rzeczy do domu typu mleko, chleb, bułki czy masło. - przypomniała.
- No wiem, wiem. Chyba będziemy musiały po Mike'a zadzwonić, żeby po nas przyjechał pod sklep, bo auto sknera zabrał, a moje jest w warsztacie. - przewróciłam oczami.
- Pewnie u Chestera siedzi. - westchnęła.
- Na pewno. Phoenix mi pisał, że byli na próbie i wpadli do niego. - uśmiechnęłam się.
- Próby bez wokalu? Jak oni sobie radzą? - jęknęła Oliwka.
- Tylko grają. Nikt nie śpiewa. - powiedziałam.
- Nawet Spike?
- Powiedział, że bez Chazza gęby nie otworzy. - spojrzałam w dal.
- Smutno mu pewnie, no nie? - ścisnęła moją dłoń.
- Jak nam wszystkim. - westchnęłam.
- Ale musi być dobrze. - młoda obdarzyła mnie uśmiechem.
- Na pewno będzie. - odwzajemniłam gest i weszłyśmy do sklepu. Oliwka wzięła koszyk i zapełniała go wszystkim, co potrzebne do dzisiejszej kolacji, po drodze ja zgarniałam produkty, które są niezbędne w domu. Rozglądałam się właśnie za ładnymi jabłkami, za którymi Oliwka, ja i Spike przepadamy, gdy nagle usłyszałam donośny głos dziewczynki.
- Natt! Nathalie, chodź tu! Szybko. - zawołała mnie. Zgarnęłam najładniejsze jabłka jakie znalazłam i szybkim krokiem ruszyłam w stronę stoiska z gazetami. Po chwili trzymałam w ręku najnowszy numer " BRAVO ".
CHESTER BENNINGTON UMIERAJĄCY. - przeczytałam wielki tytuł na pierwszej stronie. Pod nim widniało zdjęcie Chestera na szpitalnym łóżku. Jakim prawem do jasnej cholery oni weszli do jego sali!? Zabiję skurwieli. Zdepczę glizdy i spalę je w ognisku! Wrzuciłam gazetę do koszyka.
- Oliwia. Wracamy do domu. - powiedziałam.
- Nattie, Chazzy na prawdę umrze? - zapytała, a po jej policzkach spłynęły łzy. No kurwa. Biedne dziecko teraz płacze przez jakieś plotki!!! Przez jakąś farsę medialną. Kucnęłam przy niej.
- Nie. Chester nie umrze. - powiedziałam patrząc jej w brązowe, zaszklone tęczówki. - Jutro możemy do niego pójść, chcesz? - zapytałam ocierając jej łzy.
- Taak! - wykrzyknęła zadowolona i rzuciła mi się na szyję. - Muszę mu wszystko powiedzieć jak te obrzydliwe pismaki kłamią. - oburzyła się. - Myślisz, że usłyszy? - zapytała z nadzieją.
- Na pewno. - pocałowałam ją w czoło. - Trzeba zadzwonić do Mike'a i chłopaków. Pokażemy im to. - powiedziałam.
- Oni jeszcze coś tam na pewno napisali. - Oliv przewróciła oczami.
- Poczytamy sobie te bzdety, ale w domu. - uniosłam kącik ust ku górze. - Teraz dzwonimy do Spike'a. - wyjęłam telefon i wykręciłam numer do brata. Po kilku sygnałach usłyszałam jego głos.
- Co jest, siorka? - zapytał.
- Gdzie jesteś? - oparłam się o wózek.
- No już jadę do domku, a co?
- To podjedź pod supermarket. Byłyśmy z młodą na zakupach. Poza tym mam newsa. Daj znać chłopakom, żeby przyjechali.
- Co się stało?
- To nie na telefon.
- Coś poważnego? - zdenerwował się lekko.
- Tak, ale mówię Ci, że to nie jest na mobila. Dawaj szybko po nas. - powiedziałam i nie czekając na odpowiedź rozłączyłam się, po czym wrzuciłam telefon do torby.
- Jestem na nich taka wściekła, że szok. - Oliwia chodziła w tą i z powrotem.
- Ja też. - mruknęłam. - Załatwimy to. Już nie mogę się doczekać, aż Chester się obudzi i zamknie im ryje.
- On będzie potrzebował odpoczynku.
- Wiem Skarbie. Coraz częściej się zastanawiam, czy Mike nie miał racji. - usiadłam na ławce.
- Z czym? - usiadła obok mnie.
- Z tym, że powinniśmy zostać w Londynie. - spojrzałam w dal.
- Ale to i tak by nic nie zmieniło. Wokół Linkin Park zawsze będzie szum. - dziewczynka się do mnie przytuliła.
- Wiem. Ale nowe życie w nowym miejscu by nam się przydało. Mam już dosyć Phoenix. - przewróciłam oczami. - Poza tym tam nie mielibyśmy tylu wrogów co tu. Wręcz przeciwnie. Tam mamy przyjaciół. - uśmiechnęłam się. - Rob, Phoenix, Joe i Brad mają tam dziewczyny.. - dodałam.
- No to może powinniście się na serio przeprowadzić? - brązowe oczy dziewczynki przeszyły mnie na wylot.
- Jak tylko Chester się obudzi i wróci do zdrowia, poruszę z chłopakami ten temat. - obiecałam bardziej sobie, niż jej. Miałam dość życia tutaj.
- A co z grobem Waszych rodziców? - zapytała nagle. No właśnie. O tym nie pomyślałam.
- Nie wiem Kotku. Muszę o tym pogadać z Mike'm. Na pewno nie będziemy ich przenosić. Tu się wychowali, tu żyli. I tutaj zostaną. - uśmiechnęłam się.
Kiedy dziewczynka miała już coś powiedzieć, pod sklep podjechało czarne BMW mojego brata, a po chwili wysiadł z niego Michael.
- Cześć dziewczyny. - pocałował nas obie w policzki. - Powiedz mi, co się stało. - spojrzał na mnie.
- Powiem Ci w domu. - pomogłam mu wpakować zakupy do bagażnika, a po chwili, gdy wszyscy znaleźliśmy się w aucie, Spike ruszył do domu. Byłam tak wściekła, że ledwo się powstrzymałam, żeby nie dać mu tego szmatławca w aucie. Ale mocnym argumentem przemawiającym przeciw mojemu zamiarowi było to, że Mike był gorzej wybuchowy niż ja. A nie miałam zamiaru wylądować obok Chestera. Ech. Problem za problemem. I za co ja mam kochać świat?

Witam z nowym rozdziałem Kochani :**** Przepraszam za opóźnienie, ale teraz często muszę robić za niańkę -,- Lubię dzieci, ale wakacje są do odpoczynku! Matko Boska.... Ugh. Do następnego :*

sobota, 28 czerwca 2014

17. Proszę, nie zostawiaj mnie.

~ Three weeks later ~
Po wygranym meczu i genialnym koncercie przyszedł czas na powrót do Phoenix. Wcale mi się nie chciało wracać. Chłopakom też. Poznali tu swoje miłości. Dave Maryse, Rob Paige, Joe April, a Brad Nicole.
  - Ej, ludzie, po co my mamy  wracać do Stanów? - zapytał Mike, gdy jedliśmy ostatnie śniadanie w luksusowym hotelu, do którego zdążyłam się przywiązać. - Nie możemy tutaj zamieszkać? - spojrzał na nas.
- A dom? Co my z nim zrobimy? - wsunęłam łyżkę z porcją musli do ust.
- Sprzeda się go. - Spike się uśmiechnął. 
- A chłopaki? Ich dobytek? Nie pomieścimy się w jednym domu razem. - przewróciłam oczami.
- A dlaczego by nie? Ty śpisz z Chazzem, ja z Jo, Maryse z Phoenix'em i tak dalej. No chyba na razie nie planujecie powiększenia rodziny, prawda? - poruszył brwiami patrząc na mnie. - No, chyba, że małe Benningtonki są już w drodze. - zaśmiał się.
- Wiesz co, Spike? Lecz się. - puknęłam się w głowę.
- No co? - mój braciszek zrobił minę typu " Co ja takiego powiedziałem? ". - Fajnie by było zostać wujkiem. - uśmiechnął się.
- Po dwóch miesiącach związku już dziecko? Psychiatra się kłania. - Chazy mnie poparł. - Puk puk. - dodał pukając się w czoło.
- Spakowaliście się już? - zapytał nagle Joe, żeby zmienić temat.
- Nom. - uśmiechnęłam się do niego.
- No to teraz tylko trzeba odwieźć autko do wypożyczalni i do busika. - Brad się zaśmiał.
- Będę za Tobą tęskniła, Skarbie. - Nikki się do niego przytuliła.
- Przyjedziesz do mnie kiedyś. - Delson pocałował ukochaną w czoło.
- Ej, a co Wy na to, żeby na wakacje pojechać pod namioty? Czerwiec zmierza ku końcowi, chyba nie zamierzacie siedzieć w domu? - zapytałam.
- Ja zawsze mówiłem, że moja siostra ma łeb na karku! - wykrzyknął Spike. - Widać, że te same geny, no nie? - poruszył brwiami. Przewróciłam oczami i zaczęłam się śmiać.
- No mi by się przydał odpoczynek od tych fleszy, wywiadów.. Tego zgiełku. - westchnął zmęczony Chazzy kładąc mi głowę na ramieniu. Pogłaskałam go.
- Jakaś gitna polanka gdzieś za miastem i balanga. - Joe się rozmarzył. - Ech, pianki pieczone na ognisku. - oblizał się.
- A ten tylko o żarciu - Phoenix położył rękę na czole.
- Oj odczep się od niego, sama bym zszamała takie. - Maryse stanęła w obronie Hahn'a.
- Brak fleszy, pismaków. - Chazz zamknął oczy.
- Psychofanek proszących o moją bieliznę. - Brad oparł się o moje drugie ramię.
- No co Ty, Brad. - spojrzałam na niego. - Miałeś taką sytuację? - zapytałam.
- Baa i to nie raz. - machnął ręką. - Nie chcę o tym gadać. - spojrzał na Nikki i odgarnął jej włosy z twarzy.
- Ładne chociaż były? - Chester powstrzymywał śmiech.
- Chaz. - skarciłam go wzrokiem.
- Już nic nie mówię.. - przewrócił oczami.
- Ja myślę. - zmięłam wargi w wąską linię.
- Wiadomo, że jesteś najpiękniejsza. - wymruczał mi do ucha.
- Pieprzony lizmen. - prychnęłam odwracając wzrok.
- No Natt.. - bawił się moimi włosami.
- Shut up. - warknęłam.
- Słońcee. - wyśpiewał.
- Księżyyyc.. - uśmiechnęłam się.
- I love you. - mruczał.
- I hate you. - spojrzałam na niego.
- Aha, super. - odwrócił głowę ode mnie.
- Taa, zajebiście. - prychnęłam. - Idę zapalić. - rzuciłam w stronę towarzyszy wstając.
- Pierwsza kłótnia. - Mike na mnie spojrzał.
- Spierdalaj. - przeklęłam w jego stronę wychodząc z restauracji. Zaczęłam samodzielnie wynosić swoje walizki i zanosić je do busa, który stał już przed hotelem. Gdy już wszystko poznosiłam, sprawdziłam, czy nic nie zapomniałam. Kiedy okazało się, że mam wszystko usiadłam na swoim siedzeniu, wyjęłam MP 4 z torebki i założyłam słuchawki na uszy. Zasnęłam.
Nagle poczułam, jak ktoś mnie szturcha. Otworzyłam oczy. Obraz był zamglony, więc musiałam je przetrzeć. Ujrzałam nad sobą Mike'a.
- Siostra, my już na lotnisku. - powiedział. - Samolot czeka. - wysunął dłoń w moją stronę. Nic nie mówiąc ujęłam ją i już po krótkiej chwili siedziałam w samolocie podziwiając niebo. Podróż nie była jakąś tam atrakcją. Nie raz latałam samolotami. Poza tym zwykle przesypiałam loty. Na miejscu, już w Phoenix obudził mnie Brad. Wysiadając z samolotu poczułam, jak ktoś mnie łapie za ramię. Odwróciłam głowę.
- Zaś Ty. - burknęłam widząc Sebę. - Czego? - zapytałam oschle.
- Ciebie. - usłyszałam odpowiedź.
- Mnie? Muszę Cię zmartwić Kotku, jestem zajęta. - uśmiechnęłam się do niego fałszywie. - Śpieszę się do domu, jestem zmęczona, więc mnie puść. - szarpnęłam się.
- Co, już lecisz do niego? - zaśmiał się. - No to nie dolecisz. - wyciągnął broń. Przestraszyłam się i to nie na żarty.
- Człowieku odłóż to. - wydukałam. - Co Ty wyprawiasz? - zaczęłam się cofać.
- Nie chcesz być moja, to on też nie będzie Cię miał. - warknął celując we mnie.
- Co tu się dzieje?! - usłyszałam przerażony głos Chazza, który natychmiast zasłonił mnie sobą.
- O, Bennington. Jak dobrze Cię widzieć. - Seba zaśmiał się szyderczo.
- Mi Ciebie nie. - Chazzy był blady, bał się jak ja. Jestem tego pewna.
- Zabrałeś mi wszystko, co najcenniejsze. Teraz za to odpowiesz. - strzelił.
- Niee!!!! - krzyknęłam klękając. Chester upadł mi na ręce. - Chester! Błagam nie! Nie możesz!!! - krzyczałam potrząsając ukochanym. - Obudź się! - wrzeszczałam. Otworzył oczy. - Chester.. - wydukałam płacząc.
- Kocham Cię.. - ostatkiem sił wypowiedział te słowa i znów zamknął oczy.
- Chester proszę Cię... - płakałam trzymając go na rękach. Dopiero teraz zauważyłam, że chłopaki klęczą przy nas. - Chazzy, nie zostawiaj mnie. Już nigdy nie powiem, że Cię nienawidzę. Kocham Cię całym sercem słyszysz?! Obudź się, proszę... -  łkałam. Kiedy ochrona zabierała sprawcę całego zdarzenia spojrzałam mu prosto w oczy.
- Nienawidzę Cię. - wycharczałam. - Jeśli on umrze, zabiję Cię. Rozumiesz?! Zabiję! - krzyknęłam mu w twarz. Już po chwili podbiegło do nas czterech facetów z noszami. Zabrali mi go. Zabrali mi go... Moje życie... On mnie zasłonił. On mnie... Mój Boże. Przez mgłę widziałam, jak Phoenix gada z jakąś lekarką, która po chwili wsiada do karetki i odjeżdża. Poczułam na ramieniu czyjąś dłoń. Odwróciłam się. Mike.
- Błagam Cię. Powiedz mi, że to, co się teraz dzieje, jest tylko koszmarem. - spojrzałam mu w oczy, a po chwili przeniosłam wzrok na swoje zakrwawione ręce. Miałam na nich jego krew. - Mike... - płakałam. Spojrzałam w oczy brata. Były puste. Ukląkł przy mnie, zmył mi krew chusteczką nawilżającą, a po chwili moczyłam mu bluzę łzami.
- Mike, zabierz mnie stąd. Do niego. - wychrypiałam.
- Jesteś tego pewna? - zapytał cicho.
- Zabierz. mnie. stąd. - powiedziałam każde słowo oddzielnie.

