Wiem, jestem zła i już mnie nie lubicie bo nie wstawiam rozdziałów, ale to nie moja wina. Po pierwsze nie mam weny, a po drugie nie mam nawet czasu, żeby się o nią postarać. Przed egzaminami zawalili nas okropnie nauką, a ja i tak nie mam najlepszych ocen, dlatego muszę się podnieść, póki mam jeszcze czas. Koniec semestru tuż tuż, a Chester i paczka za mnie egzaminu nie napiszą. No wiecie, olałabym to zupełnie, gdyby nie to, że moja przyszłość zależy od szkoły do której się dostanę, a moje plany zrealizują się tylko wtedy, kiedy się o to postaram. Samo się nie zrobi, a moja mama nie jest wróżką, żeby mi wyczarować wymarzoną szkołę. Także wiecie. Trzeba się spiąć, a Wy musicie jeszcze trochę poczekać. Nie bójcie się, nie zawieszę rockstar'a, a już na pewno go nie oleję, bo mam plany na nową produkcję, a ja należę do tych osób, które zanim zaczną coś nowego, kończą stare. W moim opowiadaniu jest kilka niewyjaśnionych spraw. Np. Talinda, którą Chaz i Natt widzieli pod aresztem. Nie bójcie się, wyjaśni się wkrótce :*
Nie mówię GOODBYE.
Mówię : SEE YOU SOON <3
sobota, 22 listopada 2014
sobota, 8 listopada 2014
27. " Zemsta zawsze jest słodka "
Kiedy wróciliśmy do domu od razu przywitaliśmy się z ekipą. Oliwia o dziwo nie spała mimo zapewnień Mike'a, choć już siedziała w piżamie wtulona w dziewczynę Brad'a. Okazało się, że czekała na Chestera, żeby poczytał jej bajkę, więc mój ukochany poszedł z nią do jej pokoju, a ja pod prysznic. Tatuaże zrobione przez Chestera nie od razu się zmyły, ale w końcu się udało. Wychodząc z kabiny osuszyłam nagie ciało ręcznikiem. Po chwili założyłam na nie dół od bielizny, który zdjęłam z suszarki, oraz koszulkę Chestera. Nasunęłam na nogi swoje puchate kapcie i wytarłam ręcznikiem włosy, a następnie osuszyłam je suszarką i rozczesałam. Wychodząc z łazienki usłyszałam znajome głosy dobiegające z pokoju Oliwii. Zatrzymałam się przy drzwiach i oparłam się o ścianę.
- I co się stało z tą księżniczką, Chestuś? - pytanie pochodziło od Oliwii.
- No i ta Księżniczka zasnęła dzięki wypitemu przez nią eliksirowi, który podała jej zła macocha. - Chaz opowiadał jej bajkę! Jaka szkoda, że nie było mnie tu wcześniej..
- Co się dalej działo? - pytała podekscytowana dziewczynka.
- No i jej tata, król, domyślając się co jest grane, wygnał złą żonę z zamku, a sam rozesłał po świecie taki list, że poszukuje dzielnego rycerza, który pocałunkiem wyzwoli jego piękną córkę z klątwy..
- No i jak się domyślam, znalazł się taki ktoś?
- Nie byłoby bajki, gdyby nie było księcia. - założę się, że teraz Chazzy się uśmiecha.
- No i obudził księżniczkę Nathalie? - pytała. Byłam tak zaciekawiona, że po cichutku weszłam do pokoju małej Smith i oparłam się o drzwi.
- No pewnie, dzielny Książę Chester przybył na swym białym rumaku, w czarnej zbroi z ćwiekami i wyswobodził swą ukochaną składając na jej pięknych, słodkich, czerwonych jak truskawka wargach czuły pocałunek. - słysząc nasze imiona omal nie wybuchłam śmiechem.
- Dzielny książę Chester. - powiedziałam pod nosem kręcąc z rozbawieniem głową.
- I co się działo potem?
- Potem mieli huczne weselicho, drużba Mike się nażłopał wina z pozostałymi drużbami i zasnęli pod stołem. - tutaj już nie wytrzymałam. Wybuchłam śmiechem osuwając się na podłogę. Chester i Oliwia na mnie spojrzeli.
- Co Ty dziecku opowiadasz? - zapytałam przez śmiech.
- Bajkę, podsłuchiwaczu. - odpowiedział uśmiechając się do mnie.
- Właśnie słyszałam, dzielny Książę Chesterze. - śmiałam się.
- Dobra, sio mi stąd, nie znasz się na bajkach. - zaśmiał się.
- Dobra dobra, zostawiam Was. - wyszłam z pokoju Liv nie mogąc opanować śmiechu. Poszłam do kuchni z zamiarem zjedzenia jogurtu na kolację, ale oczywiście Mike mi go zeżarł, więc chcąc nie chcąc wróciłam na górę. Chciałam pójść do pokoju, żeby napisać do Niall'a sms'a, jak z jutrem, ale głos Chestera dochodzący z pokoju Młodej znów mnie zatrzymał. Uchyliłam lekko drzwi. Śpiewał jej " Leave Out All The Rest " do snu. Oparłam się o ścianę przy drzwiach jak zahipnotyzowana słuchając śpiewu mojego Anioła. Nawet nie usłyszałam, kiedy skończył. Dopiero, kiedy otworzył szerzej drzwi chcąc opuścić królestwo śpiącego Skrzata obudziłam się z transu.
- Wredna podsłuchiwaczka. - zaśmiał się cicho.
- Mogłabym tego słuchać wieczność. - uśmiechnęłam się z rozmarzeniem.
- Pośpiewam Ci, jak będziesz grzeczna, na razie musimy zejść na dół bo ekipa się niecierpliwi. - zmierzył mnie z góry na dół. - Ale trochę sobie poczekają bo będziesz musiała założyć spodenki. Nie chcę, żeby gwizdali na Twój widok. - powiedział.
- Zazdrośnik. - dałam mu buziaka.
- Mam o co. - klepnął mnie w tyłek.
- Ej! - pisnęłam.
- Czekam na dole. - zaśmiał się i już go nie było. Poszłam do pokoju, zgarnęłam swoje czarne spodenki z łóżka i założyłam je schodząc na dół.
- Idzie nasza dżaga!!! - wydarł się Phoenix.
- Chyba moja. - Chazzy się zaśmiał i kiedy przeskoczyłam ostatni schodek złapał mnie na ręce.
- Oo, jakie gołąbki. - Joe zrobił maślane oczka.
- Cześć Kochani. - kiedy ukochany postawił mnie na ziemi, przywitałam się ze wszystkimi dając im po buziaku w policzek. Nagle zobaczyłam , że ręce ze znajomymi ogniami obejmują mnie w pasie, a ich właściciel ciągnie mnie na kolana, więc się poddałam. Wtulona w niego oglądałam " Sztorm stulecia". Rzeczywiście straszny. Co chwila któraś z dziewczyn piszczała. Dobrze, że Oliwia ma mocny sen.
- Chester! - pisnęłam po raz kolejny tuląc się do bruneta.
- Nie bój się, jestem tu. - śmiał się pod nosem przytulając mnie mocno.
- Rob, Ty chyba chcesz, żebym umarła na zawał. - spojrzałam z wyrzutem na Bourdona.
- A my zaraz za Tobą. - moje przyjaciółki mnie poparły.
- Oj przesadzacie. - perkusista pokręcił głową śmiejąc się. - Oglądałem gorsze filmy.
- Aż się boję zapytać, jakie. - oparłam głowę na ramieniu Chestera.
- Dziewczyny, ja idę na chwilę na dwór, nie wytrzymam tu dłużej. - Maryse wstała z kanapy.
- Kochanie, czekaj. Idę z Tobą. - wstałam i wzięłam z kanapy bluzę Chaza, którą na siebie założyłam.
- Myszko, przeziębisz się. - mój chłopak próbował mnie zatrzymać.
- Minuta na dworze nie zaszkodzi mi bardziej, niż oglądanie tych głupot. - rzuciłam nie patrząc nawet na ekran. - Poczekajcie cieplej się ubiorę. - poszłam szybko na górę i założyłam na spodenki rurki, a kapcie zmieniłam na glany. Założyłam kaptur na głowę i zeszłam na dół. - Idziecie z nami? - spojrzałam na pozostałe przyjaciółki.
- Jasne. - zgodziły się i wyszłyśmy na ganek na ławkę.
Zapaliłyśmy po papierosie siedząc w ciszy. Przerwała ją Maryse.
- Słuchajcie, skoro z nich takie chojraki, trzeba ich porządnie nastraszyć. - dziewczyna Phoenix'a na nas wszystkie spojrzała.
- Ale jak? -zapytała Paige.
- Macie otwarty taras? - Ouellet spojrzała na mnie.
- Tak. - odpowiedziałam. - Ale on prowadzi do mojego pokoju. - zastanowiłam się chwilę. - W szafce mam zapasowy kluczyk do piwnicy. - uśmiechnęłam się cwanie.
- Po co do piwnicy? - April się zdziwiła
- Natt ma tam kufer z różnymi przebraniami, między innymi strasznych postaci. - JoJo się zaśmiała
- Nie tylko. - z mojej twarzy nie schodził chytry uśmiech.
- A co tam jeszcze masz, ciekawe. - Nikki się zaśmiała.
- Bezpieczniki. - położyłam dłoń na biodrze.
- Chcesz im wyłączyć prąd? - Jo była sceptycznie nastawiona do tego wszystkiego. - I tak mają wyłączone światło. - prychnęła.
- Oj cicho, zobaczysz, co ja zrobię. - zatarłam ręce. - Zaprowadź dziewczyny tylnym wyjściem pod piwnicę. - nakazałam.
- Dlaczego tylnym? - Zapytała Offeman.
- Bo jakbyśmy chciały wejść głównym, to by nas usłyszeli! - westchnęłam. - Rób co mówię. - szepnęłam patrząc na balkon. - Kurwa, bez prześcieradeł tam nie wejdę. - usiadłam na schodach.
- No i co teraz? - Nikki usiadła obok.
- Czekaj, myślę. - schowałam twarz w dłonie.
- Ma któraś wsuwki? - zapytała nagle Paige przerywając ciszę.
- Ja. - Maryse jako druga się odezwała. - A po co Ci? - spojrzała na Knight.
- Rob ma w aucie parę kocy, powinno wystarczyć. - powiedziała. - Zresztą mam klucze, po co się trudzić. - dodała i poszła w kierunku samochodu swojego chłopaka. Po chwili wróciła do nas ze sporą ilością narzut. Zrobiłyśmy z nich linę i wspólnymi siłami wrzuciłyśmy jej drugi koniec na balkon, choć nie było to łatwe.
- Dobra, lećcie pod tą piwnicę, zaraz się widzimy. - przybiłam sobie z nimi piątki i zaczęłam wdrapywać się po " linie " na górę.
- Dasz radę Natt, jeszcze trochę. - słyszałam za plecami doping dziewczyn. Mimo, że wspinaczka to dla mnie pestka sama się bałam, gdyż materiał, po którym się wspinałam był niezbyt odpowiedni do tych celów, dlatego odetchnęłam z ulgą, gdy dotknęłam tarasowych płytek.
Pomachałam z góry moim wspólniczkom, które dopiero wtedy zniknęły mi z oczu. Spokojnie weszłam do swojego pokoju. Słysząc męskie głosy zrozumiałam, że nasi chłopcy zrobili sobie przerwę w seansie, co było plusem dla nas. Miałyśmy więcej czasu na strategię. Powolutku przymknęłam drzwi balkonowe, by wyglądały tak, jak przed moim wiejściem i schowałam się za ścianę. Napisałam sms'a do Nikki, żeby uważały w razie czego i ukradkiem ich obserwowałam.
- Gdzie one poszły? - zapytał Joe.
- A ja wiem? Pewnie się przejść. - powiedział Chaz. - Świetnie się składa, możemy w spokoju obejrzeć drugą część. - dodał z uśmiechem, a ja widząc jego zadowoloną minę mruknęłam pod nosem :
- Nie zapomnicie tego seansu do końca życia chłopcy. - zatarłam ręce. Kiedy upewniłam się, że cała szóstka jest w domu i usłyszałam dźwięki filmu, rozejrzałam się po pokoju. Wtedy zorientowałam się, że zgasiłam światło. W pomieszczeniu panowała ciemność.
- Cholera, czy ja zawsze muszę gasić to durnowate światło? - klęłam cicho sama na siebie. Zdałam sobie sprawę, że będę miała z własnej winy utrudnione zadanie, ale nie zamierzałam się poddać. Powoli podeszłam do ścian. Wymacałam na nich plakaty, potem drzwi, a na nich znów plakaty i wreszcie dotarłam do celu.
- Telefon. - odetchnęłam z ulgą, kiedy sunąc dłońmi po szafce natknęłam się na znajomy kształt. Nacisnęłam jakiś przycisk. Urządzenie należało do mnie, więc zgarnęłam je do kieszeni. Nagle usłyszałam kroki, które były coraz bliżej drzwi. Szybko wślizgnęłam się jak najdalej pod łóżko. Okazało się, że to mój braciszek. Chester wysłał go po swoją komórkę. Dosłownie po paru sekundach od opuszczenia pokoju przez Mike'a dostałam wiadomość od mojego chłopaka o treści :
" Gdzie Wy się włóczycie? :D "
" Jesteśmy na spacerze, będziemy za jakąś godzinkę, nie martw się. <3 " - odpisywałam mu na to szczerząc się jak idiotka do wyświetlacza. Po jakimś czasie dostałam raport dostarczenia wiadomości. Wyczołgałam się z mojej kryjówki i otworzyłam drugą szufladę, w której znajdowały się moje różne pierdołki. Znalazłszy klucz chciałam zamknąć moją skrytkę, ale natknęłam się na latarkę.
- Przyda się. - mruknęłam chowając ją w sporą kieszeń kurtki. Powoli zamknęłam szufladę. Miała kluczyk, ale nie przekręcałam go, bo po co? Nie było tam nic, o czym ktoś miałby nie mieć pojęcia, poza tym jeszcze nie zdarzyło się tak, żeby ktoś szperał mi w rzeczach, chyba, że za moją zgodą. Szczerze mówiąc w tym momencie czułam się we własnym domu jak złodziej, ale z drugiej strony widząc oczami wyobraźni miny chłopaków, miałam wielką ochotę wybuchnąć śmiechem. Niestety musiałam się powstrzymać. Oświetliłam sobie drogę do wyjścia, obejrzałam się, czy wszystko jest na swoim miejscu i opuściłam dom w ten sam sposób, w jaki się tam znalazłam. Dałam znać dziewczynom sms'em, że wykonałam zadanie. Gdy znalazłam się przy nich, gratulowały mi odwagi, a kiedy powiedziałam im, że omal nie zostałam przyłapana przez brata, lekko się przeraziły.
Otworzyłam piwnicę i weszłyśmy do środka. Gdy Marry zamknęła za nami drzwi, było tak ciemno, że nie widziałyśmy nawet siebie nawzajem.
- Ale tu ciemno. - usłyszałam głos April.
- Spokojnie, mam latarkę. - wyjęłam z kieszeni urządzenie i poświeciłam nim Jo, żeby znalazła włącznik światła. Nie było zbyt jasne, ale bynajmniej widziałyśmy, co bierzemy. Podeszłam do dębowej, wielkiej skrzyni. Była już stara, ale nie zakurzona. Zawsze, kiedy robię porządek w domu zaglądam też tutaj. Wzięłam z niej sześć czarnych pelaryn z kapturami, tyle samo brązowych lasek, puszkę niebieskiej farby z proszkiem fosforyzującym i sześć pędzli do malowania.
- Mamy udawać duchy? - zapytała rozbawiona April.
- Coś w podobie, ale najpierw trzeba pomalować nasze główne atrybuty. - zaczęłam się śmiać i podałam przyjaciółkom kije i pędzle. Założyłyśmy specjalne okulary i rękawiczki. Od razu ochoczo zabrałyśmy się do pracy. Poszło nam bardzo sprawnie. Po 10 minutach mogłyśmy wcielić nasz niecny plan w życie. Przebrałyśmy się i wymieniłyśmy ostatnie porozumiewawcze spojrzenia. Przedstawienie czas zacząć.~ Perspektywa Chestera ~
Oglądaliśmy film wcinając popcorn, chipsy i popijając to colą. Rob wybrał na dziś na prawdę zajebiste kino. Szkoda tylko, że dziewczyny wymiękły, ale lepsze to, niż by potem miały budzić się w nocy z krzykiem. Nie zniósłbym myśli, że mojej Kruszynce śni się coś złego przez durny horror. Ciszę panującą między nami przerwał Mike.
- Teraz będą zajebiste momenty. - zrobił minę niczym Copperfield podczas pokazu. Wszyscy jak na komendę zaciekawieni i podekscytowani wlepiliśmy tęczówki w wielki ekran plazmy. Nagle telewizor zgasł, a w pokoju zapanowała zupełna ciemność.
- No co jest?! - wkurzony Minoda wstał z kanapy zmierzając po omacku w stronę ściany z włącznikiem światła. Po drodze potknął się o pufę. - Kurwa mać! - wrzasnął sycząc z bólu. W końcu dotarł tam, gdzie zamierzał. - Chyba prąd wyłączyli. - mruknął, gdy bezskutecznie próbował zapalić światło. Wzdychając bezradnie wrócił na miejsce.
- No co Ty w takim momencie?! - jęczał zbulwersowany Hahn.
- Nie moja wina. - Mike na niego spojrzał. Nagle światło się włączyło.
- Chyba zmądrzeli. - Rob się zaśmiał. Ledwo to powiedział, światło znów zgasło. Włączyło się, zgasło, włączyło, zgasło i tak kilka razy. W końcu włączyło się na parę minut, ale po chwili zaczęło strasznie migać i całkowicie zgasło.
- Nie no kurde co jest?! - tym razem ja też się wkurzyłem. Niby ten film jest na DVD i można go obejrzeć milion razy, ale jednak to wkurzające. W takim momencie?! Ktoś sobie robi z nas jaja! Spojrzałem za okno i zamarłem. Ukazała mi się postać w czarnej pelerynie ze świecącą na niebiesko laską. Potem druga, trzecia, czwarta... Krzyknąłem z przerażenia. To nie było śmieszne...
- Chłopaki.. - wychrypiałem.
- Co jest, Chaz? - Dave i reszta spojrzeli w tym samym kierunku co ja i krzyknęli.
- Ja pierdolę!! - Hahn schował się za Brad'a. Wtedy stało się coś, czego żaden z nas się nie spodziewał. I tu nie chodzi tylko o to, że prąd się włączył, ale o to, że spod czarnych peleryn wyłoniły się nasze kochane laseczki, które rzekomo miały być na spacerze! Brakowało tylko Natt, która po chwili weszła przez okno i dołączyła do swoich przyjaciółek. Spojrzeliśmy z chłopakami na siebie, potem na nie, na siebie i na nie.
- Gdybyście widzieli Wasze miny. - rechotała Nathalie, zapewne główna organizatorka tego przedstawienia.
- Spokojnie Słońce, zrobiłam zdjęcie, więc zobaczą. - JoJo śmiała się głośniej, niż ona.
- I co, fajnie było się z nas nabijać? - rozbawiona dziewczyna Dave'a przeszyła nas wszystkich tryumfalnym spojrzeniem.
- Macie teraz nauczkę, że z nami się nie zadziera. - Paige pokiwała palcem.
- Jak Wy to zrobiłyście? - zapytałem patrząc na moją rozbawioną dziewczynę.
- Jakbym Ci powiedziała, wykorzystałbyś to przeciwko mnie. - wystawiła mi język.
- Mogę zdradzić tylko tyle, że trochę nam to zajęło. - April z cwanym uśmiechem na twarzy stanęła między Paige a Nikki, które stały obok Maryse i Nathalie.
- Wy spryciule. - spojrzałem na nie.
- Jeszcze Wam pokażemy. - Spike stanął obok mnie wkurzony. Natt zaczęła się śmiać.
- Mamy się bać teraz, czy później? - jej ton wręcz ociekał ironią.
- Na wyjeździe lepiej się pilnujcie. - wywarczał Brad z cwanym uśmiechem na ustach.
- Jaasne. - jego dziewczyna zaczęła się śmiać.
