Kiedy tylko dotarliśmy do domu od razu zabrałam się za robienie
naleśników. Śniadanie to podstawa, potem załatwia się resztę.
Postanowiliśmy z Chesterem, że powiemy Mike'owi o wyjeździe pod namioty
jak najszybciej się da. Problem był tylko z Oliwią. Gdzie my ją
ulokujemy na ten czas? Jej rodzice już się obudzili, ale nadal są w
szpitalu. Trzeba było coś wymyślić i to szybko.
- No to mówcie, co się stało, że kazaliście się nam pojawić natychmiast w domu? - Spike uważnie nas obserwował.
- Talinda. - zaczęłam. Sądząc po minie mojego bracholka, zadowolony nie
był. Zresztą ja też się wcale nie cieszyłam, wręcz przeciwnie.
- Co
zaś wykombinował Dracula w spódnicy? - zaczął się śmiać. Miałam ochotę
go w tej chwili porządnie jebnąć, ale Chester trzymał mój nadgarstek.
- Przestań Spike. - warknął. - To poważna sprawa. - zacisnął zęby.
- No to mówcie szybko, co się stało. - spoważniał natychmiast.
- To ja lepiej pójdę poukładać puzzle od Chestera. - mała rozumiejąc,
że to nie tematy dla niej chciała się ulotnić. - Przyjdziesz do mnie
później? - zawiesiła się na szyi Chaza rączkami. Mój ukochany pocałował
ją w czółko i skinął twierdząco głową uśmiechając się do niej. Pobiegła
na górę.
- Była w areszcie u Sebastiana. - Chazzy cicho westchnął. -
Podejrzewamy z Natt, że ma z nim coś wspólnego. - przeniósł swój uścisk
z nadgarstka na moją dłoń.
- What?! - mój brat nie mógł uwierzyć. Aż wstał. - Robicie sobie jaja, prawda? - spojrzał na nas.
- A czy ja wyglądam, jakbym robiła sobie z Ciebie jaja?! - wybuchłam.
- Nathalie, uspokój się. - Chester pociągnął mnie na swoje kolana i
żelazny uścisk przeniósł na moją talię. Chyba się bał, że rzucę się na
Mike'a.
- Nie mogę uwierzyć, że ta żmija posunęła się aż tak daleko. - czarnowłosy spojrzał w sufit.
- Ja też nie mogłam uwierzyć. Ani ja, ani Chester. - oparłam się plecami o ukochanego.
- Suka.. - warknął.
- Ja to od zawsze wiedziałam. - spojrzałam wymownie na Chestera.
- Nie patrz tak na mnie, ja teraz też o tym wiem. - oparł swoje czoło o
moje. - Kocham Cię. - powiedział. - Moja Ty Królewno w glanach. -
pocałował mnie w szyję. Powieki same mi się zamknęły, kiedy ponowił
czynność.
- Lepsza w glanach, niż tleniona. - odburknęłam.
- I za to Cię Kocham. Za to, że jesteś sobą. - bujał mną lekko na boki.
- A kim miałabym być? Paris Hilton? - zaczęłam się śmiać. - Jestem
Nathalie Shinoda. Wersja limitowana. - wysłałam buziaka bratu.
- Moja krew. - Shi uniósł kciuk do góry.
- No pewnie. - uśmiechnęłam się do niego.
- Z kim ja żyję. - Benny przewrócił oczami.
- Nie podoba się, to won. - przeniosłam się na kolana brata, a ten od razu przyssał się do mojego policzka.
- Moje maleństwo. - przytulił się do mojego policzka swoim, przez co delikatnie mnie drapał zarostem.
- No rzeczywiście maleństwo. - zaśmiałam się. - Tylko metr siedemdziesiąt trzy wzrostu i 57 kg wagi. - śmiałam się.
- Względem mnie jesteś mała. - powiedział. - Ja mam metr osiemdziesiąt trzy. - śmiał się.
- Jaraj się, olbrzymie. - pstryknęłam go w nos.
- Żebyś wiedziała. - połaskotał mnie. - Moja mała siostrzyczka. - zrobił mi noski.
- Ja już nie mam pięciu latek, Spike. - uśmiechnęłam się do niego.
- A ja ciągle Cię Kocham tak samo mocno. - wsunął mi kosmyk włosa za
ucho. Nie mogłam nic powiedzieć. Uśmiechnęłam się do niego szerzej niż
wcześniej, a w moich oczach pojawiły się łzy.
- Ja Ciebie też. - przytuliłam się do niego.
- I na nerwy też mi tak samo działasz. - zaśmiał się.
- Vice Versa, Trollu. - pocałowałam go w czoło.
- A czasy Xero pamiętasz? - uśmiechnął się.
- Mark.. - przewróciłam oczami.
- Aż tak Cię wkurzał? - zaśmiał się.
- Mało powiedziane człowieku. Na sam jego widok dostawałam białej gorączki. - spojrzałam na niego.
- Nigdy nie zapomnę, co mu powiedziałaś, jak odchodził. - uśmiechnął się cwanie.
- Co mu powiedziała? - Chester włączył się do rozmowy.
- Stary, mnie aż wryło. - śmiał się. - Piętnastoletnia gówniara i takie gadany. - poklepał mnie lekko po plecach.
- No co?! - widziałam, jak Chazza żżera ciekawość.
- Powiedziała mu, że jest totalnym zerem, bo zostawia zespół w trudnych
chwilach, że jest podłym, szowinistycznym gorylem... - wyliczał. - No i
wylała mu wodę na głowę. - zakończył.
- I wrzuciłam go w błoto. Znaczy wepchnęłam. Bo mnie pocałować chciał. - wzdrygnęłam się.
- Podobałaś mu się. - Chester się delikatnie uśmiechnął.
- Co się dziwić. Czarne, długie włosy, brązowe oczy, figura jak u
modelki.. - Mike poklepał mnie po płaskim brzuchu. - Kolczyk.. - bawił
się moim kolczykiem w pępku.
- Faktycznie ślicznie Ci było w
czarnych. - Chaz puścił mi oczko. - Ale w czerwonych też jest pięknie.
Zresztą w każdych by Ci było pięknie. - uśmiechnął się czule. Włosy
przemalowałam dopiero rok temu. Jak ten czas szybko leci... Wysłałam
Chessowi całuska w podziękowaniu za komplement. Poszłam na górę po album
i usiedliśmy wszyscy w salonie i otworzyłam go. Pojawiło się zdjęcie z
Sebą.
1
- Ugh. - wyjęłam je i podarłam po czym poszłam wywalić do kosza.
Wsadziłam za nie zdjęcie z Chesterem. - No. Teraz ładnie. - uśmiechnęłam
się do ukochanego.
- A co to za sexy laska? - Chaz pokazał na moje zdjęcie.
2.
- To ja. - zaśmiałam się. - To robota Mike'a aparatu. - mrugnęłam do brata. - O i tu. - pokazałam palcem.
3
- Ty powinnaś zostać modelką, Kiciu. - dostałam buziaka w policzek.
- Nie przesadzaj. - machnęłam rozbawiona ręką i przewróciłam kartkę. -
- To sprzed wyjazdu do Londynu z Wami. - uśmiechnęłam się.
4
- A to? - Chaz pokazał na dwie fotki.
5 i 6
- To robota Spike'a. - zaśmiałam się.
7
.
Spojrzałam na to zdjęcie i od razu je podarłam . Podzieliło losy
pierwszego. Kolejne zastąpione Chesterem.
- A to stare. - powiedziałam.
8
- Mój Jezu. - Chester wbił wzrok w moje zdjęcie.
9
- To z ukrycia, jak się opalała. - Mike dumny wypiął pierś do przodu.
- Jesteś totalnym kretynem, podglądaczu, ale ładnie Ci wyszło. -
zaśmiałam się. - Prawda, Chazzie? - spojrzałam na ukochanego. Wyglądał
jak posąg z oczami, niczym dwie kule ziemskie. - Chester! - potrząsnęłam
nim.
- Co? - spojrzał na mnie wzrokiem wybudzonego z transu.
-
Zapatrzył się na Twoje.. ekhem. Wdzięki. - mój brat rechotał jak żaba.
Spadł z kanapy ciągnąc mnie za sobą. - Kurwa.. - krztusił się.
-
Mike! Debilu!! - śmiałam się razem z nim. - Wstawaj! - próbowałam się
podnieść, ale z marnym skutkiem. - Kurwa mać, ja chcę wstać! - uderzyłam
pięścią w podłogę.
- Ej, ja Ci nie chcę przeszkadzać, ale coś mi miażdżysz kolanem i to jest coś bardzo cennego. - śmiał się.
- No to trzeba było mnie kurwa nie macać po cyckach Głąbie, to bym się
nie przesunęła! -śmiałam się. - Kochanie, pomóż. - wyciągnęłam rękę w
stronę Chaza. Podał mi swoją dłoń, ale sam znalazł się obok nas i wyszło
tak, że leżałam między dwoma wariatami ciągle krztusząc się ze śmiechu.
- Ej, ludziska, ja Was wyślę do psychiatry. - brunet leżący obok mnie
łapał spazmatyczne oddechy między kolejnymi atakami głupawki.
- O nie, co to to nie. Idziemy we trójkę. - zaprotestował Shi opierając się czołem o moje ramię.
- Albo od razu całą ekipę weźmy. Dadzą nam coś na tą naszą głupotę. - Chaz się podniósł.
- Ona jest nieuleczalna. - powiedziałam i pocałowałam go w usta.
- No Niunia, wstawaj, trzeba powiedzieć Spike'owi o naszym planie. - podniósł mnie.
- Sam jesteś Niunia, Mośku. - zaczepnie szturchnęłam go biodrem w
biodro i zanim zdążył zareagować usadowiłam się na kanapie, a zaraz obok
mnie usiadł mój brat.
- To jaki macie plan?
- Musimy przyśpieszyć nasz wyjazd pod namioty. - złapałam Chestera za rękę.
- Ale jak? Przecież jest Oliwia.
- Zaraz mam dzwonić do Caroline, może ona mi pomoże.
- Bery? Myślisz, że zajmie się Młodą?
- Zawsze mi pomagała, więc liczę na to, że teraz też mi nie odmówi.
- Obyś miała rację. - Mike spojrzał w dal.
- Dobra, idę na tego Skype'a, bo pewnie już czeka. - niechętnie wstałam z miejsca.
- Ale wiesz, że to tylko nasze przypuszczenia? - Chaz spojrzał mi w oczy.
-
Wolę być przygotowana. - powiedziałam. Ostatni raz przesunęłam wzrokiem
po salonie zatrzymując go na Chazzie i ruszyłam na górę. Oby się
udało.....
Witam Was :3 Wiem, że nudny rozdział, ale weny brak totalny :c . Byłam na wakacjach nad Bałtykiem. Było na prawdę zajebiście :3. Zjechałam całą Polskę na ukos. Zadek mnie nieźle boli i mam odcisk na nodze.. :// Ale warto było :* Całusy.
piątek, 18 lipca 2014
czwartek, 10 lipca 2014
~ Uwaga !
Planuję rozpocząć pisanie nowego bloga. Oczywiście o Linkin Park i dopiero, jak skończę ten. Planuję ok. 50 rozdziałów, jak będę miała pomysły to więcej, albo mniej :). Tak się zastanawiam, z którym z członków jako głównym bohaterem zrobić nowe opowiadanie. Myślałam o Chesterze, bo fabuła, nad jaką myślę pasuje właśnie do niego. Oczywiście fakty będą pomieszane i uprzedzam, że LP będą młodsi, niż w rzeczywistości :> . Co myślicie? :)
22. To wróży kłopoty.
Obudził mnie stukot deszczu o dach i rynny. Przetarłam oczy i
zerknęłam na drugą połowę łóżka. Chester spał spokojnie odwrócony do
mnie twarzą. Uśmiechnęłam się delikatnie i pocałowałam go w czoło. Mój
uśmiech natychmiast znikł, kiedy spojrzałam na wyświetlacz budzika. I
nie znikł dlatego, że urządzenie wskazywało 6:30 i raptem 15 stopni na
dworze. Ta data. 30 czerwca Dzisiaj mija 4 lata od śmierci rodziców.
Wciąż mam przed oczami ten dzień.
~ Retrospekcja ~
Mama i tata już kolejny dzień leżą w szpitalu. Przychodzimy do nich z Mike'm kiedy tylko się da. Lekarze pocieszają nas, że wszystko będzie dobrze, jak zwykle. Mike do końca się łudził, ja jednak wiedziałam, że to już koniec... Że mama i tata zamkną oczy, ich serca przestaną bić i już nigdy więcej ich nie zobaczymy. Nigdy nie przytulę się do mamy, nigdy nie usłyszę z jej ust " Kocham Cię, córeczko".... Każdego dnia budząc się czułam, że ten koszmarny dzień nastąpi właśnie dziś. I tak było właśnie wtedy, trzydziestego czerwca. Siedząc na sali przy śpiącej matce miałam wrażenie, że ona już się nie obudzi, choć aparatury wciąż dawały mi znak, że jest jeszcze cień nadziei.
- Córeczko.. - usłyszałam cichy głos. Zerwałam się z krzesła i usiadłam na łóżku, w którym leżała czarnowłosa 46-latka. Miała mało zmarszczek, a w czarnej gęstwinie dało się zobaczyć trochę siwizny. Jej brązowe źrenice obserwowały mnie. Dostrzegłam w nich ciepło, troskę i.. smutek?
- Tak, mamo? - zapytałam szeptem. W moich oczach momentalnie pojawiły się łzy, kiedy tylko poczułam, jak łapie mnie za dłoń i delikatnie ją ściska.
- Wiesz, że musisz być teraz silna? - zapytała.
- Tak wiem. - pogłaskałam ją po ręce. - Jestem. - wysiliłam się na uśmiech.
- Obiecasz mi coś? - uniosła lekko brew.
- Co tylko chcesz, mamusiu. - ucałowałam z szacunkiem jej drobną dłoń zamkniętą w mojej.
- Zaopiekuj się Spike'm, kiedy mnie już nie będzie, dobrze? - wyszeptała.
- Mamo, co Ty mówisz?! - wykrzyknęłam. W tym momencie zamknęła oczy, a po sali rozległ się jednostajny pisk. Mama zmarła. - Mamo nie! - krzyknęłam. - Mamo! Mamusiu nie!! - łkałam jak dziecko tuląc się do brzucha rodzicielki. Nie reagowała na moje krzyki. Nagle do sali wszedł Mike. Spojrzałam na niego.
- Ona... - nie dokończył zdania. Przytulił mnie, a ja się rozpłakałam.- Ojciec też. - wyszeptał. Odeszli razem. Nie mogłam przestać płakać. Lekarzy zaalarmował pisk respiratora, niestety już nic nie mogli zrobić.... Straciliśmy rodziców...
~ Koniec retrospekcji ~
- Kochanie... - z zamyślenia wyrwał mnie głos Chestera. - Nie płacz. - ukochany pocałował mnie w policzek. - Jestem przy Tobie. - zaczął delikatnie mną bujać na boki.
- Ale ich już nie ma. - spojrzałam na niego. - Dzisiaj mija cztery lata. - wydukałam. - Cholerna pustka.. - wtuliłam się w niego.
- To samo czułem, kiedy 7 lat temu zmarł ojciec. - wyznał. - Nawet napisanie piosenki mi nie pomogło. Nadal nienawidzę Walentynek. - pocałował mnie w głowę.
- Ja nigdy ich nie lubiłam. Te pieprzone zakochane pary liżące się na mostach. - wzdrygnęłam się z obrzydzeniem. - Wiesz, co zawsze robiłam w ten dzień? - spojrzałam na niego.
- Co? - zapytał.
- Ubierałam się na czarno. Legginsy lub rurki, jakaś bluzka, skóra i glany. Wychodziłam z domu i chodziłam ulicami klnąc cicho na zakochane pary wokół. - zaśmiałam się. - Chodziłam do kwiaciarni, kupowałam czerwoną różę i kładłam ją na grób rodziców. Zawsze wtedy był zasypany śniegiem, więc musiałam go posprzątać. Zawsze tak było. Każdego czternastego lutego. - oparłam głowę na jego ramieniu. - A Ty? Co robiłeś? - pogłaskałam go po policzku.
- Ja? Zazwyczaj pół dnia przesiadywałem przed grobem taty. - powiedział. - Później jechałem na próbę z chłopakami i byłem w studiu do wieczora. - uśmiechnął się lekko. - Byłem tak zmęczony, że zasypiałem z piwem przed telewizorem. - powiedział.