~ W szpitalu ~
Siedziałam na szpitalnym krześle obok Spike'a i chłopaków już piątą godzinę. Operują go. Stracił dużo krwi, kula przeleciała obok nerki, płuc i serca. Utknęła między prawym, a lewym płucem. Lekarz powiedział, że ta operacja i najbliższe czterdzieści osiem godzin będą decydujące. Phoenix dał znać Maryse. Miałam już z dwadzieścia parę telefonów od dziewczyn z zapytaniem, jak się trzymam. Przylatują wszystkie jutro. Dobrze, że mam przy sobie chłopaków i JoJo.
- On się musi obudzić do jasnej cholery. - Phoenix nerwowo bawił się swoimi palcami. - Nie może nas tak zostawić. - powiedział.
- To wszystko moja wina. - oparłam się o ścianę zamykając oczy.
- Natt, co Ty pieprzysz?! - Rob złapał mnie za ramiona.
- Gdyby mnie nie zasłonił, byłby teraz z Wami. - łkałam.
- Może i by był z nami, ale jeśli Ciebie by nie było, tak czy siak by sobie zrobił krzywdę. - powiedział Joe pociągając nosem.
- Jeszcze nie daj Boże by wrócił do ćpania. - dodał cicho Mike.
- Ale wyciągnęlibyście go z tego. Znalazłby sobie inną i żyłby dalej. - otarłam łzy.
- Nelson, Ciebie chyba coś pierdolnęło. - Phoenix przede mną kucnął. - Bennington Cię Kocha. I to nie tak jak Talindę, czy Samanthę. Bardziej. Dużo dużo bardziej. - spojrzał mi w oczy.
- Właśnie mi to udowodnił. - spojrzałam w stronę drzwi z wielkim czerwonym napisem BLOK OPERACYJNY.
- Musisz być teraz silna. A Chazz się obudzi zobaczysz. - wysilił się na uśmiech.
- Sam się boisz, więc po chuja jasnego mnie pocieszasz? Nic nie gadaj, tylko mnie przytul. - powiedziałam i przytuliłam się do niego.
- Masz rację. Jestem pojebany. Wszyscy się boimy. Co dalej? - spojrzał na wszystkich. - Co dalej z Linkin Park? - zapytał szeptem.
- To nie może być koniec. - Mike zacisnął zęby.
- On się musi obudzić. - Rob mnie objął.
On się musi obudzić. Po prostu musi. Nie ma innej opcji.
No i mamy nowy rozdział Kochani <3 W życiu nie zawsze jest kolorowo....