- Ostrzegam. - powiedziałem patrząc na Natt. Ona wysłała mi tylko buziaka.
- Dziewczyny, chodźcie to zanieść. - zwróciła się do przyjaciółek przybijając im piątki. Po domu rozległ się ich perlisty śmiech, który dało się usłyszeć jeszcze na zewnątrz.
- A to podłe Małpy. - mruknąłem.
- Ciesz się, że Nelson tego nie słyszy. - Mike zaczął się śmiać.
- Nie jestem idiotą. Gdyby usłyszała, że ją tak nazywam, nie miałbym już u niej czego szukać. - powiedziałem.
- Ej, no ale chłopaki, tak być nie może, trzeba się jakoś zemścić. - Mr. Hahn usiadł na krawędzi fotela.
- No co Ty, Joe. Zawsze łagodny wobec nich jak baranek, ustępujesz im prawie we wszystkim, a teraz chcesz się mścić? - Phoenix się zdziwił, zresztą jak my wszyscy.
- Przekroczyły granicę. - powiedział z wielką powagą.
- Co racja to racja. - kiwnąłem głową.
- Macie jakiś plan? - Minoda na nas spojrzał.
- Przecież wyjeżdżamy pod namioty, no nie? - puściłem im oczko.
- No tak i co w związku z tym? - Shinodaconda nic nie kumał, jak zwykle. - Aaa, już czaję! Las, insekty, dostęp do jeziora... - zatarł ręce. - No chyba go oświetla powoli.
- No właśnie. - poklepałem go po ramieniu,
- Coś czuję, że te wakacje będą pełne wrażeń. - powiedział Farrell.
- Zgadzam się z Tobą. - zaśmiałem się formując zespołowego Miśka.~ Perspektywa Natt ~
Kiedy ekipa rozjechała się do domów dokończyłam pakowanie i od razu wskoczyłam pod kołderkę. Poczułam się maskrycznie zmęczona. Wzięłam z szafki moją MP4, założyłam słuchawki i włączyłam sobie " Leave Out All The Rest " i zamknęłam oczy. Nawet nie usłyszałam jak Chester wszedł do pokoju. Dopiero kiedy położył się obok zdjęłam słuchawki z uszu i wyłączyłam sprzęt. Położyłam go na szafce.
- Zimno mi. - poskarżyłam się.Chaz okrył mnie bardziej kołdrą i dodatkowo kocem.
- Przytul się. - przysunął się do mnie, a kiedy usadowiłam głowę na jego torsie, położył mi dłoń na plecach i delikatnie do siebie przycisnął. Od razu zrobiło mi się cieplej. - Lepiej? - zapytał głaszcząc mnie po włosach.
- Mhm. - uśmiechnęłam się z rozmarzeniem. - Jesteś zły za ten żart? - zapytałam patrząc na niego.
- Nie. - zaczął się śmiać. - Swoją drogą nieźle to wykombinowałyście, spryciulki. - skubnął mnie w bok, na co lekko podskoczyłam.
- I tak Ci nic nie powiem. - wystawiłam mu koniuszek języka.
- A buzi chociaż dostanę? - zrobił minkę psiaczka. Rozbawiło mnie to do granic, ale zamknęłam szczelnie usta, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Wydobyło się ze mnie tylko parsknięcie. - No dostanę? - zamrugał kilkakrotnie. Dałam mu czułego całusa. Zamruczał oblizując wargi.
- Dobranoc. - uśmiechnęłam się do niego znów sadowiąc głowę na jego torsie.
- Dobranoc, Kochanie. - pocałował mnie w głowę.
Po chwili oboje oddaliśmy się Morfeuszowi.
MAMY NASTĘPNY ! :*
Ugh.... To się załatwiłam. Byłam chora, a poszłam do szkoły i teraz jest jeszcze gorzej niż było :( Raatunku, syrop z cebuli, fuj. Kogel mogel jeszcze zniosę bo jest dobry, ale ten syrop to po prostu ohyda. UGH. Weźcie wyślijcie petycję do mojej mamy, żeby mi już więej tego nie dawała. Dobrze, że mamy dłuższy weekend to wykuruję się do końca i może coś mi jeszcze ciekawego przyjdzie do głowy. Jeśli Wam coś co do mojego rozdziału zaświta w głowach to proszę się dzielić, być może uwzględnię pomysły. Kocham Was <3
- I co się stało z tą księżniczką, Chestuś? - pytanie pochodziło od Oliwii.
- No i ta Księżniczka zasnęła dzięki wypitemu przez nią eliksirowi, który podała jej zła macocha. - Chaz opowiadał jej bajkę! Jaka szkoda, że nie było mnie tu wcześniej..
- Co się dalej działo? - pytała podekscytowana dziewczynka.
- No i jej tata, król, domyślając się co jest grane, wygnał złą żonę z zamku, a sam rozesłał po świecie taki list, że poszukuje dzielnego rycerza, który pocałunkiem wyzwoli jego piękną córkę z klątwy..
- No i jak się domyślam, znalazł się taki ktoś?
- Nie byłoby bajki, gdyby nie było księcia. - założę się, że teraz Chazzy się uśmiecha.
- No i obudził księżniczkę Nathalie? - pytała. Byłam tak zaciekawiona, że po cichutku weszłam do pokoju małej Smith i oparłam się o drzwi.
- No pewnie, dzielny Książę Chester przybył na swym białym rumaku, w czarnej zbroi z ćwiekami i wyswobodził swą ukochaną składając na jej pięknych, słodkich, czerwonych jak truskawka wargach czuły pocałunek. - słysząc nasze imiona omal nie wybuchłam śmiechem.
- Dzielny książę Chester. - powiedziałam pod nosem kręcąc z rozbawieniem głową.
- I co się działo potem?
- Potem mieli huczne weselicho, drużba Mike się nażłopał wina z pozostałymi drużbami i zasnęli pod stołem. - tutaj już nie wytrzymałam. Wybuchłam śmiechem osuwając się na podłogę. Chester i Oliwia na mnie spojrzeli.
- Co Ty dziecku opowiadasz? - zapytałam przez śmiech.
- Bajkę, podsłuchiwaczu. - odpowiedział uśmiechając się do mnie.
- Właśnie słyszałam, dzielny Książę Chesterze. - śmiałam się.
- Dobra, sio mi stąd, nie znasz się na bajkach. - zaśmiał się.
- Dobra dobra, zostawiam Was. - wyszłam z pokoju Liv nie mogąc opanować śmiechu. Poszłam do kuchni z zamiarem zjedzenia jogurtu na kolację, ale oczywiście Mike mi go zeżarł, więc chcąc nie chcąc wróciłam na górę. Chciałam pójść do pokoju, żeby napisać do Niall'a sms'a, jak z jutrem, ale głos Chestera dochodzący z pokoju Młodej znów mnie zatrzymał. Uchyliłam lekko drzwi. Śpiewał jej " Leave Out All The Rest " do snu. Oparłam się o ścianę przy drzwiach jak zahipnotyzowana słuchając śpiewu mojego Anioła. Nawet nie usłyszałam, kiedy skończył. Dopiero, kiedy otworzył szerzej drzwi chcąc opuścić królestwo śpiącego Skrzata obudziłam się z transu.
- Wredna podsłuchiwaczka. - zaśmiał się cicho.
- Mogłabym tego słuchać wieczność. - uśmiechnęłam się z rozmarzeniem.
- Pośpiewam Ci, jak będziesz grzeczna, na razie musimy zejść na dół bo ekipa się niecierpliwi. - zmierzył mnie z góry na dół. - Ale trochę sobie poczekają bo będziesz musiała założyć spodenki. Nie chcę, żeby gwizdali na Twój widok. - powiedział.
- Zazdrośnik. - dałam mu buziaka.
- Mam o co. - klepnął mnie w tyłek.
- Ej! - pisnęłam.
- Czekam na dole. - zaśmiał się i już go nie było. Poszłam do pokoju, zgarnęłam swoje czarne spodenki z łóżka i założyłam je schodząc na dół.
- Idzie nasza dżaga!!! - wydarł się Phoenix.
- Chyba moja. - Chazzy się zaśmiał i kiedy przeskoczyłam ostatni schodek złapał mnie na ręce.
- Oo, jakie gołąbki. - Joe zrobił maślane oczka.
- Cześć Kochani. - kiedy ukochany postawił mnie na ziemi, przywitałam się ze wszystkimi dając im po buziaku w policzek. Nagle zobaczyłam , że ręce ze znajomymi ogniami obejmują mnie w pasie, a ich właściciel ciągnie mnie na kolana, więc się poddałam. Wtulona w niego oglądałam " Sztorm stulecia". Rzeczywiście straszny. Co chwila któraś z dziewczyn piszczała. Dobrze, że Oliwia ma mocny sen.
- Chester! - pisnęłam po raz kolejny tuląc się do bruneta.
- Nie bój się, jestem tu. - śmiał się pod nosem przytulając mnie mocno.
- Rob, Ty chyba chcesz, żebym umarła na zawał. - spojrzałam z wyrzutem na Bourdona.
- A my zaraz za Tobą. - moje przyjaciółki mnie poparły.
- Oj przesadzacie. - perkusista pokręcił głową śmiejąc się. - Oglądałem gorsze filmy.
- Aż się boję zapytać, jakie. - oparłam głowę na ramieniu Chestera.
- Dziewczyny, ja idę na chwilę na dwór, nie wytrzymam tu dłużej. - Maryse wstała z kanapy.
- Kochanie, czekaj. Idę z Tobą. - wstałam i wzięłam z kanapy bluzę Chaza, którą na siebie założyłam.
- Myszko, przeziębisz się. - mój chłopak próbował mnie zatrzymać.
- Minuta na dworze nie zaszkodzi mi bardziej, niż oglądanie tych głupot. - rzuciłam nie patrząc nawet na ekran. - Poczekajcie cieplej się ubiorę. - poszłam szybko na górę i założyłam na spodenki rurki, a kapcie zmieniłam na glany. Założyłam kaptur na głowę i zeszłam na dół. - Idziecie z nami? - spojrzałam na pozostałe przyjaciółki.
- Jasne. - zgodziły się i wyszłyśmy na ganek na ławkę.
Zapaliłyśmy po papierosie siedząc w ciszy. Przerwała ją Maryse.
- Słuchajcie, skoro z nich takie chojraki, trzeba ich porządnie nastraszyć. - dziewczyna Phoenix'a na nas wszystkie spojrzała.
- Ale jak? -zapytała Paige.
- Macie otwarty taras? - Ouellet spojrzała na mnie.
- Tak. - odpowiedziałam. - Ale on prowadzi do mojego pokoju. - zastanowiłam się chwilę. - W szafce mam zapasowy kluczyk do piwnicy. - uśmiechnęłam się cwanie.
- Po co do piwnicy? - April się zdziwiła
- Natt ma tam kufer z różnymi przebraniami, między innymi strasznych postaci. - JoJo się zaśmiała
- Nie tylko. - z mojej twarzy nie schodził chytry uśmiech.
- A co tam jeszcze masz, ciekawe. - Nikki się zaśmiała.
- Bezpieczniki. - położyłam dłoń na biodrze.
- Chcesz im wyłączyć prąd? - Jo była sceptycznie nastawiona do tego wszystkiego. - I tak mają wyłączone światło. - prychnęła.
- Oj cicho, zobaczysz, co ja zrobię. - zatarłam ręce. - Zaprowadź dziewczyny tylnym wyjściem pod piwnicę. - nakazałam.
- Dlaczego tylnym? - Zapytała Offeman.
- Bo jakbyśmy chciały wejść głównym, to by nas usłyszeli! - westchnęłam. - Rób co mówię. - szepnęłam patrząc na balkon. - Kurwa, bez prześcieradeł tam nie wejdę. - usiadłam na schodach.
- No i co teraz? - Nikki usiadła obok.
- Czekaj, myślę. - schowałam twarz w dłonie.
- Ma któraś wsuwki? - zapytała nagle Paige przerywając ciszę.
- Ja. - Maryse jako druga się odezwała. - A po co Ci? - spojrzała na Knight.
- Rob ma w aucie parę kocy, powinno wystarczyć. - powiedziała. - Zresztą mam klucze, po co się trudzić. - dodała i poszła w kierunku samochodu swojego chłopaka. Po chwili wróciła do nas ze sporą ilością narzut. Zrobiłyśmy z nich linę i wspólnymi siłami wrzuciłyśmy jej drugi koniec na balkon, choć nie było to łatwe.
- Dobra, lećcie pod tą piwnicę, zaraz się widzimy. - przybiłam sobie z nimi piątki i zaczęłam wdrapywać się po " linie " na górę.
- Dasz radę Natt, jeszcze trochę. - słyszałam za plecami doping dziewczyn. Mimo, że wspinaczka to dla mnie pestka sama się bałam, gdyż materiał, po którym się wspinałam był niezbyt odpowiedni do tych celów, dlatego odetchnęłam z ulgą, gdy dotknęłam tarasowych płytek.
Pomachałam z góry moim wspólniczkom, które dopiero wtedy zniknęły mi z oczu. Spokojnie weszłam do swojego pokoju. Słysząc męskie głosy zrozumiałam, że nasi chłopcy zrobili sobie przerwę w seansie, co było plusem dla nas. Miałyśmy więcej czasu na strategię. Powolutku przymknęłam drzwi balkonowe, by wyglądały tak, jak przed moim wiejściem i schowałam się za ścianę. Napisałam sms'a do Nikki, żeby uważały w razie czego i ukradkiem ich obserwowałam.
- Gdzie one poszły? - zapytał Joe.
- A ja wiem? Pewnie się przejść. - powiedział Chaz. - Świetnie się składa, możemy w spokoju obejrzeć drugą część. - dodał z uśmiechem, a ja widząc jego zadowoloną minę mruknęłam pod nosem :
- Nie zapomnicie tego seansu do końca życia chłopcy. - zatarłam ręce. Kiedy upewniłam się, że cała szóstka jest w domu i usłyszałam dźwięki filmu, rozejrzałam się po pokoju. Wtedy zorientowałam się, że zgasiłam światło. W pomieszczeniu panowała ciemność.
- Cholera, czy ja zawsze muszę gasić to durnowate światło? - klęłam cicho sama na siebie. Zdałam sobie sprawę, że będę miała z własnej winy utrudnione zadanie, ale nie zamierzałam się poddać. Powoli podeszłam do ścian. Wymacałam na nich plakaty, potem drzwi, a na nich znów plakaty i wreszcie dotarłam do celu.
- Telefon. - odetchnęłam z ulgą, kiedy sunąc dłońmi po szafce natknęłam się na znajomy kształt. Nacisnęłam jakiś przycisk. Urządzenie należało do mnie, więc zgarnęłam je do kieszeni. Nagle usłyszałam kroki, które były coraz bliżej drzwi. Szybko wślizgnęłam się jak najdalej pod łóżko. Okazało się, że to mój braciszek. Chester wysłał go po swoją komórkę. Dosłownie po paru sekundach od opuszczenia pokoju przez Mike'a dostałam wiadomość od mojego chłopaka o treści :
" Gdzie Wy się włóczycie? :D "
" Jesteśmy na spacerze, będziemy za jakąś godzinkę, nie martw się. <3 " - odpisywałam mu na to szczerząc się jak idiotka do wyświetlacza. Po jakimś czasie dostałam raport dostarczenia wiadomości. Wyczołgałam się z mojej kryjówki i otworzyłam drugą szufladę, w której znajdowały się moje różne pierdołki. Znalazłszy klucz chciałam zamknąć moją skrytkę, ale natknęłam się na latarkę.
- Przyda się. - mruknęłam chowając ją w sporą kieszeń kurtki. Powoli zamknęłam szufladę. Miała kluczyk, ale nie przekręcałam go, bo po co? Nie było tam nic, o czym ktoś miałby nie mieć pojęcia, poza tym jeszcze nie zdarzyło się tak, żeby ktoś szperał mi w rzeczach, chyba, że za moją zgodą. Szczerze mówiąc w tym momencie czułam się we własnym domu jak złodziej, ale z drugiej strony widząc oczami wyobraźni miny chłopaków, miałam wielką ochotę wybuchnąć śmiechem. Niestety musiałam się powstrzymać. Oświetliłam sobie drogę do wyjścia, obejrzałam się, czy wszystko jest na swoim miejscu i opuściłam dom w ten sam sposób, w jaki się tam znalazłam. Dałam znać dziewczynom sms'em, że wykonałam zadanie. Gdy znalazłam się przy nich, gratulowały mi odwagi, a kiedy powiedziałam im, że omal nie zostałam przyłapana przez brata, lekko się przeraziły.
Otworzyłam piwnicę i weszłyśmy do środka. Gdy Marry zamknęła za nami drzwi, było tak ciemno, że nie widziałyśmy nawet siebie nawzajem.
- Ale tu ciemno. - usłyszałam głos April.
- Spokojnie, mam latarkę. - wyjęłam z kieszeni urządzenie i poświeciłam nim Jo, żeby znalazła włącznik światła. Nie było zbyt jasne, ale bynajmniej widziałyśmy, co bierzemy. Podeszłam do dębowej, wielkiej skrzyni. Była już stara, ale nie zakurzona. Zawsze, kiedy robię porządek w domu zaglądam też tutaj. Wzięłam z niej sześć czarnych pelaryn z kapturami, tyle samo brązowych lasek, puszkę niebieskiej farby z proszkiem fosforyzującym i sześć pędzli do malowania.
- Mamy udawać duchy? - zapytała rozbawiona April.
- Coś w podobie, ale najpierw trzeba pomalować nasze główne atrybuty. - zaczęłam się śmiać i podałam przyjaciółkom kije i pędzle. Założyłyśmy specjalne okulary i rękawiczki. Od razu ochoczo zabrałyśmy się do pracy. Poszło nam bardzo sprawnie. Po 10 minutach mogłyśmy wcielić nasz niecny plan w życie. Przebrałyśmy się i wymieniłyśmy ostatnie porozumiewawcze spojrzenia. Przedstawienie czas zacząć.~ Perspektywa Chestera ~
Oglądaliśmy film wcinając popcorn, chipsy i popijając to colą. Rob wybrał na dziś na prawdę zajebiste kino. Szkoda tylko, że dziewczyny wymiękły, ale lepsze to, niż by potem miały budzić się w nocy z krzykiem. Nie zniósłbym myśli, że mojej Kruszynce śni się coś złego przez durny horror. Ciszę panującą między nami przerwał Mike.
- Teraz będą zajebiste momenty. - zrobił minę niczym Copperfield podczas pokazu. Wszyscy jak na komendę zaciekawieni i podekscytowani wlepiliśmy tęczówki w wielki ekran plazmy. Nagle telewizor zgasł, a w pokoju zapanowała zupełna ciemność.
- No co jest?! - wkurzony Minoda wstał z kanapy zmierzając po omacku w stronę ściany z włącznikiem światła. Po drodze potknął się o pufę. - Kurwa mać! - wrzasnął sycząc z bólu. W końcu dotarł tam, gdzie zamierzał. - Chyba prąd wyłączyli. - mruknął, gdy bezskutecznie próbował zapalić światło. Wzdychając bezradnie wrócił na miejsce.
- No co Ty w takim momencie?! - jęczał zbulwersowany Hahn.
- Nie moja wina. - Mike na niego spojrzał. Nagle światło się włączyło.
- Chyba zmądrzeli. - Rob się zaśmiał. Ledwo to powiedział, światło znów zgasło. Włączyło się, zgasło, włączyło, zgasło i tak kilka razy. W końcu włączyło się na parę minut, ale po chwili zaczęło strasznie migać i całkowicie zgasło.
- Nie no kurde co jest?! - tym razem ja też się wkurzyłem. Niby ten film jest na DVD i można go obejrzeć milion razy, ale jednak to wkurzające. W takim momencie?! Ktoś sobie robi z nas jaja! Spojrzałem za okno i zamarłem. Ukazała mi się postać w czarnej pelerynie ze świecącą na niebiesko laską. Potem druga, trzecia, czwarta... Krzyknąłem z przerażenia. To nie było śmieszne...
- Chłopaki.. - wychrypiałem.
- Co jest, Chaz? - Dave i reszta spojrzeli w tym samym kierunku co ja i krzyknęli.