- Biedactwo.. - przytuliłam go. - Ciekawe, jak teraz będziemy je spędzać. - spojrzałam mu w oczy.
- Też jestem tego ciekaw, wiesz? - pogłaskał mnie po włosach.
- Zastanowimy się nad tym potem. Teraz się muszę ubrać. Iść spokojnie na zakupy, a potem na cmentarz. - westchnęłam .
- Pójdę z Tobą. Przy okazji wstąpię do ojca. - uśmiechnął się.
- Oki. - uśmiechnęłam się i wstałam. Podeszłam do szafy, wyjęłam z niej czarną tunikę z LP, czarne legginsy i czarną skórę, spod szafy wzięłam glany, a z szuflady kosmetyczkę. Wzięłam wszystko w dłoń. - Idę pod prysznic. - powiedziałam i skierowałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, wytarłam się i ubrałam w naszykowane ciuchy:
Stylizacja Natt
. Z kosmetyczki wyjęłam czarne pieszczoszki i założyłam je sobie na nadgarstki. Włosy wysuszyłam i związałam w wysoki kucyk, zrobiłam sobie mocny makijaż, pomalowałam na czarno paznokcie i wymachiwałam przez 15 minut rękoma, żeby lakier wysechł. Gdy się upewniłam, wzięłam skórę w dłoń i wyszłam z łazienki kierując się do sypialni, gdzie siedział Chaz. Wyszczerzył się mierząc mnie z góry na dół i z dołu do góry.
- No co?! - spojrzałam na niego.
- Nic. Świetnie wyglądasz. - pocałował mnie w niepomalowane usta. - Nie nałożyłaś błyszczyku, ani szminki. - mruknął.
- Po co mi szminka na cmentarz? - mruknęłam.
- A no tak. To teraz ja idę. - powiedział i poszedł do łazienki. Po dwudziestu minutach wrócił. Miał na sobie czarną koszulę, spodnie i glany, a w dłoni trzymał skórę. - Będziemy wyglądać prawie tak samo. - zaśmiał się.
- Nom. - uśmiechnęłam się do niego. - Widziałeś gdzieś Spike'a i Małą? - zapytałam.
- Nie. Jakaś cisza na dole. - mruknął.
- Zadzwonię do niego. Chyba nie jest aż takim idiotą, żeby zapomnieć, jaki dzisiaj dzień. - rzuciłam się na łóżko trzymając telefon w ręce. Wykręciłam numer do brata i po kilku sygnałach usłyszałam po drugiej stronie głos brata.
- Halo?
- Cześć. - przywitałam się. - No gdzie Wy się podziewacie? - zapytałam.
- Na zakupach, przecież lodówka pustkami świeci! - powiedział.
- Przecież umówiliśmy się wczoraj, że to ja miałam jechać. - przewróciłam oczami. - Kiedy będziecie? - przytuliłam się do Chestera, który przysłuchiwał się naszej rozmowie.
- Za jakąś godzinkę, zrobiłem sporą listę zakupów. Jak wrócę pojedziemy na cmentarz. - powiedział.
- Okej. - westchnęłam.
- Trudno uwierzyć, że to już czwarty rok, nie? - zapytał.
- Ja ciągle w to nie wierzę. - zamknęłam na chwilę oczy.
- Jestem z Ciebie dumny, wiesz? - dałabym głowę, że się uśmiecha.
- Ze mnie? - zdziwiłam się. - Dlaczego?
- Byłaś w totalnej rozsypce. Już Cię chciałem wysłać do psychologa. - wyznał.
- Wiesz, że i tak bym tam nie poszła. - zamknęłam na chwilę oczy.
- Wiem i dlatego Ci nic nie mówiłem. Chciałem jakiś czas poczekać. Miałem nadzieję, że sama sobie z tym poradzisz i nie zawiodłem się. - powiedział.
- No niekoniecznie byłam sama. Miałam Ciebie i przyjaciół . I dziękuję, że nie straciłeś we mnie wiary. - uśmiechnęłam się delikatnie.
- We własną siostrunię? Kochanie, w życiu! - wykrzyknął wesoło. - Kocham. - wysyłał mi cmoki.
- Ja też . - odsyłałam mu je. - Wracajcie szybko. - ponagliłam ich. - Pa. - nie czekając na odpowiedź rozłączyłam się i wstałam. - Idziemy się przejść? - wyciągnęłam dłoń w stronę Chestera.
- No chodź. - wziął moją rękę i podniosłam go. Pomógł założyć mi skórę i sam założył swoją. Wyszliśmy z domu. Nie padało już, ale było zimno. Wzdrygnęłam się lekko. Chazz to zauważył i objął mnie przyciskając delikatnie do siebie. Szliśmy w milczeniu, nie potrzebowaliśmy słów, wystarczyła obecność. Szliśmy sobie spokojnie, kiedy nagle Benny przerwał ciszę.
- Nattie, patrz. - szturchnął mnie lekko.
- Co? - spojrzałam na niego, a potem w stronę, którą mi wskazał. Wryło mnie w ziemię. Talinda. Ale co ona robi pod aresztem?!
- Myślisz, że do niego poszła? - zapytał Chester, gdy poszliśmy dalej.
- Ja jestem tego pewna. - powiedziałam.
- To wróży kłopoty.
- Wiem o tym. - złapałam go za dłoń. Była zimna, zupełnie jak moja, ale nie przeszkadzało mi to. - Boję się. - wyznałam.
- Musimy stąd wyjechać jak najszybciej. - spojrzał na mnie. - Pod namioty. Mi jutro zdejmują opatrunki.
- Masz rację, trzeba się stąd na razie wynieść. - przyznałam. - Pogadajmy o tym z ekipą.
- Co by się nie działo, pamiętaj, że Cię Kocham. - usłyszałam. Spojrzałam na autora tych słów i pocałowałam go czule.
- Wiem. A ja Ciebie. - powiedziałam.
UDAŁO SIĘ. UDAŁO! Może nie jest świetny, ale jest <3 Przepraszam za tak długą przerwę, ale nie miałam ani weny, ani czasu. Mam nadzieję, że zrozumiecie <3 KOCHAM WAS <3
~ Retrospekcja ~
Mama i tata już kolejny dzień leżą w szpitalu. Przychodzimy do nich z Mike'm kiedy tylko się da. Lekarze pocieszają nas, że wszystko będzie dobrze, jak zwykle. Mike do końca się łudził, ja jednak wiedziałam, że to już koniec... Że mama i tata zamkną oczy, ich serca przestaną bić i już nigdy więcej ich nie zobaczymy. Nigdy nie przytulę się do mamy, nigdy nie usłyszę z jej ust " Kocham Cię, córeczko".... Każdego dnia budząc się czułam, że ten koszmarny dzień nastąpi właśnie dziś. I tak było właśnie wtedy, trzydziestego czerwca. Siedząc na sali przy śpiącej matce miałam wrażenie, że ona już się nie obudzi, choć aparatury wciąż dawały mi znak, że jest jeszcze cień nadziei.
- Córeczko.. - usłyszałam cichy głos. Zerwałam się z krzesła i usiadłam na łóżku, w którym leżała czarnowłosa 46-latka. Miała mało zmarszczek, a w czarnej gęstwinie dało się zobaczyć trochę siwizny. Jej brązowe źrenice obserwowały mnie. Dostrzegłam w nich ciepło, troskę i.. smutek?
- Tak, mamo? - zapytałam szeptem. W moich oczach momentalnie pojawiły się łzy, kiedy tylko poczułam, jak łapie mnie za dłoń i delikatnie ją ściska.
- Wiesz, że musisz być teraz silna? - zapytała.
- Tak wiem. - pogłaskałam ją po ręce. - Jestem. - wysiliłam się na uśmiech.
- Obiecasz mi coś? - uniosła lekko brew.
- Co tylko chcesz, mamusiu. - ucałowałam z szacunkiem jej drobną dłoń zamkniętą w mojej.
- Zaopiekuj się Spike'm, kiedy mnie już nie będzie, dobrze? - wyszeptała.
- Mamo, co Ty mówisz?! - wykrzyknęłam. W tym momencie zamknęła oczy, a po sali rozległ się jednostajny pisk. Mama zmarła. - Mamo nie! - krzyknęłam. - Mamo! Mamusiu nie!! - łkałam jak dziecko tuląc się do brzucha rodzicielki. Nie reagowała na moje krzyki. Nagle do sali wszedł Mike. Spojrzałam na niego.
- Ona... - nie dokończył zdania. Przytulił mnie, a ja się rozpłakałam.- Ojciec też. - wyszeptał. Odeszli razem. Nie mogłam przestać płakać. Lekarzy zaalarmował pisk respiratora, niestety już nic nie mogli zrobić.... Straciliśmy rodziców...
~ Koniec retrospekcji ~
- Kochanie... - z zamyślenia wyrwał mnie głos Chestera. - Nie płacz. - ukochany pocałował mnie w policzek. - Jestem przy Tobie. - zaczął delikatnie mną bujać na boki.
- Ale ich już nie ma. - spojrzałam na niego. - Dzisiaj mija cztery lata. - wydukałam. - Cholerna pustka.. - wtuliłam się w niego.
- To samo czułem, kiedy 7 lat temu zmarł ojciec. - wyznał. - Nawet napisanie piosenki mi nie pomogło. Nadal nienawidzę Walentynek. - pocałował mnie w głowę.
- Ja nigdy ich nie lubiłam. Te pieprzone zakochane pary liżące się na mostach. - wzdrygnęłam się z obrzydzeniem. - Wiesz, co zawsze robiłam w ten dzień? - spojrzałam na niego.
- Co? - zapytał.
- Ubierałam się na czarno. Legginsy lub rurki, jakaś bluzka, skóra i glany. Wychodziłam z domu i chodziłam ulicami klnąc cicho na zakochane pary wokół. - zaśmiałam się. - Chodziłam do kwiaciarni, kupowałam czerwoną różę i kładłam ją na grób rodziców. Zawsze wtedy był zasypany śniegiem, więc musiałam go posprzątać. Zawsze tak było. Każdego czternastego lutego. - oparłam głowę na jego ramieniu. - A Ty? Co robiłeś? - pogłaskałam go po policzku.
- Ja? Zazwyczaj pół dnia przesiadywałem przed grobem taty. - powiedział. - Później jechałem na próbę z chłopakami i byłem w studiu do wieczora. - uśmiechnął się lekko. - Byłem tak zmęczony, że zasypiałem z piwem przed telewizorem. - powiedział.
- Biedactwo.. - przytuliłam go. - Ciekawe, jak teraz będziemy je spędzać. - spojrzałam mu w oczy.
- Też jestem tego ciekaw, wiesz? - pogłaskał mnie po włosach.
- Zastanowimy się nad tym potem. Teraz się muszę ubrać. Iść spokojnie na zakupy, a potem na cmentarz. - westchnęłam .
- Pójdę z Tobą. Przy okazji wstąpię do ojca. - uśmiechnął się.
- Oki. - uśmiechnęłam się i wstałam. Podeszłam do szafy, wyjęłam z niej czarną tunikę z LP, czarne legginsy i czarną skórę, spod szafy wzięłam glany, a z szuflady kosmetyczkę. Wzięłam wszystko w dłoń. - Idę pod prysznic. - powiedziałam i skierowałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, wytarłam się i ubrałam w naszykowane ciuchy:
Stylizacja Natt
. Z kosmetyczki wyjęłam czarne pieszczoszki i założyłam je sobie na nadgarstki. Włosy wysuszyłam i związałam w wysoki kucyk, zrobiłam sobie mocny makijaż, pomalowałam na czarno paznokcie i wymachiwałam przez 15 minut rękoma, żeby lakier wysechł. Gdy się upewniłam, wzięłam skórę w dłoń i wyszłam z łazienki kierując się do sypialni, gdzie siedział Chaz. Wyszczerzył się mierząc mnie z góry na dół i z dołu do góry.
- No co?! - spojrzałam na niego.
- Nic. Świetnie wyglądasz. - pocałował mnie w niepomalowane usta. - Nie nałożyłaś błyszczyku, ani szminki. - mruknął.
- Po co mi szminka na cmentarz? - mruknęłam.
- A no tak. To teraz ja idę. - powiedział i poszedł do łazienki. Po dwudziestu minutach wrócił. Miał na sobie czarną koszulę, spodnie i glany, a w dłoni trzymał skórę. - Będziemy wyglądać prawie tak samo. - zaśmiał się.
- Nom. - uśmiechnęłam się do niego. - Widziałeś gdzieś Spike'a i Małą? - zapytałam.
- Nie. Jakaś cisza na dole. - mruknął.
- Zadzwonię do niego. Chyba nie jest aż takim idiotą, żeby zapomnieć, jaki dzisiaj dzień. - rzuciłam się na łóżko trzymając telefon w ręce. Wykręciłam numer do brata i po kilku sygnałach usłyszałam po drugiej stronie głos brata.
- Halo?
- Cześć. - przywitałam się. - No gdzie Wy się podziewacie? - zapytałam.
- Na zakupach, przecież lodówka pustkami świeci! - powiedział.
- Przecież umówiliśmy się wczoraj, że to ja miałam jechać. - przewróciłam oczami. - Kiedy będziecie? - przytuliłam się do Chestera, który przysłuchiwał się naszej rozmowie.
- Za jakąś godzinkę, zrobiłem sporą listę zakupów. Jak wrócę pojedziemy na cmentarz. - powiedział.
- Okej. - westchnęłam.
- Trudno uwierzyć, że to już czwarty rok, nie? - zapytał.
- Ja ciągle w to nie wierzę. - zamknęłam na chwilę oczy.
- Jestem z Ciebie dumny, wiesz? - dałabym głowę, że się uśmiecha.
- Ze mnie? - zdziwiłam się. - Dlaczego?
- Byłaś w totalnej rozsypce. Już Cię chciałem wysłać do psychologa. - wyznał.
- Wiesz, że i tak bym tam nie poszła. - zamknęłam na chwilę oczy.
- Wiem i dlatego Ci nic nie mówiłem. Chciałem jakiś czas poczekać. Miałem nadzieję, że sama sobie z tym poradzisz i nie zawiodłem się. - powiedział.
- No niekoniecznie byłam sama. Miałam Ciebie i przyjaciół . I dziękuję, że nie straciłeś we mnie wiary. - uśmiechnęłam się delikatnie.
- We własną siostrunię? Kochanie, w życiu! - wykrzyknął wesoło. - Kocham. - wysyłał mi cmoki.
- Ja też . - odsyłałam mu je. - Wracajcie szybko. - ponagliłam ich. - Pa. - nie czekając na odpowiedź rozłączyłam się i wstałam. - Idziemy się przejść? - wyciągnęłam dłoń w stronę Chestera.
- No chodź. - wziął moją rękę i podniosłam go. Pomógł założyć mi skórę i sam założył swoją. Wyszliśmy z domu. Nie padało już, ale było zimno. Wzdrygnęłam się lekko. Chazz to zauważył i objął mnie przyciskając delikatnie do siebie. Szliśmy w milczeniu, nie potrzebowaliśmy słów, wystarczyła obecność. Szliśmy sobie spokojnie, kiedy nagle Benny przerwał ciszę.
- Nattie, patrz. - szturchnął mnie lekko.
- Co? - spojrzałam na niego, a potem w stronę, którą mi wskazał. Wryło mnie w ziemię. Talinda. Ale co ona robi pod aresztem?!
- Myślisz, że do niego poszła? - zapytał Chester, gdy poszliśmy dalej.
- Ja jestem tego pewna. - powiedziałam.
- To wróży kłopoty.
- Wiem o tym. - złapałam go za dłoń. Była zimna, zupełnie jak moja, ale nie przeszkadzało mi to. - Boję się. - wyznałam.
- Musimy stąd wyjechać jak najszybciej. - spojrzał na mnie. - Pod namioty. Mi jutro zdejmują opatrunki.
- Masz rację, trzeba się stąd na razie wynieść. - przyznałam. - Pogadajmy o tym z ekipą.
- Co by się nie działo, pamiętaj, że Cię Kocham. - usłyszałam. Spojrzałam na autora tych słów i pocałowałam go czule.
- Wiem. A ja Ciebie. - powiedziałam.
