Obudził mnie stukot deszczu o dach i rynny. Przetarłam oczy i
zerknęłam na drugą połowę łóżka. Chester spał spokojnie odwrócony do
mnie twarzą. Uśmiechnęłam się delikatnie i pocałowałam go w czoło. Mój
uśmiech natychmiast znikł, kiedy spojrzałam na wyświetlacz budzika. I
nie znikł dlatego, że urządzenie wskazywało 6:30 i raptem 15 stopni na
dworze. Ta data. 30 czerwca Dzisiaj mija 4 lata od śmierci rodziców.
Wciąż mam przed oczami ten dzień.
~ Retrospekcja ~
Mama i tata
już kolejny dzień leżą w szpitalu. Przychodzimy do nich z Mike'm kiedy
tylko się da. Lekarze pocieszają nas, że wszystko będzie dobrze, jak
zwykle. Mike do końca się łudził, ja jednak wiedziałam, że to już
koniec... Że mama i tata zamkną oczy, ich serca przestaną bić i już
nigdy więcej ich nie zobaczymy. Nigdy nie przytulę się do mamy, nigdy
nie usłyszę z jej ust " Kocham Cię, córeczko".... Każdego dnia budząc
się czułam, że ten koszmarny dzień nastąpi właśnie dziś. I tak było
właśnie wtedy, trzydziestego czerwca. Siedząc na sali przy śpiącej matce
miałam wrażenie, że ona już się nie obudzi, choć aparatury wciąż dawały
mi znak, że jest jeszcze cień nadziei.
- Córeczko.. - usłyszałam
cichy głos. Zerwałam się z krzesła i usiadłam na łóżku, w którym leżała
czarnowłosa 46-latka. Miała mało zmarszczek, a w czarnej gęstwinie dało
się zobaczyć trochę siwizny. Jej brązowe źrenice obserwowały mnie.
Dostrzegłam w nich ciepło, troskę i.. smutek?
- Tak, mamo? -
zapytałam szeptem. W moich oczach momentalnie pojawiły się łzy, kiedy
tylko poczułam, jak łapie mnie za dłoń i delikatnie ją ściska.
- Wiesz, że musisz być teraz silna? - zapytała.
- Tak wiem. - pogłaskałam ją po ręce. - Jestem. - wysiliłam się na uśmiech.
- Obiecasz mi coś? - uniosła lekko brew.
- Co tylko chcesz, mamusiu. - ucałowałam z szacunkiem jej drobną dłoń zamkniętą w mojej.
- Zaopiekuj się Spike'm, kiedy mnie już nie będzie, dobrze? - wyszeptała.
- Mamo, co Ty mówisz?! - wykrzyknęłam. W tym momencie zamknęła oczy, a
po sali rozległ się jednostajny pisk. Mama zmarła. - Mamo nie! -
krzyknęłam. - Mamo! Mamusiu nie!! - łkałam jak dziecko tuląc się do
brzucha rodzicielki. Nie reagowała na moje krzyki. Nagle do sali wszedł
Mike. Spojrzałam na niego.
- Ona... - nie dokończył zdania.
Przytulił mnie, a ja się rozpłakałam.- Ojciec też. - wyszeptał. Odeszli
razem. Nie mogłam przestać płakać. Lekarzy zaalarmował pisk respiratora,
niestety już nic nie mogli zrobić.... Straciliśmy rodziców...
~ Koniec retrospekcji ~
- Kochanie... - z zamyślenia wyrwał mnie głos Chestera. - Nie płacz. -
ukochany pocałował mnie w policzek. - Jestem przy Tobie. - zaczął
delikatnie mną bujać na boki.
- Ale ich już nie ma. - spojrzałam na
niego. - Dzisiaj mija cztery lata. - wydukałam. - Cholerna pustka.. -
wtuliłam się w niego.
- To samo czułem, kiedy 7 lat temu zmarł
ojciec. - wyznał. - Nawet napisanie piosenki mi nie pomogło. Nadal
nienawidzę Walentynek. - pocałował mnie w głowę.