- Ja pierdolę!! - Hahn schował się za Brad'a. Wtedy stało się coś, czego żaden z nas się nie spodziewał. I tu nie chodzi tylko o to, że prąd się włączył, ale o to, że spod czarnych peleryn wyłoniły się nasze kochane laseczki, które rzekomo miały być na spacerze! Brakowało tylko Natt, która po chwili weszła przez okno i dołączyła do swoich przyjaciółek. Spojrzeliśmy z chłopakami na siebie, potem na nie, na siebie i na nie.
- Gdybyście widzieli Wasze miny. - rechotała Nathalie, zapewne główna organizatorka tego przedstawienia.
- Spokojnie Słońce, zrobiłam zdjęcie, więc zobaczą. - JoJo śmiała się głośniej, niż ona.
- I co, fajnie było się z nas nabijać? - rozbawiona dziewczyna Dave'a przeszyła nas wszystkich tryumfalnym spojrzeniem.
- Macie teraz nauczkę, że z nami się nie zadziera. - Paige pokiwała palcem.
- Jak Wy to zrobiłyście? - zapytałem patrząc na moją rozbawioną dziewczynę.
- Jakbym Ci powiedziała, wykorzystałbyś to przeciwko mnie. - wystawiła mi język.
- Mogę zdradzić tylko tyle, że trochę nam to zajęło. - April z cwanym uśmiechem na twarzy stanęła między Paige a Nikki, które stały obok Maryse i Nathalie.
- Wy spryciule. - spojrzałem na nie.
- Jeszcze Wam pokażemy. - Spike stanął obok mnie wkurzony. Natt zaczęła się śmiać.
- Mamy się bać teraz, czy później? - jej ton wręcz ociekał ironią.
- Na wyjeździe lepiej się pilnujcie. - wywarczał Brad z cwanym uśmiechem na ustach.
- Jaasne. - jego dziewczyna zaczęła się śmiać.
- Ostrzegam. - powiedziałem patrząc na Natt. Ona wysłała mi tylko buziaka.
- Dziewczyny, chodźcie to zanieść. - zwróciła się do przyjaciółek przybijając im piątki. Po domu rozległ się ich perlisty śmiech, który dało się usłyszeć jeszcze na zewnątrz.
- A to podłe Małpy. - mruknąłem.
- Ciesz się, że Nelson tego nie słyszy. - Mike zaczął się śmiać.
- Nie jestem idiotą. Gdyby usłyszała, że ją tak nazywam, nie miałbym już u niej czego szukać. - powiedziałem.
- Ej, no ale chłopaki, tak być nie może, trzeba się jakoś zemścić. - Mr. Hahn usiadł na krawędzi fotela.
- No co Ty, Joe. Zawsze łagodny wobec nich jak baranek, ustępujesz im prawie we wszystkim, a teraz chcesz się mścić? - Phoenix się zdziwił, zresztą jak my wszyscy.
- Przekroczyły granicę. - powiedział z wielką powagą.
- Co racja to racja. - kiwnąłem głową.
- Macie jakiś plan? - Minoda na nas spojrzał.
- Przecież wyjeżdżamy pod namioty, no nie? - puściłem im oczko.
- No tak i co w związku z tym? - Shinodaconda nic nie kumał, jak zwykle. - Aaa, już czaję! Las, insekty, dostęp do jeziora... - zatarł ręce. - No chyba go oświetla powoli.
- No właśnie. - poklepałem go po ramieniu,
- Coś czuję, że te wakacje będą pełne wrażeń. - powiedział Farrell.
- Zgadzam się z Tobą. - zaśmiałem się formując zespołowego Miśka.~ Perspektywa Natt ~
Kiedy ekipa rozjechała się do domów dokończyłam pakowanie i od razu wskoczyłam pod kołderkę. Poczułam się maskrycznie zmęczona. Wzięłam z szafki moją MP4, założyłam słuchawki i włączyłam sobie " Leave Out All The Rest " i zamknęłam oczy. Nawet nie usłyszałam jak Chester wszedł do pokoju. Dopiero kiedy położył się obok zdjęłam słuchawki z uszu i wyłączyłam sprzęt. Położyłam go na szafce.
- Zimno mi. - poskarżyłam się.Chaz okrył mnie bardziej kołdrą i dodatkowo kocem.
- Przytul się. - przysunął się do mnie, a kiedy usadowiłam głowę na jego torsie, położył mi dłoń na plecach i delikatnie do siebie przycisnął. Od razu zrobiło mi się cieplej. - Lepiej? - zapytał głaszcząc mnie po włosach.
- Mhm. - uśmiechnęłam się z rozmarzeniem. - Jesteś zły za ten żart? - zapytałam patrząc na niego.
- Nie. - zaczął się śmiać. - Swoją drogą nieźle to wykombinowałyście, spryciulki. - skubnął mnie w bok, na co lekko podskoczyłam.
- I tak Ci nic nie powiem. - wystawiłam mu koniuszek języka.
- A buzi chociaż dostanę? - zrobił minkę psiaczka. Rozbawiło mnie to do granic, ale zamknęłam szczelnie usta, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Wydobyło się ze mnie tylko parsknięcie. - No dostanę? - zamrugał kilkakrotnie. Dałam mu czułego całusa. Zamruczał oblizując wargi.
- Dobranoc. - uśmiechnęłam się do niego znów sadowiąc głowę na jego torsie.
- Dobranoc, Kochanie. - pocałował mnie w głowę.
Po chwili oboje oddaliśmy się Morfeuszowi.
MAMY NASTĘPNY ! :*
Ugh.... To się załatwiłam. Byłam chora, a poszłam do szkoły i teraz jest jeszcze gorzej niż było :( Raatunku, syrop z cebuli, fuj. Kogel mogel jeszcze zniosę bo jest dobry, ale ten syrop to po prostu ohyda. UGH. Weźcie wyślijcie petycję do mojej mamy, żeby mi już więej tego nie dawała. Dobrze, że mamy dłuższy weekend to wykuruję się do końca i może coś mi jeszcze ciekawego przyjdzie do głowy. Jeśli Wam coś co do mojego rozdziału zaświta w głowach to proszę się dzielić, być może uwzględnię pomysły. Kocham Was <3
sobota, 1 listopada 2014
26 . " Przeszkodziłem w sprawianiu mi siostrzeńca, albo siostrzenicy? "
- To opowiadaj. - zamilkł patrząc na mnie.
Chrząknęłam.
- Przeprowadziliśmy się tutaj miesiąc przed wypadkiem. Kiedy okazało się, że rodzice są w śpiączce, byłam na maxa wściekła. Sądziłam, że gdyby nie to, że tu jesteśmy, nic by się nie stało.... - zaczęłam.
- Dalej tak sądzisz? - zapytał niepewnie.
- Nie już nie. Patrząc na to z perspektywy czasu wiem, że tak po prostu miało być i to, że to się stało w Phoenix nie ma znaczenia, bo we Wrocławiu mogło dojść do tego samego. - nie traciłam z ukochanym kontaktu wzrokowego. Mówienie o zmarłych rodzicach ciągle sprawiało mi wielką trudność mimo upływu czasu, ale i tak jest lepiej, niż było wcześniej. Już nie wybucham płaczem, kiedy tylko ktoś wspomnie ich imię, lub zacytuje jakieś słowa.
- Wtedy na pewno było Ci trudniej, niż teraz... - westchnął Chaz przyciskając mnie lekko do siebie.
- Tak, masz rację. To, że zmarli jeszcze bardziej utwierdziło mnie w tym, że Ameryka to nie jest mój świat. Chciałam wracać do Polski, bardzo. Nie obchodziło mnie to, że tu miałam więcej perspektyw, chciałam się uwolnić... - zamknęłam na chwilę oczy.
- Wróciłaś? - spojrzał na mnie.
- Nie.
- Dlaczego?
- Sebastian mi nie pozwolił. Przybiegł na lotnisko i zaczął się wydzierać, że jego życie nie ma beze mnie sensu i takie tam puste brednie bez pokrycia. - machnęłam ręką.
- Zostałaś tu dla Seby? - Mój ukochany próbował ukryć emocje, jednak zauważyłam, że trochę go to przybiło, więc oparłam głowę na jego ramieniu, chcąc dać mu do zrozumienia, że teraz on jest tym, któremu powierzam moje życie. Objął mnie, a kiedy nasze oczy się spotkały, musnęłam jego wargi. Uśmiechnął się delikatnie i spojrzał na mnie znacząco, oczekując odpowiedzi.
- Nie tylko. - powiedziałam. - Mike był już w Xero, spodobało mu się życie w Ameryce, ja już miałam ostatnią klasę liceum. Nie mogłam tego zaprzepaścić. - uśmiechnęłam się.
- Rozumiem. A pamiętasz jeszcze pierwszego Wokalistę? - ostatnie słowo powiedział, niczym aktor w rzymskim teatrze.
- Już Ci kiedyś mówiłam. - wybuchłam śmiechem.
- Aż taki Bufon był z niego? - Chaz mi zawtórował.
- Weeź.. - machnęłam ręką . Totalny patafian. Talent może miał, ale rządził się, jakby co najmniej Nobla jakiegoś zdobył. - przewróciłam oczami.
- Talent mówisz......? - spojrzał na mnie. - Większy, niż ja? - zapytał z powagą.
- Chester proooszę Cię... - zaczęłam się śmiać.
- No co? - spojrzał na mnie, jak na wariatkę.
- Zaraz... - spoważniałam. - Ty pytasz poważnie? - uniosłam brew do góry.
- Jak najpoważniej. - położył dłoń na sercu.
- Kochanie. Dzięki Tobie ten zespół się wybił. Gdybyś nie wysłał swojego demo, chłopaki żyliby marzeniami, bo ten ciota nie umiał sobie poradzić z problemami, a Ty się mnie jeszcze pytasz, czy on miał większy talent niż Ty?! - puknęłam się z otwartej dłoni w czoło. - Dobrze się czujesz? - spojrzałam na niego.
Uśmiechnął się.
- Czyli sądzisz, że mam talent? - zapytał obejmując mnie w pasie i patrząc mi w oczy.
- Idiota. - powiedziałam.
- To mam, czy nie? - dopytywał.
- Nie kurwa, wiesz? Cały świat Cię ubóstwia, wydaliście płyty, macie statuetki.. Nie masz talentu, na prawdę. Idź się utop. - odwróciłam się od niego plecami.
- Ale powiedz, mam czy nie? - wyszeptał mi do ucha.
- Jak Ci zaraz przypierdolę... - uniosłam do góry rękę, ale w ostatniej chwili usadowiłam dłonie na jego policzkach. - Idioto jeden Benningtoniasty. Masz wielki talent. Wielki jak Wieża Eiffla, jak Morze Śródziemne, jak Big Ben.... - wyliczałam, ale zamknął mi usta pocałunkiem.
- Tak strasznie Cię Kocham. - wyszeptał, kiedy się oderwał.
- Wiem. - złapałam jego dłoń.
- To co? - splótł nasze palce. - Idziemy się pakować? - zapytał.
- No pasowałoby. Jutro koniec roku Młodej. Trzeba w końcu zrealizować plany o naszych wakacjach, nie sądzisz? - uśmiechnęłam się zadziornie.
- Czytasz mi w myślach, Kotku. - zaśmiał się i pocałował mnie w czoło. Po chwili coś mu odwaliło i posadził mnie sobie na plecy.
- Chazzy! - zaczęłam wesoło krzyczeć roześmiana. - Postaw mnie Kochanie. - złapałam się jego szyi.
- Niee. - ruszył ze mną na plecach do domu.
- Kochany Wariacie! - wydarłam się i zaczęłam obcałowywać jego polik śmiejąc się .
- Ja też Cię Kocham. - odchylił głowę do tyłu, żeby mnie pocałować. Przytulił swój policzek do mojego i szedł dalej. Z tyłu słyszeliśmy trzask fleszy, ale ignorowaliśmy to. Nawet, kiedy widzieliśmy ich z przodu, z chęcią posyłaliśmy do aparatów uśmiechy. Kiedy odeszli przyśpieszyliśmy kroku, ale Chazzowi chyba nie śpieszyło się do domu, bo skręcił w las.
- Gdzie Ty idziesz? - zapytałam.
- Zobaczysz. Jest miejsce, którego Ci nie pokazałem. Chodziłem tam, jak kłóciłem się z mamą o to, że znowu ćpam. - westchnął, a ja pogłaskałam go lekko po ramieniu.
Żadne z nas się więcej nie odezwało. Zdziwiło mnie to, że im dalej zagłębialiśmy się w las, tym mniej drzew było, a powinno być na odwrót.
- Jesteśmy na miejscu. - usłyszałam szept przy uchu, a to, co zobaczyłam zaparło mi dech w piersiach. Staliśmy przed sporym jeziorem, za którym chowało się właśnie słońce. Niebo wyglądało po prostu nieziemsko. Przy jednym z drzew była ławka, a między dwoma wielkimi dębami stała huśtawka spojrządzona z łańcuchów i przyspawanej do nich deski. Usiadłam na niej. Chaz stanął obok.
- Pięknie tu, co nie? - zapytał cicho, jakby nie chciał zagłuszyć głosów mew, które skrzecząc trzepotały skrzydłami o wodę.
- Ślicznie. - przyznałam. - Sam zrobiłeś tą huśtawkę? - zapytałam patrząc na niego.
- Taak, tą huśtawkę i ławkę. Wiesz, jak się nie ma na działkę, to się człowiek musi czymś zajmować. - westchnął. - Ale nie gadajmy o tym. - rozhuśtywał mnie powoli. Złapałam się łańcuchów. Nagle zaczął się śmiać i rozbujał mnie mocniej. Czułam, jak wiatr muska każdy zakamarek mojego ciała. Od czubka głowy po końce palców u stóp. Śmialiśmy się razem jak dzieci. Były czułe pocałunki. Nagle Chazz zatrzymał huśtawkę i złapał mnie za rękę.
- Chodź ze mną. - pociągnął mnie za sobą tak, że biegliśmy. W połowie drogi złapał mnie gwałtownie za uda i posadził sobie na plecach. Wybuchłam głośnym śmiechem odchylając głowę do tyłu i kurczowo trzymając się szyi chłopaka. Wiatr rozwiewał moje długie czerwone włosy. Po chwili stanęłam na suchym lądzie.
- Zdejmuj buty. - zaśmiał się i zdjął buty. Spełniłam jego prośbę. Wtedy wziął mnie na ręce powodując u nas obojga niekontrolowaną głupawkę. Wbiegł do jeziora rozchlapując nieco wodę. Trochę zmoczyła mi ubrania, ale to nic. Po chwili poczułam dno pod swoimi stopami.
- Pamiętasz? Może to nie Tamiza, ale... - omiótł wzrokiem miejsce, w którym się znajdowaliśmy.
- Booziu.... - oplotłam swoje ręce wokół jego szyi. - Jaki Ty jesteś romantyczny... - uśmiechnęłam się do niego.
- Widzisz Pyszczku, jeszcze wielu rzeczy nie wiedziałaś o swoim idolu, nie? - zaśmiał się i wbił mi lekko palca w środek swojej bluzy z logiem Linkinów. Zdjęłam ją i położyłam na ławce.
- No sporo. - zaśmiałam się i czule go pocałowałam wsuwając mu dłonie pod bluzę, a potem pod koszulkę. Cichy pomruk w moje wargi oznaczał, że mu się to podobało, więc moje rączki kontynuowały swoją niewinną wędrówkę.
- Przestań, bo zaraz nie wytrzymam.. - wymruczał na sekundę się odrywając.
- Nic nie zrobisz. Nie masz gdzie... - poruszyłam brwiami.
- Czyżby? - spojrzał mi w oczy. - Ty wiesz, że ja mogę wszystko Księżniczko. - w tym momencie znalazłam się na jego rękach. Złączył nasze usta, a potem sprawił, że nasze języki zaczęły wspólny taniec. Po chwili poczułam, jak się cofamy, ale nie miałam jak się oderwać. Chester mi na to nie pozwalał. Okazało się, że zgarnął moją bluzę z ławki i zaczęliśmy iść do przodu.
- Co Ty kombinujesz? - zapytałam w jego wargi.a
- Cii.. - uciszył mnie pocałunkiem. Wziął mnie na ręce i zaczął gdzieś nieść całując mnie po szyi. Zamknęłam oczy i całkowicie mu się poddałam. Po chwili stanęliśmy przed jaskinią.
- Żartujesz?! - zaczęłam się śmiać.
- Oj Cii. Pokażę Ci coś. - z łatwością odsunął właz i wszedł pierwszy. Niepewnie stawiając kroki poszłam jego śladem. - No nie zjem Cię, nie bój się, nie zmienię się w niedźwiedzia. - śmiał się. Przewróciłam jego oczami i przyśpieszyłam kroku. Gdy znalazłam się w środku otworzyłam usta ze zdziwienia. To wyglądało jak dom. Było tu łóżko, obok niego stała szafka, a na niej radio. W kącie stał kominek. - Oto moja gawra. Czuj się jak u siebie. - usiadł na łóżku. Zajęłam miejsce obok niego.
- Sam to urządziłeś? - zapytałam patrząc na niego.
- Tak. Wiesz.. Kłótnie z ojcem robiły swoje. - westchnął. - Szanowany policjant, a syn ćpun. - spuścił wzrok.
- Spałeś tu? - zdziwiłam się.
- Właściwie dom, w którym byłem zameldowany traktowałem, jak hotel. Tu spędzałem większość życia. - położył się. - Nie chciałem się widywać z ojcem... - westchnął.
- Chester, jestem pewna, że on Cię bardzo kochał. - pogładziłam go po włosach.
- Nie chodzi o to, bo o tym to ja mimo wszystko doskonale wiem. - spojrzał na mnie. - Po prostu nie chciałem widzieć zawodu w jego oczach, kiedy będę miał tak zwanego " kaca ponarkotykowego ", jeśli wiesz, co mam na myśli. - powiedział.
- A co się stało, kiedy powiedziałeś mu, że założyłeś zespół i masz zamiar iść na odwyk? - zapytałam.
- Mama się popłakała, a ojciec poklepał mnie po ramieniu i chyba pierwszy raz odkąd pamiętam mnie przytulił. Czułem, że mam kolejne dwie osoby, których nie mogę zawieść. - uśmiechnął się lekko.
- I udało Ci się. - przytuliłam go mocno.
- Szkoda, że nie wszystkie piosenki zdążył usłyszeć. - w jego oczach stanęły łzy.
- Chazzy.... - spojrzałam na niego ze łzami w oczach. - Tylko mi się nie maż, słyszysz? Nie wolno Ci, musisz być silny. - powiedziałam załamanym głosem. - Sam mi to mówiłeś na pogrzebie moich rodziców, pamiętasz? - zapytałam szeptem.
- Pamiętam. - wydukał.
- No właśnie. A poza tym... - pogłaskałam go po ramieniu. - On na Ciebie patrzy z góry. Ty nie musisz w to wierzyć, ale ja czuję, że on jest z Ciebie bardzo, bardzo dumny. - uniosłam kącik ust ku górze.
Westchnął.
- Wolałbym, żeby był ze mną, ale czasu nie cofnę. - powiedział.
- On jest z Tobą. Tylko musisz w to bardzo mocno uwierzyć. Uwierz, a to się stanie prawdą. - pogłaskałam go po policzku.
- Mama też mi to mówi. - powiedział.
- Bo ma rację. - poczochrałam go po włosach.
- Pójdę po drewno. - powiedział wstając.
- Iść z Tobą? - spojrzałam na niego.
- Siedź. Muszę pobyć sam, zaraz wracam. - posłał mi uśmiech i już go nie było. Położyłam się na łóżku czekając. Po chwili wrócił z drewnem i rozpalił w kominku. Ciepło płynące od ognia od razu napełniło jaskinię. Uśmiechnęłam się lekko, kiedy wyciągnął z torby, którą wziął wcześniej ( o dziwo tego nie zauważyłam ) koc. Położył się obok i okrył nas nim. Moją uwagę przykuły wypalone na ścianach wzory. Przejechałam po nich palcem. Zgadłam, że to też jego arcydzieło. Pewnie mu się nudziło samemu.
- Są śliczne. - wydukałam, kiedy na mnie spojrzał.