UDAŁO SIĘ. UDAŁO! Może nie jest świetny, ale jest <3 Przepraszam za tak długą przerwę, ale nie miałam ani weny, ani czasu. Mam nadzieję, że zrozumiecie <3 KOCHAM WAS <3
piątek, 4 lipca 2014
21. Nie skarb jest przyjacielem, lecz przyjaciel Skarbem.
Byłam leniuchem. W weekend uwielbiałam długo spać. Ogólnie
uwielbiałam długo spać, ale weekend to czas, kiedy pozwalałam sobie na
maximum. Tak też było tej niedzieli. Przebudziłam się punkt 9.00, ale
gdy tylko spojrzałam na budzik, natychmiast schowałam głowę pod kołdrę.
Jeszcze chwila, a bym zasnęła. No właśnie. Zasnęłabym, ale uniemożliwił
mi to pewien mały Ktoś, skaczący jak kangur po łóżku, na którym obie
spałyśmy.
- Nattie! Wstawaj! - jej pisk przewiercał mi głowę niczym wiertarka dziurę w ścianie. Niechętnie zsunęłam z siebie ciepłą kołderkę i przeciągnęłam się.
- Co się stało, Młoda? - wydukałam pytanie mrucząc rozleniwiona. - Pali się gdzieś, czy jak? - zaśmiałam się cicho.
- Nie mów, że zapomniałaś. - spojrzała na mnie z poważnym wyrazem twarzy.
- O czym? - zgięłam się delikatnie w tył, by ukoić delikatny ból w kręgosłupie.
- Dzisiaj, punkt 13.00 odbieramy Chestera ze szpitala!!! - każde słowo wypowiedziała wyraźnie, trzymając swoją twarz milimetry od mojej. Roześmiałam się. - Co Cię tak bawi? - zmarszczyła brwi obserwując mnie uważnie.
- Dziecko drogie, jest dziewiąta rano, idź spać. Do szpitala jedziemy dopiero wpół do pierwszej. - przykryłam się kołdrą.
- Oo nie, leniu. Nie pozwolę Ci zasnąć. - przysunęła krzesło do mojego regału z płytami, ściągnęła " Hybrid Theory" i włączyła " One Step Closer. "
- Oliwia! Wyłącz to radio! - jęknęłam. " Shut up! " w wykonaniu Chestera było dziś niczym gwoździe wbijane mi w głowę.
- Wstawaj! - Mała krzyczała w rytm " Shut up. "
- Matko Boska, no już. Chociaż nie wiem po co. - zwlokłam się z łóżka. Dopiero wtedy muzyka ucichła, a płyta wróciła na swoje miejsce. - Ale idę pierwsza do łazienki. - spojrzałam na nią.
- Spoko. - Oli się zgodziła. - Ale potem zrobisz mi kanapki z Nutellą i kakao. - uśmiechnęła się tryumfalnie. Ta mała mnie rozbrajała.
- Dobrze. Sama mam ochotę na wyjątkowo słodkie śniadanie. - poczochrałam jej włosy i kucnęłam przy swojej szafie.
- Ubierz coś ładnego. - poradziła mała Smith.
- Spokojnie, nie martw się o mnie. - wybuchłam śmiechem. Wyjęłam z szafy sukienkę i kopertówkę, spod szafy wzięłam szpilki i ruszyłam do łazienki. Wzięłam z toaletki kosmetyczkę i położyłam wszystko na pralce.
Stylizacja Natt
Zastanawiałam się, jakiego koloru wziąć bandamkę.
- Czerwona będzie się zlewała z włosami... - zagryzłam wargę. - Czarna w białe kropki będzie idealna. - aż podskoczyłam i wyjęłam bandamkę o owym wzorze, po czym położyłam ją na pralkę. Rozebrałam się do naga i weszłam pod prysznic. Gorąca woda rozluźniła mięśnie i zupełnie odgoniła ode mnie sen. Po chwili otarłam włosy i ciało ciepłymi ręcznikami i włożyłam na siebie czerwoną koronkową bieliznę oraz naszykowane ciuchy. Wysuszyłam włosy i zrobiłam sobie kok, który związałam bandamką. Zajęłam się makijażem i pomalowaniem paznokci na czarno, założyłam biżuterię, spryskałam się perfumami po czym wyszłam z łazienki. Skierowałam się do kuchni, gdzie czekała na mnie Oliwia, która ciągle była jeszcze w piżamie.
- Ślicznie wyglądasz. - uśmiechnęła się.
- Dziękuję. - odpowiedziałam jej i nastawiłam mleko na kakao, po czym zajęłam się robieniem kanapek.
- Gniewasz się na mnie za tą pobudkę? - usłyszałam ciche pytanie za plecami. Mały Spider wdrapał się sprytnie na blat, dzięki czemu miałyśmy kontakt wzrokowy.
- Nie, Słoneczko. - pocałowałam ją w czoło. - Nie gniewam się. - uśmiechnęłam się i postawiłam talerz z kanapkami na stół po czym wsypałam kakao do gotującego się już mleka i zamieszałam. - Siadaj do stołu, zaraz będzie kakałko. - znów obdarzyłam dziecko uśmiechem, po czym wyjęłam dwa kubki z szafki. Wlałam do nich gorącą słodką ciecz i postawiłam ją obok kanapek. Usiadłam przy Oliwii i zaczęłyśmy jeść.
- Jeftem taka podeksfytofana fym fyjszczem Chesztera. - mała Smith miała zwyczaj mówienia z pełną buzią. Nikt jej nie mógł od tego odzwyczaić. Nawet Chester.
- Ja też, ale proszę Cię, nie mów z pełną buzią, bo się udławisz. - skarciłam ją biorąc kolejną kanapkę w dłoń.
- Przepraszam. - spuściła głowę.
- Nie przepraszaj, po prostu nie rób tego więcej. - uśmiechnęłam się do niej ciepło głaszcząc ją po rozczochranych czekoladowych włosach.
- Nie uważasz, że powinnyśmy zrobić zakupy na obiad? Chester na pewno ma dość szpitalnego żarcia. Zresztą, kto by nie miał. - wzdrygnęła się.
- Masz rację. - uśmiechnęłam się. - Urządzimy takie małe przyjęcie powitalne! - wykrzyknęłam niczym małe dziecko.
- Zaprosimy najbliższych przyjaciół. - zaproponowała. - Przecież chłopaki na pewno wiedzą, że wychodzi.
- Wiedzą wiedzą, bo im powiedziałam. - spojrzałam na dziewczynkę biorąc jedną z ostatnich kanapek w dłoń.
- Mam nadzieję, że Mike nie wpadnie na pomysł, żeby przynieść wódkę. - mruknęła.
- Chyba bym mu ją rozbiła na tej jego pustej głowie. - uniosłam kącik ust ku górze. - Chester nie może teraz pić, bo bierze lekarstwa. - wyjaśniłam. Po chwili wstałam, żeby pozmywać po śniadaniu.
- Idę pod prysznic. - Oli przytuliła się do moich pleców, po czym pognała do łazienki.
- Pomóc Ci w czymś? - zapytałam na tyle głośno, by mnie usłyszała.
- Pomożesz mi wybrać ubranie i zrobisz mi fryzurkę? - poprosiła z łazienki.
- Jasne! - odpowiedziałam.
Już po 15 minutach siedziałyśmy u niej w pokoju. Robiłam jej koczek. Miała na sobie różowy komplecik. Bluzeczkę i spódniczkę, a do tego balerinki w tym samym kolorze z czarną wstążką. Fryzurka i stylizacja prezentowały się świetnie. Do tego założyłam jej naszyjnik, który kiedyś dostała od Chestera.
Stylizacja Oliwii .
Stanęłyśmy obok siebie w lustrze.
- Lasencje z nas. - Oliv się zaśmiała kładąc rączkę na biodrze. Podałam jej kopertówkę, w którą włożyłam jej chusteczki, gumy do żucia, MP 4 i słuchawki, natomiast do swojej włożyłam kosmetyki, których dziś użyłam, telefon, lusterko, klucze do domu oraz swoją MP 4.
- Okulary. - mruknęłam i wyjęłam z kosmetyczki dwie pary czarnych okularów przeciwsłonecznych i założyłam jedną, a drugą podałam młodej.
- Ech, paparazzi. - mruknęła zakładając je na nos i zajęła się szorowaniem zębów.
- Niestety. - założyłam swoje i także zaczęłam myć zęby.
- Chester ma swoje? - zapytała Oli, gdy skończyła. Kiwnęłam twierdząco głową wypluwając pastę i przepłukałam jamę ustną wodą i płynem miętowym, który do tego służył. Wytarłam pastę z kącików ust i poprawiłam je szminką. Usłyszałam dzwonek do drzwi. - Ja otworzę. - zaoferowała Liv, a ja wyszłam z łazienki i zeszłam na dół.
- Czeeść Słonko! - w oddali usłyszałam głos Phoenix'a, który zapewne witał się z Oliwią. Poszłam w kierunku ich głosów.
- Cześć, Nelsonek. - zwrócił się do mnie, a po chwili mnie przytulił.
- No cześć, cześć. - zaśmiałam się wesoło i odwzajemniłam uścisk.
- Ślicznie wyglądasz. - uśmiechnął się do mnie.
- Dziękuję. - odwzajemniłam uśmiech i zaprosiłam go dalej. - Napijesz się czegoś? - zapytałam.
- Nie dzięki. Ja tylko na chwilę oddać Ci klucze. - wręczył mi moją własność. - Maryse na mnie czeka. - wyjaśnił z delikatnym uśmiechem na twarzy.
- Nie przyjechała z Tobą? - zmartwiłam się trochę.
- Coś źle się czuje. Boli ją głowa. - westchnął. - Martwię się.
- Spokojnie. - usiadłam przy nim. - Wzięła jakąś tabletkę? - spojrzałam na niego.
- Brała. Śpi. - powiedział. - Dzisiaj odbieracie Chazza?
- Tak. - uśmiechnęłam się szeroko. - Mamy w planach zrobić przyjęcie powitalne, ale nie wiem, czy wypali teraz. - westchnęłam.
- Dlaczego? - Phoenix na mnie spojrzał.
- No jak Maryse jest chora, to pewnie Was nie będzie. - posmutniałam.
- Spokojnie, do południa powinno jej przejść. - pogłaskał mnie po plecach.
- Obyś miał rację. Jak jej nie przejdzie, to przełożymy to na następny weekend. - uśmiechnęłam się delikatnie.
- Spoko. - Farrell wstał. - Ja się będę zmywał, nie chcę jej zostawiać samej. - powiedział. Pocałował mnie i młodą w policzki i zmył się.
- To co? Jedziemy na te zakupy? - zapytałam Oliw.
- Jasne. - dziewczynka wzięła na wszelki wypadek ciemnoróżowy letni sweterek. Postanowiłam wziąć swój biały. W razie, gdyby padało. Wyszłyśmy z domu zamykając go. Wsiadłyśmy do auta i pojechałyśmy do sklepu. Postanowiłam zrobić pierś z kurczaka i puree, a na deser sernika. Kiedy wróciłyśmy do domu, od razu zabrałyśmy się do pracy. Zadzwoniłam po JoJo i Mike'a, by dokończyli resztę, gdyż razem z Oliwką musiałyśmy już jechać po Chazza, a chciałam, żeby wszystko było gorące, poza tym to była niespodzianka. Mój brat zadzwonił po resztę ekipy, a my byłyśmy w szpitalu punktualnie. Kiedy weszłyśmy do sali, Chester właśnie zapinał swoją podręczną torbę. Niebo zaczynało się chmurzyć. No i po pogodzie...
- Dziewczyny! Już jesteście! - zawołał wesoło, gdy nas zauważył. Miał na sobie koszulę w czarno- białą kratę, czarne jeansy i glany, a na twarz założył okulary. - Jak ja się za Wami stęskniłem. - obu nam dał po całusie w usta. Małą wziął na ręce, a mnie przytulił do siebie. Oliw pomogła mu włożyć torbę na ramię.
- Moja mała pomocnica. - Bennington przycisnął ją do siebie i podniósł wyżej do góry, by mogła położyć mu głowę na ramieniu. - Jaki Ty masz zabójczy koczek. - bawił się lokami, które jej zostawiłam po obu stronach. Po chwili spojrzał na mnie. - Ty też pięknie wyglądasz. - pocałował mnie w nos i złapał za rękę. Szliśmy korytarzem. Jakieś nastolatki machały Chesterowi.
- Matko Boska, nawet tutaj ani chwili wytchnienia. - mruknęłam wkurzona ściskając dłoń Chazza.
- Kochanie, spokojnie. - Chester na mnie spojrzał z jednym z tych swoich cudnych uśmieszków na twarzy.
- Ja jestem spokojna. - spojrzałam na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Nattie się wkurza. - mój ukochany zwrócił się do córki mojej siostry ciotecznej i pocałował ją w policzek.
- Bo jest zazdrosna. - wyszeptała mu na ucho dziewczynka chicocząc cicho.
- Ej, ja to słyszałam. - pokiwałam na nią palcem.
- No co? Młoda ma rację. - mój chłopak poparł dziewczynkę. Ech ta ich solidarność! I jak ja mam z tym wytrzymać tyle czasu!? Pomocy!
- Wcale, że nie. - zaprotestowałam.
- Ma.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Uspokójcie się. Czuję się jak w przedszkolu! - Mała Smith przewróciła oczami. Spojrzeliśmy na siebie z Chazzem i zaczęliśmy się śmiać. Wychodząc na zewnątrz słyszeliśmy dźwięki robionych zdjęć, ale kompletnie to ignorowaliśmy. Oliwka pocałowała Chestera w policzek, a on ją w nos, natomiast ja wtuliłam się w ramię bruneta, który mnie obejmował i uśmiechnęłam się w kierunku dziewczynki.
- Jak Ty to wytrzymujesz?! - Li spojrzała na Chestera, który zajmował miejsce pasażera obok mnie.
- Już się przyzwyczaiłem. - zaśmiał się.
- To jest jakieś nienormalne! Dobrze, że nie zamontowali Ci ukrytych kamer w domu. - prychnęła.
- Nie kracz. - westchnęłam poprawiając okulary. - Już nie mogę się doczekać, aż wyjedziemy stąd pod te namioty. - wyznałam pełnym zmęczenia i irytacji głosem.
- Jak babcia mnie zabierze, to pojedziecie. - Oliwia mnie pocieszyła. - Ja Was tylko męczę. - westchnęła.
- Młoda, przestań. Wcale tak nie jest. Cieszymy się, że z nami jesteś. - powiedziałam. - Poza tym nie męczysz nas. Wyjątkowo grzeczna z Ciebie dziewczynka. Jak Ci się coś powie, to się słuchasz, a dzieci w Twoim wieku robią zazwyczaj na przekór.
- Mama mnie po prostu uczyła, że starszych trzeba słuchać. - uśmiechnęła się.
- Masz mądrą mamę, Kochanie. - Chaz dał jej lizaka. - Trzymaj. - puścił jej oczko.
- Dziękuję, Chestuś. - zrobiła do niego dzióbek wydając odgłosy cmokania. - Mogę go zjeść? - to pytanie skierowane było do mnie.
- No jak go dostałaś, to możesz. - pozwoliłam jej. - Zanim dojedziemy do domu, to zgłodniejesz. - uśmiechnęłam się widząc w lusterku, jak sprytnie uporała się z folią owiniętą dziwacznie wokół różowo - niebieskiego serca sporych rozmiarów. - Tylko się nie oblep. - nakazałam.
- Jasne. - obiecała i po chwili delektowała się smakiem otrzymanego prezentu.
- A jak chłopaki? Grzeczni? - zapytał nagle Chaz przerywając ciszę.
- No w miarę. - zaśmiałam się.
- Słyszałaś, że Sebastian będzie miał proces i będziemy musieli na niego iść? - spojrzał na mnie.
- Wiem, szesnastego sierpnia. - przewróciłam oczami.
- Dasz radę? - zapytał kładąc dłoń na mojej, którą trzymałam na biegach.
- Nie mam wyjścia. Wiem o tej sprawie najwięcej. - westchnęłam. Nie miałam wcale najmniejszej ochoty widzieć nigdy więcej jego twarzy, słyszeć jego głosu.. Okres, w którym byliśmy razem był najgorszy w moim życiu. Choć zdarzały się dobre chwile ich też nie chcę pamiętać.
- Kochanie, stało się coś? - z transu wyrwał mnie głos Chestera.
- Nie. - uśmiechnęłam się. - A co? - chwilę na niego spojrzałam, lecz szybko przeniosłam wzrok na ulicę.
- Nie odzywasz się już od dwudziestu minut, O czym myślisz? - zapytał.
- " Crawling " tak na mnie działa. - zaśmiałam się. - A o niczym. Takie tam refleksje. - ucięłam.