- Ja nigdy ich nie
lubiłam. Te pieprzone zakochane pary liżące się na mostach. -
wzdrygnęłam się z obrzydzeniem. - Wiesz, co zawsze robiłam w ten dzień? -
spojrzałam na niego.
- Co? - zapytał.
- Ubierałam się na
czarno. Legginsy lub rurki, jakaś bluzka, skóra i glany. Wychodziłam z
domu i chodziłam ulicami klnąc cicho na zakochane pary wokół. -
zaśmiałam się. - Chodziłam do kwiaciarni, kupowałam czerwoną różę i
kładłam ją na grób rodziców. Zawsze wtedy był zasypany śniegiem, więc
musiałam go posprzątać. Zawsze tak było. Każdego czternastego lutego. -
oparłam głowę na jego ramieniu. - A Ty? Co robiłeś? - pogłaskałam go po
policzku.
- Ja? Zazwyczaj pół dnia przesiadywałem przed grobem taty.
- powiedział. - Później jechałem na próbę z chłopakami i byłem w studiu
do wieczora. - uśmiechnął się lekko. - Byłem tak zmęczony, że
zasypiałem z piwem przed telewizorem. - powiedział.
- Biedactwo.. - przytuliłam go. - Ciekawe, jak teraz będziemy je spędzać. - spojrzałam mu w oczy.
- Też jestem tego ciekaw, wiesz? - pogłaskał mnie po włosach.
- Zastanowimy się nad tym potem. Teraz się muszę ubrać. Iść spokojnie na zakupy, a potem na cmentarz. - westchnęłam .
- Pójdę z Tobą. Przy okazji wstąpię do ojca. - uśmiechnął się.
- Oki. - uśmiechnęłam się i wstałam. Podeszłam do szafy, wyjęłam z niej
czarną tunikę z LP, czarne legginsy i czarną skórę, spod szafy wzięłam
glany, a z szuflady kosmetyczkę. Wzięłam wszystko w dłoń. - Idę pod
prysznic. - powiedziałam i skierowałam się do łazienki. Wzięłam szybki
prysznic, wytarłam się i ubrałam w naszykowane ciuchy:
Stylizacja Natt
.
Z kosmetyczki wyjęłam czarne pieszczoszki i założyłam je sobie na
nadgarstki. Włosy wysuszyłam i związałam w wysoki kucyk, zrobiłam sobie
mocny makijaż, pomalowałam na czarno paznokcie i wymachiwałam przez 15
minut rękoma, żeby lakier wysechł. Gdy się upewniłam, wzięłam skórę w
dłoń i wyszłam z łazienki kierując się do sypialni, gdzie siedział Chaz.
Wyszczerzył się mierząc mnie z góry na dół i z dołu do góry.
- No co?! - spojrzałam na niego.
- Nic. Świetnie wyglądasz. - pocałował mnie w niepomalowane usta. - Nie nałożyłaś błyszczyku, ani szminki. - mruknął.
- Po co mi szminka na cmentarz? - mruknęłam.
- A no tak. To teraz ja idę. - powiedział i poszedł do łazienki. Po
dwudziestu minutach wrócił. Miał na sobie czarną koszulę, spodnie i
glany, a w dłoni trzymał skórę. - Będziemy wyglądać prawie tak samo. -
zaśmiał się.
- Nom. - uśmiechnęłam się do niego. - Widziałeś gdzieś Spike'a i Małą? - zapytałam.
- Nie. Jakaś cisza na dole. - mruknął.
- Zadzwonię do niego. Chyba nie jest aż takim idiotą, żeby zapomnieć,
jaki dzisiaj dzień. - rzuciłam się na łóżko trzymając telefon w ręce.
Wykręciłam numer do brata i po kilku sygnałach usłyszałam po drugiej
stronie głos brata.
- Halo?
- Cześć. - przywitałam się. - No gdzie Wy się podziewacie? - zapytałam.
- Na zakupach, przecież lodówka pustkami świeci! - powiedział.