- Bez przesady. - objął mnie ramieniem,
- Nie przesadzam Skarbie. - wtuliłam się w niego mocno. Uśmiechnęłam się, kiedy z wielkim zaangażowaniem bawił się moimi włosami.
- Twoje włoski są śliczniejsze. - mruknął mi do ucha i przygryzł moją małżowinę.
- Chwila, czy Ty ze mną flirtujesz? - zaczęłam się śmiać.
- A nie mogę? - zrobił mi malinkę na szyi na co cicho jęknęłam.
- A czy ja coś takiego powiedziałam? - zaśmiałam się i tym razem to ja zaczęłam go cmokać po szyi. Odchylił lekko głowę mrucząc cicho.
- Uważaj, bo zaraz jednak zmienię się w tego niedźwiedzia. - mruczał cicho przygniatając mnie swoim ciałem.
- A jak Ci powiem, że wcale się nie boję? - zdjęłam mu bluzę i rzuciłam ją na swoją, po czym wsunęłam mu zimne ręce pod koszulkę. Zadrżał i spojrzał mi w oczy.
- Nie igraj ze mną, Pani Bennington.. - zaśmiał się.
- Oo, a od kiedy ja jestem Pani Bennington? Nie przypominam sobie, żebym wychodziła za Ciebie za mąż... - droczyłam się z nim.
- Od kiedy jesteś moja. - powiedział i wpił się w moje wargi. Zaczęłam się śmiać przez pocałunek. Odwzajemniłam go błądząc rękoma po jego muskularnym ciele. Pozbawiłam go szybko koszulki. Uśmiechnęłam się widząc, jak zagryza wargę. Rzuciłam ubranie za łóżko.
- Twoja, powiadasz? - zaśmiałam się. - Nie widać, żebym była podpisana. - uśmiechnęłam się zadziornie.
- Na prawdę...? - ściagnął mi bokserkę i zmierzył wzrokiem moje półnagie ciało. Zmarszczył brwi. - Na prawdę nie ma podpisu. Trzeba to zmienić. - wstał.
- Chester... Co Ty chcesz zrobić? - zapytałam trochę przestraszona.
- Podpiszę Cię. - powiedział wyjmując marker i siadając na mnie okrakiem.
- On jest chociaż zmywalny? - zapytałam już nieco rozluźniona.
- Tak. - powiedział .
- A no to maż sobie do woli. - machnęłam ręką wybuchając śmiechem. Z każdym ruchem markera i jego spojrzeniem przez moje ciało przechodziły przyjemne dreszcze podniecenia. Po chwili jego arcydzieło było skończone. Nad pępkiem napisał mi : Mrs. Bennington i narysował serduszko, a niemalże przy samym podbrzuszu napisał wielkimi literami : Chester Bennington's Queen. Na to drugie wybuchłam śmiechem.
- Jesteś nienormalny. - śmiałam się jak idiotka.
- Teraz jesteś podpisana. - pocałował mnie w oba "tatuaże". Zadrżałam, kiedy jego pocałunki przeniosły się na piersi, szyję a w końcu jego wargi dosiągnęły moich. Jęknęłam cicho przez ten pocałunek. Płonęłam. Dosłownie. Od środka wszystko mnie paliło.
- Chazz. - wymruczałam. - Chazzy.. - szepnęłam mu do ucha.
- Nathalie. Jesteś taka cholernie kusząca... - usłyszałam, a po chwili poczułam, jak rozpina mi stanik. Otworzyłam oczy, które niemal przez cały czas były zamknięte. Całował mnie po prawej, potem po lewej piersi z wielką czułością. Ja w tym czasie pozbawiłam go spodni.
- Słyszałem, że masz tatuaż. - zaśmiał się. - W bardzo intymnym miejscu... - oblizał wargi.
- Zabiję tą JoJo... - powiedziałam. - Mam, ale sam musisz go znaleźć. - uśmiechnęłam się cwanie.
- Z wielką przyjemnością. - uśmiechnął się i zaczął mnie całować po brzuchu. - I jak? - zapytał. - Jak idą moje poszukiwania? - poruszył brwiami. Kiedy zagryzł skórkę nad moim pępkiem nie mogłam powstrzymać głośnego jęku.
- Dobrze, bardzo dobrze, Sherlocku. - sapnęłam obdarzając go uśmiechem.
- No to szukam dalej. - zaznaczył językiem linię tuż nad moim podbrzuszem. Kiedy zauważył trochę tuszu, oczy mu się zaświeciły. Pozbawił mnie dolnej bielizny, a jego oczom ukazały się skrzydła na podbrzuszu.
- I znalazłeś. - zagryzłam wargę, kiedy się do mnie uśmiechnął.
- Jest śliczny.. - delikatnie przejechał po nim dłonią, powodując u mnie dreszcze. - Mięśnie Ci się napięły... - zamruczał. - Uwielbiam to. - zaczął mnie delikatnie po nim całować.
- Chazz.. Nie męcz... - sapnęłam wiercąc się lekko.
- Ojj, ktoś tu ma chcice... - śmiał się przylegając do mnie biodrami.
- Ty nie lepszy. - otarłam się o niego czując jego podniecenie. Zamknął oczy.
- Kobieto... Ty mnie do szału doprowadzasz... - wyjęczał.
- Uwielbiam to. - zacytowałam go ocierając się mocniej. Powstrzymał jęk zaciskając zęby. Zaśmiałam się i zwinnym ruchem pozbawiłam go bokserek. W tym momencie niemal natychmiast zatopił się we mnie. Krzyknęłam głośno, a on cichutko sapnął. Po chwili zaczęliśmy wspólną podróż ku ekstazie. Każdy jego ruch powodował, że pragnęłam więcej i więcej. Drapałam go po plecach.. Szalałam... Oboje szaleliśmy tłumiąc głośne krzyki w pocałunkach. Jego dłonie błądzące po moim ciele wzmagały we mnie pożądanie. Odwdzięczałam mu się tym samym. Widziałam w jego oczach ten żar. Jak pierwszej nocy, w Londynie. Po dłuższej chwili jaskinię wypełnił głośny krzyk, co oznaczało, że oboje osiągnęliśmy to, czego chcieliśmy - spełnienie. Chazz opadł zdyszany na łóżko, a ja na jego klatkę piersiową. Przez dłuższy czas nie byliśmy w stanie opanować szybszych oddechów.
- Chazzy... - spojrzałam na niego.
- Nattie... - wysapał i wpił się w moje wargi.
Pocałunek był długi i niemalże brutalny. Zachowywaliśmy się tak, jakbyśmy nie widzieli się milion lat. W końcu zabrakło mi powietrza, więc się oderwałam i przekręciłam na brzuch. Chazz błądził palcem wzdłuż linii mojego kręgosłupa powodując u mnie ciarki.
- Mówiłem już, że doprowadzasz mnie do szaleństwa? - odgarnął moje włosy z karku, w który mnie pocałował.
- Mmm.. Coś mi się obiło o uszy. - wymruczałam.
- Kocham Cię. Kocham Cię. Kocham Cię. - mówił całując mnie po plecach. - Kocham. Kocham. - szeptał.
- Ja Ciebie też. - odkręciłam się na plecy i obdarzyłam go czułym pocałunkiem.
- Chce Ci się wracać? - zapytał przejeżdzając palcem po moich lekko rozchylonych wargach.
- Nie, ale musimy... - westchnęłam .
- Może za chwilę... - zrobił mi malinkę na ramieniu. - Dokończ mi Waszą historię. - spojrzał na mnie przytulając mnie do siebie.
- Co jeszcze chcesz wiedzieć? - zapytałam.
- Tęsknisz? - spojrzał na mnie.
- Za Polską?
- Mhm.
- Bardzo. - westchnęłam. - Jak parę razy do roku jakiś czas nie jestem w Polsce dostaję fisia. Uwielbiam jeździć na wieś. Mleko od polskiej krówki jest po prostu nieziemskie. Babcia, zanim sprzedała gospodarstwo po śmierci dziadka, robiła takie pyszne masło, że Mike nieraz opylał całe śniadanie, zanim wstałam! A nasze bitwy na jajka! - zaśmiałam się. - Tego się nie zapomina. - uśmiechnęłam się. - Kiedyś Mike'y zrobił mi cudowny prezent na urodziny.
- Jaki?
- Zbudował z pomocą dziadka domek na drzewie, a dokładniej na starym orzechu, który rósł w naszym sadzie. Chowałam się tam, kiedy się kłóciliśmy. Pamiętam, jak któregoś lipca mój kochany Misiek zrobił mi na jabłoni hamak przeprosinowy. Uwielbiałam się na nim bujać i czytać książki.
- Polskie, czy angielskie? - zapytał.
- Różne. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- A dużo masz przyjaciół w Polsce?
- Pewnie. Większość to Soldiers. Cały czas trzymam z nimi kontakt, a jak latam z Miśkiem do Polski to oblegają go jak pszczoły kwiat. - zaśmiałam się.
- To może kiedyś się z Wami zabiorę. - schował mi kosmyk włosa za ucho.
- Spokoju mi nie dadzą. - oparłam czoło o jego ramię. - I tak, kiedy w gazetach zaczęli pisać o nas, telefon mi nie stygł. Pytali, czy to prawda, kazali przekazać pozdrowienia, nawet jedna kazała Cię pocałować w jej imieniu. - przewróciłam oczami.
Zaczął się śmiać.
- Z chęcią ją poznam.
- Weź mnie nie denerwuj. Jeszcze się zacznie przystawiać do Ciebie. - powiedziałam.
- Zazdrość? - pocałował mnie w nos.
- Taka maciupka. - pokazałam, jaka ta moja zazdrość jest.
- Kochanie ja nie odejdę. Gdyby ktoś mi zabrał Ciebie, nie musiałby się trudzić, żeby marnować nabój w pistolecie. - przytulił mnie do siebie tak, jakbym była najcenniejszym skarbem, jaki ma. - A tak w sumie, to możesz spełnić jej prośbę. - poruszył brwiami. - Ja się nie będę opierał... - wymruczał przy moim uchu. Musnęłam zaczepnie jego dolną wargę. Jeszcze raz. I jeszcze raz. Aż w końcu poczułam, jak jego język sunie po moim podniebieniu szukając mojego. Od razu pomogłam mu złączyć je w jedność. Całowaliśmy się delikatnie, czule, powoli. Romantyczną chwilę przerwał nam telefon Chazza. Jego właściciel mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i zignorował urządzenie oddając się naszej czułości. Niestety ktoś nie dawał mu spokoju, więc niechętnie się oderwał. Wziął I Phone'a z szafki i spojrzał na wyświetlacz przewracając oczami.
- Mogłem się tego spodziewać. - westchnął.
- Kto to? - zapytałam zirytowana tak samo jak on.
- Twój braciszek.. - spojrzał na mnie i odebrał dając na głośny. - Mam nadzieję, że to coś ważnego kutafonie, bo jak nie to licz się z tym, że jak wrócę, zostaniesz pozbawiony klejnotów. - powiedział.
- Ciebie też miło słyszeć Kochanie. - powiedział Minoda przesłodzonym głosikiem.
- Mów, bo drugi raz nie będę odbierał. - wywarczał wściekły Chaz.
- Już dobra, dobra, gdzie jesteście? - zapytał mój brat.
- Nie Twój zasrany interes kmiocie. Mów co jest.
- Oo przeszkodziłem w sprawianiu mi siostrzeńca albo siostrzenicy? - wybuchł śmiechem, a w tle dało się usłyszeć nie tylko jego.
- SHUT THE FUCK UP!!!!!!! - wydarłam się.
- Czyli tak. - usłyszałam odpowiedź Shinody. - Kocham Cię siostra!!! - przesłał mi buziaki. - Tak serio to wracajcie bo ekipa jest i chcemy obejrzeć fajny horror, Młoda już śpi, więc chcemy wykorzystać dobrze czas. Rob przyniósł płytę, kupiłem przekąski, no źle by było bez Was. - powiedział.
- Zaraz będziemy. - rzucił Chaz i nie czekając na odpowiedź rozłączył się. - To co? - spojrzał na mnie.
- Co co? Wracamy. - westchnęłam zakładając na siebie bieliznę i reszte ciuchów. Kiedy upewniłam się, że mój ukochany zrobił to samo, przeczesałam włosy palcem i związałam je w niechlujnego koka, poprawiłam make up, założyłam kaptur na głowę, buty i skarpetki .
- Wrócimy tu jeszcze, prawda? - zapytał Chester, kiedy staliśmy na zewnątrz.
- Na pewno. - pocałowałam go delikatnie w policzek. - Zgasiłeś ogień w kominku?
- Tak Myszko. - objął mnie i ruszyliśmy do domu.
DLA MOJEGO ZBOCZUCHA SHINODOOOOWEJ XD
ULIXA I INNYCH MOICH CZYTELNICZEK <3
Chrząknęłam.
- Przeprowadziliśmy się tutaj miesiąc przed wypadkiem. Kiedy okazało się, że rodzice są w śpiączce, byłam na maxa wściekła. Sądziłam, że gdyby nie to, że tu jesteśmy, nic by się nie stało.... - zaczęłam.
- Dalej tak sądzisz? - zapytał niepewnie.
- Nie już nie. Patrząc na to z perspektywy czasu wiem, że tak po prostu miało być i to, że to się stało w Phoenix nie ma znaczenia, bo we Wrocławiu mogło dojść do tego samego. - nie traciłam z ukochanym kontaktu wzrokowego. Mówienie o zmarłych rodzicach ciągle sprawiało mi wielką trudność mimo upływu czasu, ale i tak jest lepiej, niż było wcześniej. Już nie wybucham płaczem, kiedy tylko ktoś wspomnie ich imię, lub zacytuje jakieś słowa.
- Wtedy na pewno było Ci trudniej, niż teraz... - westchnął Chaz przyciskając mnie lekko do siebie.
- Tak, masz rację. To, że zmarli jeszcze bardziej utwierdziło mnie w tym, że Ameryka to nie jest mój świat. Chciałam wracać do Polski, bardzo. Nie obchodziło mnie to, że tu miałam więcej perspektyw, chciałam się uwolnić... - zamknęłam na chwilę oczy.
- Wróciłaś? - spojrzał na mnie.
- Nie.
- Dlaczego?
- Sebastian mi nie pozwolił. Przybiegł na lotnisko i zaczął się wydzierać, że jego życie nie ma beze mnie sensu i takie tam puste brednie bez pokrycia. - machnęłam ręką.
- Zostałaś tu dla Seby? - Mój ukochany próbował ukryć emocje, jednak zauważyłam, że trochę go to przybiło, więc oparłam głowę na jego ramieniu, chcąc dać mu do zrozumienia, że teraz on jest tym, któremu powierzam moje życie. Objął mnie, a kiedy nasze oczy się spotkały, musnęłam jego wargi. Uśmiechnął się delikatnie i spojrzał na mnie znacząco, oczekując odpowiedzi.
- Nie tylko. - powiedziałam. - Mike był już w Xero, spodobało mu się życie w Ameryce, ja już miałam ostatnią klasę liceum. Nie mogłam tego zaprzepaścić. - uśmiechnęłam się.
- Rozumiem. A pamiętasz jeszcze pierwszego Wokalistę? - ostatnie słowo powiedział, niczym aktor w rzymskim teatrze.
- Już Ci kiedyś mówiłam. - wybuchłam śmiechem.
- Aż taki Bufon był z niego? - Chaz mi zawtórował.
- Weeź.. - machnęłam ręką . Totalny patafian. Talent może miał, ale rządził się, jakby co najmniej Nobla jakiegoś zdobył. - przewróciłam oczami.
- Talent mówisz......? - spojrzał na mnie. - Większy, niż ja? - zapytał z powagą.
- Chester proooszę Cię... - zaczęłam się śmiać.
- No co? - spojrzał na mnie, jak na wariatkę.
- Zaraz... - spoważniałam. - Ty pytasz poważnie? - uniosłam brew do góry.
- Jak najpoważniej. - położył dłoń na sercu.
- Kochanie. Dzięki Tobie ten zespół się wybił. Gdybyś nie wysłał swojego demo, chłopaki żyliby marzeniami, bo ten ciota nie umiał sobie poradzić z problemami, a Ty się mnie jeszcze pytasz, czy on miał większy talent niż Ty?! - puknęłam się z otwartej dłoni w czoło. - Dobrze się czujesz? - spojrzałam na niego.
Uśmiechnął się.
- Czyli sądzisz, że mam talent? - zapytał obejmując mnie w pasie i patrząc mi w oczy.
- Idiota. - powiedziałam.
- To mam, czy nie? - dopytywał.
- Nie kurwa, wiesz? Cały świat Cię ubóstwia, wydaliście płyty, macie statuetki.. Nie masz talentu, na prawdę. Idź się utop. - odwróciłam się od niego plecami.
- Ale powiedz, mam czy nie? - wyszeptał mi do ucha.
- Jak Ci zaraz przypierdolę... - uniosłam do góry rękę, ale w ostatniej chwili usadowiłam dłonie na jego policzkach. - Idioto jeden Benningtoniasty. Masz wielki talent. Wielki jak Wieża Eiffla, jak Morze Śródziemne, jak Big Ben.... - wyliczałam, ale zamknął mi usta pocałunkiem.
- Tak strasznie Cię Kocham. - wyszeptał, kiedy się oderwał.
- Wiem. - złapałam jego dłoń.
- To co? - splótł nasze palce. - Idziemy się pakować? - zapytał.
- No pasowałoby. Jutro koniec roku Młodej. Trzeba w końcu zrealizować plany o naszych wakacjach, nie sądzisz? - uśmiechnęłam się zadziornie.
- Czytasz mi w myślach, Kotku. - zaśmiał się i pocałował mnie w czoło. Po chwili coś mu odwaliło i posadził mnie sobie na plecy.
- Chazzy! - zaczęłam wesoło krzyczeć roześmiana. - Postaw mnie Kochanie. - złapałam się jego szyi.
- Niee. - ruszył ze mną na plecach do domu.
- Kochany Wariacie! - wydarłam się i zaczęłam obcałowywać jego polik śmiejąc się .
- Ja też Cię Kocham. - odchylił głowę do tyłu, żeby mnie pocałować. Przytulił swój policzek do mojego i szedł dalej. Z tyłu słyszeliśmy trzask fleszy, ale ignorowaliśmy to. Nawet, kiedy widzieliśmy ich z przodu, z chęcią posyłaliśmy do aparatów uśmiechy. Kiedy odeszli przyśpieszyliśmy kroku, ale Chazzowi chyba nie śpieszyło się do domu, bo skręcił w las.
- Gdzie Ty idziesz? - zapytałam.
- Zobaczysz. Jest miejsce, którego Ci nie pokazałem. Chodziłem tam, jak kłóciłem się z mamą o to, że znowu ćpam. - westchnął, a ja pogłaskałam go lekko po ramieniu.
Żadne z nas się więcej nie odezwało. Zdziwiło mnie to, że im dalej zagłębialiśmy się w las, tym mniej drzew było, a powinno być na odwrót.
- Jesteśmy na miejscu. - usłyszałam szept przy uchu, a to, co zobaczyłam zaparło mi dech w piersiach. Staliśmy przed sporym jeziorem, za którym chowało się właśnie słońce. Niebo wyglądało po prostu nieziemsko. Przy jednym z drzew była ławka, a między dwoma wielkimi dębami stała huśtawka spojrządzona z łańcuchów i przyspawanej do nich deski. Usiadłam na niej. Chaz stanął obok.
- Pięknie tu, co nie? - zapytał cicho, jakby nie chciał zagłuszyć głosów mew, które skrzecząc trzepotały skrzydłami o wodę.
- Ślicznie. - przyznałam. - Sam zrobiłeś tą huśtawkę? - zapytałam patrząc na niego.
- Taak, tą huśtawkę i ławkę. Wiesz, jak się nie ma na działkę, to się człowiek musi czymś zajmować. - westchnął. - Ale nie gadajmy o tym. - rozhuśtywał mnie powoli. Złapałam się łańcuchów. Nagle zaczął się śmiać i rozbujał mnie mocniej. Czułam, jak wiatr muska każdy zakamarek mojego ciała. Od czubka głowy po końce palców u stóp. Śmialiśmy się razem jak dzieci. Były czułe pocałunki. Nagle Chazz zatrzymał huśtawkę i złapał mnie za rękę.