- Seba? - mruknął.
- Po części. - przyznałam.
- Co dokładnie? - dopytywał.
- To, że wcale nie uśmiecha mi się widzenie z nim. - westchnęłam ciężko.
- Dasz radę, jestem przy Tobie. Ja, chłopaki. - nachylił się w moją stronę i pocałował mój policzek. - Kocham Cię strasznie mocno, wiesz? - wyszeptał. Uśmiechnęłam się.
- Wiem. - powiedziałam. - A ja Ciebie. - przesunęłam opuszkami palców po ogniu na jego ręce.
- Cieszę się, że jeszcze Ci się nie znudziłem. - skubnął mnie lekko w udo.
- Puknij się. Kocham Cię i to nie jest chwilowe zauroczenie. - ton mojego głosu był nadzwyczaj poważny.
- Boję się, że to sen. Że zaraz się obudzę i to u boku Talindy. - wyznał cicho.
- Przekonamy się rano, Skarbie. Nie sądzę, żeby ta piękność rodem z Madagaskaru przemalowała włosy na czerwono i zaczęła nosić glany. - dałam mu całusa w nos, kiedy zaparkowaliśmy w garażu.
- Nareszcie w domu. - mój ukochany wciągnął łapczywie świeże powietrze, gdy wysiedliśmy z auta.
- Dawaj buziaka. - nachyliłam się, żeby poczuć jego wargi na swoich. Miał to być tylko buziak, ale Chesterowi było mało i przeobraził to w pocałunek.
- Tęskniłem. - wymruczał przytulając się do mojej szyi na której składał czułe pocałunki powodujące u mnie przyjemne dreszcze.
- Ja za Tobą też. - spojrzałam mu w oczy. Po chwili usłyszałam chrząknięcie małej. Chazzy śmiejąc się wesoło wziął ją na barana. Ja wzięłam jego torbę.
- Mam nadzieję, że Spike oduczył się chrapania. - mój chłopak postawił rozbawioną Oli na ziemi i zdjął kurtkę, oraz glany.
- Nie wiem Kochanie. Zawsze mam na uszach słuchawki. - wybuchłam śmiechem.
- Dobrze, że wziąłem swoją MP4. - zawtórował mi.
- To tylko dwa dni. - pstryknęłam go w ucho.
***
Był już późny wieczór. Gdzieś koło dziewiątej. Oliwka już dawno spała w swoim pokoju. U nas także głośna muzyka już ucichła. Oglądaliśmy horror, który przyniósł Rob. " Klątwa ". Wcale nie był straszny. Poza tym oglądałam go już z Mike'm. Próbował mnie potem straszyć, ale mu nie wyszło. Za to JoJo się strasznie bała.
- Rob, coś Ty za ohydztwo tu przywlókł?! Przez Ciebie nie będę mogła spać! - biadoliła.
- Skarbie, to jest bardzo fajny horror. - Mike ją do siebie przytulał podsuwając jej miskę z popcornem pod nos.
- Fajny to jesteś Ty nago, ale nie to coś! - pisnęła. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
- Stary, masz aż takie wdzięki? - Phoenix zadławił się chipsami. Aż musiałam go poklepać.
- W porządku? - zapytałam przez śmiech.
- Tak. - rechotał.
- Dobra, już uspokójcie się, fajne momenty teraz będą! - Mike wszystkich uspokoił, gdyż zaczynały się najstraszniejsze według niego sceny. Dave próbował przestraszyć Maryse, za co dostał w łeb.
- Jeszcze raz, a śpisz na dworze. - warknęła strzepując swoje długie blond włosy na prawe ramię.
- Na żartach się nie zna. - mruknął pod nosem Farrell.
- Coś mówiłeś? - Ouellet świdrowała rudzielca wzrokiem.
- Nie . - burknął przysuwając się do mnie. Poklepałam go po ramieniu, a on się do mnie uśmiechnął.
- Potajemne amory? - Chester zmarszczył czoło udając wkurzonego. Wiedziałam, że tak na serio mi ufa. I David'owi na pewno też. W końcu tworzyli zespół i paczkę przyjaciół, więc inaczej być nie mogło.
- No, żebyś wiedział. Od miesiąca umawiamy się na potajemne schadzki. - Phoenix przewrócił oczami. - Kretyn. - objął mnie ramieniem. - Jak Ty z nim wytrzymujesz? - spojrzał na mnie z uznaniem w oczach.
- Kocham go, proste. - wtuliłam się w ramię Chazza, a on pocałował mnie w czoło i obdarzył uśmiechem. - To tak jakby Was zapytać, jakim cudem tworzycie zespół.
- Jesteśmy przyjaciółmi, wszyscy mamy określony talent i korzystamy z tego. - Joe odpowiedział za wszystkich.
- Hahn z filozofii pojechał. - Brad poklepał przyjaciela po plecach.
- A może nie jest tak? - Joe przeniósł wzrok z ekranu na Owcę. - Każdy w Linkin Park robi coś, w czym jest najlepszy. - uśmiechnął się.
- No jest tak jest. - Delson przyznał mu rację.
- No to z czego Ty się nabijasz, skoro wiesz, że też masz w nas swój wkład, Baranie jeden? - Rob podsunął mu pod nos miskę z chipsami.
- Ja się wcale nie nabijam. - Brad zaprzeczył. - To po prostu zabrzmiało tak filozoficznie, ale prawdziwie. - poczochrał Joe'mu włosy.
- Żaden ze mnie Sokrates. Mówię co myślę. - Hahn obdarzył nas wszystkich ciepłym uśmiechem i poczęstował się ode mnie żelkiem. - Nattiś? - szturchnął mnie lekko ramieniem.
- Co Słoneczko? - spojrzałam na niego.
- Masz jeszcze bezy? - zapytał śmiejąc się. Zawtórowałam mu i wzięłam miskę z bezami, którą położyłam na jego kolanach. - Dzięki. - wsadził sobie jedną do ust. - Dobre są. Chcesz? - przysunął mi do ust.
- Wiem, że dobre, bo ja je robiłam. - zaśmiałam się i otworzyłam buzię, by Hahn włożył do niej bezę.
- Ja też chcę! - Chester zrobił słodką minkę.
- Czekaj. - połknęłam tą, którą dał mi Joe i włożyłam sobie drugą, tyle że jej nie pogryzłam. Przybliżyłam się do Chestera i pocałowałam go dzieląc się z nim bezą. - Smakuje? - zapytałam, a mój ukochany rozanielony kiwnął głową.
- Mhm.. - mruknął. - Jeszcze raz. - uśmiechnął się słodko. Powtórzyłam czynność.
- Ej, szwagier, nie przyzwyczajaj się, bo zrobisz z niej hipopotama! - usłyszałam śmiech Mike'a.
- Jo, ucisz go. - poprosiłam przyjaciółkę, która po chwili wpiła się w wargi brata.
- Skarbie, oszalałaś? - Mike na nią spojrzał.
- Nie, po prostu chcę do końca obejrzeć film. - przejechała po jego wargach palcem.
- Dobrze, dobrze. - zaśmiał się.
- Dziękuję. - dałam Offeman całusa w policzek.
- Do usług, żonko. - odwzajemniła gest.
- ŻONKO?! - krzyknęli zszokowani Mike i Chaz.
- My wszystkie dla siebie żony. - Maryse dała mi całusa w czoło.
- Masakra. - Dave wbił głowę w ramię Rob'a.
- Nigdy nie zrozumiem bab. - Bourdon ciężko westchnął.
- Nas nie trzeba Kochanie rozumieć. - Paige pogłaskała go po ramieniu. - Nas wystarczy kochać. - uśmiechnęła się i pocałowała go w policzek.
- I nam ustępować. - April wtuliła się w Joe'go.
- Nie wtedy, kiedy przesadzacie. - Chazzy posadził mnie między swoimi nogami i oparł moje plecy o swój tors, a swoje ręce położył na moim brzuchu.
- Wy też nie jesteście święci. - spojrzałam na niego.
- A czy ja coś mówię? - zaśmiał się i pocałował mnie w czubek nosa, po czym bezkarnie wgryzł się w moją szyję robiąc mi malinkę. - Mmm.. Nowe perfumy? - wymruczał mi do ucha.
- Tak. - uśmiechnęłam się. - I nie gryź mnie, bo potem tego nie zapudruję. - skarciłam go.
- I o to chodzi. Każdy ma wiedzieć, że należysz do Chestera Benningtona. - powiedział dumny.
- Cały świat to wie. - uśmiechnęłam się. - Ale to działa w obie strony. - wyszczerzyłam się.
- Nie zrobisz tego. - spojrzał na mnie. Gdy odwrócił się do Dave'a, by mu coś powiedzieć, wykorzystałam okazję i wgryzłam się w jego szyję. - Nattie! - jęknął.
- Mój. - mruknęłam i wpiłam się w jego wargi.
- To nie ulega wątpliwości, Panno Shinoda. - szepnął mi na ucho, gdy się od siebie oderwaliśmy.
- Kocham Cię. - szepnęłam opierając swoje czoło o jego.
- Ja Ciebie też. - uśmiechnął się do mnie.
- Jak sobie słodzą. - mruknął Dave.
- Kochają się. - Maryse dała całusa ukochanemu. - Jak my, prawda? - zapytała.
- My bardziej. - pocałował ją.
- Wszyscy się całują. - mruknął Rob.
- My mamy być gorsi? - mruknęła Paige i wpiła się w jego wargi. Gdy ja i Chester się od siebie oderwaliśmy, zauważyliśmy, że wszystkie pary się całują.
- Wariaty. - mruknął mój chłopak i wpił się w moje wargi.
- Ale nasi. Nasi przyjaciele. - powiedziałam i znów go pocałowałam.
Po trudach i znojach udało mi się sklecić 21 rozdział. Pełen miłości i przyjaźni. : D No i co się z tym równa sielanki :) Zastanawiam się, jak ją rozwiać, ale planuję to dopiero po ich powrocie z namiotów, a nie wiem, w którym rozdziale zrobić im tą wycieczkę :3 A może Wy macie pomysły, jak im zepsuć to życie? Dzielcie się w wiadomościach, na ask'u, bądź na fejsie . Ciumki lecą do Was :* DZIĘKUJĘ ZA TAK WIELKĄ LICZBĘ WEJŚĆ <3
- Nattie! Wstawaj! - jej pisk przewiercał mi głowę niczym wiertarka dziurę w ścianie. Niechętnie zsunęłam z siebie ciepłą kołderkę i przeciągnęłam się.
- Co się stało, Młoda? - wydukałam pytanie mrucząc rozleniwiona. - Pali się gdzieś, czy jak? - zaśmiałam się cicho.
- Nie mów, że zapomniałaś. - spojrzała na mnie z poważnym wyrazem twarzy.
- O czym? - zgięłam się delikatnie w tył, by ukoić delikatny ból w kręgosłupie.
- Dzisiaj, punkt 13.00 odbieramy Chestera ze szpitala!!! - każde słowo wypowiedziała wyraźnie, trzymając swoją twarz milimetry od mojej. Roześmiałam się. - Co Cię tak bawi? - zmarszczyła brwi obserwując mnie uważnie.
- Dziecko drogie, jest dziewiąta rano, idź spać. Do szpitala jedziemy dopiero wpół do pierwszej. - przykryłam się kołdrą.
- Oo nie, leniu. Nie pozwolę Ci zasnąć. - przysunęła krzesło do mojego regału z płytami, ściągnęła " Hybrid Theory" i włączyła " One Step Closer. "
- Oliwia! Wyłącz to radio! - jęknęłam. " Shut up! " w wykonaniu Chestera było dziś niczym gwoździe wbijane mi w głowę.
- Wstawaj! - Mała krzyczała w rytm " Shut up. "
- Matko Boska, no już. Chociaż nie wiem po co. - zwlokłam się z łóżka. Dopiero wtedy muzyka ucichła, a płyta wróciła na swoje miejsce. - Ale idę pierwsza do łazienki. - spojrzałam na nią.
- Spoko. - Oli się zgodziła. - Ale potem zrobisz mi kanapki z Nutellą i kakao. - uśmiechnęła się tryumfalnie. Ta mała mnie rozbrajała.
- Dobrze. Sama mam ochotę na wyjątkowo słodkie śniadanie. - poczochrałam jej włosy i kucnęłam przy swojej szafie.
- Ubierz coś ładnego. - poradziła mała Smith.
- Spokojnie, nie martw się o mnie. - wybuchłam śmiechem. Wyjęłam z szafy sukienkę i kopertówkę, spod szafy wzięłam szpilki i ruszyłam do łazienki. Wzięłam z toaletki kosmetyczkę i położyłam wszystko na pralce.
Stylizacja Natt
Zastanawiałam się, jakiego koloru wziąć bandamkę.
- Czerwona będzie się zlewała z włosami... - zagryzłam wargę. - Czarna w białe kropki będzie idealna. - aż podskoczyłam i wyjęłam bandamkę o owym wzorze, po czym położyłam ją na pralkę. Rozebrałam się do naga i weszłam pod prysznic. Gorąca woda rozluźniła mięśnie i zupełnie odgoniła ode mnie sen. Po chwili otarłam włosy i ciało ciepłymi ręcznikami i włożyłam na siebie czerwoną koronkową bieliznę oraz naszykowane ciuchy. Wysuszyłam włosy i zrobiłam sobie kok, który związałam bandamką. Zajęłam się makijażem i pomalowaniem paznokci na czarno, założyłam biżuterię, spryskałam się perfumami po czym wyszłam z łazienki. Skierowałam się do kuchni, gdzie czekała na mnie Oliwia, która ciągle była jeszcze w piżamie.
- Ślicznie wyglądasz. - uśmiechnęła się.
- Dziękuję. - odpowiedziałam jej i nastawiłam mleko na kakao, po czym zajęłam się robieniem kanapek.
- Gniewasz się na mnie za tą pobudkę? - usłyszałam ciche pytanie za plecami. Mały Spider wdrapał się sprytnie na blat, dzięki czemu miałyśmy kontakt wzrokowy.
- Nie, Słoneczko. - pocałowałam ją w czoło. - Nie gniewam się. - uśmiechnęłam się i postawiłam talerz z kanapkami na stół po czym wsypałam kakao do gotującego się już mleka i zamieszałam. - Siadaj do stołu, zaraz będzie kakałko. - znów obdarzyłam dziecko uśmiechem, po czym wyjęłam dwa kubki z szafki. Wlałam do nich gorącą słodką ciecz i postawiłam ją obok kanapek. Usiadłam przy Oliwii i zaczęłyśmy jeść.
- Jeftem taka podeksfytofana fym fyjszczem Chesztera. - mała Smith miała zwyczaj mówienia z pełną buzią. Nikt jej nie mógł od tego odzwyczaić. Nawet Chester.
- Ja też, ale proszę Cię, nie mów z pełną buzią, bo się udławisz. - skarciłam ją biorąc kolejną kanapkę w dłoń.
- Przepraszam. - spuściła głowę.
- Nie przepraszaj, po prostu nie rób tego więcej. - uśmiechnęłam się do niej ciepło głaszcząc ją po rozczochranych czekoladowych włosach.
- Nie uważasz, że powinnyśmy zrobić zakupy na obiad? Chester na pewno ma dość szpitalnego żarcia. Zresztą, kto by nie miał. - wzdrygnęła się.
- Masz rację. - uśmiechnęłam się. - Urządzimy takie małe przyjęcie powitalne! - wykrzyknęłam niczym małe dziecko.
- Zaprosimy najbliższych przyjaciół. - zaproponowała. - Przecież chłopaki na pewno wiedzą, że wychodzi.
- Wiedzą wiedzą, bo im powiedziałam. - spojrzałam na dziewczynkę biorąc jedną z ostatnich kanapek w dłoń.
- Mam nadzieję, że Mike nie wpadnie na pomysł, żeby przynieść wódkę. - mruknęła.
- Chyba bym mu ją rozbiła na tej jego pustej głowie. - uniosłam kącik ust ku górze. - Chester nie może teraz pić, bo bierze lekarstwa. - wyjaśniłam. Po chwili wstałam, żeby pozmywać po śniadaniu.
- Idę pod prysznic. - Oli przytuliła się do moich pleców, po czym pognała do łazienki.
- Pomóc Ci w czymś? - zapytałam na tyle głośno, by mnie usłyszała.
- Pomożesz mi wybrać ubranie i zrobisz mi fryzurkę? - poprosiła z łazienki.
- Jasne! - odpowiedziałam.