czwartek, 26 czerwca 2014

16. Cisza przed burzą.

Schodziliśmy na śniadanie w wyśmienitych nastrojach trzymając się za ręce. Nasze śmiechy rozchodziły się po całej restauracji.
- A co Wy tacy weseli Gołąbki nasze? - zapytał Phoenix. - Siemka, Piękna. - przywitał się ze mną całując mnie w policzek.
- Hej, Przystojniaku. - odwzajemniłam całusa.
- Ej, a My? - Rob zrobił minkę szczeniaka.
- Ech, Los Soldierki. - zaśmiałam się i podeszłam do pozostałej trójki, by ucałować ich policzki, a następnie przytulić moje przyjaciółki. April poszła po musli z jogurtem dla mnie.
- Dzięki Słonko. - pocałowałam ją w policzek, gdy postawiła przede mną miskę i szklankę z wodą.
- Jak Ty możesz to jeść? - zapytał z wyrzutem Joe.
- Normalnie, to jest bardzo zdrowe. Spróbuj. -  nabrałam mu trochę na łyżkę i podsunęłam mu ją pod nos. Zjadł i pokiwał głową.
- Całkiem niezłe. Chyba się przerzucę na ten wasz slim Life. - zaśmiał się.
- Proszę bardzo. Możemy wieczorkiem pójść razem pobiegać, chcesz? - objęłam go.
- Z Tobą zawsze. Ale jak nam papaprańcy zrobią foty, to ich zgniotę. - mruknął.
- Oj pieprzyć to. Już się do tego przyzwyczaiłam. - przewróciłam oczami przytulając się do Chazza.
- A może byśmy tak poszli całą ekipą? - zaproponował Rob.
- Ej, Słoneczko, mówiłam Ci już, że jesteś genialny? - puściłam mu oczko.
- Czekaj no... Niech sobie przypomnę. - zamyślił się. - Ostatnim razem w studiu, jak Cię uczyłem grać na perkusji, - zaśmiał się.
- Nosz kurwa, co ze mnie za fanka. Tyś genialny jest znów układam tekst, rap we krwi mam po bracie, który nosi w gwiazdki gacie. - zarymowałam.
- Ty już lepiej zamknij się, bo jak w łepek pacnę Cię to czerwone włosy Twe niczym mgła rozpłyną się. - Spike natychmiast się odgryzł.
- Chester, zapisałeś to? - zapytał Hahn.
- No właśnie to robię. - usłyszałam śmiech Benningtona.
- Nattie Nattie co za świat, to na serio jest Twój brat? Cierpisz pewnie, cierpisz wielce, mogę zająć jego miejsce? - Phoenix puścił mi oczko.
- Phoenix Phoenix niezłe rymy, już należysz do rodziny, już Cię Kocham jak braciszka, mimo, że mamy inne nazwiska. - zaśmiałam się i wysłałam mu buziaka.
- Farrell lepiej zamknij japę, zero pojęcia o rapie, nie zajmiesz mojego miejsca choćbyś piszczał, jęczał, stękał. Nathalie jest moją siostrą, choć czasami trochę ostrą. Często straszna z niej małpa, ale także niezła dupa. - zarymował Spike.
- Och dziękuję braciszku. - dałam mu całusa w usta. - Teraz coś o moim bracie. Mike Shinoda, pewnie znacie? Znacie, bo to król jest rapu, od Chicago po Singapur. - wtuliłam się w niego.
- Moja siostra, to Nathalie. Ja się wcale nią nie chwalę, ale jest tak zajebista, że Talinda przed nią pryska. Porównania wcale nie ma, posłuchajcie, to nie ściema. Piękna, mądra i szalona, ma przy sobie Benningtona.
- Usidliła nam Chesterka rockman na kolanach klęka i w piosenkach recytuje, jak się przy niej zachowuje. Że zupełnie stracił głowę, tylko o niej  teksty nowe. Przed oczami ma jej ciało na okrągło mu jej mało. - Phoenix zaczął rechotać.
- Posłuchajcie no chłopaki, poemacik piękny taki, że aż nie chcę Wam przerywać, ale musimy się zmywać. - zaśmiałam się.
- Racja. - Chazzy się zaśmiał, a ja dałam mu buziaka i wstaliśmy od stołu, po czym wyszliśmy z restauracji i z hotelu.
- Kocham Was wariaty, wiecie o tym? - spojrzałam na chłopaków.
- Wiemy Kochanie. - Robby puścił mi oczko. - My Ciebie też. - przytulił mnie.
- Ej, grupiak!! - przyciągnęłam do siebie wszystkich. Usłyszałam dźwięk fleszy, ale nie obeszło mnie to. Jeszcze specjalnie pocałowałam namiętnie Chazza, a on podniósł mnie do góry trzymając dłonie na moich pośladkach i co chwila je zaciskając. Reszta zespołu i dziewczyny zamknęli nas w kółeczku z bananami na mordkach. Znów flesze. Pozowanie przyniosło mi nawet frajdę, wiecie? Aż się sama dziwię. Jedno zdjęcie szczególnie mi się spodobało. Było oczywiście z Chazzem. Stanęłam sobie normalnie, a on przytulił mnie od tyłu i pocałował w policzek. Wtedy przechyliłam głowę bardziej w jego stronę zamykając oczy i uśmiechając się. Kolejne było takie, że, zrobiliśmy miny, jakbyśmy krzyczeli w swoją stronę. Do tego doszedł znak rock'a. Ostatnie zdjęcie, jakie pozwoliliśmy sobie zrobić ( wiedzieliśmy o nim) było z całym zespołem i dziewczynami. Zwykłe, szczere uśmiechy dodały mu uroku. Już nie mogłam się doczekać, aż zobaczę je wszystkie w gazetach.
Kiedy dotarliśmy na halę, cały skład naszych rywali wraz z Caro i jej siostrą już na nas czekał. Dziewczyny właściwie nic się nie zmieniły. Niskie blondynki. Caro miała jaśniejszy odcień blondu i niebieskie oczy, a Sylwia miała brązowe oczy i ciemniejszy kolor włosów.  Caroline podobno jest z Niall'em. Tak wyczytałam w gazetach, ale to mogą być plotki. Muszę się dowiedzieć, czy są prawdą, czy kolejnym marnym " newsikiem". Kiedy starsza z rodzeństwa Bery mnie zobaczyła, od razu zaczęła piszczeć z radości zwracając na siebie uwagę One'iaków i swojej siostry.
- Nathalie! - krzyknęła biegnąc w moim kierunku i coraz bardziej zmniejszając naszą odległość.
- Caroline! - krzyczałam niemniej uradowana z widoku przyjaciółki i pomogłam jej szybciej zmniejszyć dystans. Już po chwili trwałyśmy w uścisku.
- Cześć Słoneczko. - dałam jej całusa w policzek. - Czemu się nie odzywałaś? - zapytałam smutnym tonem.
- Niall zgubił mi ładowarkę do telefonu. - spojrzała w stronę Horana. - Przez cały wczorajszy lot słuchałam muzyki i padła mi bateria, a w hotelu się okazało, że Horanek bez pytania grzebał w moich rzeczach, " pożyczył " sobie ładowarkę przed wyjazdem. I " odruchowo " schował ją do swojej torby. - przewróciła oczami śmiejąc się.
- Rozumiem. - pokiwałam ze zrozumieniem głową. - Mam to samo z Chazzem. - uśmiechnęłam się kątem oka zerkając na ukochanego i chłopaków witających się z One Direction i siostrą Caro.
- Mów, co tam u Ciebie słychać. - zagadnęła Bery. - Gazety trąbią, że podobno jesteś z Chesterem. - puściła mi oczko.
- Nie będę zaprzeczać. Tym razem napisali prawdę. - uśmiechnęłam się.
- To gratuluję Kochanie. - znów znalazłam się w ramionach niebieskookiej.
- Ja również wyczytałam z gazet o Twoim związku z Horanem. - uśmiechnęłam się cwanie.
- I tu również pismaki mają rację. - zaśmiała się.
- No to musimy to koniecznie oblać. - zawtórowałam jej.
- No jasne, że tak. - przybiłyśmy sobie żółwika. - Byłam na koncercie, ale Cię nie widziałam. - burknęła zawiedziona.
- Miałam małą spinę z moim byłym i musiałam się ulotnić szybciej, niż zamierzałam. - przewróciłam oczami.
- Zayn coś wspominał, że wyszłaś na scenę i dałaś mu w ryj za to, że zmieszał z błotem Linkin Park. - spojrzała na bezchmurne niebo.
- Tak, właśnie za to oberwał. - potwierdziłam.
- Masz pazur, Laska. - Bery poklepała mnie po ramieniu.
- Wkurwił mnie sukinsyn. - prychnęłam. - Chodź już do nich. - pociągnęłam ją za rękę nie chcąc dalej drążyć tematu. Przywitałam się z Sisi i chłopakami.
- Nic się nie zmieniłaś. - Styles. Ach Styles. Flirciarz jakich mało.
- Dzięki. Ty też nie. - uśmiechnęłam się.
- Tu i ówdzie też nic nie ubyło. - zaśmiał się.
- Oj Styles, Styles. - pokręciłam głową rozbawiona zerkając na Chazza, który zaciskał pięści.
- Nie zapędzaj się, Harry. - warknął mój chłopak. Chester Charles Straszny Zazdrośnik Bennington.
- Spoko spoko stary. - Styles uniósł ręce w geście poddania.
- Chester, uspokój się. - skarciłam go. - To tylko żarty. - wtuliłam się w niego.
- Wiecie co? Chodźmy już lepiej grać, bo nam się piekło rozpęta. - usłyszałam gdzieś z daleka głos Zayna.
- Ma rację. - Tomilson go poparł i weszliśmy na halę. Jo poszła po piłkę i zaczęła się gra. Oczywiście Linkin Park był górą, 25:24. Zupełnie wykończona wyszłam spod prysznica, starannie wytarłam ręcznikiem ciało i włosy, założyłam bieliznę i wyjęłam z torby Ciuchy Natt, a na miejsce tych rzeczy włożyłam te, w których grałam. Wysuszyłam i rozczesałam włosy. Postanowiłam zostawić je rozpuszczone. Zrobiłam sobie delikatny make-up, a mniejszą torebkę schowałam do większej, po czym wyszłam na dwór . Usiadłam na murku i zapaliłam papierosa. Oglądałam sobie na telefonie zdjęcia, kiedy nagle usłyszałam chrząknięcie. Podniosłam głowę. Przede mną stał nie kto inny jak Seba. Przewróciłam oczami i schowałam telefon do torby.
- Nie pal, to szkodzi. - usiadł obok.
- Nie będziesz mi mówił, co mam robić. - nie spojrzałam nawet na niego.
- Nie sądzisz, że musimy porozmawiać? - złapał mnie za dłoń, ale szybko się wyrwałam.
- Nie widzę potrzeby. - rzuciłam i już chciałam wstać, ale pociągnął mnie na murek.
- Natt, proszę. - zrobił minkę szczeniaczka.
- Przestań Sebastian. Nie mam zamiaru z Tobą rozmawiać. Zostaw mnie, rozumiesz? - wycedziłam przez zęby.
- Ale ja Cię Kocham. - spojrzał mi w oczy.
- Błagam Cię.. - wybuchłam śmiechem. - Seba, nie kompromituj się i odejdź stąd. Dla Twojego dobra. Jak Chazzy Cię znowu zobaczy, to wylądujesz na ostrym dyżurze. - uśmiechnęłam się.
- Nelson, wszystko w porządku? - Phoenix stanął między nami i spojrzał na mojego byłego. - Koleś, do Ciebie jeszcze nie dotarło, że Natt nie chce Cię znać? - objął mnie.
- Typie, nie wtrącaj się. - Seba na niego spojrzał.
- Bo co? Odjeb się od niej. - Dave zasłonił mnie własnym ciałem. - Bo na prawdę źle skończysz. - powiedział.
- O ile wiem to Nathalie jest dorosła, a Ty zachowujesz się jak jej tatuś. - Sebastian uśmiechnął się ironicznie.
- Nie jak jej tatuś człowieku, tylko jak jej kumpel. Czy ja mam do Ciebie mówić alfabetem morsa, żebyś zrozumiał, że masz się od niej odpierdolić? - odsunął mnie delikatnie od siebie.
- Phoenix, nie. - złapałam przyjaciela za nadgarstek. - Nie warto, wracajmy na halę po resztę. - przytuliłam się do niego.
- Ja nie pozwolę Cię skrzywdzić byle śmieciowi. - szepnął.
- On mnie nie skrzywdzi, za wysoko ma, żeby do mnie dostać. - powiedziałam patrząc na jednego i na drugiego.
- I za bardzo ją Kocham . - dodał Seba.
- Zamknij się. - warknęłam. - Dave, idziemy. - złapałam Phoenix'a za rękę i splotłam nasze palce.
- Ja o tym powiem Mike'owi. - Dave na mnie spojrzał.
- Po co? Nic mi nie zrobił. - uśmiechnęłam się.
- Ale może zrobić. Czuję, że to cisza przed burzą. - Farrell przycisnął mnie do siebie. Zawiesiłam mu ręce na szyi i staliśmy tak oparci o drzwi hali.
- Już zdrada? - usłyszałam głos Mike'a.
- Jaka zdrada, pojebie? - Phoenix był wkurwiony, a Spike tylko to zaostrzył. - Jak nie wiesz, co się stało, to zamknij pysk. - warknął.
- To powiedźcie mi. - spojrzał na nas.
- Seba tu był. - powiedziałam.
- Co?! - Mike uderzył pięścią w ścianę. - Zabiję sukinsyna... - warknął i przytulił się do nas. - W porządku? - spojrzał na mnie. Kiwnęłam twierdząco głową. - Dzięki stary. - przeniósł wzrok na Dave'a.
- Dobrze wiesz, że Natt jest dla mnie jak siostra. Nie pozwoliłbym jej skrzywdzić. - Farrell pocałował mnie w czoło, a ja się tylko uśmiechnęłam.
- Powiemy Chazzowi? - brat spojrzał mi w oczy.
- Musimy. Chcę być z nim szczera. - powiedziałam.
- O czym macie mi powiedzieć? - Chester wyszedł zza ściany.
- Chazzy, Kochanie. - złapałam go za dłonie.
- Co się stało Pyszczku? - ukochany spojrzał na mnie zatroskanym wzrokiem.
- Wkurzysz się. - stwierdziłam. - Sebastian był pod halą. - wyznałam. - Chciał ze mną pogadać, ale Dave na szczęście się pojawił. - uśmiechnęłam się do Phoenix'a.
- Stary, dzięki. - Bennington poklepał przyjaciela po ramieniu. - Gnój ma przejebane. - warknął przytulając mnie do siebie.


KOCHANI, NIE WIEM JAK TERAZ BĘDZIE Z MOJĄ WENĄ, WIĘC NIE ZŁOŚĆCIE SIĘ, JAK BĘDĄ OPÓŹNIENIA Z ROZDZIAŁAMI .