- Chodź ze mną. - pociągnął mnie za sobą tak, że biegliśmy. W połowie drogi złapał mnie gwałtownie za uda i posadził sobie na plecach. Wybuchłam głośnym śmiechem odchylając głowę do tyłu i kurczowo trzymając się szyi chłopaka. Wiatr rozwiewał moje długie czerwone włosy. Po chwili stanęłam na suchym lądzie.
- Zdejmuj buty. - zaśmiał się i zdjął buty. Spełniłam jego prośbę. Wtedy wziął mnie na ręce powodując u nas obojga niekontrolowaną głupawkę. Wbiegł do jeziora rozchlapując nieco wodę. Trochę zmoczyła mi ubrania, ale to nic. Po chwili poczułam dno pod swoimi stopami.
- Pamiętasz? Może to nie Tamiza, ale... - omiótł wzrokiem miejsce, w którym się znajdowaliśmy.
- Booziu.... - oplotłam swoje ręce wokół jego szyi. - Jaki Ty jesteś romantyczny... - uśmiechnęłam się do niego.
- Widzisz Pyszczku, jeszcze wielu rzeczy nie wiedziałaś o swoim idolu, nie? - zaśmiał się i wbił mi lekko palca w środek swojej bluzy z logiem Linkinów. Zdjęłam ją i położyłam na ławce.
- No sporo. - zaśmiałam się i czule go pocałowałam wsuwając mu dłonie pod bluzę, a potem pod koszulkę. Cichy pomruk w moje wargi oznaczał, że mu się to podobało, więc moje rączki kontynuowały swoją niewinną wędrówkę.
- Przestań, bo zaraz nie wytrzymam.. - wymruczał na sekundę się odrywając.
- Nic nie zrobisz. Nie masz gdzie... - poruszyłam brwiami.
- Czyżby? - spojrzał mi w oczy. - Ty wiesz, że ja mogę wszystko Księżniczko. - w tym momencie znalazłam się na jego rękach. Złączył nasze usta, a potem sprawił, że nasze języki zaczęły wspólny taniec. Po chwili poczułam, jak się cofamy, ale nie miałam jak się oderwać. Chester mi na to nie pozwalał. Okazało się, że zgarnął moją bluzę z ławki i zaczęliśmy iść do przodu.
- Co Ty kombinujesz? - zapytałam w jego wargi.a
- Cii.. - uciszył mnie pocałunkiem. Wziął mnie na ręce i zaczął gdzieś nieść całując mnie po szyi. Zamknęłam oczy i całkowicie mu się poddałam. Po chwili stanęliśmy przed jaskinią.
- Żartujesz?! - zaczęłam się śmiać.
- Oj Cii. Pokażę Ci coś. - z łatwością odsunął właz i wszedł pierwszy. Niepewnie stawiając kroki poszłam jego śladem. - No nie zjem Cię, nie bój się, nie zmienię się w niedźwiedzia. - śmiał się. Przewróciłam jego oczami i przyśpieszyłam kroku. Gdy znalazłam się w środku otworzyłam usta ze zdziwienia. To wyglądało jak dom. Było tu łóżko, obok niego stała szafka, a na niej radio. W kącie stał kominek. - Oto moja gawra. Czuj się jak u siebie. - usiadł na łóżku. Zajęłam miejsce obok niego.
- Sam to urządziłeś? - zapytałam patrząc na niego.
- Tak. Wiesz.. Kłótnie z ojcem robiły swoje. - westchnął. - Szanowany policjant, a syn ćpun. - spuścił wzrok.
- Spałeś tu? - zdziwiłam się.
- Właściwie dom, w którym byłem zameldowany traktowałem, jak hotel. Tu spędzałem większość życia. - położył się. - Nie chciałem się widywać z ojcem... - westchnął.
- Chester, jestem pewna, że on Cię bardzo kochał. - pogładziłam go po włosach.
- Nie chodzi o to, bo o tym to ja mimo wszystko doskonale wiem. - spojrzał na mnie. - Po prostu nie chciałem widzieć zawodu w jego oczach, kiedy będę miał tak zwanego " kaca ponarkotykowego ", jeśli wiesz, co mam na myśli. - powiedział.
- A co się stało, kiedy powiedziałeś mu, że założyłeś zespół i masz zamiar iść na odwyk? - zapytałam.
- Mama się popłakała, a ojciec poklepał mnie po ramieniu i chyba pierwszy raz odkąd pamiętam mnie przytulił. Czułem, że mam kolejne dwie osoby, których nie mogę zawieść. - uśmiechnął się lekko.
- I udało Ci się. - przytuliłam go mocno.
- Szkoda, że nie wszystkie piosenki zdążył usłyszeć. - w jego oczach stanęły łzy.
- Chazzy.... - spojrzałam na niego ze łzami w oczach. - Tylko mi się nie maż, słyszysz? Nie wolno Ci, musisz być silny. - powiedziałam załamanym głosem. - Sam mi to mówiłeś na pogrzebie moich rodziców, pamiętasz? - zapytałam szeptem.
- Pamiętam. - wydukał.
- No właśnie. A poza tym... - pogłaskałam go po ramieniu. - On na Ciebie patrzy z góry. Ty nie musisz w to wierzyć, ale ja czuję, że on jest z Ciebie bardzo, bardzo dumny. - uniosłam kącik ust ku górze.
Westchnął.
- Wolałbym, żeby był ze mną, ale czasu nie cofnę. - powiedział.
- On jest z Tobą. Tylko musisz w to bardzo mocno uwierzyć. Uwierz, a to się stanie prawdą. - pogłaskałam go po policzku.
- Mama też mi to mówi. - powiedział.
- Bo ma rację. - poczochrałam go po włosach.
- Pójdę po drewno. - powiedział wstając.
- Iść z Tobą? - spojrzałam na niego.
- Siedź. Muszę pobyć sam, zaraz wracam. - posłał mi uśmiech i już go nie było. Położyłam się na łóżku czekając. Po chwili wrócił z drewnem i rozpalił w kominku. Ciepło płynące od ognia od razu napełniło jaskinię. Uśmiechnęłam się lekko, kiedy wyciągnął z torby, którą wziął wcześniej ( o dziwo tego nie zauważyłam ) koc. Położył się obok i okrył nas nim. Moją uwagę przykuły wypalone na ścianach wzory. Przejechałam po nich palcem. Zgadłam, że to też jego arcydzieło. Pewnie mu się nudziło samemu.
- Są śliczne. - wydukałam, kiedy na mnie spojrzał.
- Bez przesady. - objął mnie ramieniem,
- Nie przesadzam Skarbie. - wtuliłam się w niego mocno. Uśmiechnęłam się, kiedy z wielkim zaangażowaniem bawił się moimi włosami.
- Twoje włoski są śliczniejsze. - mruknął mi do ucha i przygryzł moją małżowinę.
- Chwila, czy Ty ze mną flirtujesz? - zaczęłam się śmiać.
- A nie mogę? - zrobił mi malinkę na szyi na co cicho jęknęłam.
- A czy ja coś takiego powiedziałam? - zaśmiałam się i tym razem to ja zaczęłam go cmokać po szyi. Odchylił lekko głowę mrucząc cicho.
- Uważaj, bo zaraz jednak zmienię się w tego niedźwiedzia. - mruczał cicho przygniatając mnie swoim ciałem.
- A jak Ci powiem, że wcale się nie boję? - zdjęłam mu bluzę i rzuciłam ją na swoją, po czym wsunęłam mu zimne ręce pod koszulkę. Zadrżał i spojrzał mi w oczy.
- Nie igraj ze mną, Pani Bennington.. - zaśmiał się.
- Oo, a od kiedy ja jestem Pani Bennington? Nie przypominam sobie, żebym wychodziła za Ciebie za mąż... - droczyłam się z nim.
- Od kiedy jesteś moja. - powiedział i wpił się w moje wargi. Zaczęłam się śmiać przez pocałunek. Odwzajemniłam go błądząc rękoma po jego muskularnym ciele. Pozbawiłam go szybko koszulki. Uśmiechnęłam się widząc, jak zagryza wargę. Rzuciłam ubranie za łóżko.
- Twoja, powiadasz? - zaśmiałam się. - Nie widać, żebym była podpisana. - uśmiechnęłam się zadziornie.
- Na prawdę...? - ściagnął mi bokserkę i zmierzył wzrokiem moje półnagie ciało. Zmarszczył brwi. - Na prawdę nie ma podpisu. Trzeba to zmienić. - wstał.
- Chester... Co Ty chcesz zrobić? - zapytałam trochę przestraszona.
- Podpiszę Cię. - powiedział wyjmując marker i siadając na mnie okrakiem.
- On jest chociaż zmywalny? - zapytałam już nieco rozluźniona.
- Tak. - powiedział .
- A no to maż sobie do woli. - machnęłam ręką wybuchając śmiechem. Z każdym ruchem markera i jego spojrzeniem przez moje ciało przechodziły przyjemne dreszcze podniecenia. Po chwili jego arcydzieło było skończone. Nad pępkiem napisał mi : Mrs. Bennington i narysował serduszko, a niemalże przy samym podbrzuszu napisał wielkimi literami : Chester Bennington's Queen. Na to drugie wybuchłam śmiechem.
- Jesteś nienormalny. - śmiałam się jak idiotka.
- Teraz jesteś podpisana. - pocałował mnie w oba "tatuaże". Zadrżałam, kiedy jego pocałunki przeniosły się na piersi, szyję a w końcu jego wargi dosiągnęły moich. Jęknęłam cicho przez ten pocałunek. Płonęłam. Dosłownie. Od środka wszystko mnie paliło.
- Chazz. - wymruczałam. - Chazzy.. - szepnęłam mu do ucha.
- Nathalie. Jesteś taka cholernie kusząca... - usłyszałam, a po chwili poczułam, jak rozpina mi stanik. Otworzyłam oczy, które niemal przez cały czas były zamknięte. Całował mnie po prawej, potem po lewej piersi z wielką czułością. Ja w tym czasie pozbawiłam go spodni.
- Słyszałem, że masz tatuaż. - zaśmiał się. - W bardzo intymnym miejscu... - oblizał wargi.
- Zabiję tą JoJo... - powiedziałam. - Mam, ale sam musisz go znaleźć. - uśmiechnęłam się cwanie.
- Z wielką przyjemnością. - uśmiechnął się i zaczął mnie całować po brzuchu. - I jak? - zapytał. - Jak idą moje poszukiwania? - poruszył brwiami. Kiedy zagryzł skórkę nad moim pępkiem nie mogłam powstrzymać głośnego jęku.
- Dobrze, bardzo dobrze, Sherlocku. - sapnęłam obdarzając go uśmiechem.
- No to szukam dalej. - zaznaczył językiem linię tuż nad moim podbrzuszem. Kiedy zauważył trochę tuszu, oczy mu się zaświeciły. Pozbawił mnie dolnej bielizny, a jego oczom ukazały się skrzydła na podbrzuszu.
- I znalazłeś. - zagryzłam wargę, kiedy się do mnie uśmiechnął.
- Jest śliczny.. - delikatnie przejechał po nim dłonią, powodując u mnie dreszcze. - Mięśnie Ci się napięły... - zamruczał. - Uwielbiam to. - zaczął mnie delikatnie po nim całować.
- Chazz.. Nie męcz... - sapnęłam wiercąc się lekko.
- Ojj, ktoś tu ma chcice... - śmiał się przylegając do mnie biodrami.
- Ty nie lepszy. - otarłam się o niego czując jego podniecenie. Zamknął oczy.
- Kobieto... Ty mnie do szału doprowadzasz... - wyjęczał.
- Uwielbiam to. - zacytowałam go ocierając się mocniej. Powstrzymał jęk zaciskając zęby. Zaśmiałam się i zwinnym ruchem pozbawiłam go bokserek. W tym momencie niemal natychmiast zatopił się we mnie. Krzyknęłam głośno, a on cichutko sapnął. Po chwili zaczęliśmy wspólną podróż ku ekstazie. Każdy jego ruch powodował, że pragnęłam więcej i więcej. Drapałam go po plecach.. Szalałam... Oboje szaleliśmy tłumiąc głośne krzyki w pocałunkach. Jego dłonie błądzące po moim ciele wzmagały we mnie pożądanie. Odwdzięczałam mu się tym samym. Widziałam w jego oczach ten żar. Jak pierwszej nocy, w Londynie. Po dłuższej chwili jaskinię wypełnił głośny krzyk, co oznaczało, że oboje osiągnęliśmy to, czego chcieliśmy - spełnienie. Chazz opadł zdyszany na łóżko, a ja na jego klatkę piersiową. Przez dłuższy czas nie byliśmy w stanie opanować szybszych oddechów.
- Chazzy... - spojrzałam na niego.
- Nattie... - wysapał i wpił się w moje wargi.
Pocałunek był długi i niemalże brutalny. Zachowywaliśmy się tak, jakbyśmy nie widzieli się milion lat. W końcu zabrakło mi powietrza, więc się oderwałam i przekręciłam na brzuch. Chazz błądził palcem wzdłuż linii mojego kręgosłupa powodując u mnie ciarki.
- Mówiłem już, że doprowadzasz mnie do szaleństwa? - odgarnął moje włosy z karku, w który mnie pocałował.
- Mmm.. Coś mi się obiło o uszy. - wymruczałam.
- Kocham Cię. Kocham Cię. Kocham Cię. - mówił całując mnie po plecach. - Kocham. Kocham. - szeptał.
- Ja Ciebie też. - odkręciłam się na plecy i obdarzyłam go czułym pocałunkiem.
- Chce Ci się wracać? - zapytał przejeżdzając palcem po moich lekko rozchylonych wargach.
- Nie, ale musimy... - westchnęłam .
- Może za chwilę... - zrobił mi malinkę na ramieniu. - Dokończ mi Waszą historię. - spojrzał na mnie przytulając mnie do siebie.
- Co jeszcze chcesz wiedzieć? - zapytałam.
- Tęsknisz? - spojrzał na mnie.
- Za Polską?
- Mhm.
- Bardzo. - westchnęłam. - Jak parę razy do roku jakiś czas nie jestem w Polsce dostaję fisia. Uwielbiam jeździć na wieś. Mleko od polskiej krówki jest po prostu nieziemskie. Babcia, zanim sprzedała gospodarstwo po śmierci dziadka, robiła takie pyszne masło, że Mike nieraz opylał całe śniadanie, zanim wstałam! A nasze bitwy na jajka! - zaśmiałam się. - Tego się nie zapomina. - uśmiechnęłam się. - Kiedyś Mike'y zrobił mi cudowny prezent na urodziny.
- Jaki?
- Zbudował z pomocą dziadka domek na drzewie, a dokładniej na starym orzechu, który rósł w naszym sadzie. Chowałam się tam, kiedy się kłóciliśmy. Pamiętam, jak któregoś lipca mój kochany Misiek zrobił mi na jabłoni hamak przeprosinowy. Uwielbiałam się na nim bujać i czytać książki.
- Polskie, czy angielskie? - zapytał.
- Różne. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- A dużo masz przyjaciół w Polsce?
- Pewnie. Większość to Soldiers. Cały czas trzymam z nimi kontakt, a jak latam z Miśkiem do Polski to oblegają go jak pszczoły kwiat. - zaśmiałam się.
- To może kiedyś się z Wami zabiorę. - schował mi kosmyk włosa za ucho.
- Spokoju mi nie dadzą. - oparłam czoło o jego ramię. - I tak, kiedy w gazetach zaczęli pisać o nas, telefon mi nie stygł. Pytali, czy to prawda, kazali przekazać pozdrowienia, nawet jedna kazała Cię pocałować w jej imieniu. - przewróciłam oczami.
Zaczął się śmiać.
- Z chęcią ją poznam.
- Weź mnie nie denerwuj. Jeszcze się zacznie przystawiać do Ciebie. - powiedziałam.
- Zazdrość? - pocałował mnie w nos.
- Taka maciupka. - pokazałam, jaka ta moja zazdrość jest.
- Kochanie ja nie odejdę. Gdyby ktoś mi zabrał Ciebie, nie musiałby się trudzić, żeby marnować nabój w pistolecie. - przytulił mnie do siebie tak, jakbym była najcenniejszym skarbem, jaki ma. - A tak w sumie, to możesz spełnić jej prośbę. - poruszył brwiami. - Ja się nie będę opierał... - wymruczał przy moim uchu. Musnęłam zaczepnie jego dolną wargę. Jeszcze raz. I jeszcze raz. Aż w końcu poczułam, jak jego język sunie po moim podniebieniu szukając mojego. Od razu pomogłam mu złączyć je w jedność. Całowaliśmy się delikatnie, czule, powoli. Romantyczną chwilę przerwał nam telefon Chazza. Jego właściciel mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i zignorował urządzenie oddając się naszej czułości. Niestety ktoś nie dawał mu spokoju, więc niechętnie się oderwał. Wziął I Phone'a z szafki i spojrzał na wyświetlacz przewracając oczami.
- Mogłem się tego spodziewać. - westchnął.
- Kto to? - zapytałam zirytowana tak samo jak on.
- Twój braciszek.. - spojrzał na mnie i odebrał dając na głośny. - Mam nadzieję, że to coś ważnego kutafonie, bo jak nie to licz się z tym, że jak wrócę, zostaniesz pozbawiony klejnotów. - powiedział.
- Ciebie też miło słyszeć Kochanie. - powiedział Minoda przesłodzonym głosikiem.
- Mów, bo drugi raz nie będę odbierał. - wywarczał wściekły Chaz.
- Już dobra, dobra, gdzie jesteście? - zapytał mój brat.
- Nie Twój zasrany interes kmiocie. Mów co jest.
- Oo przeszkodziłem w sprawianiu mi siostrzeńca albo siostrzenicy? - wybuchł śmiechem, a w tle dało się usłyszeć nie tylko jego.
- SHUT THE FUCK UP!!!!!!! - wydarłam się.
- Czyli tak. - usłyszałam odpowiedź Shinody. - Kocham Cię siostra!!! - przesłał mi buziaki. - Tak serio to wracajcie bo ekipa jest i chcemy obejrzeć fajny horror, Młoda już śpi, więc chcemy wykorzystać dobrze czas. Rob przyniósł płytę, kupiłem przekąski, no źle by było bez Was. - powiedział.
- Zaraz będziemy. - rzucił Chaz i nie czekając na odpowiedź rozłączył się. - To co? - spojrzał na mnie.
- Co co? Wracamy. - westchnęłam zakładając na siebie bieliznę i reszte ciuchów. Kiedy upewniłam się, że mój ukochany zrobił to samo, przeczesałam włosy palcem i związałam je w niechlujnego koka, poprawiłam make up, założyłam kaptur na głowę, buty i skarpetki .
- Wrócimy tu jeszcze, prawda? - zapytał Chester, kiedy staliśmy na zewnątrz.
- Na pewno. - pocałowałam go delikatnie w policzek. - Zgasiłeś ogień w kominku?
- Tak Myszko. - objął mnie i ruszyliśmy do domu.
DLA MOJEGO ZBOCZUCHA SHINODOOOOWEJ XD
ULIXA I INNYCH MOICH CZYTELNICZEK <3
sobota, 25 października 2014
25. Nie zapominaj nigdy o tym, co było kiedyś. Bo wspomnienia to także cząstka Ciebie.
Rankiem miłą pobudkę zrobił mi mój ukochany. Czułam pocałunki na szyi i twarzy.
- Śniadanko, Księżniczko. - szept przy uchu sprawił, że otworzyłam oczy. Wtedy zobaczyłam jego cudowne, brązowe źrenice, wytatuowane ciało... Nie mogłam się powstrzymać. Musiałam go pocałować, co skomentował wybuchem śmiechu.
- Co rano, odkąd jesteśmy razem, sprawdzasz, czy ten Chester to TEN Chester. - śmiał się.
- Bardzo zabawne. - przewróciłam oczami i rzuciłam w niego jaśkiem. - To takie śmieszne, że nie mogę uwierzyć w swoje szczęście? - spojrzałam na niego opierając się na łokciach.