Już po 15 minutach siedziałyśmy u niej w pokoju. Robiłam jej koczek. Miała na sobie różowy komplecik. Bluzeczkę i spódniczkę, a do tego balerinki w tym samym kolorze z czarną wstążką. Fryzurka i stylizacja prezentowały się świetnie. Do tego założyłam jej naszyjnik, który kiedyś dostała od Chestera.
Stylizacja Oliwii .
Stanęłyśmy obok siebie w lustrze.
- Lasencje z nas. - Oliv się zaśmiała kładąc rączkę na biodrze. Podałam jej kopertówkę, w którą włożyłam jej chusteczki, gumy do żucia, MP 4 i słuchawki, natomiast do swojej włożyłam kosmetyki, których dziś użyłam, telefon, lusterko, klucze do domu oraz swoją MP 4.
- Okulary. - mruknęłam i wyjęłam z kosmetyczki dwie pary czarnych okularów przeciwsłonecznych i założyłam jedną, a drugą podałam młodej.
- Ech, paparazzi. - mruknęła zakładając je na nos i zajęła się szorowaniem zębów.
- Niestety. - założyłam swoje i także zaczęłam myć zęby.
- Chester ma swoje? - zapytała Oli, gdy skończyła. Kiwnęłam twierdząco głową wypluwając pastę i przepłukałam jamę ustną wodą i płynem miętowym, który do tego służył. Wytarłam pastę z kącików ust i poprawiłam je szminką. Usłyszałam dzwonek do drzwi. - Ja otworzę. - zaoferowała Liv, a ja wyszłam z łazienki i zeszłam na dół.
- Czeeść Słonko! - w oddali usłyszałam głos Phoenix'a, który zapewne witał się z Oliwią. Poszłam w kierunku ich głosów.
- Cześć, Nelsonek. - zwrócił się do mnie, a po chwili mnie przytulił.
- No cześć, cześć. - zaśmiałam się wesoło i odwzajemniłam uścisk.
- Ślicznie wyglądasz. - uśmiechnął się do mnie.
- Dziękuję. - odwzajemniłam uśmiech i zaprosiłam go dalej. - Napijesz się czegoś? - zapytałam.
- Nie dzięki. Ja tylko na chwilę oddać Ci klucze. - wręczył mi moją własność. - Maryse na mnie czeka. - wyjaśnił z delikatnym uśmiechem na twarzy.
- Nie przyjechała z Tobą? - zmartwiłam się trochę.
- Coś źle się czuje. Boli ją głowa. - westchnął. - Martwię się.
- Spokojnie. - usiadłam przy nim. - Wzięła jakąś tabletkę? - spojrzałam na niego.
- Brała. Śpi. - powiedział. - Dzisiaj odbieracie Chazza?
- Tak. - uśmiechnęłam się szeroko. - Mamy w planach zrobić przyjęcie powitalne, ale nie wiem, czy wypali teraz. - westchnęłam.
- Dlaczego? - Phoenix na mnie spojrzał.
- No jak Maryse jest chora, to pewnie Was nie będzie. - posmutniałam.
- Spokojnie, do południa powinno jej przejść. - pogłaskał mnie po plecach.
- Obyś miał rację. Jak jej nie przejdzie, to przełożymy to na następny weekend. - uśmiechnęłam się delikatnie.
- Spoko. - Farrell wstał. - Ja się będę zmywał, nie chcę jej zostawiać samej. - powiedział. Pocałował mnie i młodą w policzki i zmył się.
- To co? Jedziemy na te zakupy? - zapytałam Oliw.
- Jasne. - dziewczynka wzięła na wszelki wypadek ciemnoróżowy letni sweterek. Postanowiłam wziąć swój biały. W razie, gdyby padało. Wyszłyśmy z domu zamykając go. Wsiadłyśmy do auta i pojechałyśmy do sklepu. Postanowiłam zrobić pierś z kurczaka i puree, a na deser sernika. Kiedy wróciłyśmy do domu, od razu zabrałyśmy się do pracy. Zadzwoniłam po JoJo i Mike'a, by dokończyli resztę, gdyż razem z Oliwką musiałyśmy już jechać po Chazza, a chciałam, żeby wszystko było gorące, poza tym to była niespodzianka. Mój brat zadzwonił po resztę ekipy, a my byłyśmy w szpitalu punktualnie. Kiedy weszłyśmy do sali, Chester właśnie zapinał swoją podręczną torbę. Niebo zaczynało się chmurzyć. No i po pogodzie...
- Dziewczyny! Już jesteście! - zawołał wesoło, gdy nas zauważył. Miał na sobie koszulę w czarno- białą kratę, czarne jeansy i glany, a na twarz założył okulary. - Jak ja się za Wami stęskniłem. - obu nam dał po całusie w usta. Małą wziął na ręce, a mnie przytulił do siebie. Oliw pomogła mu włożyć torbę na ramię.
- Moja mała pomocnica. - Bennington przycisnął ją do siebie i podniósł wyżej do góry, by mogła położyć mu głowę na ramieniu. - Jaki Ty masz zabójczy koczek. - bawił się lokami, które jej zostawiłam po obu stronach. Po chwili spojrzał na mnie. - Ty też pięknie wyglądasz. - pocałował mnie w nos i złapał za rękę. Szliśmy korytarzem. Jakieś nastolatki machały Chesterowi.
- Matko Boska, nawet tutaj ani chwili wytchnienia. - mruknęłam wkurzona ściskając dłoń Chazza.
- Kochanie, spokojnie. - Chester na mnie spojrzał z jednym z tych swoich cudnych uśmieszków na twarzy.
- Ja jestem spokojna. - spojrzałam na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Nattie się wkurza. - mój ukochany zwrócił się do córki mojej siostry ciotecznej i pocałował ją w policzek.
- Bo jest zazdrosna. - wyszeptała mu na ucho dziewczynka chicocząc cicho.
- Ej, ja to słyszałam. - pokiwałam na nią palcem.
- No co? Młoda ma rację. - mój chłopak poparł dziewczynkę. Ech ta ich solidarność! I jak ja mam z tym wytrzymać tyle czasu!? Pomocy!
- Wcale, że nie. - zaprotestowałam.
- Ma.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Uspokójcie się. Czuję się jak w przedszkolu! - Mała Smith przewróciła oczami. Spojrzeliśmy na siebie z Chazzem i zaczęliśmy się śmiać. Wychodząc na zewnątrz słyszeliśmy dźwięki robionych zdjęć, ale kompletnie to ignorowaliśmy. Oliwka pocałowała Chestera w policzek, a on ją w nos, natomiast ja wtuliłam się w ramię bruneta, który mnie obejmował i uśmiechnęłam się w kierunku dziewczynki.
- Jak Ty to wytrzymujesz?! - Li spojrzała na Chestera, który zajmował miejsce pasażera obok mnie.
- Już się przyzwyczaiłem. - zaśmiał się.
- To jest jakieś nienormalne! Dobrze, że nie zamontowali Ci ukrytych kamer w domu. - prychnęła.
- Nie kracz. - westchnęłam poprawiając okulary. - Już nie mogę się doczekać, aż wyjedziemy stąd pod te namioty. - wyznałam pełnym zmęczenia i irytacji głosem.
- Jak babcia mnie zabierze, to pojedziecie. - Oliwia mnie pocieszyła. - Ja Was tylko męczę. - westchnęła.
- Młoda, przestań. Wcale tak nie jest. Cieszymy się, że z nami jesteś. - powiedziałam. - Poza tym nie męczysz nas. Wyjątkowo grzeczna z Ciebie dziewczynka. Jak Ci się coś powie, to się słuchasz, a dzieci w Twoim wieku robią zazwyczaj na przekór.
- Mama mnie po prostu uczyła, że starszych trzeba słuchać. - uśmiechnęła się.
- Masz mądrą mamę, Kochanie. - Chaz dał jej lizaka. - Trzymaj. - puścił jej oczko.
- Dziękuję, Chestuś. - zrobiła do niego dzióbek wydając odgłosy cmokania. - Mogę go zjeść? - to pytanie skierowane było do mnie.
- No jak go dostałaś, to możesz. - pozwoliłam jej. - Zanim dojedziemy do domu, to zgłodniejesz. - uśmiechnęłam się widząc w lusterku, jak sprytnie uporała się z folią owiniętą dziwacznie wokół różowo - niebieskiego serca sporych rozmiarów. - Tylko się nie oblep. - nakazałam.
- Jasne. - obiecała i po chwili delektowała się smakiem otrzymanego prezentu.
- A jak chłopaki? Grzeczni? - zapytał nagle Chaz przerywając ciszę.
- No w miarę. - zaśmiałam się.
- Słyszałaś, że Sebastian będzie miał proces i będziemy musieli na niego iść? - spojrzał na mnie.
- Wiem, szesnastego sierpnia. - przewróciłam oczami.
- Dasz radę? - zapytał kładąc dłoń na mojej, którą trzymałam na biegach.
- Nie mam wyjścia. Wiem o tej sprawie najwięcej. - westchnęłam. Nie miałam wcale najmniejszej ochoty widzieć nigdy więcej jego twarzy, słyszeć jego głosu.. Okres, w którym byliśmy razem był najgorszy w moim życiu. Choć zdarzały się dobre chwile ich też nie chcę pamiętać.
- Kochanie, stało się coś? - z transu wyrwał mnie głos Chestera.
- Nie. - uśmiechnęłam się. - A co? - chwilę na niego spojrzałam, lecz szybko przeniosłam wzrok na ulicę.
- Nie odzywasz się już od dwudziestu minut, O czym myślisz? - zapytał.
- " Crawling " tak na mnie działa. - zaśmiałam się. - A o niczym. Takie tam refleksje. - ucięłam.
- Seba? - mruknął.
- Po części. - przyznałam.
- Co dokładnie? - dopytywał.
- To, że wcale nie uśmiecha mi się widzenie z nim. - westchnęłam ciężko.
- Dasz radę, jestem przy Tobie. Ja, chłopaki. - nachylił się w moją stronę i pocałował mój policzek. - Kocham Cię strasznie mocno, wiesz? - wyszeptał. Uśmiechnęłam się.
- Wiem. - powiedziałam. - A ja Ciebie. - przesunęłam opuszkami palców po ogniu na jego ręce.
- Cieszę się, że jeszcze Ci się nie znudziłem. - skubnął mnie lekko w udo.
- Puknij się. Kocham Cię i to nie jest chwilowe zauroczenie. - ton mojego głosu był nadzwyczaj poważny.
- Boję się, że to sen. Że zaraz się obudzę i to u boku Talindy. - wyznał cicho.
- Przekonamy się rano, Skarbie. Nie sądzę, żeby ta piękność rodem z Madagaskaru przemalowała włosy na czerwono i zaczęła nosić glany. - dałam mu całusa w nos, kiedy zaparkowaliśmy w garażu.
- Nareszcie w domu. - mój ukochany wciągnął łapczywie świeże powietrze, gdy wysiedliśmy z auta.
- Dawaj buziaka. - nachyliłam się, żeby poczuć jego wargi na swoich. Miał to być tylko buziak, ale Chesterowi było mało i przeobraził to w pocałunek.
- Tęskniłem. - wymruczał przytulając się do mojej szyi na której składał czułe pocałunki powodujące u mnie przyjemne dreszcze.
- Ja za Tobą też. - spojrzałam mu w oczy. Po chwili usłyszałam chrząknięcie małej. Chazzy śmiejąc się wesoło wziął ją na barana. Ja wzięłam jego torbę.
- Mam nadzieję, że Spike oduczył się chrapania. - mój chłopak postawił rozbawioną Oli na ziemi i zdjął kurtkę, oraz glany.
- Nie wiem Kochanie. Zawsze mam na uszach słuchawki. - wybuchłam śmiechem.
- Dobrze, że wziąłem swoją MP4. - zawtórował mi.
- To tylko dwa dni. - pstryknęłam go w ucho.
***
Był już późny wieczór. Gdzieś koło dziewiątej. Oliwka już dawno spała w swoim pokoju. U nas także głośna muzyka już ucichła. Oglądaliśmy horror, który przyniósł Rob. " Klątwa ". Wcale nie był straszny. Poza tym oglądałam go już z Mike'm. Próbował mnie potem straszyć, ale mu nie wyszło. Za to JoJo się strasznie bała.
- Rob, coś Ty za ohydztwo tu przywlókł?! Przez Ciebie nie będę mogła spać! - biadoliła.
- Skarbie, to jest bardzo fajny horror. - Mike ją do siebie przytulał podsuwając jej miskę z popcornem pod nos.
- Fajny to jesteś Ty nago, ale nie to coś! - pisnęła. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
- Stary, masz aż takie wdzięki? - Phoenix zadławił się chipsami. Aż musiałam go poklepać.
- W porządku? - zapytałam przez śmiech.
- Tak. - rechotał.
- Dobra, już uspokójcie się, fajne momenty teraz będą! - Mike wszystkich uspokoił, gdyż zaczynały się najstraszniejsze według niego sceny. Dave próbował przestraszyć Maryse, za co dostał w łeb.
- Jeszcze raz, a śpisz na dworze. - warknęła strzepując swoje długie blond włosy na prawe ramię.
- Na żartach się nie zna. - mruknął pod nosem Farrell.
- Coś mówiłeś? - Ouellet świdrowała rudzielca wzrokiem.
- Nie . - burknął przysuwając się do mnie. Poklepałam go po ramieniu, a on się do mnie uśmiechnął.
- Potajemne amory? - Chester zmarszczył czoło udając wkurzonego. Wiedziałam, że tak na serio mi ufa. I David'owi na pewno też. W końcu tworzyli zespół i paczkę przyjaciół, więc inaczej być nie mogło.
- No, żebyś wiedział. Od miesiąca umawiamy się na potajemne schadzki. - Phoenix przewrócił oczami. - Kretyn. - objął mnie ramieniem. - Jak Ty z nim wytrzymujesz? - spojrzał na mnie z uznaniem w oczach.
- Kocham go, proste. - wtuliłam się w ramię Chazza, a on pocałował mnie w czoło i obdarzył uśmiechem. - To tak jakby Was zapytać, jakim cudem tworzycie zespół.
- Jesteśmy przyjaciółmi, wszyscy mamy określony talent i korzystamy z tego. - Joe odpowiedział za wszystkich.
- Hahn z filozofii pojechał. - Brad poklepał przyjaciela po plecach.
- A może nie jest tak? - Joe przeniósł wzrok z ekranu na Owcę. - Każdy w Linkin Park robi coś, w czym jest najlepszy. - uśmiechnął się.
- No jest tak jest. - Delson przyznał mu rację.
- No to z czego Ty się nabijasz, skoro wiesz, że też masz w nas swój wkład, Baranie jeden? - Rob podsunął mu pod nos miskę z chipsami.
- Ja się wcale nie nabijam. - Brad zaprzeczył. - To po prostu zabrzmiało tak filozoficznie, ale prawdziwie. - poczochrał Joe'mu włosy.
- Żaden ze mnie Sokrates. Mówię co myślę. - Hahn obdarzył nas wszystkich ciepłym uśmiechem i poczęstował się ode mnie żelkiem. - Nattiś? - szturchnął mnie lekko ramieniem.
- Co Słoneczko? - spojrzałam na niego.
- Masz jeszcze bezy? - zapytał śmiejąc się. Zawtórowałam mu i wzięłam miskę z bezami, którą położyłam na jego kolanach. - Dzięki. - wsadził sobie jedną do ust. - Dobre są. Chcesz? - przysunął mi do ust.
- Wiem, że dobre, bo ja je robiłam. - zaśmiałam się i otworzyłam buzię, by Hahn włożył do niej bezę.
- Ja też chcę! - Chester zrobił słodką minkę.
- Czekaj. - połknęłam tą, którą dał mi Joe i włożyłam sobie drugą, tyle że jej nie pogryzłam. Przybliżyłam się do Chestera i pocałowałam go dzieląc się z nim bezą. - Smakuje? - zapytałam, a mój ukochany rozanielony kiwnął głową.
- Mhm.. - mruknął. - Jeszcze raz. - uśmiechnął się słodko. Powtórzyłam czynność.
- Ej, szwagier, nie przyzwyczajaj się, bo zrobisz z niej hipopotama! - usłyszałam śmiech Mike'a.
- Jo, ucisz go. - poprosiłam przyjaciółkę, która po chwili wpiła się w wargi brata.
- Skarbie, oszalałaś? - Mike na nią spojrzał.
- Nie, po prostu chcę do końca obejrzeć film. - przejechała po jego wargach palcem.