środa, 25 czerwca 2014

15. Moja definicja szczęścia.

Obudziły mnie pierwsze promienie słońca padające na moją twarz. Otworzyłam oczy i spojrzałam na śpiącego obok Chestera. Miał taki spokojny wyraz twarzy. Wzięłam z szafki telefon i zrobiłam mu zdjęcie. Mruknął coś pod nosem. Nie obudziło go to. Musnęłam delikatnie jeden z tatuaży widniejący na jego ramieniu i delikatnie wyswobodziłam się z obejmujących mnie silnych ramion. Założyłam jego koszulę i wyszłam na balkon. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to, że wczoraj kochałam się z Chesterem. Z TYM Chesterem. Ciągle nie dociera do mnie to, że z nim jestem. Że jest mój. Że dzisiaj idę z nim na mecz charytatywny nie tylko jako siostra jego przyjaciela, ale również, jako jego dziewczyna. Udało mi się.
- O czym myślisz? - usłyszałam cichy szept przy uchu. Po chwili poczułam ciepłą dłoń pod koszulką, która bezkarnie błądziła sobie po moim ciele. Dostałam gęsiej skórki przypominając sobie, jak te dłonie dotykały mnie wczoraj.
- O Tobie. - powiedziałam uśmiechając się, gdy stanął przede mną bez koszulki w samych bokserkach i usiadł sobie na parapecie okna.
- Taak? - przyciągnął mnie do siebie tak, że wylądowałam na jego kolanach stopy sadowiąc na parapecie. - I co wymyśliłaś? - zapytał dając mi soczystego całusa na dzień dobry.
- Dopiero teraz sobie uświadomiłam, że Chester Bennington z plakatów w moim pokoju spędził ze mną noc i jest moim chłopakiem. - wyznałam patrząc mu w oczy.
- Oj Nattie Nattie. - rozbawiłam go tym wyznaniem.
- Co Cię tak bawi? - założyłam ręce na biuście.
- To nie sen. Ja, Chester Bennington, wokalista zespołu Linkin Park, który ubóstwiasz już od kilku ładnych lat i którego jednym z członków jest Twój rodzony brat Michael Kenji Shinoda, Kocham Cię do szaleństwa. - śmiał się.
- Bardzo zabawne. - przewróciłam oczami i rzuciłam się na łóżko włączając radio. Akurat leciało " Faint. " . Wsunęłam dłonie pod głowę. - Teraz możesz się śmiać. - zamknęłam oczy ruszając lekko głową w rytm muzyki.
- Don't turning back on me. I won't be ignored. - wykrzyczał Bennington patrząc na mnie.
- Co Ty tam bełkoczesz? - zapytałam marszcząc brwi i patrząc na niego. Ledwo powstrzymałam śmiech.
- Ja bełkoczę? O Ty... Pożałujesz. - wyłączył radio i zmierzał do mnie z groźnym wyrazem twarzy.
- Czego, Skarbie? - uśmiechnęłam się do niego uwodzicielsko.
- Tego, że powiedziałaś, że bełkoczę. - udał urażonego.
- Jak dziecko. - pociągnęłam go na siebie. - Duże dziecko o boskim głosie. - wymruczałam.
- Tylko głosie? - zapytał robiąc mi malinkę na szyi.
- A czy ja powiedziałam, że tylko? - uniosłam do góry brew patrząc uważnie w brązowe tęczówki ukochanego. - Dawaj tą szyję. - zaśmiałam się i zrobiłam mu dwie.
- Ej, co ja teraz powiem fankom, jak zechcą się do mnie przytulić? - zapytał. Pacnęłam go poduszką. - Ała! - jęknął. - Za co? - zrobił maślane oczka.
- Ty już dobrze wiesz, za co, Bennington. - przewróciłam oczami.
- Zazdrosna Kocica? - zamruczał mi do ucha i zaczął mnie cmokać w usta. Zaczęłam odwzajemniać jego pocałunki.
- Nie jestem zazdrosna. - uśmiechnęłam się do niego.
- No, ale co ja im powiem? - droczył się ze mną.
- Powiesz, że masz dziewczynę, która trenuje Kung- fu, Judo i  Karate . I chodzi na boks, i strzelnice. Możesz jeszcze nadmienić, że bardzo nie lubi, jak się liże do jej chłopaka. - powiedziałam. - Aha i że w razie ewentualnej niewierności jej brat powybija Ci Twoje cudowne ząbki, w których są tak zakochane. - dodałam unosząc jeden kącik ust ku górze.
- Jesteś zazdrosna. - stwierdził.
- Nie jestem. - zaprzeczyłam.
- Jesteś. - trwał przy swoim.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
- Nie. - nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ zadzwonił mój telefon. Wzięłam go z szafki i spojrzałam na wyświetlacz. Mike. Nie byłam już dawno na niego zła. Miałam zamiar się z nim pogodzić. Tęskniłam za jego uściskami i całusami. Za jego " Kocham Cię Siostra ", za zajebistymi tekstami.. W końcu to mój brat. Kocham go i to nie ulegnie nigdy zmianie. Odebrałam.
- Mike'uś? - zaśmiałam się. - Cześć Braciszku. - zawołałam wesoło. - Coś się stało?
- Nattiś! Robaczku, myślałem, że nie odbierzesz. - usłyszałam wesoły głos.
- Dlaczego bym miała nie odebrać? - zapytałam. - Nie jestem już zła. - dodałam. - No to o co chodzi? - ponowiłam pytanie.
- Słuchaj, co byś powiedziała na trening przed meczem? - zapytał wesoło Shi.
- No ja jestem za, porozmawiam z Chesterkiem, ale myślę, że się zgodzi. - uśmiechnęłam się.
- Jak Ty z nim pogadasz to na stówę będzie za. - wybuchł śmiechem.
- Dziękuję, że we mnie wierzysz. - uśmiechnęłam się.
- Widzimy się zaraz na śniadaniu, prawda? - zapytał.
- Jasne. - odpowiedziałam.
- Lovki. - usłyszałam cmokanie.
- Me too. - odwzajemniałam śmiejąc się.
- My też możemy liczyć na cmoka od Soldierki? - usłyszałam głosy chłopaków.
- Jasne. Daj im telefon. - zaśmiałam się. - MUA MUA MUA MUA. - cztery cmoksy. - Kocham Was. - zaśmiałam się.
- Którego z naszej szóstki najbardziej? - pytanie od Hahn'a.
- Nawet nie pytaj, wiadomo, że Benningtona. - usłyszałam odpowiedź Rob'a. Zaczęłam się śmiać patrząc na mojego ukochanego, który już zdążył się ubrać.
- Masz odpowiedź. - zwróciłam się do Joe'go rozbawiona.
- Osz Ty, a ja dla Ciebie miałem Haribo! Świnia. - burknął Hahn jeszcze bardziej mnie rozbawiając.
- Ej, Panda, wiesz, że Cię Kocham, co nie? - zwróciłam się do niego. - Są z Wami laski? - zapytałam.
- No są. Wpierdalają musli z jogurtem. To wygląda jak sperma! Jak one mogą! Chodź do mnie, podzielę się z Tobą moimi naleśnikami z truskawkami! - oblizał się.
Wybuchłam śmiechem.
- Mr. Hahn, jesteś mistrz. - śmiałam się.
- Wiem. - zawtórował. - Chester jest tam gdzieś obok? - zapytał.
- No siedzi. - położyłam się wygodnie na nogach Chazza.
- Powiedz tej gliździe, że dzwonił nasz manager i za tydzień mamy znowu koncert. - uśmiechnął się.
- Gdzie? - zapytałam podekscytowana.
- W hali O2. - powiedział . - Tam gdzie w 2010.
- Daj mi Kicia fona. - usłyszałam prośbę Chazza i podałam mu telefon. - Za tą glizdę masz w łeb, złamasie, a a propo tego koncertu, to spoko. - uśmiechnął się lekko.
- A wpadniecie na trening? - głos Phoenix'a.
- No jasne, a jak mielibyśmy wygrać bez treningu? - prychnął filozoficznie Benny.
- Nie mądrz się artysto za dychę tylko wpadaj. - Rob zawsze musiał dowalić swoje.
- Znalazł się nie artysta. - burknął brunet znajdujący się ze mną w pokoju. - Kiedy będą One'iaki? - zapytał.
- Oni już od wczoraj są w Anglii. - usłyszałam odpowiedź Mike'a. I że Caroline do mnie nie zadzwoniła? Obiecała mi przecież, że jak tylko z Sylwią będą na miejscu, dadzą mi znać. Z siostrami Bery znam się już parę ładnych lat.  Wpadłam kiedyś na Caro, kiedy szła na stołówkę w szkole. Ma dopiero osiemnaście lat. Jej siostra ma szesnastkę na karku. Kiedy je poznałam, byłam tydzień przed maturą. Po zdanym egzaminie dojrzałości, kiedy zabierałam swoje ostatnie rzeczy z szafek Caroline rzuciła mi się na szyję krzycząc, że dostała stypendium dla wzorowych uczniów w Londynie. Śmiejąc się razem z nią składałam jej gratulacje. Na jej imprezie pożegnalnej widziałyśmy się po raz ostatni. Może była zmęczona, nie miała zasięgu, albo zwiedzała miasto? Na pewno o mnie nie zapomniała. Ma zbyt dobrą pamięć.
- Aha, no to spoko. - głos mojego ukochanego wyrwał mnie z rozmyślań. - To może z nimi zrobimy ten trening? - zaproponował.
- Ty, to nie jest wcale taki zły pomysł. - wykrzyknął Phoenix. - Zadzwonię do Louisa. - powiedział.
- No dzwoń dzwoń. - Chazzy go poparł. Szturchnęłam lekko swojego chłopaka i pokazałam wzrokiem na łazienkę, dając mu do zrozumienia, że idę się przygotować. Kiwnął głową i rozmawiał dalej z chłopakami, a ja wzięłam z łóżka jedną z toreb z moimi wczorajszymi zakupami i ruszyłam do łazienki. Wyjęłam z trzymanej w ręku torby swój nowy żel pod prysznic i szampon do włosów. Rozebrałam się i spokojnie weszłam pod prysznic. Zapachy truskawkowego szamponu i karmelowo-miodowego żelu do ciała rozeszły się po łazience. W piętnaście minut uwinęłam się z kąpielą. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
- Tak? - uśmiechnęłam się wiedząc, kto to.
- Misiaku przyniosłem Ci z Twojego pokoju ręczniki i kosmetyczkę. - usłyszałam ciepły głos Chestera. Przez zaparowaną kabinę dało się ujrzeć zarys jego sylwetki.
- Dziękuję, Kochanie. - odpowiedziałam. - Zaraz Ci zwolnię łazienkę. - obiecałam. - Poczekaj jeszcze parę minutek.
- Jasne. Nie śpiesz się. Dodam zdjęcia na facebook'a. - coś mi mówiło, że w tym momencie się uśmiechnął.
- Dobrze. - wyjrzałam z kabiny owijając ciało i włosy moimi ręcznikami. Dałam całusa ukochanemu i wyszedł, a ja spokojnie mogłam założyć na siebie swoją nową bieliznę, którą kupiłam, kiedy Chester katował się w przebieralni. Szybko wysuszyłam włosy i schowałam suszarkę, a następnie wyjęłam z torby nowe dresy, adidasy i bluzkę, a z kosmetyczki srebrny wisiorek.
http://img.stylistki.pl/sets/po-domu--1374955769-s334224.jpg?v=0
Założyłam wszystko na siebie, a swoje czerwone, długie włosy związałam w koński ogon. Zrobiłam sobie lekki makijaż. Postanowiłam nie przesadzać, bo jak się zmęczę, to cały mój trud diabli wezmą. Kiedy wyszłam z łazienki, poczułam, jak ktoś przytula się do mnie od tyłu i całuje mnie w szyję. Ten Ktoś był wiadomego nazwiska, którego wymieniać chyba nie muszę. Uśmiechnęłam się do niego, a po chwili jego wytatuowana, muskularna sylwetka zniknęła za drzwiami łazienki. Kiedy brał prysznic, postanowiłam szybko pójść do siebie po moją torbę z Linkin Park, do której wpakowałam czarny stanik do biegania z białą nazwą zespołu na przodzie, dwie butelki wody mineralnej, MP4, ręcznik, ciuchy na zmianę, kosmetyczkę, klucze i telefon, który wychodząc zgarnęłam z łóżka Chazza. Wychodząc zamknęłam swój pokój i wróciłam do ukochanego. Czekając, aż wyjdzie z łazienki wsunęłam na uszy słuchawki i stanęłam przy oknie nucąc " Final Masquerade. "
- Moja Kochana Soldierka. - co za spryciarz, nawet nie poczułam, jak wyjął mi słuchawkę z ucha!
- Gotowy? - uśmiechnęłam się do niego mierząc go wzrokiem. Miał na sobie czarną koszulkę z nadrukami na ramiączkach, szerokie dresy i adidasy pod kolor. Założył mi na nos moje okulary przeciwsłoneczne. Zaśmiałam się i założyłam mu jego przeciwsłoneczne brylki i podałam mu jego torbę, którą spakowałam osobiście.
- Oj, co ja bym bez Ciebie zrobił. - jego śmiech był niczym najpiękniejsza melodia dla moich uszu.
- Wcześniej jakoś sobie radziłeś. - musnęłam go w kącik ust.
- Teraz chyba bym spadł na dno. - objął mnie. - Idziemy na to śniadanie? - spojrzał na mnie zza szkiełek.
- Jasne. Czekają na nas. Moja definicjo szczęścia. - zaśmiałam się wpijając się delikatnie w jego wargi.




Witam Was z kolejnym rozdziałem. Przepraszam, że tak późno, ale miałam problemy osobiste. I tak uważam, że to nie jest szczyt moich możliwości -,-. Mimo wszystko zachęcam do komentowania :*** Kocham Was <3. Małe info : Już niedługo będzie się działo. Czekajcie cierpliwie! <3