- Mała, znamy się w realu już kupę czasu, a Ty ciągle nie możesz uwierzyć, że wkradłaś się do serca temu brzydalowi z plakatu. -wskazał na siebie na grupowym plakacie wiszącym niemalże przy samych drzwiach.
- Jak ja Ci zaraz dam brzydala... - pokiwałam palcem i zaczęlam go lekko ciągnąć za kolczyki . - Maleństwo moje Chesterowate najpiękniejsze. - powiedziałam czule całując go w czoło.
- Najpiękniejsze maleństwo siedzi naprzeciw mnie. - przytulił mnie do siebie.
- Oj Słodzisz Pyśku... - wtuliłam się w niego mocno.
- Twój. - pocałował mnie w głowę. - Myszko jemy. - odgarnął mi kosmyk włosa za ucho. - Jajecznica a'la Chester wystygnie. - zaśmiał się.
Odwróciłam się w stronę tacy z jedzeniem.
- Czegoś mi tu brakuje.. - wzięłam ketchup i " namalowałam " na daniu logo Linkinów. - No teraz to jest danie a' la Bennington.
- Niezupełnie. - zabrał mi ketchup i obok loga " złożył " swój wspaniały autograf.
- Ej, uważaj bo zaraz zamiast jeść, wstawię to żarcie do gablotki. - na moje słowa oboje wybuchliśmy śmiechem.
- Nie żartuj sobie Kochanie, tak się męczyłem, masz to zjeść. - wziął mój widelec, nałożył na niego trochę jajecznicy i wysunął mi przed nos. - Za Chesterka.. - śmiał się. - No otwórz buźkę, Piękna. - rechotał widząc moją minę.
- Ja się tak nie bawię, nie jestem dzieckiem. - oburzyłam się, jednak widząc jego minę uległam i otworzyłam " buźkę ". Udało mu się to śniadanie, faktycznie.
- I jak? - zapytał, kiedy przełknęłam.
- Jest pyszne, ale teraz wymiana. - wzięłam jego widelec i też zaczęłam go karmić.
- Kto to widział, żeby takiego starego byka karmiła dziewczyna. - przewrócił oczami.
- Nie jesteś stary! - krzyknęłam.
- No dobra, już spokojnie. - zatkał uszy .
- No to nie mów tak. - pogłaskałam go po policzku.
Śniadanie minęło nam w spokojnej atmosferze. Kiedy Chaz poszedł posprzątać, ja zajęłam łazienkę, ale nie na długo, bo dzisiaj jakoś nie chciało mi się w niej siedzieć. Wzięłam z pralki przygotowane na dziś ubrania.
* Stylizacja Natt
Założyłam na siebie bieliznę, spodenki i bluzkę. Odsłaniała mi oczywiście brzuch. Wysuszyłam szybko włosy i związałam je w koczek. Nie malowałam się, ponieważ nie planowałam wyjścia. Założyłam na nogi moje nowe buty, które kupiłam specjalnie do tej stylizacji i wyszłam z łazienki. Przy drzwiach wpadłam na mojego chłopaka.
- Wyglądasz.... - zmierzył mnie wzrokiem.
- Wiem . - kopnęłam go lekko w tyłek. - Idź się myć. - rzuciłam nie odwracając się. Skierowałam się do salonu. Zwinnie wskoczyłam na parapet okna i spoglądałam za nie. Kiedy usłyszałam otwierające się drzwi łazienki i kroki na schodach, nie odwracając się zapytałam.
- Gdzie Oli, Spike i Jo?
- Na pizzę poszli. - Chaz usiadł naprzeciw mnie na parapecie i przyciągnął mnie do siebie. Zawiesiłam mu ręce na szyi.
- Mike jej powiedział? - zapytałam.
- Tak. - odpowiedział uśmiechając się w znany tylko sobie zabójczy sposób.
- I co?
- Cieszy się.
- Rozmawiała z rodzicami?
- Wiedzą tyle, ile ona. - przytulił mnie do siebie. - Wiesz, że ja Cię tak bardzo, bardzo Kocham, prawda? - zapytał.
- No pewnie. Oczywiście bezwarunkowo odwzajemniam. - wtuliłam się delikatnie w jego szyję.
- Ładna pogoda jest, może pójdziemy na spacer? - zaproponował, a ja spojrzałam za okno.
- Pada deszcz, ale wiesz co? Masz racje, chodź. - zeskoczyłam z parapetu. - Muszę się cieplej ubrać. - uśmiechnęłam się i poszłam do sypialni. Wyjęłam z szafy
Natt 2
, a z pod szafy wzięłam ukochane glany. Szybko się przebrałam, a kiedy Chester wchodził do sypialni, żeby zrobić to samo, właśnie je wiązałam.
- Mrr, jak ja Kocham, jak z Ciebie jest taka rockówa. - pocałował mnie czule.
- Wiem. - przejechałam mu palcem po ustach, a gdy skończyłam wiązanie, wyjęłam z szafy bluzę Chaza,, którą też na siebie założyłam.
Bluza
- Ej, a to nie moja bluza? - Bennington poruszył brwiami.
- No Twoja, dlatego ją noszę- poprawiłam koczek i założyłam na głowę kaptur. Schowałam swoje dłonie w rękawy i przyłożyłam do twarzy. Pachniała nim. Jak ja to Kocham. Chaz się zaśmiał . Spojrzałam na niego wzrokiem zabójcy. Właśnie zapinał pas z ćwiekami w swoich czarnych jeansach. Podałam mu jego czarną koszulkę na ramiączkach i inną bluzę.
- Dziękuję, że tak o mnie dbasz. - dostałam buziaka w policzek.
- Bo Cię Kocham. - uśmiechnęłam się i przejechałam po rzęsach tuszem, zrobiłam na powiekach staranne, czarne kreski, nałożyłam trochę pudru na twarz i czerwoną szminkę na usta. Założyłam pieszczochy na ręce.
- Wyglądasz zabójczo, mówiłem Ci to już? - zapytał.
- No pewnie, nie raz. - zaśmiałam się. Wrzuciłam telefon i klucze do kieszeni. Przy wyjściu Chazzy założył glany, a ja dodatkowo kurtkę. Jemu też mimo oporów kazałam założyć.
- Mam przecież bluzę. - marudził.
- Cicho. - zapięłam kurtkę pod samą szyję. Owinęłam ją afaratką w fioletowo czarną kratę.
- Nie lubię być pod pantoflem. - fuknął pod nosem.
- Chester! - użyłam scream'u.
- Ej, nie małpuj mnie. - złapał mnie wpół i wyniósł przed dom, który zamknął.
- Nie małpuję. - burknęłam.
- Małpujesz.
- Cicho, bo zobaczysz. - złapałam jego dłoń.
- Co zobaczę? - brązowe oczy przeszywały mnie na wylot.
- Będę mieć focha.
- Tak? Na pięć minut? - wybuchł śmiechem. Nie odezwałam się.
~ 20 minut później.
- Nattie, odfochnij się już. - Ha, wiedziałam, że nie wytrzyma. " Ani mi się śni . " - powiedziałam do siebie w myślach. Wydałam z siebie tylko ciche prychnięcie, chcąc powstrzymać śmiech. Przypomniało mi się, jak kiedyś Rob opowiadał mi scenkę przy której Chaz kłócił się z Mike'm o to, kto ma śpiewać którą zwrotkę w " From The Inside. " W końcu nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem.
- Co Ci się przypomniało? - zapytał Benny machając naszymi dłońmi.
- A nic, przypomniało mi się, jak Robby opowiadał mi Waszą sprzeczkę o " From The Inside. " - śmiałam się.
- No wtedy to ja Cię podejrzewałem, że bierzesz. I wciągasz w to Mike'a. - po jego słowach wybuchłam jeszcze gorszym śmiechem, prawie płakałam. Bennington przez cały miesiąc, nieprzerwanie obserwował moje zachowanie, a nasilało się to szczególnie wtedy, gdy wychodziłam na szluga. Oczywiście jego doświadczenia na nic się nie przydały bo okazało się, że dostaliśmy zwykłej głupawki. Biedny Chester Holmes...
~ Retrospekcja ~
Kiedy przerwał śledztwo, a stało się to wraz z rozpoczęciem weekendu nowego miesiąca, jak raz znowu dostałam głupawki za sprawą mojego braciszka. Udawaliśmy, że mamy zwidy. Śmialiśmy się, jakbyśmy na serio coś brali.
- Ej, Twój Krasnoludek ma zieloną czapkę ! - Mike się oburzył. - Mój ma żółtą ! Nie lubię tego koloru! - jęczał.
- Bo widzisz braciszku, mój krasnoludek jest seksowny, a Twój to ciota. - śmiałam się.
- Spierdalaj. - burknął bijąc mnie jaśkiem.
- Ała, Skurwielu, to bolało! - zasłoniłam się.
- Oj no już... - Shi wziął mnie na kolana tak, że siedziałam przodem do niego i przytulił mnie do siebie, a ja udałam, że płaczę wtulając się w niego. - Nie płacz, zerwę Ci cukierka z drzewa szczęścia. - uśmiechnął się do mnie.
- Na prawdę?! - oczka mi się zaświeciły. - Jesteś Kochany, ale ja nie chcę, żebyś tam szedł. Syreny Cię zgwałcą. - przytuliłam go.
- Dla mojej siostruni wszystko. - położył dłoń na sercu.
- Oo, Słodkoo.. - zrobiłam minkę szczeniaka i usiadłam sobie wygodniej na jego kolanach. Chester uważnie obserwował nas zza gazety i kręcił głową. Spojrzałam na Mike'a, on na mnie i oboje w śmiech, a na to Chaz :
- Mają Marysię i nie dadzą nawet maszka. - chciał nas wnerwić.
- Bennington! Nawet o tym nie myśl! - krzyknęliśmy chórem jak na komendę odzyskując zdrowy rozsądek. Teraz to Benny był tym, który łapał się za brzuch ze śmiechu.
- Żartowałem ! - rechotał. Wziął ze stołu paczkę Chesterfieldów i wyszedł na balkon. Patrzyłam jak z uwagą robi kółka z dymu. Wstałam z kanapy i podeszłam do niego po cichutku. Przytuliłam się do jego pleców. Dokończył fajkę, złapał moje ręce i spojrzał mi w oczy.
- Co? - uśmiechnęłam się do niego.
- Nic. - przytulił mnie do siebie . Położyłam mu dłonie na plecach i wtuliłam się w niego mocniej. Dobrze, że harpia tego wtedy nie widziała, bo mielibyśmy przerąbane.
~ Koniec retrospekcji ~
- O czym myślisz? - Chaz się do mnie przytulił
- Wspominam, jak kiedyś mogłeś mnie tylko przytulić i to tylko wtedy, jak Tal nie patrzyła. - powiedziałam.
- Teraz mogę wszystko. - zaczął mnie obcałowywać po potylicy, karku, szyi, czole, nosie, policzkach, a na koniec wpił się w moje wargi. Oddałam czułe pocałunki jeszcze bardziej je pogłębiając. Staliśmy tak z 20 minut. Potem ruszyliśmy dalej trzymając się za ręce.
***
Chodziliśmy po parku już ponad pół godziny śmiejąc się, jak jakieś downy. Byłam z nim taka szczęśliwa. Nie zamieniłabym go na żadnego innego faceta. Nie ma szans. Naszą sielankę przerwał trzask fleszy rozlegający się za nami.
- Czy my kiedyś będziemy mieli chwilę dla siebie? - zapytałam go na ucho.
- Nie wiem, zignorujmy ich. - Chaz kolejny raz dzisiaj połączył nasze usta w czułym pocałunku. Podniósł mnie do góry nie zaprzestając czułości, a trzask fleszy stał się jeszcze wyraźniejszy.
- Co Ty robisz? - zapytałam go na ucho.
- Pokazuję światu, jak bardzo Cię Kocham, Księżniczko. - zaśmiał się .
- Oni to wiedzą. - zaśmiałam się oddając pocałunki. Widzicie, co on ze mną robi? Nawet papruchów mam gdzieś! - Ej, może mi odwala, ale weźmy im zapozujmy. - powiedziałam z powagą.
- Co?! - Chaz spojrzał na mnie takim wzrokiem, jakbym mu powiedziała, że Mike to transwestyta.
- Mówię serio. - uśmiechnęłam się.
- Ktoś Cię chyba podmienił.. - Chazzy się zaśmiał i postawił mnie na ziemi, po czym zaczęliśmy pozować. Nagle podszedł do nas dziennikarz z MTV. Spotkałam się ze znaczącym wzrokiem ukochanego, ale tylko się uśmiechnęłam. Pewnym krokiem zaczęłam zmierzać w jego stronę zostawiając z tyłu mojego najukochańszego gwiazdora.
- No co tak stoisz, chodź ! - krzyknęłam za nim. Od razu odzyskał władzę w nogach i ruszył za mną. Po chwili oboje staliśmy przed Markiem Wallace'm, znanym dziennikarzem, któremu udzielałam wywiadu w trakcie koncertu Linkinów w Polsce w czerwcu.
M : Nattie! Chaz! Witajcie. - uśmiechnął się do nas.
N : Cześć Mark. - odwzajemniłam jego uśmiech i pocałowałam Chaza, który objął mnie w pasie.
M : Miło Was widzieć razem. - reporter zmierzył nas wzrokiem. - Chester, jak się czujesz po koncercie w Polsce? - zwrócił się do mojego ukochanego.
C : Było świetnie, fani z Polski są na prawdę zajebiści. - wyszczerzył się. - Dali nam tyle energii, że do dzisiaj mam jej chyba nadmiar. - zaśmiał się.
N : Oo tak, z tym to się muszę zgodzić. - zaśmiałam się.
M : Co masz na myśli? - spojrzał na mnie.
N : Może lepiej zachowam to dla siebie. - wystawiłam koniuszek języka.
M : Wasi fani z wielkim entuzjazmem przyjęli kilka kawałków z nowej płyty, która niedawno ukazała się w sprzedaży. Zapewne bardzo Was to cieszy? - spojrzał na Chestera.
C : Spodziewaliśmy się tego. Jak już mówiłem, nasi fani, nieważne skąd są zajebiści. Oni nie tylko rozumieją teksty naszych piosenek, ale też potrafią odkryć ich znaczenie, co bardzo im się ceni. - uśmiechnął się .
M : A Ty Natt? Jak przyjmujesz to, że wokół Chazza jest taki tłum?
N : No nie powiem, ciężko mi i boję się, że któregoś dnia nie będę mogła z nimi być. - westchnęłam się .
M : Dlaczego?
N : Nie wiem, czasami mam po prostu takie myśli.
M : Czyżby Twoje relacje z bratem się pogorszyły? - słysząc to pytanie roześmiałam się.
N : Nie, skąd! Owszem, kłócimy się jak to między rodzeństwem bywa. Chodzi po prostu o to, że chciałabym zacząć na siebie zarabiać. - uśmiechnęłam się. Mina Chestera mówiła wszystko. " Zwariowałaś? " To chyba miał na myśli patrząc na mnie tym wzrokiem. - Chaz, Skarbie, nie patrz tak na mnie, nie mam zamiaru żyć na utrzymaniu mojego brata, mam 20 lat. - przewróciłam oczami.
C : Ale niby gdzie chcesz pracować? - spojrzał na mnie.
N : Pogadamy o tym w domu. - ucięłam uśmiechając się do kamery.
M : Nattie, chyba Chesterowi nie za bardzo podoba się Twój pomysł.
N : Trudno, będzie musiał to zaakceptować, ponieważ chcę być niezależna. - powiedziałam.
C : Kochanie, ale przecież jesteś.
N : Ale mi chodzi o niezależność finansową. Skończ już, pogadamy o tym w domu.
M : Zmieniając temat. To prawda, że macie polskie korzenie?
N : Tak, to prawda. Nasza babcia od strony mamy jest w połowie Polką. Kiedyś nawet chcieliśmy z Mike'm zamieszkać we Wrocławiu, gdzie obecnie ma dom. - powiedziałam. - Niestety wypadek rodziców unicestwił nasze plany. - westchnęłam.
C : Nic nie mówiliście. - zdziwił się.
N : No bo nie było o czym, jeju.... - powiedziałam przewracając wymownie oczyma.
M : Nic nie wiedziałeś o tym, że Twoja dziewczyna i przyjaciel chcieli opuścić Phoenix i udać się tak daleko? - zadał pytanie Chazowi.
C : Nie, nie wiedziałem i jestem bardzo zdziwiony. Mike i Natt często odwiedzali babcię. Zatrzymaliśmy się u niej po koncercie. To bardzo miła i ciepła osoba. Pozdrawiam ją serdecznie, jeśli ogląda, jej szarlotka jest najlepsza. Chociaż spróbowałem tylko trzy kawałki, bo Joe i chłopaki opałaszowali resztę. - westchnął
M : A znasz jakieś słowo po polsku? - słysząc pytanie dziennikarza wybuchłam śmiechem. - Powiedziałem coś nie tak? - spojrzał na mnie.
N : Nauczyć Chestera polskiego, to jak rzucić kulą w płot. - wyjaśniłam nie mogąc opanować śmiechu.
C : Bardzo śmieszne! - Wokalista Linkin Park się oburzył. - Właśnie, że umiem słowa po polsku i to aż trzy!!! - powiedział. - Mike mnie nauczył. - dodał z dumą.
N : Oo, aż trzy?! - powstrzymałam śmiech. - Faktycznie się wysilił. - powiedziałam.
C : Kocham Cię, Natalko. - zwrócił się do mnie po polsku. Jak on słodko mówił!!!
N : Ja Ciebie też! - odpowiedziałam również po polsku uśmiechając się w jego kierunku. - Wiesz, co powiedziałam? - zapytałam po angielsku chcąc się upewnić, czy zrozumiał odpowiedź. Otrzymałam potwierdzenie wyrażone skinieniem głowy.
C : " Ja Ciebie też " - przetłumaczył z niewielką trudnością wymawiając " ż ".
N : Brawo!! - biłam mu brawo. - Polscy Żołnierze będą dumni z Ciebie. Oczywiście jak się za Ciebie wezmę. - postanowiłam go już nie męczyć i mówić po angielsku, choć kochałam Polskę i władałam biegle polskim, tak samo Spike.
C : Wiem. - Chaz znowu odpowiedział po polsku. - Muszą poczuć, że są dla mnie tak samo ważni, jak Amerykanie czy Anglicy. - dodał już po angielsku. - Obiecałem im, że tam wrócę, no to będą mieli niespodziankę jak będę z nimi rozmawiał po polsku. - uśmiechnął się.
N : I to wielką. - przyznałam mu rację. - Nawet nie wiesz, jak wielkie to będzie miało dla nich znaczenie. Wiesz ilu Polaków marzy, żeby się z Tobą osobiście spotkać?
C : Domyślam się.
M : Na pewno będziemy transmitować ten wywiad też w Polsce, także usłyszą Cię. - dziennikarz spojrzał na Chaza.
C : O nie, usłyszą jak kaleczę ich narodowy język. - zakrył twarz dłońmi.
N : Na pewno Ci wybaczą. Będą z Ciebie dumni jak już powiedziałam. Poza tym polski jest jednym z najtrudniejszych języków na świecie. Nie dla mnie, bo ja nim władam od małego pypcia, Mike też. - uśmiechnęłam się.
C : Przecież nie raz byliście naszymi tłumaczami. - przewrócił oczyma.
M : Nie będę Was już męczył. Może chcesz pozdrowić Soldiersów z Polski? - spojrzał na Chaza.
C : Nie wiem czy dam radę. - spojrzał na mnie. Złapałam go za rękę .
N : Pomogę Ci. - uśmiechnęłam się.
C : Okej. - uśmiechnął się do kamery i zaczął mówić. - Siemanko, Żołnierze. Tak, ja mówię po Waszemu, wybaczcie, jeśli powiem coś źle, ale nie umiem jeszcze dobrze mówić po polsku. To strasznie trudny język jest.. - trochę się jąkał, ale dobrze mu szło to mówienie. - Chciałbym, żebyście wiedzieli, że ten.. No... No Natt jak to było? - zapytał mnie po angielsku.
N : Co chcesz im powiedzieć? - spojrzałam na niego.
C : Że ich Kocham i są dla mnie bardzo ważni. - szepnął.
N : No to już ja to powiem. - uśmiechnęłam się.