- Dobrze, dobrze. - zaśmiał się.
- Dziękuję. - dałam Offeman całusa w policzek.
- Do usług, żonko. - odwzajemniła gest.
- ŻONKO?! - krzyknęli zszokowani Mike i Chaz.
- My wszystkie dla siebie żony. - Maryse dała mi całusa w czoło.
- Masakra. - Dave wbił głowę w ramię Rob'a.
- Nigdy nie zrozumiem bab. - Bourdon ciężko westchnął.
- Nas nie trzeba Kochanie rozumieć. - Paige pogłaskała go po ramieniu. - Nas wystarczy kochać. - uśmiechnęła się i pocałowała go w policzek.
- I nam ustępować. - April wtuliła się w Joe'go.
- Nie wtedy, kiedy przesadzacie. - Chazzy posadził mnie między swoimi nogami i oparł moje plecy o swój tors, a swoje ręce położył na moim brzuchu.
- Wy też nie jesteście święci. - spojrzałam na niego.
- A czy ja coś mówię? - zaśmiał się i pocałował mnie w czubek nosa, po czym bezkarnie wgryzł się w moją szyję robiąc mi malinkę. - Mmm.. Nowe perfumy? - wymruczał mi do ucha.
- Tak. - uśmiechnęłam się. - I nie gryź mnie, bo potem tego nie zapudruję. - skarciłam go.
- I o to chodzi. Każdy ma wiedzieć, że należysz do Chestera Benningtona. - powiedział dumny.
- Cały świat to wie. - uśmiechnęłam się. - Ale to działa w obie strony. - wyszczerzyłam się.
- Nie zrobisz tego. - spojrzał na mnie. Gdy odwrócił się do Dave'a, by mu coś powiedzieć, wykorzystałam okazję i wgryzłam się w jego szyję. - Nattie! - jęknął.
- Mój. - mruknęłam i wpiłam się w jego wargi.
- To nie ulega wątpliwości, Panno Shinoda. - szepnął mi na ucho, gdy się od siebie oderwaliśmy.
- Kocham Cię. - szepnęłam opierając swoje czoło o jego.
- Ja Ciebie też. - uśmiechnął się do mnie.
- Jak sobie słodzą. - mruknął Dave.
- Kochają się. - Maryse dała całusa ukochanemu. - Jak my, prawda? - zapytała.
- My bardziej. - pocałował ją.
- Wszyscy się całują. - mruknął Rob.
- My mamy być gorsi? - mruknęła Paige i wpiła się w jego wargi. Gdy ja i Chester się od siebie oderwaliśmy, zauważyliśmy, że wszystkie pary się całują.
- Wariaty. - mruknął mój chłopak i wpił się w moje wargi.
- Ale nasi. Nasi przyjaciele. - powiedziałam i znów go pocałowałam.
Po trudach i znojach udało mi się sklecić 21 rozdział. Pełen miłości i przyjaźni. : D No i co się z tym równa sielanki :) Zastanawiam się, jak ją rozwiać, ale planuję to dopiero po ich powrocie z namiotów, a nie wiem, w którym rozdziale zrobić im tą wycieczkę :3 A może Wy macie pomysły, jak im zepsuć to życie? Dzielcie się w wiadomościach, na ask'u, bądź na fejsie . Ciumki lecą do Was :* DZIĘKUJĘ ZA TAK WIELKĄ LICZBĘ WEJŚĆ <3
środa, 2 lipca 2014
20. Dobrze Was widzieć, Mordeczki.
Wbiegliśmy do szpitala jak szaleni. Ja omal nie potrąciłam
sprzątaczki. Posłała mi tylko pełne zrozumienia spojrzenie, kiedy ją
przeprosiłam. Wpadłam na lekarza, który opiekował się Chesterem.
- Witam Panie doktorze. - uśmiechnęłam się do niego. - Jak Chester? - zapytałam.
- Pani Shinoda, tak? - zmierzył mnie wzrokiem.
- Tak. - uśmiechnęłam się.
- Paparazzi tu byli, ochrona ich wyprowadziła. Może Pani wejść do narzeczonego. - powiedział. - Widzę, że przyprowadziła Pani przyjaciół. - spojrzał na naszą paczkę. - Proszę wejść najpierw. Pytał o panią. - uśmiechnął się.
- Ech. Hieny. - mruknęłam. - Dziękuję. - uśmiechnęłam się szeroko. - Zostańcie chwilę, Chester chce się widzieć najpierw ze mną. - rzuciłam do ekipy i już po chwili otworzyłam drzwi do jego sali. Weszłam do środka zamykając je za sobą. Gdy zobaczyłam Chestera, który szeroko się uśmiechnął na mój widok, od razu się poryczałam. Podbiegłam do jego łóżka i usiadłam przy nim. Złapałam go za dłoń.
- Kochanie.. Nie płacz... - wydukał Chazzy uśmiechając się do mnie słabo. Delikatnie pogłaskał mnie po policzku ocierając mi łzy. - Już jestem.. - powiedział.
- Widzę. - wydukałam. - Boże, jak ja się bałam... - znów się popłakałam i przytuliłam się do niego.
- Ciii... - głaskał mnie po plecach. Po chwili ujął moją twarz w dłonie i czule mnie pocałował. Odwzajemniłam pocałunek jeszcze bardziej go pogłębiając. Wrócił mój Chazzy. Mimo, że wyglądał jeszcze na słabego. Oderwaliśmy się od siebie dopiero, kiedy usłyszeliśmy dźwięk robionego zdjęcia. To Mike i ekipa. Zaśmiali się i zaczęli podchodzić do Chazza. Klepać go po ramionach, przytulać. Joe nawet się popłakał!
- Stary. Nareszcie jesteś! - wykrzyknął Phoenix. - Próby bez Ciebie to istny koszmar! Mike nawet rapować nie chciał! - mówił. Chester się tylko śmiał.
- Rap to nic. - Mike się odezwał. - Ty byś wiedział, co ja przechodziłem z Nathalie! - jęczał. - Darła się na mnie gorzej niż Ty w swoich piosenkach!
- Oj cicho, ja jestem grzeczna. - uśmiechnęłam się słodko.
- Taa, jak śpisz. - mruknął. Spojrzałam na niego z tym swoim uśmieszkiem na twarzy.
- Wracaj do domu Chaz, bo ja z nią nie wyrobię. - pokręcił głową. - Wrócę wrócę, nie bój się. - Chess mnie do siebie przycisnął. - Oliwka! Niunia moja! - rozłożył ręce, kiedy zobaczył córkę Melody.
- Chestuś! - mała aż piszczała z radości. - Bałam się, że umrzesz. - przytuliła się do jego torsu. - W gazecie tak pisali. - spojrzała na niego smutno. - Pokazałabym Ci, ale Mike ją spalił. - westchnęła. - I dobrze zrobił. Oni kłamią. - pocałował ją w główkę. - Nawet nie chciałbym tego czytać, wiesz? - spojrzał na nią z uśmiechem.
- Nathalie się strasznie wkurzyła, ale jak Mike chciał tam jechać, to go powstrzymała. - pochwaliła mnie.
- A że do nich tak? - Chaz się uśmiechnął, kiedy mała skinęła główką. - No bo Nattie to bardzo mądra dziewczyna. Między innymi dlatego z nią jestem. - uśmiechnął się do mnie, a ja zrobiłam do niego dzióbek.
- Moi rodzice wczoraj mieli wypadek i są w śpiączce. - wydukała, a po jej policzkach spłynęły łzy.
- Skarbie, nie płakuniaj. - Chester ją pocieszał. - Wyjdą z tego, tak jak ja. - głaskał ją po głowie. - No nie płacz, to jak wrócę, opowiem Ci bajkę. - uśmiechnął się.
- Serio? - Oliwia spojrzała na niego z nadzieją w oczach.
- No pewnie. - mój ukochany pocałował dziewczynkę w jej zgrabny nosek.
- Rockman opowiadający bajki. - Phoenix się uśmiechnął. - Słodkie.
- Rockman też był kiedyś dzieckiem, Dave. I miał rodziców, którzy mu te bajki opowiadali. - uśmiechnął się na wspomnienie o swoich rodzicach i pogłaskał Oli po głowie.
- A co chciałeś robić, jak byłeś w moim wieku? - Mała zawiesiła mu ręce na szyi i spojrzała w oczy.
- Zawsze chciałem być gwiazdą rocka. Rozdawać autografy, mieć rzesze fanek. - tu puścił do mnie oczko, bo przewróciłam oczami. - I sama widzisz, do czego doszedłem. - uśmiechnął się do niej. - Było ciężko, w życiu miałem pod górkę, często miałem dosyć. I nadal mam. Ale kocham to, co robię. Kocham tych debili. - skinął głową na zespół. - Moich fanów... - spojrzał na mnie. Miałam na sobie bluzę z Linkin Park, którą założyłam w biegu. - A mam ich sporo na całym świecie i doskonale o tym wiem. - poprawił młodej kaptur od bluzy. Również miała logo Linkin Park na przodzie. Połaskotał ją i zaczął się śmiać.
- Z Ciebie też jest mała Soldierka. - dał jej całusa w usta.
- I dopiero to zauważyłeś?! - prychnęła oburzona.
- No co Ty Słoneczko moje. Wiedziałem to odkąd nauczyłaś się na pamięć Given Up. - uśmiechnął się do niej słodko. - Chodź tu, urwisie. - przytulił ją do siebie. Wyglądali tak słodko. Aż mi łezka poleciała. I Hahnowi też
. - Kiedy do nas wracasz? - zaczęła go głaskać po głowie.
- Postaram się niedługo, ale lekarze chcą mi zrobić jeszcze jakieś badania. - westchnął.
- A potem będziesz musiał odpoczywać. - powiedziała. - I będziesz siedział z nami w domu przez jakiś czas.
- Myszko, ja zaraz po wyjściu stąd na próbę lecę. - zaśmiał się
. - Oo nie. - zaprotestowałam. - O nie nie nie. Nie ma takiej opcji. Ty masz opatrunki, jesteś słaby i nie będziesz się przemęczał. - spojrzałam na niego.
- Nattie. - spojrzał na mnie.
- Chester. - też na niego spojrzałam.
- Skarbie... - uśmiechnął się uwodzicielsko myśląc, że coś tym zdziała.
- Nie. - powiedziałam stanowczo.
- Ale... Ja nie wytrzymam. - jęknął.
- Wytrzymasz. Będziesz miał mnie i Oliwię. Chłopaki będą przychodzili. - uśmiechnęłam się głaszcząc go po głowie. - Ale ja chcę śpiewać. - zrobił słodkie oczka.
- Będziesz sobie śpiewał, ja Ci tego nie zabronię. - pocałowałam go w czoło
. - Chłopaki, powiedzcie jej coś. - spojrzał na przyjaciół.
- Ona ma rację. - Dave mnie poparł. - Masz opatrunki, jak biegasz, skaczesz i krzyczysz to się czasami zginasz wpół, a wtedy kołnierz Ci się wbija w ranę.
- No to się nie będę zginał, jejkuś! - znów rozpaczliwie jęknął.
- Przestań się mazgaić Bennington. - warknął Rob. - Nathalie się martwi, troszczy o Ciebie i ma rację z tym przemęczaniem. Wytrzymasz chociaż dwa tygodnie. Na razie i tak nie mamy koncertów. I nie zanosi się na to. Jedziemy pod namioty jak tylko wydobrzejesz. - uśmiechnął się.
- Pod namioty? Że do lasu? - zaświeciły mu się oczy.
- Tak. Jedziemy pod namioty. - uśmiechnęłam się.
- Ale zajebiście. Nareszcie sobie odpocznę. - mruknął.
- Tylko bądź grzeczny. Bo się rozmyślę. - zaszantażowałam go.
- Już dobrze, dobrze. - westchnął.
- I nie będziesz mi się sprzeciwiał. - uśmiechnęłam się.
- Okej. - obiecał.
- Jesteś tego pewien? - uniosłam brew.
- Tak. - podsunął się lekko do pozycji siedzącej.
- W takim razie przeprowadzasz się do mnie na czas rekonwalescencji. Ja do Ciebie nie mogę, bo mam Oli pod opieką. - uśmiechnęłam się.
- Co? Mam mieszkać u Ciebie? - jęknął. - A nie możesz zabrać Oliwii do mnie? - mruknął.
- Nie, nie mogę, bo ode mnie ma bliżej do szkoły. - odgarnęłam włosy za uszy.
- No to będziemy ją wozili. - uśmiechnął się.
- Chester błagam Cię. Jest lato i mamy się tłuc autem? - westchnęłam.
- I tak ma tylko dwa dni do szkoły i zaczyna wakacje. - westchnął. - No dobra. - uległam. - Ale za dwa dni, po końcu roku. - powiedziałam.
- Dobrze. - pocałował mnie delikatnie w policzek.
- No i super. - pocałowałam go w kącik ust.
- Chester, Kocham Cię. - mój braciszek podskoczył do góry. - Zabierasz ją ode mnie! - klasnął w ręce. - Wezmę sobie JoJo. - spojrzał na ukochaną.
- Aż taka zła jestem? Zawsze masz posprzątane, uprane, ugotowane i jeszcze Ci źle. - prychnęłam.
- Ze mną tak dobrze nie będzie. Już ja go wyszkolę. - Offeman pokiwała palcem na Spike'a. - Jak wrócisz, będzie chodził jak w zegarku. - obiecała.
- Trzymam Cię za słowo. - przytuliłam ją.
- Masz mi wziąć auto z naprawy i podrzucić je do Chazza. - nakazałam bratu.
- I co jeszcze? Może frytki? - zapytał słodkim głosem. Pacnęłam go w tył głowy.
- Nie wkurzaj mnie. - warknęłam.
- Od kiedy to młodszy dyryguje starszym, Kicia? - zapytał cwanie się uśmiechając.
- Od kiedy to ja w tym domu mam cycki. - powiedziałam strzepując włosy w tył.
- A ja mam jaja i nie będę Cię słuchał, o. - założył na siebie ręce.
- Okej, ale sam wiesz, że nie wyjdzie Ci to na dobre. - powiedziałam. - Phoenix, odbierzesz mi tą furkę? - zapytałam.
- Nie ma sprawy. - Dave pocałował mnie w policzek.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się do niego.
- Ale ja tylko żartowałem. - mój brat zaprotestował.
- A ja nie. - nawet na niego nie spojrzałam.
- Nie wiem, jak ja wytrzymam bez prób. - Chaz co minutę wtrącał to zdanie do naszych rozmów.
- Chazzy, przestaniesz wreszcie? - zgromiłam go wzrokiem.
- Ciągle mam nadzieję, że zmienisz zdanie. - westchnął.
- Człowieku, przestań się łudzić. - Mike zaczął się śmiać. - Ona jest uparta, jak stado dzikich oślic. - zaczął naśladować osła.
- Shinoda, zamknij się. - spojrzałam na brata.
- Mówiłaś do siebie, czy do mnie, Kochanie? - zapytał z przesadzoną grzecznością.
- MIKE! - krzyknęłam i tak zbyt cicho, jak na niego. Poskutkowało. Zatkał uszy.
- Już dobra, dobra Pani Bennington! Błagam, nie drzyj się! - jęknął.
- Dlaczego akurat Pani Bennington? - zapytał rozbawiony Chester.
- Nie słyszałeś? - Joe trzymał się za brzuch.
- To było 25 na 40. - Mike przewrócił oczami.
- Nie denerwuj mnie, to nie będę narażała Twoich wrażliwych uszek, Kotecku. - dałam mu całusa w czoło.
- Postaram się, Mysecko. - przytulił się do mnie.
- No już już. - głaskałam go po głowie przewracając z rozbawieniem oczami.
- Ona aż tak krzyczy? - Chester nie mógł przestać się śmiać.
- Ja się wolę nie wypowiadać. - Spike się ciągle do mnie tulił.
- Ja też nie. - powiedzieli chórem Joe, Rob i Brad.
- A tam pieprzycie głupoty. - Phoenix machnął ręką. - Damska wersja Chestera jest zajebista. - wyszczerzył się do mnie. - Przynajmniej się nie odzwyczaiłeś od krzyku. - spojrzał na Mike'a.
- DAAVE!! - krzyknęłam wesoło przytulając się do niego.
- Cooo? - poczochrał mi włosy.
- Penis! - krzyknęłam. - Nie niszcz mi fryzu! - spojrzałam na niego udając wściekłą, ale po chwili się roześmiałam.
- Zboczona wariatka. - Phoenix dusił się ze śmiechu. - Dobrze, że Oli poszła z dziewczynami do rodziców. - powiedział przez śmiech.