poniedziałek, 23 czerwca 2014

14. Mi wystarczy Chester Bennington.

Kiedy tylko wróciliśmy do hotelu od razu zabrałam się za układanie ciuchów Chazza. Potem postanowiłam zająć się swoimi. Znając mojego ukochanego powpychał by je jak popadnie i pomięłyby się.
- Kochanie... - usłyszałam mruczenie nad swoim uchem.
- Co? - nie odwróciłam się, gdyż byłam zajęta równym składaniem spodni w kostkę.
- No Skarbie, popatrz na mnie. - znów ten głos i całus w szyję.
- Zaraz. - mruknęłam próbując się w pełni skoncentrować na wykonywanej czynności. Nuciłam sobie "Numb" pod nosem. Nagle poczułam, jak unoszę się do góry. Upuściłam koszulkę i spojrzałam w tym kierunku.
- I' ve become so numb,
I can't feel you there. - usłyszałam przy uchu.
- Chester, wariacie, postaw mnie. - zaczęłam się śmiać.
- Nie mam zamiaru. - mruczał zadowolony kładąc mnie na łóżku i siadając na mnie.
- Chazz, ja chcę poukładać te ciuchy. - jęknęłam, ale kiedy wpił się w moje wargi odwzajemniłam to. Kiedy Chessie wsunął mi rękę pod koszulkę i zaczął przesuwać palcem wzdłuż mojego kręgosłupa, dostałam bardzo przyjemnych ciarek i jeszcze bardziej pogłębiłam pocałunek. Nagle usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi.
- Chester, widziałeś gdzieś płytkę z Tekk.... Ups.. - usłyszałam głos Mike'a i oderwałam się od Chazza jak oparzona.
- Nie. Nie widziałem. - wywarczał mój ukochany.
- Nie chciałem Wam przeszkodzić w igraszkach. - wybuchł śmiechem.
- Zamknij się, bo jak zaraz wstanę... - Chazz już podnosił głowę, ale złapałam go za nadgarstek.
- Przecież nic takiego się nie stało. - uśmiechnęłam się.
- Ale mogło się stać, gdyby nie wszedł. - mruknął mój ukochany.
- I tak mieliśmy iść na spacer. - spojrzałam na niego. - Idę skończyć składanie tych ciuchów. - pocałowałam go w czoło i wstałam, po czym znów zajęłam się układaniem jego ubrań.
- Oo widzę, że już się za niego wzięłaś. - Spike zaczął się śmiać. - Nie mów, że pozwolił Ci wyrzucić swoje ciuchy. - spojrzał na mnie.
- A jak pozwoliłem, to co? - Chazzy zmarszczył brew.
- To znaczy, że wzięła Cię pod pantofel. - rechotał.
- Shut up and get out, bejbi. - uśmiechnęłam się słodko. - WON. - powiedziałam.
- Już idę idę. - brat uniósł ręce do góry w geście obronnym i wyszedł śmiejąc się pod nosem.
- Mam go dość. - położyłam się obok Chestera.
- Dalej jesteś na niego zła o tą sytuację na imprezie? - zapytał Bennington przytulając mnie do siebie.
- A Ty byś nie był zły, gdyby ktoś przy mnie zaczął na Ciebie wygadywać, że nie wolno Ci ufać? - spojrzałam na niego zaszklonymi oczami. - I to nie zwykły Ktoś, ale własny brat! - żaliłam się.
- Skarbie, ale on wcale tego nie powiedział przecież. - próbował mnie uspokoić.
- Nie dosłownie. On dobrze wiedział, że nie jestem głupia i się domyślę o co mu chodzi. - odgarnęłam włosy za ucho.
- Kotku, spokojnie. - Chester zaczął całować mnie po szyi. Zamknęłam powieki i odchyliłam lekko głowę. Czułam, jak się uśmiecha.
- Jestem spokojna. - wychrypiraałam. Serce omal nie wyskoczyło mi z piersi. Poczułam, jak przenosi pocałunki na mój policzek, ucho i miejsce za nim. - Jestem bardzo spokojna. - uśmiechnęłam się zerkając na niego kątem oka. Nie zdążyłam nic więcej powiedzieć. Jego wargi silnie napierające na moje uniemożliwiły mi nawet równy oddech Ciepły język sunący po moich wargach, by po chwili wsunąć się między nie. I te ciche wyznania miłości szeptane między pocałunkami.... Oj. niejedna Soldierka zazdrościłaby mi, gdyby wiedziała, że teraz bezkarnie pozbyłam się jego koszulki rzucając ją na podłogę i podziwiam sobie z bliska te piękne arcydzieła na jego ciele.
- Co mi się tak przyglądasz, Piękna? - zapytał nagle zdyszany Chazz rozpinając mi powoli guziki od mojej koszuli i zsuwając ją z moich ramion.
- Bo nie mogę uwierzyć w swoje szczęście. - powiedziałam zrzucając materiał leżący na łóżku.
- Nie przesadzajmy, Jamesem Bondem to nie jestem. - zaśmiał się.
- Mi wystarczy Chester Bennington. - powiedziałam i wpiłam się w jego wargi.
Nasze pojękiwania i ciche poskrzypywanie hotelowego łóżka zupełnie zagłuszały szum za oknem. Londyn dopiero teraz budził się do życia...
NO I MASZ, EROTOMANIE XD I tak będziesz narzekać, że za mało akcji, ale to nie ma być książka z doznaniami erotycznymi, tylko blog. XD - Do Kingi.
DO ANGELI : TAK SIĘ ZASTANAWIAŁAŚ, JAK TO OPISZĘ XD MASZ XD

niedziela, 22 czerwca 2014

13. To się kupy nie trzyma.

Kiedy Chester zamknął za nami drzwi od razu ruszyłam do jego szafy i otworzyłam ją. Zamurowało mnie. On tam miał kompletny burdel! Zakryłam twarz dłonią.
- Co się stało? - Chaz do mnie podszedł i spojrzał na półki. - Moja szafa. - uśmiechnął się. Nie odezwałam się. Zaczęłam wywalać wszystkie ciuchy. - Co Ty wyprawiasz?! - wybuchł i zaczął wkładać ubrania z powrotem.
- Zostaw to. - znów je wywaliłam na podłogę. - Zrobię tu porządek, mój chłopak fleją nie będzie. - mruknęłam.
- Nie lubisz mojego stylu rockmana? - spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Styl rockmana lubię, ale nie styl bezdomnego, Słoneczko. - uśmiechnęłam się do niego i zaczęłam przeglądać ubrania. - Oo, w tej koszulce byłeś na moich 17 urodzinach. - mruknęłam.
- Ja w niej jeszcze chodzę! - wyrwał mi ją. Żeby mi to udowodnić zdjął koszulkę, którą miał na sobie i założył tą starą. Niestety była tak obciśnięta, że się rozerwała. - Ups. Przypakowałem. - stwierdził.
- No troszkę. - zaczęłam się śmiać.
- Ale tych spodni Ci nie dam! - zabrał z wielkiej kupy szare rurki wyraźnie wytarte na kolanach.
- Nie wkurwiaj mnie Bennington. Byłeś w nich trzy lata temu na koncercie! - wrzasnęłam wyrywając mu je i wyrzucając na sporą kupkę rzeczy do wyrzucenia.
- I w czym ja będę chodził? - jęczał.
- Właśnie dlatego idziemy na zakupy, Kotku. - uśmiechnęłam się. Wyjęłam z kosza czarny worek i wrzuciłam do niego niepotrzebne ubrania, po czym wyniosłam je przed hotel do kosza dla biednych. Oczywiście z wyjątkiem tej rozdartej koszulki, która poszła do śmieci. Dumna z siebie wróciłam do swojego ukochanego by poukładać te ciuchy, które jeszcze nadały się do noszenia.
~ W centrum handlowym. ~
- Powiedz mi, dlaczego ja się na to zgodziłem? - wyjęczał Chazz zmęczonym głosem podążając niczym cień za mną. Sklep był wielki, wprost idealny dla nas. Tyle tu ciuchów, że aż oczy się świecą!
- Bo mnie Kochasz i nie potrafisz mi odmówić. - powiedziałam rozbawiona zerkając przez ramię na Chestera, który miał minę skazanego na najgorsze tortury niewinnego człowieka. A ja? Ja czerpałam z tego wielką satysfakcję. Niech nie myśli, że we wszystkim jest królem. Wyrzuciłam mu tyle ubrań, że w jego szafie zostało tylko raptem pięć koszulek, dwie pary spodni, kilka bluz i trzy garniaki. Musiałam o niego zadbać. - Poza tym potrzebowałam targarza. No wiesz, te torby są takie ciężkie.. - udałam zmęczoną. Chessie zmrużył groźnie oczy. Roześmiałam się perliście i wzruszyłam ramionami. - No co? - uśmiechnęłam się niewinnie po raz kolejny rozglądając się za czymś stosownym. Moją uwagę przykuł wiszący naprzeciwko mnie garnitur. Oczy mi się zaświeciły. Na dodatek jego rozmiar. Zdjęłam go ze stojaka i przyłożyłam do swojego chłopaka, by mniej więcej zorientować się, jak będzie w nim wyglądał.
- Chyba żartujesz! - Bennington spojrzał na mnie, a potem na trzymany przeze mnie w dłoniach komplet.
- Czemu? - przyjrzałam mu się zdziwiona. - Do twarzy Ci w niej. - uśmiechnęłam się.
- Nattiś, ja i garnitur? - Chazzy parsknął śmiechem kręcąc z rozbawieniem głową.- To tak, jakbyś kazała Królowej Elżbiecie założyć glany. To się kupy nie trzyma! - śmiał się. - Takie rzeczy zakładam tylko na gale i czuje się jak pedzio. - jęczał.
- Chociaż przymierz. - poprosiłam błagalnym tonem robiąc maślane oczka. Wiedziałam, że ta minka go zmiękczy. Był mój i to w całości. - No Chazzy, Misiaczku, mój Pyszczku najsłodszy proooszę. - złożyłam ręce jak do modlitwy i zamrugałam kilkakrotnie powiekami.
- Ugh, idź precz, opętałaś mnie. - mruknął posępnie. Wiedziałam jednak, że w duszy jest inaczej. Że ma do mnie wielką słabość. Czasami, kiedy go wkurzałam, zawsze wychodził, nigdy nie podniósł na mnie głosu. Nie mogliśmy bez siebie wytrzymać nawet pięciu minut.
- Kocham Cię. - rzuciłam mu się na szyję i dałam mu buziaka prosto w usta. - No leć leć szybciutko, chcę Cię zobaczyć. - klasnęłam w dłonie podekscytowana i gdy tylko mój ukochany zniknął za kotarą przymierzalni zaczęłam mu szukać spodni. Znalazłam kilkanaście zarąbistych par w jego rozmiarze. Przy okazji wpadłam na kilka koszulek, koszul i bluz. - Przymierz to Skarbie. - powiedziałam słodkim tonem podając mu rzeczy.
- Matko Boska! - jęczał.
- Podobno się nie modlisz. - odgryzłam mu się.
- Zamorduję Cię, jak tylko wyjdziemy ze sklepu. - mruknął, gdy wreszcie mógł wychylić głowę choć na chwilę. - Ludzie, ja w tym wyglądam, jakbym szedł do kościoła, a ja nie chodzę do kościoła! - biadolił.
- To może czas, żebyś zaczął. - zaśmiałam się i wepchnęłam mu w ręce kolejną stertę ubrań. - Tylko się rusz, bo mam jeszcze plany na dzisiejszy dzień. - ponagliłam go i uśmiechnęłam się słodko widząc jego groźną minę.
- Dlaczego Ty mnie tak nienawidzisz? - spojrzał na mnie wzrokiem zbitego psa. Zrobiłam do niego dzióbek wydając odgłosy cmokania i zasunęłam za nim kotarę do przebieralni. Oparłam się o filar zakładając ręce na biuście. Gdy wreszcie wszystko przymierzył i wpakowaliśmy to do toreb, zajęłam się sobą. Kupiłam sobie chyba z 10 sukienek, kilka mini - dzięki Chesterowi, z 5 par rurek, kilka legginsów, szortów.. Koniecznie musiałam sobie kupić kilka bluzek bez ramiączek, na szyję i bez pleców. Chazz wybierał! Uwierzycie?! Kilka koszulek z rękawkami i na ramiączkach, parę bluz, bluzki z odkrytym brzuchem i 5 par nowych szpilek, tenisówek, conversów... Zakupy uważam za udane. Ruszyliśmy do kasy. Chester wyciągnął kartę.
- O nie nie ja płacę za siebie. - zaprotestowałam.
- Kocie, nie ma opcji. - uśmiechnął się i podał kartę kasjerce, która mierzyła go wzrokiem. Chrząknęłam.
- On raczej nie ma w sobie czytnika do kart, więc proszę go tam nie szukać. - powiedziałam nieco wkurzona obejmując go w pasie. Czarnulka speszona odgarnęła nerwowo włosy i wróciła do swoich obowiązków. Byłam z siebie dumna. W duchu skakałam z radości widząc zakłopotanie na twarzy tej dziuni. Wszystko zrozumiałam, kiedy zobaczyłam, że pod fartuchem ma koszulkę z logiem Linkin Park. Prychnęłam pod nosem. Kiedy wyszliśmy ze sklepu obładowani torbami i Chazz pakował je do bagażnika, pomagałam mu, by poszło szybciej. Udało się. Spokojnie wsiedliśmy do auta. Nim Chazz  ruszył, położył dłoń na moim udzie i delikatnie mnie po nim pogładził.
- Zazdrośnica. - wymruczał mi do ucha.
- Ja? - fuknęłam . - Nie. - uśmiechnęłam się.
- Ehe, nie. - Chazzy się roześmiał. - A to w sklepie? - puścił mi oczko.
- Co w sklepie? - udałam głupią. - Aa to... - próbowałam grać, że dopiero sobie o tym przypomniałam. - Po prostu ta laska się ślimaczyła i mnie to wkurzyło. - z gracją strzepałam włosy w tył i wyjęłam z kopertówki lusterko w którym uważnie się przejrzałam.
- I dziwnym trafem miała koszulkę z naszym logiem. - zaśmiał się.
- Serio? - spojrzałam na niego ciągle udając głupią. - Nie zauważyłam. - założyłam nogę na nogę.
- Jasne, jasne. - mój ukochany pokiwał głową z dezaprobatą jakby mówił " Tak, tak na pewno ".
- Oj dobra dobra, nie drąż. - uśmiechnęłam się. - Jedź, bo mi zepsujesz plany. - uśmiechnęłam się uwodzicielsko.
- Plany? - wymruczał całując mnie w ramię.
- Mhm. - uśmiechnęłam się leniwie drżąc delikatnie pod wpływem jego warg.
- No to już jedziemy. - wyszczerzył się.
- Tylko nie szarżuj. - pokiwałam palcem. - Muszę Cię mieć w jednym kawałku. - przejechałam długim paznokciem po materiale jego spodni.
- Oo, ciekawe. - Bennington oblizał wargi.
- Jedź. - puściłam mu oczko.
- Tak jest moja Pani. - śmiech mojego Słoneczka rozszedł się po aucie. Po chwili poczułam jego wargi na swoich. Oddałam się pieszczocie pogłębiając ją jeszcze bardziej. Po dłuższej chwili Chazz ją przerwał słodko się uśmiechając i ruszył. 