C : Nie, to moje pozdrowienia, ja jestem ich idolem. - oburzył się.
N : No dobrze, dobrze, to spróbuj jeszcze raz.
C : Jak zapewne słyszeliście, Nathalie śmiała się ze mnie, że nie umiem polskiego. Jednak coś tam umiem. - zaśmiał się. - Kocham Was i.. Kurde, znowu się zaciąłem, no ładnie... - mruknął.
N : Chester chce Wam powiedzieć, że Was bardzo Kocha i śle Wam całusy. - uśmiechnęłam się do kamery.
C : Tak, to właśnie chciałem powiedzieć, ale mi się wpieprzyłaś. - powiedział niemalże idealnie po polsku.
N : No patrzcie państwo, klnie bez zająknięcia, ale jakbym mu kazała powiedzieć : " W czasie suszy szosa sucha " to by się męczył z dobrą godzinę, jak nie więcej. - powiedziałam.
C : Że co byś mi kazała powiedzieć? - Chaz albo nie zrozumiał całego zdania, albo udał, że nie zrozumiał. Stawiam na to pierwsze. Moim zdaniem już i tak bardzo dużo umie. Na pewno dużo więcej, niż powiedział wcześniej. W obecności chłopaków często z Mike'm rozmawiam po polsku, może wyłapał. Ekipa się zawsze śmieje, że zachowujemy się jak Holmes i Watson. Polski to taki nasz szyfer. Brad'a wnerwia to najbardziej, ale przed wyjazdem do Polski na koncert mnie zaskoczył. Kiedy przy śniadaniu podałam mu nutellę, odpowiedział " dziękuję " w polskim języku. Uśmiechnęłam się i odpowiedziałam " proszę ", już po angielsku.
N : Nic Kochanie, taki polski łamijęzyk. - uśmiechnęłam się. - Jak już się dobrze nauczysz polskiego to Ci go powiem.
C : Wiem, że coś tam było z drogą chyba. - mruknął zamyślony. Zaczęłam się strasznie śmiać.
N : Szosa. -wydukałam przez śmiech.
C : So. - zaczął.
N : Szo - sa. - przesylabizowałam.
C : Śzio. - zaczął dość komicznie. - Nie będę się kompromitował. - machnął ręką.
M : Dużo już umiesz, ucz się ucz. - uśmiechnął się do niego. - Dzięki za wywiad. - powiedział.
C & N : Nie ma za co. - powiedzieliśmy razem przesyłając Soldierom całusa do kamery i poszliśmy.
***
- Polski jest na prawdę bardzo trudny. - westchnął mój chłopak.
- Wiem Skarbie. - ścisnęłam mocniej jego dłoń. - Ale ja Ci pomogę się go nauczyć. - uśmiechnęłam się ciepło.
- Nie jestem pilnym uczniem. - westchnął.
- Spokojnie, poradzimy sobie. - mimo jego deklaracji nie straciłam wiary, że moje korepetycje przyniosą skutki. - Umiesz dużo więcej, niż myślałam. - pochwaliłam go.
- Dobrze, że mają takie same litery jak my. No prawie. - zakończył drugie zdanie cichym westchnięciem. - Właściwie jakie Ty masz obywatelstwo? - zapytał patrząc na mnie.
- Amerykańsko- polskie. - powiedziałam.
- Mike też? - Chaz wytrzeszczył oczy.
- Tak. Oboje urodziliśmy się tu, w Ameryce, ale nasza mama była w połowie Polką, tak samo jak nasza babcia, jej mama.
- A dlaczego tak?
- No bo nasz pradziadek, tata mojej babci był czystym Polakiem, ale wyemigrował tutaj w 1945, tuż po zakończeniu drugiej wojny światowej. - powiedziałam.
- Nie wiedziałem. Czytałem coś kiedyś w gazecie, ale nie uwierzyłem.
- Co pisali?
- Coś o podwójnym nazwisku. Że kiedyś mieliście się nazywać Shinoda i coś tam na M, ale zatrzymaliście nazwisko ojca.
- To prawda. Powinniśmy się nazywać Shinoda - Markowscy. - uśmiechnęłam się.
- Twoje imię po polsku to Natalia. - spojrzał na mnie. Skinęłam twierdząco głową. - A Mike? - zapytał.
- Co Mike? - niezbyt rozumiałam, ale po chwili mnie oświeciło. - Czy ma jakiś polski odpowiednik? - uśmiechnęłam się.
- Tak. - potwierdził, że o to mu chodziło.
- Ma. - zaśmiałam się. - Michał. - uśmiechnęłam się.
- Michał?
- Tak, Michaś. - spojrzałam na chwilę w niebo.
- Ładny. - mruknął.
- No wiem. - zaśmiałam się.
- W ogóle Polska to bardzo ładny kraj. - powiedział.
- Wiem. - uśmiechnęłam się z dumą.
- Czujesz się bardziej Polką, czy Amerykanką? - tym pytaniem nieco mnie zaskoczył.
- Kocham oba kraje, ale bardziej Polskę. Tam jest strasznie dużo zabytków. Musimy kiedyś pojechać na dłużej do Warszawy, do Krakowa. Wawel jest po prostu cudny. A w ogóle byłeś kiedyś w Łazienkach? - pytałam. - Joe'mu by się w Toruniu spodobało. - zaśmiałam się.
- A dlaczego? - zapytał.
- No bo tam są najlepsze pierniki. - kiedy to powiedziałam oboje wybuchliśmy śmiechem.
- Byłem kiedyś nad Bałtykiem. - pochwalił się. - I o mało nie utopiłem tam Brad'a. - zaśmiał się.
- Serio? A to czemu? - śmiałam się.
- No bo mnie wkurzył. - wyjaśnił. - Pięknie tam jest. - uśmiechnął się.
- Byłeś w Pucku, czy w Gdańsku?
- W Gdańsku.
- To mieliście dalej do morza.
- No trochę musieliśmy się przejechać. - przyznał. - W ogóle właśnie uświadomiłem sobie, że ja strasznie mało o Was wiem.
- Bo nie pytasz.
- To mogę zacząć. - uśmiechnął się.
- No to proszę bardzo. - zaśmiałam się. - Mogę Ci bardzo dużo opowiedzieć o moim życiu w Polsce.
- To opowiadaj. - zamilkł patrząc na mnie.
ROZDZIAŁ 25 NARESZCIE JEST. PRZEPRASZAM, ŻE TAK DŁUGO .
DEDYKACJA DLA SHINODOWEJ, NATALKI D. I ANGELIKI R. <3 Przepraszam Was moje Kochane za tak długie milczenie. Chazzy przysięga poprawę, hihi :D To się kieruje zwłaszcza do Andzi, która mnie omal nie zjada za tą przerwę. xD
- Śniadanko, Księżniczko. - szept przy uchu sprawił, że otworzyłam oczy. Wtedy zobaczyłam jego cudowne, brązowe źrenice, wytatuowane ciało... Nie mogłam się powstrzymać. Musiałam go pocałować, co skomentował wybuchem śmiechu.
- Co rano, odkąd jesteśmy razem, sprawdzasz, czy ten Chester to TEN Chester. - śmiał się.
- Bardzo zabawne. - przewróciłam oczami i rzuciłam w niego jaśkiem. - To takie śmieszne, że nie mogę uwierzyć w swoje szczęście? - spojrzałam na niego opierając się na łokciach.
- Mała, znamy się w realu już kupę czasu, a Ty ciągle nie możesz uwierzyć, że wkradłaś się do serca temu brzydalowi z plakatu. -wskazał na siebie na grupowym plakacie wiszącym niemalże przy samych drzwiach.
- Jak ja Ci zaraz dam brzydala... - pokiwałam palcem i zaczęlam go lekko ciągnąć za kolczyki . - Maleństwo moje Chesterowate najpiękniejsze. - powiedziałam czule całując go w czoło.
- Najpiękniejsze maleństwo siedzi naprzeciw mnie. - przytulił mnie do siebie.
- Oj Słodzisz Pyśku... - wtuliłam się w niego mocno.
- Twój. - pocałował mnie w głowę. - Myszko jemy. - odgarnął mi kosmyk włosa za ucho. - Jajecznica a'la Chester wystygnie. - zaśmiał się.
Odwróciłam się w stronę tacy z jedzeniem.
- Czegoś mi tu brakuje.. - wzięłam ketchup i " namalowałam " na daniu logo Linkinów. - No teraz to jest danie a' la Bennington.
- Niezupełnie. - zabrał mi ketchup i obok loga " złożył " swój wspaniały autograf.
- Ej, uważaj bo zaraz zamiast jeść, wstawię to żarcie do gablotki. - na moje słowa oboje wybuchliśmy śmiechem.
- Nie żartuj sobie Kochanie, tak się męczyłem, masz to zjeść. - wziął mój widelec, nałożył na niego trochę jajecznicy i wysunął mi przed nos. - Za Chesterka.. - śmiał się. - No otwórz buźkę, Piękna. - rechotał widząc moją minę.
- Ja się tak nie bawię, nie jestem dzieckiem. - oburzyłam się, jednak widząc jego minę uległam i otworzyłam " buźkę ". Udało mu się to śniadanie, faktycznie.
- I jak? - zapytał, kiedy przełknęłam.
- Jest pyszne, ale teraz wymiana. - wzięłam jego widelec i też zaczęłam go karmić.
- Kto to widział, żeby takiego starego byka karmiła dziewczyna. - przewrócił oczami.
- Nie jesteś stary! - krzyknęłam.
- No dobra, już spokojnie. - zatkał uszy .
- No to nie mów tak. - pogłaskałam go po policzku.
Śniadanie minęło nam w spokojnej atmosferze. Kiedy Chaz poszedł posprzątać, ja zajęłam łazienkę, ale nie na długo, bo dzisiaj jakoś nie chciało mi się w niej siedzieć. Wzięłam z pralki przygotowane na dziś ubrania.
* Stylizacja Natt
Założyłam na siebie bieliznę, spodenki i bluzkę. Odsłaniała mi oczywiście brzuch. Wysuszyłam szybko włosy i związałam je w koczek. Nie malowałam się, ponieważ nie planowałam wyjścia. Założyłam na nogi moje nowe buty, które kupiłam specjalnie do tej stylizacji i wyszłam z łazienki. Przy drzwiach wpadłam na mojego chłopaka.
- Wyglądasz.... - zmierzył mnie wzrokiem.
- Wiem . - kopnęłam go lekko w tyłek. - Idź się myć. - rzuciłam nie odwracając się. Skierowałam się do salonu. Zwinnie wskoczyłam na parapet okna i spoglądałam za nie. Kiedy usłyszałam otwierające się drzwi łazienki i kroki na schodach, nie odwracając się zapytałam.
- Gdzie Oli, Spike i Jo?
- Na pizzę poszli. - Chaz usiadł naprzeciw mnie na parapecie i przyciągnął mnie do siebie. Zawiesiłam mu ręce na szyi.
- Mike jej powiedział? - zapytałam.
- Tak. - odpowiedział uśmiechając się w znany tylko sobie zabójczy sposób.
- I co?
- Cieszy się.
- Rozmawiała z rodzicami?
- Wiedzą tyle, ile ona. - przytulił mnie do siebie. - Wiesz, że ja Cię tak bardzo, bardzo Kocham, prawda? - zapytał.
- No pewnie. Oczywiście bezwarunkowo odwzajemniam. - wtuliłam się delikatnie w jego szyję.
- Ładna pogoda jest, może pójdziemy na spacer? - zaproponował, a ja spojrzałam za okno.
- Pada deszcz, ale wiesz co? Masz racje, chodź. - zeskoczyłam z parapetu. - Muszę się cieplej ubrać. - uśmiechnęłam się i poszłam do sypialni. Wyjęłam z szafy
Natt 2
, a z pod szafy wzięłam ukochane glany. Szybko się przebrałam, a kiedy Chester wchodził do sypialni, żeby zrobić to samo, właśnie je wiązałam.
- Mrr, jak ja Kocham, jak z Ciebie jest taka rockówa. - pocałował mnie czule.
- Wiem. - przejechałam mu palcem po ustach, a gdy skończyłam wiązanie, wyjęłam z szafy bluzę Chaza,, którą też na siebie założyłam.
Bluza
- Ej, a to nie moja bluza? - Bennington poruszył brwiami.
- No Twoja, dlatego ją noszę- poprawiłam koczek i założyłam na głowę kaptur. Schowałam swoje dłonie w rękawy i przyłożyłam do twarzy. Pachniała nim. Jak ja to Kocham. Chaz się zaśmiał . Spojrzałam na niego wzrokiem zabójcy. Właśnie zapinał pas z ćwiekami w swoich czarnych jeansach. Podałam mu jego czarną koszulkę na ramiączkach i inną bluzę.
- Dziękuję, że tak o mnie dbasz. - dostałam buziaka w policzek.
- Bo Cię Kocham. - uśmiechnęłam się i przejechałam po rzęsach tuszem, zrobiłam na powiekach staranne, czarne kreski, nałożyłam trochę pudru na twarz i czerwoną szminkę na usta. Założyłam pieszczochy na ręce.
- Wyglądasz zabójczo, mówiłem Ci to już? - zapytał.
- No pewnie, nie raz. - zaśmiałam się. Wrzuciłam telefon i klucze do kieszeni. Przy wyjściu Chazzy założył glany, a ja dodatkowo kurtkę. Jemu też mimo oporów kazałam założyć.
- Mam przecież bluzę. - marudził.
- Cicho. - zapięłam kurtkę pod samą szyję. Owinęłam ją afaratką w fioletowo czarną kratę.
- Nie lubię być pod pantoflem. - fuknął pod nosem.
- Chester! - użyłam scream'u.
- Ej, nie małpuj mnie. - złapał mnie wpół i wyniósł przed dom, który zamknął.
- Nie małpuję. - burknęłam.
- Małpujesz.
- Cicho, bo zobaczysz. - złapałam jego dłoń.
- Co zobaczę? - brązowe oczy przeszywały mnie na wylot.
- Będę mieć focha.
- Tak? Na pięć minut? - wybuchł śmiechem. Nie odezwałam się.
~ 20 minut później.
- Nattie, odfochnij się już. - Ha, wiedziałam, że nie wytrzyma. " Ani mi się śni . " - powiedziałam do siebie w myślach. Wydałam z siebie tylko ciche prychnięcie, chcąc powstrzymać śmiech. Przypomniało mi się, jak kiedyś Rob opowiadał mi scenkę przy której Chaz kłócił się z Mike'm o to, kto ma śpiewać którą zwrotkę w " From The Inside. " W końcu nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem.
- Co Ci się przypomniało? - zapytał Benny machając naszymi dłońmi.
- A nic, przypomniało mi się, jak Robby opowiadał mi Waszą sprzeczkę o " From The Inside. " - śmiałam się.
- No wtedy to ja Cię podejrzewałem, że bierzesz. I wciągasz w to Mike'a. - po jego słowach wybuchłam jeszcze gorszym śmiechem, prawie płakałam. Bennington przez cały miesiąc, nieprzerwanie obserwował moje zachowanie, a nasilało się to szczególnie wtedy, gdy wychodziłam na szluga. Oczywiście jego doświadczenia na nic się nie przydały bo okazało się, że dostaliśmy zwykłej głupawki. Biedny Chester Holmes...
~ Retrospekcja ~
Kiedy przerwał śledztwo, a stało się to wraz z rozpoczęciem weekendu nowego miesiąca, jak raz znowu dostałam głupawki za sprawą mojego braciszka. Udawaliśmy, że mamy zwidy. Śmialiśmy się, jakbyśmy na serio coś brali.
- Ej, Twój Krasnoludek ma zieloną czapkę ! - Mike się oburzył. - Mój ma żółtą ! Nie lubię tego koloru! - jęczał.
- Bo widzisz braciszku, mój krasnoludek jest seksowny, a Twój to ciota. - śmiałam się.
- Spierdalaj. - burknął bijąc mnie jaśkiem.
- Ała, Skurwielu, to bolało! - zasłoniłam się.
- Oj no już... - Shi wziął mnie na kolana tak, że siedziałam przodem do niego i przytulił mnie do siebie, a ja udałam, że płaczę wtulając się w niego. - Nie płacz, zerwę Ci cukierka z drzewa szczęścia. - uśmiechnął się do mnie.
- Na prawdę?! - oczka mi się zaświeciły. - Jesteś Kochany, ale ja nie chcę, żebyś tam szedł. Syreny Cię zgwałcą. - przytuliłam go.
- Dla mojej siostruni wszystko. - położył dłoń na sercu.
- Oo, Słodkoo.. - zrobiłam minkę szczeniaka i usiadłam sobie wygodniej na jego kolanach. Chester uważnie obserwował nas zza gazety i kręcił głową. Spojrzałam na Mike'a, on na mnie i oboje w śmiech, a na to Chaz :
- Mają Marysię i nie dadzą nawet maszka. - chciał nas wnerwić.
- Bennington! Nawet o tym nie myśl! - krzyknęliśmy chórem jak na komendę odzyskując zdrowy rozsądek. Teraz to Benny był tym, który łapał się za brzuch ze śmiechu.
- Żartowałem ! - rechotał. Wziął ze stołu paczkę Chesterfieldów i wyszedł na balkon. Patrzyłam jak z uwagą robi kółka z dymu. Wstałam z kanapy i podeszłam do niego po cichutku. Przytuliłam się do jego pleców. Dokończył fajkę, złapał moje ręce i spojrzał mi w oczy.
- Co? - uśmiechnęłam się do niego.
- Nic. - przytulił mnie do siebie . Położyłam mu dłonie na plecach i wtuliłam się w niego mocniej. Dobrze, że harpia tego wtedy nie widziała, bo mielibyśmy przerąbane.
~ Koniec retrospekcji ~
- O czym myślisz? - Chaz się do mnie przytulił
- Wspominam, jak kiedyś mogłeś mnie tylko przytulić i to tylko wtedy, jak Tal nie patrzyła. - powiedziałam.
- Teraz mogę wszystko. - zaczął mnie obcałowywać po potylicy, karku, szyi, czole, nosie, policzkach, a na koniec wpił się w moje wargi. Oddałam czułe pocałunki jeszcze bardziej je pogłębiając. Staliśmy tak z 20 minut. Potem ruszyliśmy dalej trzymając się za ręce.
***
Chodziliśmy po parku już ponad pół godziny śmiejąc się, jak jakieś downy. Byłam z nim taka szczęśliwa. Nie zamieniłabym go na żadnego innego faceta. Nie ma szans. Naszą sielankę przerwał trzask fleszy rozlegający się za nami.
- Czy my kiedyś będziemy mieli chwilę dla siebie? - zapytałam go na ucho.
- Nie wiem, zignorujmy ich. - Chaz kolejny raz dzisiaj połączył nasze usta w czułym pocałunku. Podniósł mnie do góry nie zaprzestając czułości, a trzask fleszy stał się jeszcze wyraźniejszy.
- Co Ty robisz? - zapytałam go na ucho.
- Pokazuję światu, jak bardzo Cię Kocham, Księżniczko. - zaśmiał się .
- Oni to wiedzą. - zaśmiałam się oddając pocałunki. Widzicie, co on ze mną robi? Nawet papruchów mam gdzieś! - Ej, może mi odwala, ale weźmy im zapozujmy. - powiedziałam z powagą.
- Co?! - Chaz spojrzał na mnie takim wzrokiem, jakbym mu powiedziała, że Mike to transwestyta.
- Mówię serio. - uśmiechnęłam się.
- Ktoś Cię chyba podmienił.. - Chazzy się zaśmiał i postawił mnie na ziemi, po czym zaczęliśmy pozować. Nagle podszedł do nas dziennikarz z MTV. Spotkałam się ze znaczącym wzrokiem ukochanego, ale tylko się uśmiechnęłam. Pewnym krokiem zaczęłam zmierzać w jego stronę zostawiając z tyłu mojego najukochańszego gwiazdora.
- No co tak stoisz, chodź ! - krzyknęłam za nim. Od razu odzyskał władzę w nogach i ruszył za mną. Po chwili oboje staliśmy przed Markiem Wallace'm, znanym dziennikarzem, któremu udzielałam wywiadu w trakcie koncertu Linkinów w Polsce w czerwcu.
M : Nattie! Chaz! Witajcie. - uśmiechnął się do nas.