- Jak damska wersja Benningtona, to na całego. - spojrzałam na Chazza nie przestając się śmiać.
- Sugerujesz, że jestem zboczony, Kochanie? - Chester przybrał poważny wyraz twarzy.
- Nie, skąd. - oparłam się o Davida ze śmiechu. - W końcu każdy zapytany o plany na Walentynki powie, że ma zamiar się... Ekhem. - rechotałam. - Nie powiem tego.
- Teraz Ty się martw o jego Walentynki siostra. Od takich rzeczy ma teraz Ciebie. - Mike poklepał mnie po ramieniu rechocząc. Od razu schował się za Phoenix'a.
- Ja go jednak zabiję. - przeskoczyłam przez jego "tarczę" robiąc szpagat w powietrzu i złapałam za sznurki jego kaptura.
- Chester! Ratuj! - jęczał rozpaczliwie Shi, gdy nosiłam go w powietrzu po sali.
- Trzeba było mnie nie zapisywać na karate, ju - jitsu, kickboxing, judo i boks. No i jeszcze krahmagi. - podniosłam go wyżej, prawie pod sufit. - Trzeba mi było zamknąć siłownię na klucz. A przede wszystkim zatkać swoją niewyparzoną mordkę. - patrzyłam na niego. Wszyscy rechotali. Nawet Chaz. A Mike na prawdę myślał, że go uderzę! Miał taką zajebistą, przerażoną minkę! Chciało mi się śmiać, więc postawiłam moją "ofiarę" na ziemi, usiadłam na łóżku przy Chesterze i wybuchłam śmiechem.
- Nattie, Skarbie. - mój ukochany nie mógł wydusić słowa ze śmiechu. Stał się aż czerwony.
- Wiem. Ja Ciebie też. - wtuliłam się w jego tors, a on czołem w moją głowę i rechotaliśmy jak żaby w czasie okresu godowego.
- Filmik już jest u mnie na fejsie! - Farrell był z siebie bardzo dumny.
- Dave! Zabiję Cię! - Spike już się na niego rzucał, ale stanęłam między nimi.
- Zostaw go. - objęłam Rudego w pasie. - Ten filmik zrobi furorę. - przybiłam mu piątkę.
- Zobaczysz, zemszczę się. - Misio sam zaczął się śmiać i przytulił się do nas, a za nim Offcza, Joe i Rob.
- I tak Cię Kocham. - Spike pokazał mi język.
- Ja Ciebie też, Glizdo. - poczochrałam mu włosy.
- A wiecie, co ja Wam powiem? - wszyscy momentalnie spojrzeliśmy na mojego chłopaka, ponieważ to on się odezwał. - Dobrze Was widzieć, Mordeczki. - uśmiechnął się. Chłopaki podeszli do jego łóżka, żeby zrobić grupowego miśka, a ja cyknęłam im zdjęcie, które przez tablet Dave'a wstawiłam na facebook'a Chestera. Oparłam się o ścianę i patrzyłam, jak brunet obejmuje swoich przyjaciół. Gdyby ktoś mnie zapytał, czy znam najbardziej zgrany zespół, bez wahania wskazałabym właśnie Linkin Park.
Tamdadadam! Mamy dwudziestkę! Aż nie wierzę :o. Jeszcze te wejścia.. Dziękuję, że ktoś tu zagląda mimo, że nie zostawia komentarzy :* Ja Was do niczego nie zmuszam, ale fajnie by było, gdybyście się ujawnili :3 Całuski :*
PS : W zakładce SPAM możecie zostawiać linki do swoich blogów, a w zakładce KONTAKT zostawiłam Wam linki, dzięki którym możecie się więcej dowiedzieć o blogu, kiedy będą notki itd. <3
- Witam Panie doktorze. - uśmiechnęłam się do niego. - Jak Chester? - zapytałam.
- Pani Shinoda, tak? - zmierzył mnie wzrokiem.
- Tak. - uśmiechnęłam się.
- Paparazzi tu byli, ochrona ich wyprowadziła. Może Pani wejść do narzeczonego. - powiedział. - Widzę, że przyprowadziła Pani przyjaciół. - spojrzał na naszą paczkę. - Proszę wejść najpierw. Pytał o panią. - uśmiechnął się.
- Ech. Hieny. - mruknęłam. - Dziękuję. - uśmiechnęłam się szeroko. - Zostańcie chwilę, Chester chce się widzieć najpierw ze mną. - rzuciłam do ekipy i już po chwili otworzyłam drzwi do jego sali. Weszłam do środka zamykając je za sobą. Gdy zobaczyłam Chestera, który szeroko się uśmiechnął na mój widok, od razu się poryczałam. Podbiegłam do jego łóżka i usiadłam przy nim. Złapałam go za dłoń.
- Kochanie.. Nie płacz... - wydukał Chazzy uśmiechając się do mnie słabo. Delikatnie pogłaskał mnie po policzku ocierając mi łzy. - Już jestem.. - powiedział.
- Widzę. - wydukałam. - Boże, jak ja się bałam... - znów się popłakałam i przytuliłam się do niego.
- Ciii... - głaskał mnie po plecach. Po chwili ujął moją twarz w dłonie i czule mnie pocałował. Odwzajemniłam pocałunek jeszcze bardziej go pogłębiając. Wrócił mój Chazzy. Mimo, że wyglądał jeszcze na słabego. Oderwaliśmy się od siebie dopiero, kiedy usłyszeliśmy dźwięk robionego zdjęcia. To Mike i ekipa. Zaśmiali się i zaczęli podchodzić do Chazza. Klepać go po ramionach, przytulać. Joe nawet się popłakał!
- Stary. Nareszcie jesteś! - wykrzyknął Phoenix. - Próby bez Ciebie to istny koszmar! Mike nawet rapować nie chciał! - mówił. Chester się tylko śmiał.
- Rap to nic. - Mike się odezwał. - Ty byś wiedział, co ja przechodziłem z Nathalie! - jęczał. - Darła się na mnie gorzej niż Ty w swoich piosenkach!
- Oj cicho, ja jestem grzeczna. - uśmiechnęłam się słodko.
- Taa, jak śpisz. - mruknął. Spojrzałam na niego z tym swoim uśmieszkiem na twarzy.
- Wracaj do domu Chaz, bo ja z nią nie wyrobię. - pokręcił głową. - Wrócę wrócę, nie bój się. - Chess mnie do siebie przycisnął. - Oliwka! Niunia moja! - rozłożył ręce, kiedy zobaczył córkę Melody.
- Chestuś! - mała aż piszczała z radości. - Bałam się, że umrzesz. - przytuliła się do jego torsu. - W gazecie tak pisali. - spojrzała na niego smutno. - Pokazałabym Ci, ale Mike ją spalił. - westchnęła. - I dobrze zrobił. Oni kłamią. - pocałował ją w główkę. - Nawet nie chciałbym tego czytać, wiesz? - spojrzał na nią z uśmiechem.
- Nathalie się strasznie wkurzyła, ale jak Mike chciał tam jechać, to go powstrzymała. - pochwaliła mnie.
- A że do nich tak? - Chaz się uśmiechnął, kiedy mała skinęła główką. - No bo Nattie to bardzo mądra dziewczyna. Między innymi dlatego z nią jestem. - uśmiechnął się do mnie, a ja zrobiłam do niego dzióbek.
- Moi rodzice wczoraj mieli wypadek i są w śpiączce. - wydukała, a po jej policzkach spłynęły łzy.
- Skarbie, nie płakuniaj. - Chester ją pocieszał. - Wyjdą z tego, tak jak ja. - głaskał ją po głowie. - No nie płacz, to jak wrócę, opowiem Ci bajkę. - uśmiechnął się.
- Serio? - Oliwia spojrzała na niego z nadzieją w oczach.
- No pewnie. - mój ukochany pocałował dziewczynkę w jej zgrabny nosek.
- Rockman opowiadający bajki. - Phoenix się uśmiechnął. - Słodkie.
- Rockman też był kiedyś dzieckiem, Dave. I miał rodziców, którzy mu te bajki opowiadali. - uśmiechnął się na wspomnienie o swoich rodzicach i pogłaskał Oli po głowie.
- A co chciałeś robić, jak byłeś w moim wieku? - Mała zawiesiła mu ręce na szyi i spojrzała w oczy.
- Zawsze chciałem być gwiazdą rocka. Rozdawać autografy, mieć rzesze fanek. - tu puścił do mnie oczko, bo przewróciłam oczami. - I sama widzisz, do czego doszedłem. - uśmiechnął się do niej. - Było ciężko, w życiu miałem pod górkę, często miałem dosyć. I nadal mam. Ale kocham to, co robię. Kocham tych debili. - skinął głową na zespół. - Moich fanów... - spojrzał na mnie. Miałam na sobie bluzę z Linkin Park, którą założyłam w biegu. - A mam ich sporo na całym świecie i doskonale o tym wiem. - poprawił młodej kaptur od bluzy. Również miała logo Linkin Park na przodzie. Połaskotał ją i zaczął się śmiać.
- Z Ciebie też jest mała Soldierka. - dał jej całusa w usta.
- I dopiero to zauważyłeś?! - prychnęła oburzona.
- No co Ty Słoneczko moje. Wiedziałem to odkąd nauczyłaś się na pamięć Given Up. - uśmiechnął się do niej słodko. - Chodź tu, urwisie. - przytulił ją do siebie. Wyglądali tak słodko. Aż mi łezka poleciała. I Hahnowi też
. - Kiedy do nas wracasz? - zaczęła go głaskać po głowie.
- Postaram się niedługo, ale lekarze chcą mi zrobić jeszcze jakieś badania. - westchnął.
- A potem będziesz musiał odpoczywać. - powiedziała. - I będziesz siedział z nami w domu przez jakiś czas.
- Myszko, ja zaraz po wyjściu stąd na próbę lecę. - zaśmiał się
. - Oo nie. - zaprotestowałam. - O nie nie nie. Nie ma takiej opcji. Ty masz opatrunki, jesteś słaby i nie będziesz się przemęczał. - spojrzałam na niego.
- Nattie. - spojrzał na mnie.
- Chester. - też na niego spojrzałam.
- Skarbie... - uśmiechnął się uwodzicielsko myśląc, że coś tym zdziała.
- Nie. - powiedziałam stanowczo.
- Ale... Ja nie wytrzymam. - jęknął.
- Wytrzymasz. Będziesz miał mnie i Oliwię. Chłopaki będą przychodzili. - uśmiechnęłam się głaszcząc go po głowie. - Ale ja chcę śpiewać. - zrobił słodkie oczka.
- Będziesz sobie śpiewał, ja Ci tego nie zabronię. - pocałowałam go w czoło
. - Chłopaki, powiedzcie jej coś. - spojrzał na przyjaciół.
- Ona ma rację. - Dave mnie poparł. - Masz opatrunki, jak biegasz, skaczesz i krzyczysz to się czasami zginasz wpół, a wtedy kołnierz Ci się wbija w ranę.
- No to się nie będę zginał, jejkuś! - znów rozpaczliwie jęknął.
- Przestań się mazgaić Bennington. - warknął Rob. - Nathalie się martwi, troszczy o Ciebie i ma rację z tym przemęczaniem. Wytrzymasz chociaż dwa tygodnie. Na razie i tak nie mamy koncertów. I nie zanosi się na to. Jedziemy pod namioty jak tylko wydobrzejesz. - uśmiechnął się.
- Pod namioty? Że do lasu? - zaświeciły mu się oczy.
- Tak. Jedziemy pod namioty. - uśmiechnęłam się.
- Ale zajebiście. Nareszcie sobie odpocznę. - mruknął.
- Tylko bądź grzeczny. Bo się rozmyślę. - zaszantażowałam go.
- Już dobrze, dobrze. - westchnął.
- I nie będziesz mi się sprzeciwiał. - uśmiechnęłam się.
- Okej. - obiecał.
- Jesteś tego pewien? - uniosłam brew.
- Tak. - podsunął się lekko do pozycji siedzącej.
- W takim razie przeprowadzasz się do mnie na czas rekonwalescencji. Ja do Ciebie nie mogę, bo mam Oli pod opieką. - uśmiechnęłam się.
- Co? Mam mieszkać u Ciebie? - jęknął. - A nie możesz zabrać Oliwii do mnie? - mruknął.
- Nie, nie mogę, bo ode mnie ma bliżej do szkoły. - odgarnęłam włosy za uszy.
- No to będziemy ją wozili. - uśmiechnął się.
- Chester błagam Cię. Jest lato i mamy się tłuc autem? - westchnęłam.
- I tak ma tylko dwa dni do szkoły i zaczyna wakacje. - westchnął. - No dobra. - uległam. - Ale za dwa dni, po końcu roku. - powiedziałam.
- Dobrze. - pocałował mnie delikatnie w policzek.
- No i super. - pocałowałam go w kącik ust.
- Chester, Kocham Cię. - mój braciszek podskoczył do góry. - Zabierasz ją ode mnie! - klasnął w ręce. - Wezmę sobie JoJo. - spojrzał na ukochaną.
- Aż taka zła jestem? Zawsze masz posprzątane, uprane, ugotowane i jeszcze Ci źle. - prychnęłam.
- Ze mną tak dobrze nie będzie. Już ja go wyszkolę. - Offeman pokiwała palcem na Spike'a. - Jak wrócisz, będzie chodził jak w zegarku. - obiecała.
- Trzymam Cię za słowo. - przytuliłam ją.
- Masz mi wziąć auto z naprawy i podrzucić je do Chazza. - nakazałam bratu.
- I co jeszcze? Może frytki? - zapytał słodkim głosem. Pacnęłam go w tył głowy.
- Nie wkurzaj mnie. - warknęłam.
- Od kiedy to młodszy dyryguje starszym, Kicia? - zapytał cwanie się uśmiechając.
- Od kiedy to ja w tym domu mam cycki. - powiedziałam strzepując włosy w tył.
- A ja mam jaja i nie będę Cię słuchał, o. - założył na siebie ręce.
- Okej, ale sam wiesz, że nie wyjdzie Ci to na dobre. - powiedziałam. - Phoenix, odbierzesz mi tą furkę? - zapytałam.
- Nie ma sprawy. - Dave pocałował mnie w policzek.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się do niego.
- Ale ja tylko żartowałem. - mój brat zaprotestował.
- A ja nie. - nawet na niego nie spojrzałam.
- Nie wiem, jak ja wytrzymam bez prób. - Chaz co minutę wtrącał to zdanie do naszych rozmów.
- Chazzy, przestaniesz wreszcie? - zgromiłam go wzrokiem.
- Ciągle mam nadzieję, że zmienisz zdanie. - westchnął.
- Człowieku, przestań się łudzić. - Mike zaczął się śmiać. - Ona jest uparta, jak stado dzikich oślic. - zaczął naśladować osła.
- Shinoda, zamknij się. - spojrzałam na brata.
- Mówiłaś do siebie, czy do mnie, Kochanie? - zapytał z przesadzoną grzecznością.
- MIKE! - krzyknęłam i tak zbyt cicho, jak na niego. Poskutkowało. Zatkał uszy.
- Już dobra, dobra Pani Bennington! Błagam, nie drzyj się! - jęknął.
- Dlaczego akurat Pani Bennington? - zapytał rozbawiony Chester.
- Nie słyszałeś? - Joe trzymał się za brzuch.
- To było 25 na 40. - Mike przewrócił oczami.
- Nie denerwuj mnie, to nie będę narażała Twoich wrażliwych uszek, Kotecku. - dałam mu całusa w czoło.
- Postaram się, Mysecko. - przytulił się do mnie.
- No już już. - głaskałam go po głowie przewracając z rozbawieniem oczami.
- Ona aż tak krzyczy? - Chester nie mógł przestać się śmiać.
- Ja się wolę nie wypowiadać. - Spike się ciągle do mnie tulił.
- Ja też nie. - powiedzieli chórem Joe, Rob i Brad.
- A tam pieprzycie głupoty. - Phoenix machnął ręką. - Damska wersja Chestera jest zajebista. - wyszczerzył się do mnie. - Przynajmniej się nie odzwyczaiłeś od krzyku. - spojrzał na Mike'a.
- DAAVE!! - krzyknęłam wesoło przytulając się do niego.
- Cooo? - poczochrał mi włosy.
- Penis! - krzyknęłam. - Nie niszcz mi fryzu! - spojrzałam na niego udając wściekłą, ale po chwili się roześmiałam.