Cześć, Perełki <3 Witam moich Kochanych Soldiersów z nowiusieńkim rozdziałem <3 . Do teraz nie wierzę, że mam tyle wejść :o To sen? :o Nie, chyba nie. Dziękuję tym czytelnikom, którzy komentują, a tych, którzy mają lenia, zachęcam do wysilenia paluszków i klawiaturki <3 Komentarze to dla mnie duża motywacja, tak samo jak wejścia <3 Pozdrawiam :*

sobota, 21 czerwca 2014

12. Nie można było tak od razu?

Obudziłam się rano z mega suszą w gardle. Wczoraj wypiłam z dziewczynami jeszcze dwie flaszki czystej z colą i lodem. Robiłyśmy sobie drinki. Nic nie pamiętam z powrotu do hotelu. Wszystko sprzed, nic po. Masakra. Zwlokłam się z łóżka.
- O ja pierdolę... - przeklęłam, gdy zaczęło mi się kręcić w głowie. - Nie, no what the fuck? - złapałam się za nią patrząc na swój ubiór. Koszulka Chazza. To już wiem, kto mnie przebrał. - Matko. On mnie widział w bieliźnie. - jęknęłam opadając na łóżko. - Bitch please no... I ja nic nie pamiętam. - jęczałam. Nagle usłyszałam dźwięk telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz. Maryse. Odebrałam.
- Allo Bejbi? - wychrypiałam.
- Cześć Mała. - moja nowa przyjaciółka miała taki sam głos jak ja. - Jak się czujesz? - zapytała.
- Łeb mnie kurwa napierdala, nic nie pamiętam i chyba Chester widział mnie w bieliźnie. - wyznałam.
- Mnie Phoenix chyba też. Obudziłam się w jego koszulce. - wyznała.
- Serio? Ja w Chestera też. - powiedziałam.
- A ja mam czarną z koronki. - zaśmiała się cicho. - Biedaczek. - pokręciła głową.
- Ja czerwoną, a to ulubiony kolor Chazz'a. - westchnęłam. - Masakra, jak ja na niego spojrzę.
- Ja też nie wiem, jak ja spojrzę na Dave'a. Chyba nie zejdę na śniadanie. - powiedziała.
- To słuchaj, wiesz co? Spotkajmy się przed hotelem na fajce, pójdziemy do sklepu po wodę, tylko muszę się ogarnąć. Wiesz, zimny prysznic i te sprawy. - tłumaczyłam.
- Jasne, ja też muszę się doprowadzić do ładu. Kurwa. - przeklęła.
- Co? - przeraziłam się.
- Będziemy musiały im oddać te koszulki.- powiedziała. O ja pierdziele. Nie pomyślałam o tym.
- To może lepiej zejdźmy na to śniadanie, co? Będziemy miały pierwsze spotkanie za sobą. - zaśmiała się cicho.
- Masz rację, poza tym ściska mnie w żołądku, muszę coś zjeść, najwyżej to wyrzygam. - skrzywiłam się.
- To co? Do zobaczenia na korytarzu? - znów usłyszałam głos Ouellet po drugiej stronie.
- No pa. - odpowiedziałam i rozłączyłam się rzucając telefon na łóżko. Wyjęłam z szafy świeżą, czarną koronkową bieliznę, bluzkę i szorty, a spod szafy wyjęłam conversy z ćwiekami, które miałam na koncercie. Poszłam do łazienki, zdjęłam koszulkę Chestera i bieliznę, po czym włożyłam to do pralki, którą od razu włączyłam i weszłam pod prysznic. Zimna woda mnie rozbudziła. Po 20 minutach wyszłam. Założyłam świeżą bieliznę i stanęłam przed lustrem, gdzie wysuszyłam włosy, zmyłam stary makijaż, umyłam zęby i nawilżyłam twarz. Założyłam naszykowane ciuchy, a kudełki postanowiłam wyprostować. Zrobiłam sobie nowy make - up, założyłam conversy i przejrzałam się w lustrze.
Stylizacja Natt 

 Poprawiłam sobie paznokcie u rąk na czarno po czym wyszłam z łazienki energicznie machając dłońmi. Po kilkunastu minutach lakier wysechł, więc wzięłam w dłoń telefon, który włożyłam do czarnej kopertówki wraz z chusteczkami. Klucze trzymałam w ręku. Dopiero, kiedy wyszłam z pokoju zamykając nimi drzwi, trafiły do torebki.
- Natt! - usłyszałam nagle wesoły głos Maryse. Instyktownie się odwróciłam, podbiegłam do niej i przytuliłyśmy się. - Witaj Kochana. - przyjaciółka cmoknęła mnie w policzek. - Jak tam samopoczucie? - zapytała obejmując mnie ramieniem.
- Bywało lepiej. - westchnęłam wciąż czując delikatne pulsowanie w głowie. - A u Ciebie? - uważnie przyjrzałam się Mary.
- Oj, też bywało lepiej, ale żyję. - uśmiechnęła się lekko zaczesując swoje piękne blond włosy za ucho.
- Lalunie na śniadaniu? - zaśmiałam się. Gdy dostałam potwierdzenie wyrażone kiwnięciem głowy, uśmiechnęłam się. - Jak się czują?
- Nie lepiej niż my. - pokręciła głową. Powoli ruszyłyśmy na śniadanie. Gdy znalazłyśmy się w restauracji, bez słowa usiadłyśmy przy stoliku. - Idę zamówić nam tosty. - blondynka wstała i poszła do kelnera kątem oka patrząc na Phoenix'a wcinającego naleśniki. Spojrzałam w tą samą stronę i zrobiło mi się niedobrze.
- Nelson, wszystko ok? - zapytała zmartwiona Paige.
- Za dużo wódki, a teraz mam skutki. - skrzywiłam się.
- Nie czujesz jak rymujesz. - śmiech Spike'a rozszedł się po restauracji. - Ma to po mnie. - powiedział dumny.
- Jeśli myślisz, że nie pamiętam tego, co się działo w klubie, to się mylisz, Mike. - zmroziłam go wzrokiem. - Nie mam zamiaru się kłócić, więc się nie odzywaj. - warknęłam i gdy tylko dostałam swoje śniadanie od razu się nim zajęłam, chociaż przełknięcie czegokolwiek przychodziło mi z niemałym trudem. - Nigdy więcej. - mruknęłam jakby do siebie. Kiedy wreszcie mój talerz zaczął świecić pustkami, osobiście go odniosłam i wróciłam do stolika. - Jakby ktoś mnie szukał, jestem u siebie. - powiedziałam i kątem oka spojrzałam na Chestera, który jadł swoje tosty wpatrzony ponuro w szybę. Musnęłam lekko jego policzek. Nasze oczy się spotkały. Ech. Nienawidziłam tego wzroku. Był smutny. Miałam ochotę rzucić mu się na szyję i już nigdy go nie puszczać. Zamiast tego delikatnie przejechałam opuszkiem palca po jednym z jego ogni  starannie obrysowując jego kontur. Ostatni raz spojrzałam w brązową otchłań. Po dłuższej chwili odwróciłam się i dość szybkim krokiem opuściłam restaurację, po czym najszybciej jak potrafiłam wbiegłam na górę, by znaleźć się za brązowymi drzwiami swojego pokoju. Wyjęłam z torebki telefon i rzuciłam go na komodę. Zdjęłam conversy i kopnęłam je w kąt, po czym rzuciłam się twarzą na łóżko. Nawet nie wiedziałam, kiedy zasnęłam.