- Przecież umówiliśmy się wczoraj, że to ja miałam jechać. -
przewróciłam oczami. - Kiedy będziecie? - przytuliłam się do Chestera,
który przysłuchiwał się naszej rozmowie.
- Za jakąś godzinkę, zrobiłem sporą listę zakupów. Jak wrócę pojedziemy na cmentarz. - powiedział.
- Okej. - westchnęłam.
- Trudno uwierzyć, że to już czwarty rok, nie? - zapytał.
- Ja ciągle w to nie wierzę. - zamknęłam na chwilę oczy.
- Jestem z Ciebie dumny, wiesz? - dałabym głowę, że się uśmiecha.
- Ze mnie? - zdziwiłam się. - Dlaczego?
- Byłaś w totalnej rozsypce. Już Cię chciałem wysłać do psychologa. - wyznał.
- Wiesz, że i tak bym tam nie poszła. - zamknęłam na chwilę oczy.
- Wiem i dlatego Ci nic nie mówiłem. Chciałem jakiś czas poczekać.
Miałem nadzieję, że sama sobie z tym poradzisz i nie zawiodłem się. -
powiedział.
- No niekoniecznie byłam sama. Miałam Ciebie i
przyjaciół . I dziękuję, że nie straciłeś we mnie wiary. - uśmiechnęłam
się delikatnie.
- We własną siostrunię? Kochanie, w życiu! - wykrzyknął wesoło. - Kocham. - wysyłał mi cmoki.
- Ja też . - odsyłałam mu je. - Wracajcie szybko. - ponagliłam ich. -
Pa. - nie czekając na odpowiedź rozłączyłam się i wstałam. - Idziemy się
przejść? - wyciągnęłam dłoń w stronę Chestera.
- No chodź. - wziął
moją rękę i podniosłam go. Pomógł założyć mi skórę i sam założył swoją.
Wyszliśmy z domu. Nie padało już, ale było zimno. Wzdrygnęłam się lekko.
Chazz to zauważył i objął mnie przyciskając delikatnie do siebie.
Szliśmy w milczeniu, nie potrzebowaliśmy słów, wystarczyła obecność.
Szliśmy sobie spokojnie, kiedy nagle Benny przerwał ciszę.
- Nattie, patrz. - szturchnął mnie lekko.
- Co? - spojrzałam na niego, a potem w stronę, którą mi wskazał. Wryło mnie w ziemię. Talinda. Ale co ona robi pod aresztem?!
- Myślisz, że do niego poszła? - zapytał Chester, gdy poszliśmy dalej.
- Ja jestem tego pewna. - powiedziałam.
- To wróży kłopoty.
- Wiem o tym. - złapałam go za dłoń. Była zimna, zupełnie jak moja, ale nie przeszkadzało mi to. - Boję się. - wyznałam.
- Musimy stąd wyjechać jak najszybciej. - spojrzał na mnie. - Pod namioty. Mi jutro zdejmują opatrunki.
- Masz rację, trzeba się stąd na razie wynieść. - przyznałam. - Pogadajmy o tym z ekipą.
- Co by się nie działo, pamiętaj, że Cię Kocham. - usłyszałam. Spojrzałam na autora tych słów i pocałowałam go czule.
- Wiem. A ja Ciebie. - powiedziałam.
UDAŁO
SIĘ. UDAŁO! Może nie jest świetny, ale jest <3 Przepraszam za tak
długą przerwę, ale nie miałam ani weny, ani czasu. Mam nadzieję, że zrozumiecie <3 KOCHAM WAS <3
Laska. To co tu tworzysz jest... inne. Znaczy się chodzi mi o styl pisania. Podoba mi się ten Blog i będę czytać ;) mam też jedną radę: jeśli jest dwa razy pod rząd jedno słowo, to wstawiasz przecinek. I chyba tyle. Pozdrawiam, miłych wakacji i weeny :D
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :* Twoje blogi też są świetne :3 . Wieem, dopiero ten błąd zauważyłam xd
UsuńKrótki, ale jest. xD
OdpowiedzUsuń