- Zboczona wariatka. - Phoenix dusił się ze śmiechu. - Dobrze, że Oli poszła z dziewczynami do rodziców. - powiedział przez śmiech.
- Jak damska wersja Benningtona, to na całego. - spojrzałam na Chazza nie przestając się śmiać.
- Sugerujesz, że jestem zboczony, Kochanie? - Chester przybrał poważny wyraz twarzy.
- Nie, skąd. - oparłam się o Davida ze śmiechu. - W końcu każdy zapytany o plany na Walentynki powie, że ma zamiar się... Ekhem. - rechotałam. - Nie powiem tego.
- Teraz Ty się martw o jego Walentynki siostra. Od takich rzeczy ma teraz Ciebie. - Mike poklepał mnie po ramieniu rechocząc. Od razu schował się za Phoenix'a.
- Ja go jednak zabiję. - przeskoczyłam przez jego "tarczę" robiąc szpagat w powietrzu i złapałam za sznurki jego kaptura.
- Chester! Ratuj! - jęczał rozpaczliwie Shi, gdy nosiłam go w powietrzu po sali.
- Trzeba było mnie nie zapisywać na karate, ju - jitsu, kickboxing, judo i boks. No i jeszcze krahmagi. - podniosłam go wyżej, prawie pod sufit. - Trzeba mi było zamknąć siłownię na klucz. A przede wszystkim zatkać swoją niewyparzoną mordkę. - patrzyłam na niego. Wszyscy rechotali. Nawet Chaz. A Mike na prawdę myślał, że go uderzę! Miał taką zajebistą, przerażoną minkę! Chciało mi się śmiać, więc postawiłam moją "ofiarę" na ziemi, usiadłam na łóżku przy Chesterze i wybuchłam śmiechem.
- Nattie, Skarbie. - mój ukochany nie mógł wydusić słowa ze śmiechu. Stał się aż czerwony.
- Wiem. Ja Ciebie też. - wtuliłam się w jego tors, a on czołem w moją głowę i rechotaliśmy jak żaby w czasie okresu godowego.
- Filmik już jest u mnie na fejsie! - Farrell był z siebie bardzo dumny.
- Dave! Zabiję Cię! - Spike już się na niego rzucał, ale stanęłam między nimi.
- Zostaw go. - objęłam Rudego w pasie. - Ten filmik zrobi furorę. - przybiłam mu piątkę.
- Zobaczysz, zemszczę się. - Misio sam zaczął się śmiać i przytulił się do nas, a za nim Offcza, Joe i Rob.
- I tak Cię Kocham. - Spike pokazał mi język.
- Ja Ciebie też, Glizdo. - poczochrałam mu włosy.
- A wiecie, co ja Wam powiem? - wszyscy momentalnie spojrzeliśmy na mojego chłopaka, ponieważ to on się odezwał. - Dobrze Was widzieć, Mordeczki. - uśmiechnął się. Chłopaki podeszli do jego łóżka, żeby zrobić grupowego miśka, a ja cyknęłam im zdjęcie, które przez tablet Dave'a wstawiłam na facebook'a Chestera. Oparłam się o ścianę i patrzyłam, jak brunet obejmuje swoich przyjaciół. Gdyby ktoś mnie zapytał, czy znam najbardziej zgrany zespół, bez wahania wskazałabym właśnie Linkin Park.
Tamdadadam! Mamy dwudziestkę! Aż nie wierzę :o. Jeszcze te wejścia.. Dziękuję, że ktoś tu zagląda mimo, że nie zostawia komentarzy :* Ja Was do niczego nie zmuszam, ale fajnie by było, gdybyście się ujawnili :3 Całuski :*
PS : W zakładce SPAM możecie zostawiać linki do swoich blogów, a w zakładce KONTAKT zostawiłam Wam linki, dzięki którym możecie się więcej dowiedzieć o blogu, kiedy będą notki itd. <3
wtorek, 1 lipca 2014
19. Co z nim?!
Kiedy wróciliśmy do domu, Mike dał znać Phoenix'owi, że już mogą
przyjeżdżać. W tym czasie ja zrobiłam kolację. Podobno dziewczyny jadą z
nimi. Fajnie. Nie będę sama. Chociaż jedynym moim marzeniem teraz jest
usłyszenie od Chestera " Kocham Cię". Mija kolejny wieczór bez niego.
Mam już dość. Usycham. Niech on się wreszcie obudzi! Dlaczego teraz?
Dlaczego, jak już byłam szczęśliwa, wszystko musiało pęknąć jak bańka
mydlana? Ech to moje " szczęście "... Kiedy już rozkładałam sztućce,
usłyszałam dzwonek do drzwi. Pognałam otworzyć, bo Mike'owi jak zwykle
nie chciało się ruszyć dupy sprzed telewizora! Jakby był Chaz, już by
siedział nad nowym tekstem, albo mieliby próbę.
- Mike! Rusz ten tyłek! Ktoś dzwoni do drzwi! - krzyknęłam najgłośniej, jak umiałam.
- Nie drzyj się tak, Pani Bennington! Zajebiste momenty są! - odkrzyknął.
- Jak Ci zaraz kurwa pokażę Panią Bennington to zatęsknisz za Chazzem! - rzuciłam w niego poduszką ruszając do drzwi. - Ja jestem gorsza, nie zapominaj o tym, Szczurze. - rzuciłam w jego stronę.
- Down. - mruknął.
- Udam, że tego nie słyszałam, Kotku. - uśmiechnęłam się słodko i otworzyłam drzwi.
- Co to za krzyki? - zapytał Phoenix śmiejąc się i przytulając mnie. - Cześć, Kochanie. - pocałował mnie w czoło. - Jak się trzymasz? - zapytał.
- Jak słyszałeś, znakomicie zastępuje Chestera. Aż mnie uszy bolą. - Spike odpowiedział za mnie witając się z kumplem.
- To dobrze. Jak wróci Benny to nie będziesz miał problemów. - Rob się zaśmiał po czym wylądowałam w jego ramionach.
- Lizus. - burknął Shi.
- Udam, że tego nie słyszałem. - Bourdon zwężył swoje tęczówki i zaśmiał się do mnie.
- I prawidłowo. - poklepałam go po ramieniu i skinęłam głową zapraszając ich do salonu, gdzie czekał poczęstunek. Donośny śmiech małej upewnił mnie, że ta kolacja będzie udana.
- Przyniosłem żelki i popcorn! - wykrzyknął Joe i przytulił mnie do siebie.
- Moja Pandzia. - pocałowałam go w policzek. - Refleks Owieczka! - rzuciłam się Bradowi na ręce. - Hej. - pocałowałam go w policzek i zeskoczyłam na podłogę.
- Cześć, Pani Bennington. - Delson wesoło się zaśmiał. - Mam fajny horror, obejrzymy sobie jak mała padnie. - poruszył brwiami.
- Jasne. - zaśmiałam się i zaprosiłam go ruchem dłoni do salonu, po czym rzuciłam się na dziewczyny ściskając je i całując.
- Jak się trzymasz? - zapytała Maryse.
- Nie jest łatwo, ale mam Młodą pod opieką, więc jakoś muszę. - westchnęłam.
- Tęsknisz za nim, co? - Paige i April mnie przytuliły.
- Lekarze mówią, ze jest coraz lepiej. Niedługo się wybudzi. - uśmiechnęłam się. - Taką mam nadzieję. Jutro chcę iść do niego z małą. - powiedziałam, gdy byliśmy wszyscy w salonie i zaczęliśmy kolację. - Wczoraj byłyśmy w sklepie na zakupach i Oliwia znalazła najnowszy numer " Bravo ". Tam było zdjęcie Chestera... - nie dokończyłam. - Oli, przynieś tą gazetę Skarbie. - zwróciłam się do dziewczynki siedzącej na kolanach Phoenix'a. Mała posłusznie popędziła do swojego pokoju i gazeta znalazła się na stole. Pierwszy wziął ją Phoenix, który z wściekłości zaczął strzelać z kostek u palców. Pisemko przechodziło z rąk do rąk. Ostatni dostał je mój brat, który bez słowa rozdarł je na strzępy, rzucił na podłogę, zdeptał i wrzucił do kominka.
- Jaki umierający do jasnej cholery? - wybuchł Spike. - On żyje! I obudzi się. - spojrzał na nas. - Jadę tam. - warknął.
- Gdzie?! - wstałam.
- Do tej jebanej redakcji! Najebać tym, którzy nie wiadomo jakim prawem weszli do jego sali, po pierwsze, a po drugie napisali takie bzdury! - krzyknął. JoJo złapała go za rękę.
- Mike, to nie ma sensu.. - szepnęła. - Nie zamkniesz im ust. - dodała.
- Właśnie. - poparłam przyjaciółkę i podeszłam do brata. - Myślisz, że mnie nie boli to, że już pakują go do trumny? My tu horror przeżywamy, a pomyśl, co myślą fani, którzy to czytali i na dodatek uwierzyli? - spojrzałam mu w oczy. - Będę musiała to zaraz sprostować. Pewnie mam zawaloną skrzynkę. - już miałam wstawać, kiedy zadzwonił mój telefon. Wzięłam go z sofy. - Ze szpitala! - krzyknęłam i odebrałam. - Halo? - głos mi się łamał z podekscytowania.
- Dzień dobry, czy rozmawiam z panią Nathalie Shinodą? - męski głos w słuchawce sprawił, że nieco się zdenerwowałam.
- Mówi doktor Stewart. Opiekuję się Pani partnerem. - wyjaśnił. - Chester Bennington. Ten sławny wokalista. Moja córka go uwielbia.
- Co z nim?! - niemal krzyknęłam do słuchawki.
- Obudził się. - te słowa sprawiły, że upuściłam telefon na dywan. Wypadła z niego bateria. Mike natychmiast naprawił usterkę, a ja stałam jak słup soli.
- Co z Chazzem?! - zapytał Phoenix. Popłakałam się. - No nie mów, że.. - nie dokończył.
- Obudził się! - wydarłam się. - Obudził się!! - krzyczałam.
- Obudził się?! - Phoenix nie mógł uwierzyć.
- Tak! - krzyknęłam i w tym momencie znalazłam się na rękach Dave'a. Objęłam go nogami w pasie, a ręce zawiesiłam na jego szyi. Do przytulasa dołączyli się wszyscy obecni. Nawet Oliwka, którą Joe wziął na ręce.
- Jedziemy tam. - zarządził Mike i już po chwili jechaliśmy do szpitala w wyśmienitych nastrojach.
Hej Soldiers :*! Już niedługo 20 rozdział! Aż nie mogę uwierzyć. Myślałam, że po prologu nie będę miała czytelników, a tu takie " : O "... Kocham Was za to :*
- Mike! Rusz ten tyłek! Ktoś dzwoni do drzwi! - krzyknęłam najgłośniej, jak umiałam.
- Nie drzyj się tak, Pani Bennington! Zajebiste momenty są! - odkrzyknął.
- Jak Ci zaraz kurwa pokażę Panią Bennington to zatęsknisz za Chazzem! - rzuciłam w niego poduszką ruszając do drzwi. - Ja jestem gorsza, nie zapominaj o tym, Szczurze. - rzuciłam w jego stronę.
- Down. - mruknął.
- Udam, że tego nie słyszałam, Kotku. - uśmiechnęłam się słodko i otworzyłam drzwi.
- Co to za krzyki? - zapytał Phoenix śmiejąc się i przytulając mnie. - Cześć, Kochanie. - pocałował mnie w czoło. - Jak się trzymasz? - zapytał.
- Jak słyszałeś, znakomicie zastępuje Chestera. Aż mnie uszy bolą. - Spike odpowiedział za mnie witając się z kumplem.
- To dobrze. Jak wróci Benny to nie będziesz miał problemów. - Rob się zaśmiał po czym wylądowałam w jego ramionach.
- Lizus. - burknął Shi.
- Udam, że tego nie słyszałem. - Bourdon zwężył swoje tęczówki i zaśmiał się do mnie.
- I prawidłowo. - poklepałam go po ramieniu i skinęłam głową zapraszając ich do salonu, gdzie czekał poczęstunek. Donośny śmiech małej upewnił mnie, że ta kolacja będzie udana.
- Przyniosłem żelki i popcorn! - wykrzyknął Joe i przytulił mnie do siebie.
- Moja Pandzia. - pocałowałam go w policzek. - Refleks Owieczka! - rzuciłam się Bradowi na ręce. - Hej. - pocałowałam go w policzek i zeskoczyłam na podłogę.
- Cześć, Pani Bennington. - Delson wesoło się zaśmiał. - Mam fajny horror, obejrzymy sobie jak mała padnie. - poruszył brwiami.
- Jasne. - zaśmiałam się i zaprosiłam go ruchem dłoni do salonu, po czym rzuciłam się na dziewczyny ściskając je i całując.
- Jak się trzymasz? - zapytała Maryse.
- Nie jest łatwo, ale mam Młodą pod opieką, więc jakoś muszę. - westchnęłam.
- Tęsknisz za nim, co? - Paige i April mnie przytuliły.
- Lekarze mówią, ze jest coraz lepiej. Niedługo się wybudzi. - uśmiechnęłam się. - Taką mam nadzieję. Jutro chcę iść do niego z małą. - powiedziałam, gdy byliśmy wszyscy w salonie i zaczęliśmy kolację. - Wczoraj byłyśmy w sklepie na zakupach i Oliwia znalazła najnowszy numer " Bravo ". Tam było zdjęcie Chestera... - nie dokończyłam. - Oli, przynieś tą gazetę Skarbie. - zwróciłam się do dziewczynki siedzącej na kolanach Phoenix'a. Mała posłusznie popędziła do swojego pokoju i gazeta znalazła się na stole. Pierwszy wziął ją Phoenix, który z wściekłości zaczął strzelać z kostek u palców. Pisemko przechodziło z rąk do rąk. Ostatni dostał je mój brat, który bez słowa rozdarł je na strzępy, rzucił na podłogę, zdeptał i wrzucił do kominka.
- Jaki umierający do jasnej cholery? - wybuchł Spike. - On żyje! I obudzi się. - spojrzał na nas. - Jadę tam. - warknął.
- Gdzie?! - wstałam.
- Do tej jebanej redakcji! Najebać tym, którzy nie wiadomo jakim prawem weszli do jego sali, po pierwsze, a po drugie napisali takie bzdury! - krzyknął. JoJo złapała go za rękę.
- Mike, to nie ma sensu.. - szepnęła. - Nie zamkniesz im ust. - dodała.
- Właśnie. - poparłam przyjaciółkę i podeszłam do brata. - Myślisz, że mnie nie boli to, że już pakują go do trumny? My tu horror przeżywamy, a pomyśl, co myślą fani, którzy to czytali i na dodatek uwierzyli? - spojrzałam mu w oczy. - Będę musiała to zaraz sprostować. Pewnie mam zawaloną skrzynkę. - już miałam wstawać, kiedy zadzwonił mój telefon. Wzięłam go z sofy. - Ze szpitala! - krzyknęłam i odebrałam. - Halo? - głos mi się łamał z podekscytowania.
- Dzień dobry, czy rozmawiam z panią Nathalie Shinodą? - męski głos w słuchawce sprawił, że nieco się zdenerwowałam.
- Mówi doktor Stewart. Opiekuję się Pani partnerem. - wyjaśnił. - Chester Bennington. Ten sławny wokalista. Moja córka go uwielbia.
- Co z nim?! - niemal krzyknęłam do słuchawki.
- Obudził się. - te słowa sprawiły, że upuściłam telefon na dywan. Wypadła z niego bateria. Mike natychmiast naprawił usterkę, a ja stałam jak słup soli.
- Co z Chazzem?! - zapytał Phoenix. Popłakałam się. - No nie mów, że.. - nie dokończył.
- Obudził się! - wydarłam się. - Obudził się!! - krzyczałam.
- Obudził się?! - Phoenix nie mógł uwierzyć.
- Tak! - krzyknęłam i w tym momencie znalazłam się na rękach Dave'a. Objęłam go nogami w pasie, a ręce zawiesiłam na jego szyi. Do przytulasa dołączyli się wszyscy obecni. Nawet Oliwka, którą Joe wziął na ręce.
- Jedziemy tam. - zarządził Mike i już po chwili jechaliśmy do szpitala w wyśmienitych nastrojach.
Hej Soldiers :*! Już niedługo 20 rozdział! Aż nie mogę uwierzyć. Myślałam, że po prologu nie będę miała czytelników, a tu takie " : O "... Kocham Was za to :*
Subskrybuj:
Posty (Atom)