~ Perspektywa Chazza ~
Kiedy tylko Nathalie opuściła restaurację, natychmiast podążyłem za nią. Dała mi znak, że tego chce. W niecałe pięć minut znalazłem się pod drzwiami jej pokoju, które delikatnie uchyliłem, a następnie zamknąłem za sobą. Po cichutku zdjąłem swoje glany, przy okazji stawiając przy ścianie jej rozrzucone conversy i niepewnie przemieściłem się dalej. Jest. Chyba śpi. Powoli wziąłem ją na ręce i przewróciłem na plecy. Wyglądała tak słodko, kiedy spała. Przed oczami stanęło mi jej boskie półnagie ciało w czerwonej bieliźnie. Potrząsnąłem głową. Nie mogę o tym myśleć bo zwariuję. Położyłem się obok niej i przytuliłem ją do siebie. Jej równy oddech ogrzewał mój tors. Przycisnąłem ją mocniej, jakbym bał się, że zaraz wstanie i odejdzie. Kiedy Mike powiedział mi o tym całym Gloom'ie, aż się we mnie zagotowało. Z drugiej strony wiem, że Nattie mnie Kocha i mogę jej zaufać. To nie jest Talinda. Zawsze powtarzam to sobie w myślach, kiedy z nią jestem. Ale ta zazdrość i chorobliwy strach przed utratą ciągle we mnie siedzi. Nie wiem, co z nim zrobić. Mam nadzieję, że z czasem przy Nathalie przywrócę w sobie dawnego Chestera, przynajmniej w części. Raczej nie chciałaby, żebym wrócił do ćpania. Zresztą ja też nie. Ugh. Gdzie ja miałem mózg? Biedni rodzice. A raczej mama, bo ojciec.. Wolę sobie go nie przypominać... Wpatrzyłem się w czerwoną gęstwinę włosów zakrywającą mi tatuaż na ramieniu. Po chwili przeniosłem wzrok na jej twarz. Wtedy brązowe diamenty na mnie spojrzały.
- Kiedy tu przyszedłeś? - zapytała cicho.
- Niedawno. - wyszeptałem gładząc ją po włosach.
- I nie odejdziesz? - spojrzała na mnie smutnymi oczami. Zaśmiałem się i po prostu, najzwyczajniej w świecie ją pocałowałem. Oddała pieszczotę z jeszcze większą czułością przenosząc się z łóżka na mnie. Wsunąłem palcem za ucho jej opadające na moją twarz włosy, które pachniały cynamonowo - miodowym szamponem.
- Nie mam zamiaru, za bardzo Cię Kocham. - wyszeptałem patrząc głęboko w jej oczy. Uśmiechnęła się ukazując swoje białe ząbki. - A ten Gloom... Lubisz go? - zapytałem marszcząc lekko brew.
- Lubię, ale nie tak, jak myśli mój niedorozwinięty braciszek. Owszem, kiedyś czułam do niego mięte. Chyba każda laska z liceum tak miała. Przeszło mi, możesz być spokojny. - powiedziała.
- Chcesz się z nim spotkać. - spuściłem głowę.
- Ahaa, tu jest piesek pogrzebany. - zaczęła się śmiać. - Moja Niunia zazdrosna? - ujęła moją twarz w swoje chłodne dłonie i spojrzała mi w oczy.
- Niunia nie jest zazdrosna. - zrobiłem minę naburmuszonego dziecka, któremu zarzucono, że zjadł ciastko zostawione dla siostry. Zrobił to, ale nie chce się przyznać.
- Oj Pyszczku Pyszczku, oboje wiemy, jaka jest prawda. - śmiała się. - Jesteś zazdrosny. - powiedziała przez śmiech wbijając lekko palca w mój brzuch. Moje mięśnie się naprzpięły pod wpływem jej dotyku.
- Nie jestem. Mówi Ci to Chester Bennington, wokalista zespołu Linkin Park. - udałem poważnego.
- A Soldierka, która na Tobie siedzi, mówi Ci w tym momencie, że jesteś. - uśmiechnęła się cwanie.
- A właśnie, bezkarne molestowanie idola! - wykrzyknąłem wesoło.
- Pfff, że co?! - spojrzała na mnie robiąc swoją minę " WHAT?!"
- Żartowałem. - podsunąłem ją wyżej na siebie chichocząc.
- Very funny. - przewróciła teatralnie oczami.
- Daj buzi. - zrobiłem dzióbek w jej stronę.
- Śnisz. - prychnęła.
- Na prawdę? - zaśmiałem się i przybliżyłem swoją twarz do jej. Oddech Natt stał się płytszy. Wygrałem. Delikatnie musnąłem jej wargi specjalnie przejeżdżając po nich językiem.
- Mhm.. - mruknęła.
- Jesteś tego pewna? - wyszeptałem w jej wargi.
- Noo.. - zaśmiała się.
- Nie chcesz buziaka od swojego idola? - zapytałem drocząc się z nią.
- A jakaś inna Soldierka oprócz mnie miała to szczęście? - spojrzała na mnie.
- Nie. - powiedziałem.
- Na pewno? - dopytywała przybliżając się coraz bardziej. Zamknąłem oczy kiwając twierdząco głową. Wtedy wsunęła język między moje wargi i powoli zaczęła pieścić nim moje podniebienie i język. Przyciągnąłem ją bliżej i odwzajemniłem pocałunek. Po chwili się oderwałem. - Co chcesz dzisiaj robić? - zapytałem cicho trochę zdyszany.
- Miałam pewien plan, ale nie wiem, czy się zgodzisz. - uśmiechnęła się zadziornie.
- Taak? A jaki? - zapytałem zaciekawiony całując ją po ramieniu.
- Zakupy. - powiedziała. Myślałem, że żartuje, ale nie. Patrzyłem jak zahipnotyzowany na jej twarz próbując wyszukać w niej rozbawienie. Nic. Powaga. Ona mówiła poważnie.
- Co?! - tym razem ja skopiowałem jej minę. Ja i zakupy? Co jak co, ale ja nie jestem typem faceta, który lata po centrach handlowych przymierzając "cudowne" ciuchy od najsławniejszych projektantów mody. Co te kobiety widzą w tych kolorowych szmatach ?! Ja bym tym czymś nie wytarł paneli w domu! Nie lepiej posiedzieć przy konsoli z Joe'm i pograć w strzelankę?! Trzy tygodnie przed wyjazdem namówiłem na to Natt. Spryciula przeszła misję w godzinę! A ja się z tym męczyłem dwa dni! Amator ma zawsze fart.

~ Perspektywa Natt ~
- Nie słyszałeś? - spojrzałam na niego rozbawiona. - Chcę Cię zabrać na zakupy. - powiedziałam wyraźnie każde słowo.
- Oszalałaś? Ja i łażenie po sklepach? - zacząłem się śmiać.
- Chester, błagam Cię, mnie to nie bawi. - wstałam.
- Nattiś, Słoneczko, ale to nie dla mnie. - jęczał.
- Misiaczku, ale zakupy są dla wszystkich. - dałam mu całusa.
- Ja nie potrzebuję nowych ciuchów. - bronił się.
- Taak? - uniosłam do góry brew. - No to sprawdzimy. - ujęłam jego dłoń i podniosłam go z łóżka.
- Zaraz zaraz.. - spojrzał na mnie. - Co Ty chcesz zrobić? - zapytał.
- Pójdziemy do Ciebie i sprawdzimy. - uśmiechnęłam się.
- Słucham? - zapytał znów patrząc na mnie jak na debila.
- Chyba będziemy musieli po drodze wstąpić do laryngologa. - stwierdziłam kręcąc głową i pewnym krokiem ruszyłam do wyjścia ciągnąc za sobą swojego chłopaka. Gdy znaleźliśmy się za drzwiami i zamykałam je kluczem, Chazz próbował wyperswadować mi ten pomysł z głowy, ale oo nie. Ja jestem uparta, będzie na moje. Nie odezwałam się nawet na jego jęki.
- Klucze. - zwróciłam się do niego tonem nie cierpiącym sprzeciwu wyciągając dłoń po przedmiot.
- Słucham? - próbował udać, że mnie nie słyszy. Nie ze mną te numery.
- Klucze Kochanie. - uśmiechnęłam się słodko. - Bo inaczej zacznę się drzeć na cały hotel. - ostrzegłam robiąc oczy jak z upiornego filmu.
- Proszę. - wyciągnął je z kieszeni spodni i położył na moją wciąż czekającą dłoń. Dałam mu buziaka.
- Nie można było tak od razu? - przejechałam palcem po jego dolnej wardze, po czym otworzyłam drzwi do jego pokoju i oboje weszliśmy do środka.


PONAD 1000 WYŚWIETLEŃ. WOW WOW WOW ! NIE WIERZĘ. AŻ TYLE OSÓB CZYTA MOJEGO BLOGA? MIŁO MI! JESZCZE MILEJ BY MI BYŁO, GDYBYŚCIE ZOSTAWIALI KOMENTARZE :3. Rozdział z dedykacją dla Mojej Kini, która mnie błagała, żeby go wstawić :* KCKCKC <3

11. Dzięki, Mike.

Po chwili zaparkowaliśmy przed wielkim klubem. Neonowy napis CABLE rzucił mi się w oczy. Wszyscy opuściliśmy auto.
- Jak nas nikt nie rozpozna, będzie świetnie. - wyszeptał cicho Phoenix opierając się o maskę.
- Błagam Cię, nie psuj mi nastroju. - spojrzałam na niego.
- Po prostu wolę ostrzec. - zaśmiał się. - Chodźcie już. - powiedział obejmując Maryse ramieniem.
- Wielkie dzięki. - przewróciłam oczami. - Chessie. - spojrzałam w oczy ukochanemu. Poczułam jak łapie moją dłoń i wplata swoje palce między moje. Ścisnęłam ją. Zerknęłam na Mike'a i Jo-Jo. Szli za nami. Spokojnie weszliśmy do klubu. Był mega tłok. Odetchnęłam z ulgą. Kto w tym tłumie będzie chciał szukać Linkin Park?
- Młoda, zamówić Ci drinka? - Mike przytulił się do moich pleców.
- No możesz. - dałam mu buziaka w policzek.
- Chodź do nas, co tu tak będziesz siedziała przy tym barze jak borsuk? Przyszliśmy się chyba bawić, co? - zaśmiał się i pociągnął mnie za dłoń w stronę kanap, na której siedziała reszta moich przyjaciół. Chazz od razu pociągnął mnie na swoje kolana zsuwając mi kurtkę i kładąc ją obok swojej. Oparłam się o niego plecami. Od razu to wykorzystał, bo zaczął mnie cmokać po szyi. Zamknęłam powieki i uśmiechnęłam się do siebie.
- Rozluźnij się. - wyszeptał.
- Jak mam się rozluźnić, jak się boję, że zaraz wpadnie tu tabun skurwieli z aparatami? - spojrzałam na niego.
- Jestem przy Tobie, tak? - wgryzł się delikatnie w moją skórę robiąc mi malinkę. - Zaznaczona. - powiedział dumny.
- Ty, uważaj, żebym ja Ciebie nie zaznaczyła zaraz. - dałam mu buziaka. - Kocham Cię. - spojrzałam mu w oczy.
- Wiem, ja Ciebie też, Piękna. - Chazzy zostawił pocałunek na czubku mojego nosa. Po chwili mój braciszek wszystkim przyniósł Devil'a.
- Mój ulubiony. - dałam Spike'owi całusa w usta.
- Ej, jestem zazdrosny! - Chazzy udał złego. Pocałowałam go czule.
- A teraz? - zapytałam.
- Teraz nie. - uśmiechnął się oblizując wargi i biorąc szklankę z drinkiem od przyjaciela. Wszyscy uczyniliśmy to samo.
- To za co toast? - zapytał Bradzio.
- Za prawdziwą przyjaźń i.. miłość? - zaproponował Chazz. Ostatnie słowo wymówił patrząc na mnie.
- Ej, chłopaki, on na prawdę się bujnął. - powiedział Dave.
- I żeby mu to lepiej nie przeszło, bo jak Nattie będzie płakała, to mu wybiję zęby. Gorzej. Wyląduje na OIOM-ie. - powiedział Mike patrząc na nas.
- Jak mnie zrani, to sama go zabiję. - zaśmiałam się i pocałowałam bruneta w głowę.
- Ja to zrobię wcześniej, Perełko. - Shi uśmiechnął się do mnie.
- Wow, jakie groźby, Chazzy, ja już bym na Twoim miejscu miał mokro. - zażartował Joe.
- Ja nie mam się czego bać, bo Kocham Nathalie. - odpowiedział z powagą w głosie.
- I ona Ciebie też. - powiedziała Jo, a ja się do niej uśmiechnęłam.
- No to co? Zdrówko? - Maryse się wyszczerzyła.
- Zdrówko. - powiedzieliśmy wszyscy stukając się szklankami i upiliśmy łyk alkoholu.
- Kto kieruje? - zapytałam przytulając się do Chestera.
- Spokojnie, ja już załatwiłam kierowcę, dzwonił do mnie Martin. - uśmiechnęła się do mnie.
- Jaki Martin?! - Spike zmarszczył brwi. Oho.. Zazdrosny. Zaśmiałam się. - Nie śmiej się. - powiedział do mnie.
- Mój dawny kolega z ławki. - uśmiechnęła się do mojego  brata. - Znasz go przecież. - powiedziała całując go w policzek.
- No co Ty, Gloom?! - wykrzyknęłam. - Co on robi w Anglii? - zapytałam z uśmiechem.
- No Gloom, Gloom. - zaśmiała się moja przyjaciółka. - Pracuje jako menadżer tej restauracji obok hotelu. - powiedziała upijając łyk trunku ze szklanki.
- Uu, no to nieźle się dorobił. - zaśmiałam się również upijając spory łyk drinka. - Muszę do niego zajrzeć, zapytać co tam. - uśmiechnęłam się.
- Stary, Ty lepiej uważaj. - Mike poklepał Chestera po ramieniu. - Za tym całym Gloomem wzdychała cała damska część liceum Natt... - powiedział.
- Ty już lepiej cicho siedź, bo jak Ci trzepnę w ten czerep... - uśmiechnęłam się do niego z przesadzoną słodyczą.
- No co?! Wolę kumplowi prawdę powiedzieć. - bronił się. - Żeby wiedział, że ma być czujny. - spojrzał na mnie.
- Na pewno wezmę to sobie do serca. - Bennington przycisnął mnie delikatnie do siebie.
- Żebyś tylko nie przesadził. - dopiłam drinka do końca i wstałam. - Nie wiem, jak Wy laski, ja idę się bawić. - uśmiechnęłam się. Jo zmroziła Mike'a wzrokiem także dopijając swojego drinka i złapała mnie za rękę.
- To my też idziemy. - Paige z dziewczynami również podopijały drinki i wstały. Wszystkie złapałyśmy się za ręce i weszłyśmy w bawiący się na parkiecie tłum. Nagle rozległo się " From The Inside ".
- I don't know who to trust, no suprise.. - zaśpiewałam robiąc miśka z z dziewczynami. Zaczęłyśmy cicho śpiewać. W połowie piosenki się od siebie oderwałyśmy. - Kto idzie zamówić czystą? - zapytałam.
- Take everything from the inside and throw it all away! - zaśpiewała Jo. - No my, a jak! - krzyknęła i wszystkie usiadłyśmy przy barze, zamówiłyśmy całą butelkę wódki z colą i lodem. Co chwila bez słowa stukałyśmy się szklankami opróżniając je powoli.
- Mike przegiął. - zaczęła Jo.
- Mam wrażenie, jakby chciał zasiać w Chazie ziarno zwątpienia. Jakby chciał mu kurwa powiedzieć, że nie może mi do końca ufać. - wyznałam znów robiąc sobie drinka.
- Przecież powinien wiedzieć, co mówić. Zna Chestera, wie ile przeszedł z kobietami i jaki jest wobec nich. - prychnęła Jo pijąc.
- Co teraz będzie? - zapytała April.
- Jak to, co, dziewczyno? Najebiemy się i chuj. - warknęła dziewczyna mojego brata.
- A na koniec się potnę w pizdu. - dopiłam drinka i znów zrobiłam sobie kolejnego. - Albo pójdę mu zajebać. - napiłam się.
- Komu? - Mary na mnie spojrzała.
- Mojemu pojebanemu kurwa braciszkowi! - krzyknęłam znów zatapiając wargi w trunku. - Pierdoli smuty na mój temat, robi ze mnie normalną, legalną szmatę, która każdemu facetowi do łóżka wskakuję, ja pierdolę. - opróżniłam szklankę. - Troskliwy zastępca tatusia się znalazł? - zaczęłam się śmiać. - Patrzcie ludzie, jak dba o moją cnotę. Tylko zapomniał, że ja sama potrafię o nią zadbać, po drugie już nie musi się trudzić. - zaśmiałam się. - Dobra pierdolę to, wracam do hotelu w pizdu, póki jeszcze myślę. Najwyżej tam zaliczę zgona. Kto idzie ze mną? - zapytałam.
- No jak Ty się zmywasz, to ja też. - powiedziała Jo wstając. Jeszcze się trzymałyśmy na nogach, w końcu to tylko parę drinków.
- My mieszkamy w tym samym hotelu co Wy, także też możemy z Wami jechać jak chcecie. - Paige się do nas uśmiechnęła.
- Serio? Mieszkacie tam gdzie my? Ja mieszkam w 123 na II piętrze, Jo mieszka w 124, obok niej Mike, potem Chazz, Dave, Rob, Brad i Joe. - uśmiechnęłam się.
- Kurwa, ja mieszkam koło TEGO Hahn'a i nawet o tym nie wiedziałam. - April puknęła się w głowę.
- Spoko, nadrobisz to. - Maryse się zaśmiała. - To jak? Lecimy? - spojrzała na Jo.
- No lecimy, idę tylko ich powiadomić. I sami sobie dojadą do hotelu, gówno mnie to obchodzi, ja już pisałam do Martina, zaraz po nas będzie, a oni niech sobie kurwa sami radzą. Jak Michael'ek taki mądry, to niech im pojazd skombinuje. - prychnęła i poszła do chłopaków im powiedzieć, że jedziemy. Spojrzałam ostatni raz na Chazza. Miałam ochotę wyć. A kto zniszczył nasze szczęście? Mój cudowny braciszek! Dzięki, Mike.

piątek, 20 czerwca 2014

10. Nie bój się, jestem tylko Twoja.

Kiedy tylko wieczorem wróciliśmy do hotelu od razu poszłam do siebie. Zdjęłam kurtkę i torebkę. Powiesiłam te rzeczy na wieszak i zdjęłam buty przy szafie. Od razu skierowałam się do łazienki. Zdjęłam z siebie ciuchy i wrzuciłam je do pralki, która tam była, a sama weszłam pod prysznic. Gorąca woda rozluźniła moje mięśnie. Czułam zapach perfum Chestera na mojej skórze, co przywoływało wspomnienia dzisiejszego dnia. Uśmiechnęłam się do siebie z rozmarzeniem. Pukanie do drzwi mnie otrzeźwiło. Wyszłam spod prysznica szczelnie owijając ciało białym ręcznikiem. Wzięłam także drugi o tym samym kolorze i zrobiłam turban na swoich włosach. Założyłam  puchate, granatowe kapcie i ruszyłam w stronę drzwi, które po krótkiej chwili otworzyłam. Ukazał się w nich nie kto inny jak Mój Skarb.
- Cześć Słoneczko. - powitał mnie i niemalże od razu złączył nasze usta w czułym pocałunku wpychając mnie delikatnie do środka i zamykając za nami drzwi. - Tęskniłem. - wyszeptał w moje wargi patrząc na mnie z figlarnymi iskierkami w oczach.
- Ja za Tobą też. - musnęłam delikatnie jego ciepłe wargi. - Idziemy na tą imprezę? Mam ochotę się rozerwać. - wymruczałam.
- No właśnie dlatego przyszedłem. - zmierzył mnie wzrokiem i zagryzł wargę. - Ślicznie wyglądasz. - wychrypiał. Oho.. Czyżby Panu Benningtonowi podniosło się ciśnienie?
- Dziękuję. - zaśmiałam się wyczuwając, co jest powodem jego chrypki. - To jak z tą imprezą? - oparłam się delikatnie o ścianę patrząc w oczy ukochanego.
- No idziemy. - chrząknął.
- To super, idę się ubrać. Zobaczysz jaką mega kieckę kupiłam sobie dwa tygodnie przed wyjazdem. Tylko czekała, żeby ją założyć. - uśmiechnęłam się. Widziałam, jak jego oczy mówią " Po co mamy iść, możemy zostać w dwójkę". Ale oo nie Chesterku, tak łatwo mnie nie dostaniesz, a już na pewno nie po kilku godzinach związku.
- Okej, to ja tu na Ciebie poczekam. - uśmiechnął się tak, jak tylko on umie.
- Chester? Na pewno wszystko dobrze? Dostałeś chrypki. - udałam zmartwioną. Wiedziałam co jest jej powodem, ale wolałam udać głupią.
- Tak tak, wszystko jest... Okej. - znów ten uśmiech  - Idź już, dziewczyny... Się o Ciebie pytają.. - mówił schodząc wzrokiem na mój biust.
- No dobrze, dobrze, już idę, ale najpierw chcę buzi. - zrobiłam dzióbek w jego stronę. Bennington gwałtownie pociągnął mnie na swoje kolana i wpił się w moje wargi błądząc dłonią po moich w połowie nagich plecach. Zaśmiałam się i odwzajemniłam to.
- Teraz mogę iść. - wyszeptałam w jego wargi.
- Nie, jeszcze minutkę. - wymruczał i delikatnie musnął moje usta wsuwając język między moje wargi. Zaśmiałam się przez pocałunek. Po dłuższej chwili się oderwałam.
- Mówiłeś, że dziewczyny się o mnie pytały. - dałam mu przelotnego całusa i umknęłam z jego kolan prosto do łazienki.
- Jesteś niemożliwa, mówiłem Ci to już? - usłyszałam.
- Taak, jakieś kilka dni temu! - odpowiedziałam nucąc sobie " The Catalyst".
- No to się powtarzam. - zaśmiał się. - Już? - zapytał po chwili.
- Moment, jeszcze biżuteria! - odkrzyknęłam. Postanowiłam założyć ten drogi komplet, który dostałam od niego na urodziny, a co mi tam. Niech będzie szczęśliwy. Po chwili wyszłam z łazienki gotowa.
Stylizacja Natt 

Chestera wmurowało, kiedy mnie zobaczył. Wtedy miałam czas, żeby się mu przyjrzeć.
Stylizacja Chazza
Wyglądał nieziemsko. W czerni było mu do twarzy. W ogóle we wszystkim mu było do twarzy.
- Chodź tu do mnie moja Królowo. - powiedział i przyciągnął mnie do siebie, by znów złączyć nasze usta. Po chwili usłyszałam chrząknięcie. Natychmiast oderwałam się od ukochanego.
- Nie chciałbym Wam przeszkadzać, ale podobno mieliśmy jechać na imprezę, gołąbki. - Mike wyszczerzył się, jakby zobaczył nagą Jo-Jo, a nie nas.
- Oj zaraz zejdziemy, nie marudź. - Chazzy spojrzał na niego.
- Okej, okej. - Mike machnął ręką i zniknął za drzwiami, a my powróciliśmy do przerwanej czynności. Błądziłam dłońmi po jego głowie, karku, plecach.. Potem przeniosłam je na tors i policzki.
- Widzę, że wcale Ci się nie śpieszy. - wymruczał cicho Benny w moje wargi.
- I masz rację. - zagryzłam delikatnie jego wargę zasysając ją lekko, by po chwili ją wypuścić. - Ale musimy iść, inaczej nas zjedzą. - zaśmiałam się i ostatni raz musnęłam jego wargi, po czym wzięłam torebkę, a Chazzy pomógł mi założyć moją skórzaną kurtkę i białą torebkę, po czym wyszliśmy z mojego pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz do tego przeznaczony i wrzuciłam go do specjalnej przegródki w mojej torebce.
- Wyglądasz bardzo seksownie. - usłyszałam cichy szept przy moim uchu, a po chwili poczułam lekkie muśnięcie za nim. Przeszedł mnie dreszcz. Oj Bennington, lepiej bądź już cicho, bo mi gorąco, a nie mam na sobie swetra i ocieplanych getrów..
- Chester, opanuj się. - spojrzałam na niego lekko zarumieniona.
- No co, chyba mogę mówić tak do swojej kobiety, co? - pocałował mnie w policzek.
- Możesz możesz. - zaśmiałam się. - Chodź już, bo na prawdę się wkurzą. - uśmiechnęłam się. - Dawaj buziaka. - dałam mu soczystego całusa - Kocham Cię, Bennington. - wyszeptałam mu do ucha. Chazz obdarzył mnie delikatnym uśmiechem i pocałował mnie w czoło, co zapewne znaczyło. " Ja Ciebie też." Poprawiłam mu okulary przeciwsłoneczne, które miał na nosie. On zrobił to samo z moimi. Oparłam głowę na jego ramieniu, a mój ukochany opiekuńczo mnie nim objął, jakby bał się, że zaraz mu mnie ktoś zabierze.
- Nie bój się, jestem tylko Twoja. - uśmiechnęłam się do niego czule. Nie odezwał się. Pogładził mnie delikatnie po plecach i wciągnął wieczorne powietrze.
- Chodźcie już! - z daleka dał się słyszeć krzyk Phoenix'a. Żadne z nas się nie odezwało. Cały czas patrzyliśmy na siebie. Nawet kiedy szliśmy.
- Hallo, Amorku, ja też tu jestem. - Dave mnie przytulił.
- Wiem wiem. - zaśmiałam się i pocałowałam go w policzek po czym wsiadłam do tyłu, a zaraz za mną Chazz, który po chwili wziął mnie na kolana. Siedzieliśmy obok Mike'a, który trzymał na kolanach Jo, a po naszej lewej stronie siedział Brad z Nikki. Obok nich Hahn i April. Z przodu siedziała Maryse, a więc Dave kierował.
- Gotowi na imprezkę? - Farrell spojrzał na nas.
- No baa! - krzyknęliśmy, na co nasz kierowca tylko się zaśmiał, zapiął pasy i ruszyliśmy.
 

Dotarliśmy do pełnej 10! Aż w to nie wierzę, wiecie? Nie myślałam, że fanfiction o LP odniesie taki sukces. Dziękuję Wam, moim czytelnikom i Angeli, która pomogła mi się odnaleźć na blogspot.com. Jestem jej na prawdę wdzięczna. Dziękuję Słońce :*. Rozdział dedykuję jednej z Soldierek, która zapytała mnie, czy możecie liczyć na jeszcze jeden rozdział :* Proszę bardzo :*