N : Cześć Mark. - odwzajemniłam jego uśmiech i pocałowałam Chaza, który objął mnie w pasie.
M : Miło Was widzieć razem. - reporter zmierzył nas wzrokiem. - Chester, jak się czujesz po koncercie w Polsce? - zwrócił się do mojego ukochanego.
C : Było świetnie, fani z Polski są na prawdę zajebiści. - wyszczerzył się. - Dali nam tyle energii, że do dzisiaj mam jej chyba nadmiar. - zaśmiał się.
N : Oo tak, z tym to się muszę zgodzić. - zaśmiałam się.
M : Co masz na myśli? - spojrzał na mnie.
N : Może lepiej zachowam to dla siebie. - wystawiłam koniuszek języka.
M : Wasi fani z wielkim entuzjazmem przyjęli kilka kawałków z nowej płyty, która niedawno ukazała się w sprzedaży. Zapewne bardzo Was to cieszy? - spojrzał na Chestera.
C : Spodziewaliśmy się tego. Jak już mówiłem, nasi fani, nieważne skąd są zajebiści. Oni nie tylko rozumieją teksty naszych piosenek, ale też potrafią odkryć ich znaczenie, co bardzo im się ceni. - uśmiechnął się .
M : A Ty Natt? Jak przyjmujesz to, że wokół Chazza jest taki tłum?
N : No nie powiem, ciężko mi i boję się, że któregoś dnia nie będę mogła z nimi być. - westchnęłam się .
M : Dlaczego?
N : Nie wiem, czasami mam po prostu takie myśli.
M : Czyżby Twoje relacje z bratem się pogorszyły? - słysząc to pytanie roześmiałam się.
N : Nie, skąd! Owszem, kłócimy się jak to między rodzeństwem bywa. Chodzi po prostu o to, że chciałabym zacząć na siebie zarabiać. - uśmiechnęłam się. Mina Chestera mówiła wszystko. " Zwariowałaś? " To chyba miał na myśli patrząc na mnie tym wzrokiem. - Chaz, Skarbie, nie patrz tak na mnie, nie mam zamiaru żyć na utrzymaniu mojego brata, mam 20 lat. - przewróciłam oczami.
C : Ale niby gdzie chcesz pracować? - spojrzał na mnie.
N : Pogadamy o tym w domu. - ucięłam uśmiechając się do kamery.
M : Nattie, chyba Chesterowi nie za bardzo podoba się Twój pomysł.
N : Trudno, będzie musiał to zaakceptować, ponieważ chcę być niezależna. - powiedziałam.
C : Kochanie, ale przecież jesteś.
N : Ale mi chodzi o niezależność finansową. Skończ już, pogadamy o tym w domu.
M : Zmieniając temat. To prawda, że macie polskie korzenie?
N : Tak, to prawda. Nasza babcia od strony mamy jest w połowie Polką. Kiedyś nawet chcieliśmy z Mike'm zamieszkać we Wrocławiu, gdzie obecnie ma dom. - powiedziałam. - Niestety wypadek rodziców unicestwił nasze plany. - westchnęłam.
C : Nic nie mówiliście. - zdziwił się.
N : No bo nie było o czym, jeju.... - powiedziałam przewracając wymownie oczyma.
M : Nic nie wiedziałeś o tym, że Twoja dziewczyna i przyjaciel chcieli opuścić Phoenix i udać się tak daleko? - zadał pytanie Chazowi.
C : Nie, nie wiedziałem i jestem bardzo zdziwiony. Mike i Natt często odwiedzali babcię. Zatrzymaliśmy się u niej po koncercie. To bardzo miła i ciepła osoba. Pozdrawiam ją serdecznie, jeśli ogląda, jej szarlotka jest najlepsza. Chociaż spróbowałem tylko trzy kawałki, bo Joe i chłopaki opałaszowali resztę. - westchnął
M : A znasz jakieś słowo po polsku? - słysząc pytanie dziennikarza wybuchłam śmiechem. - Powiedziałem coś nie tak? - spojrzał na mnie.
N : Nauczyć Chestera polskiego, to jak rzucić kulą w płot. - wyjaśniłam nie mogąc opanować śmiechu.
C : Bardzo śmieszne! - Wokalista Linkin Park się oburzył. - Właśnie, że umiem słowa po polsku i to aż trzy!!! - powiedział. - Mike mnie nauczył. - dodał z dumą.
N : Oo, aż trzy?! - powstrzymałam śmiech. - Faktycznie się wysilił. - powiedziałam.
C : Kocham Cię, Natalko. - zwrócił się do mnie po polsku. Jak on słodko mówił!!!
N : Ja Ciebie też! - odpowiedziałam również po polsku uśmiechając się w jego kierunku. - Wiesz, co powiedziałam? - zapytałam po angielsku chcąc się upewnić, czy zrozumiał odpowiedź. Otrzymałam potwierdzenie wyrażone skinieniem głowy.
C : " Ja Ciebie też " - przetłumaczył z niewielką trudnością wymawiając " ż ".
N : Brawo!! - biłam mu brawo. - Polscy Żołnierze będą dumni z Ciebie. Oczywiście jak się za Ciebie wezmę. - postanowiłam go już nie męczyć i mówić po angielsku, choć kochałam Polskę i władałam biegle polskim, tak samo Spike.
C : Wiem. - Chaz znowu odpowiedział po polsku. - Muszą poczuć, że są dla mnie tak samo ważni, jak Amerykanie czy Anglicy. - dodał już po angielsku. - Obiecałem im, że tam wrócę, no to będą mieli niespodziankę jak będę z nimi rozmawiał po polsku. - uśmiechnął się.
N : I to wielką. - przyznałam mu rację. - Nawet nie wiesz, jak wielkie to będzie miało dla nich znaczenie. Wiesz ilu Polaków marzy, żeby się z Tobą osobiście spotkać?
C : Domyślam się.
M : Na pewno będziemy transmitować ten wywiad też w Polsce, także usłyszą Cię. - dziennikarz spojrzał na Chaza.
C : O nie, usłyszą jak kaleczę ich narodowy język. - zakrył twarz dłońmi.
N : Na pewno Ci wybaczą. Będą z Ciebie dumni jak już powiedziałam. Poza tym polski jest jednym z najtrudniejszych języków na świecie. Nie dla mnie, bo ja nim władam od małego pypcia, Mike też. - uśmiechnęłam się.
C : Przecież nie raz byliście naszymi tłumaczami. - przewrócił oczyma.
M : Nie będę Was już męczył. Może chcesz pozdrowić Soldiersów z Polski? - spojrzał na Chaza.
C : Nie wiem czy dam radę. - spojrzał na mnie. Złapałam go za rękę .
N : Pomogę Ci. - uśmiechnęłam się.
C : Okej. - uśmiechnął się do kamery i zaczął mówić. - Siemanko, Żołnierze. Tak, ja mówię po Waszemu, wybaczcie, jeśli powiem coś źle, ale nie umiem jeszcze dobrze mówić po polsku. To strasznie trudny język jest.. - trochę się jąkał, ale dobrze mu szło to mówienie. - Chciałbym, żebyście wiedzieli, że ten.. No... No Natt jak to było? - zapytał mnie po angielsku.
N : Co chcesz im powiedzieć? - spojrzałam na niego.
C : Że ich Kocham i są dla mnie bardzo ważni. - szepnął.
N : No to już ja to powiem. - uśmiechnęłam się.
C : Nie, to moje pozdrowienia, ja jestem ich idolem. - oburzył się.
N : No dobrze, dobrze, to spróbuj jeszcze raz.
C : Jak zapewne słyszeliście, Nathalie śmiała się ze mnie, że nie umiem polskiego. Jednak coś tam umiem. - zaśmiał się. - Kocham Was i.. Kurde, znowu się zaciąłem, no ładnie... - mruknął.
N : Chester chce Wam powiedzieć, że Was bardzo Kocha i śle Wam całusy. - uśmiechnęłam się do kamery.
C : Tak, to właśnie chciałem powiedzieć, ale mi się wpieprzyłaś. - powiedział niemalże idealnie po polsku.
N : No patrzcie państwo, klnie bez zająknięcia, ale jakbym mu kazała powiedzieć : " W czasie suszy szosa sucha " to by się męczył z dobrą godzinę, jak nie więcej. - powiedziałam.
C : Że co byś mi kazała powiedzieć? - Chaz albo nie zrozumiał całego zdania, albo udał, że nie zrozumiał. Stawiam na to pierwsze. Moim zdaniem już i tak bardzo dużo umie. Na pewno dużo więcej, niż powiedział wcześniej. W obecności chłopaków często z Mike'm rozmawiam po polsku, może wyłapał. Ekipa się zawsze śmieje, że zachowujemy się jak Holmes i Watson. Polski to taki nasz szyfer. Brad'a wnerwia to najbardziej, ale przed wyjazdem do Polski na koncert mnie zaskoczył. Kiedy przy śniadaniu podałam mu nutellę, odpowiedział " dziękuję " w polskim języku. Uśmiechnęłam się i odpowiedziałam " proszę ", już po angielsku.
N : Nic Kochanie, taki polski łamijęzyk. - uśmiechnęłam się. - Jak już się dobrze nauczysz polskiego to Ci go powiem.
C : Wiem, że coś tam było z drogą chyba. - mruknął zamyślony. Zaczęłam się strasznie śmiać.
N : Szosa. -wydukałam przez śmiech.
C : So. - zaczął.
N : Szo - sa. - przesylabizowałam.
C : Śzio. - zaczął dość komicznie. - Nie będę się kompromitował. - machnął ręką.
M : Dużo już umiesz, ucz się ucz. - uśmiechnął się do niego. - Dzięki za wywiad. - powiedział.
C & N : Nie ma za co. - powiedzieliśmy razem przesyłając Soldierom całusa do kamery i poszliśmy.
***
- Polski jest na prawdę bardzo trudny. - westchnął mój chłopak.
- Wiem Skarbie. - ścisnęłam mocniej jego dłoń. - Ale ja Ci pomogę się go nauczyć. - uśmiechnęłam się ciepło.
- Nie jestem pilnym uczniem. - westchnął.
- Spokojnie, poradzimy sobie. - mimo jego deklaracji nie straciłam wiary, że moje korepetycje przyniosą skutki. - Umiesz dużo więcej, niż myślałam. - pochwaliłam go.
- Dobrze, że mają takie same litery jak my. No prawie. - zakończył drugie zdanie cichym westchnięciem. - Właściwie jakie Ty masz obywatelstwo? - zapytał patrząc na mnie.
- Amerykańsko- polskie. - powiedziałam.
- Mike też? - Chaz wytrzeszczył oczy.
- Tak. Oboje urodziliśmy się tu, w Ameryce, ale nasza mama była w połowie Polką, tak samo jak nasza babcia, jej mama.
- A dlaczego tak?
- No bo nasz pradziadek, tata mojej babci był czystym Polakiem, ale wyemigrował tutaj w 1945, tuż po zakończeniu drugiej wojny światowej. - powiedziałam.
- Nie wiedziałem. Czytałem coś kiedyś w gazecie, ale nie uwierzyłem.
- Co pisali?
- Coś o podwójnym nazwisku. Że kiedyś mieliście się nazywać Shinoda i coś tam na M, ale zatrzymaliście nazwisko ojca.
- To prawda. Powinniśmy się nazywać Shinoda - Markowscy. - uśmiechnęłam się.
- Twoje imię po polsku to Natalia. - spojrzał na mnie. Skinęłam twierdząco głową. - A Mike? - zapytał.
- Co Mike? - niezbyt rozumiałam, ale po chwili mnie oświeciło. - Czy ma jakiś polski odpowiednik? - uśmiechnęłam się.
- Tak. - potwierdził, że o to mu chodziło.
- Ma. - zaśmiałam się. - Michał. - uśmiechnęłam się.
- Michał?
- Tak, Michaś. - spojrzałam na chwilę w niebo.
- Ładny. - mruknął.
- No wiem. - zaśmiałam się.
- W ogóle Polska to bardzo ładny kraj. - powiedział.
- Wiem. - uśmiechnęłam się z dumą.
- Czujesz się bardziej Polką, czy Amerykanką? - tym pytaniem nieco mnie zaskoczył.
- Kocham oba kraje, ale bardziej Polskę. Tam jest strasznie dużo zabytków. Musimy kiedyś pojechać na dłużej do Warszawy, do Krakowa. Wawel jest po prostu cudny. A w ogóle byłeś kiedyś w Łazienkach? - pytałam. - Joe'mu by się w Toruniu spodobało. - zaśmiałam się.
- A dlaczego? - zapytał.
- No bo tam są najlepsze pierniki. - kiedy to powiedziałam oboje wybuchliśmy śmiechem.
- Byłem kiedyś nad Bałtykiem. - pochwalił się. - I o mało nie utopiłem tam Brad'a. - zaśmiał się.
- Serio? A to czemu? - śmiałam się.
- No bo mnie wkurzył. - wyjaśnił. - Pięknie tam jest. - uśmiechnął się.
- Byłeś w Pucku, czy w Gdańsku?
- W Gdańsku.
- To mieliście dalej do morza.
- No trochę musieliśmy się przejechać. - przyznał. - W ogóle właśnie uświadomiłem sobie, że ja strasznie mało o Was wiem.
- Bo nie pytasz.
- To mogę zacząć. - uśmiechnął się.
- No to proszę bardzo. - zaśmiałam się. - Mogę Ci bardzo dużo opowiedzieć o moim życiu w Polsce.
- To opowiadaj. - zamilkł patrząc na mnie.
ROZDZIAŁ 25 NARESZCIE JEST. PRZEPRASZAM, ŻE TAK DŁUGO .
DEDYKACJA DLA SHINODOWEJ, NATALKI D. I ANGELIKI R. <3 Przepraszam Was moje Kochane za tak długie milczenie. Chazzy przysięga poprawę, hihi :D To się kieruje zwłaszcza do Andzi, która mnie omal nie zjada za tą przerwę. xD
piątek, 26 września 2014
24. Ty jesteś dobrym nałogiem
Gdy tylko znalazłam się w pokoju szybko włączyłam laptop i komunikator. Tak jak się spodziewałam, Caro już na mnie czekała, więc szybko rozpoczęłam połączenie. Od razu wyjaśniłam jej całą sprawę. Jej reakcja wcale mnie nie zdziwiła. Dziewczyna złapała się za głowę.
- Co za... - nie dokończyła zdania. Spojrzała na mnie ze współczuciem. Wiedziałam, co ma na myśli. Postanowiłam jej oszczędzić mówienia tego głośno.
- Wiem. Też tak uważam. - krzywo się uśmiechnęłam.
- Ale skąd wiesz, że oni mają na pewno coś wspólnego ze sobą? - blondynka upiła łyk nieznanego mi napoju z trzymanego w dłoniach kubka.
- Widzieliśmy ją dzisiaj, jak przechodziliśmy z Chesterem koło aresztu, a z czego wiem od niego, nikt z jej rodziny tam nie przebywa. - wyjaśniłam.
- Więc musiała pójść do niego.
- Dokładnie.
- Jak myślisz, po co się spotkali? - Bery spojrzała na mnie pytająco.
- Błagam Cię Carly, to jest proste jak dwa razy dwa. - przewróciłam oczami. - Chce pomóc mu zwiać, dlatego chcę być jak najdalej od Phoenix i zabrać stąd Oliwię, ale tak, żeby ona nic nie podejrzewała.
- A ona ma niedługo koniec roku i chcesz jej zafundować wakacje w Disneylandzie? - uśmiechnęła się chytrze. - Sprytne. - powiedziała.
- Pomożesz? - zapytałam patrząc na nią błagalnym wzrokiem.
- A od czego są przyjaciele? Pogadam z chłopakami i dam Ci znać. To będzie najlepszy miesiąc w jej życiu. - puściła mi oczko.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się.
- Jeszcze nie masz za co. - machnęła ręką. - Zadzwonię do Ciebie wieczorem, bo teraz uciekam z chłopakami na próbę.
- Jasne, czekam. Pozdrów ich tam. - zaśmiałam się.
- Ty swoich też. - zawtórowała mi.
- Narka. - pomachałam jej.
- Pa. - odpowiedziała mi tym samym i po chwili połączenie zostało zakończone. Miałam ochotę skakać z radości. Wyłączyłam laptop i zbiegłam na dół. Wcale mnie nie zdziwił widok całej zgrai w salonie. Pewnie Mike albo Chaz po nich zadzwonili i wszystko już wiedzą. Jak na komendę, kiedy tylko przeskoczyłam ostatni schodek wszystkie oczy zwróciły się na mnie, a Chester do mnie podszedł. Widząc radość wymalowaną na mojej twarzy wiedział, że wszystko ułożyło się według planu.
- Ustalone? - zapytał z uśmiechem.
- Po części tak. Caroline ma gadać z chłopakami, ale myślę, że jak im wyjaśni sprawę wszystko będzie git.
- To super. - pocałował mnie w policzek.
- Kocham Cię. - wyszeptał mi do ucha. Uśmiechnęłam się delikatnie i spojrzałam mu w oczy.
- Ja Ciebie też. - delikatnie pocałowałam go w usta.
- Musimy dać radę, ona nie może zniszczyć tego, co zbudowaliśmy. - zacisnął szczękę. Oho, Chester wkurzony...
- Nie zniszczy. - oparłam swoje czoło o jego. - Jestem przy Tobie i nie opuszczę Cię. - złapałam go za dłonie. - Nigdy, rozumiesz? - patrzyłam mu w oczy. - Nigdy. - ścisnęłam lekko jego dłonie.
- Jesteś jak mój własny narkotyk. - uśmiechnął się szczerze.
- Narkotyk? - zmarszczyłam brwi. - Jesteś już uzależniony. - zaśmiałam się.
- Od dawna. - wybuchł śmiechem. - Ale ten nałóg jest nieuleczalny.
- A niby czemu? - spojrzałam na niego z ciekawością wymalowaną na twarzy.
- No bo to jest taki rodzaj nałogu Skarbie, z którym ja nie chcę walczyć. - przytulił mnie mocno do siebie.
- Wow, to ja muszę być bardzo silna, skoro nie masz siły mnie pokonać. - parsknęłam śmiechem.
- Nie to, że nie mam siły. Ja nie chcę. - otarł swój nos o mój.
- Ale skoro jestem nałogiem, to muszę być zła. - drążyłam temat.
- Oj przestań. Ty jesteś dobrym nałogiem.
- Dobry nałóg? - usiadłam na blacie.
- Tak. - złapał mnie za ręce. - Bo jesteś moją definicją szczęścia. - uśmiechnął się.
- Kochany wariat. - wtuliłam się w jego tors. Serce Chaza biło spokojnie. Puk, puk, puk, puk... Uwielbiałam ten dźwięk. Czując jego dłoń na plecach przyciskającą mnie mocniej, ułożyłam ręce na jego klatce piersiowej i stałam tak wtulona jak mała dziewczynka.
- Mam pomysł na nową piosenkę. - głos Mike'a dotarł do moich uszu. Brat cicho chichotał, a za jego plecami stała reszta ekipy.
- Jeśli to ma być znowu temat moich nałogów, to przypominam Ci, że Breaking The Habit zna już cały świat. - Benny objął mnie ramieniem.
- Ale ja mówię o mojej siostrze. Znaczy o piosence o niej. - Shi się zaśmiał.
- Bardzo śmieszne. - przewróciłam oczami. - Piosenka o zwykłej, szarej dziewczynie, w której zakochał się rockman. W sam raz na wasz styl muzyki. Na prawdę. O sole mio lepiej przeróbcie, na to samo wyjdzie. - zaśmiałam się perliście całując ukochanego w policzek.
- No ale to nie jest wcale taki zły pomysł. - Chaz na mnie spojrzał.
- Przestań. - machnęłam ręką. - To nie przejdzie.
- Dlaczego tak uważasz? - znów spotkałam się z oczami Benningtona.
- Bo ma być o mnie, a ja nie jestem tematem wartym piosenki. - uśmiechnęłam się słabo. - Moje nędzne życie, jeśli już coś o nim pisać, to książkę. Podkreślam gatunek - dramat. - przejechałam dłonią po jego ręce i wyszłam z kuchni. Usiadłam na kanapie między przyjaciółkami.
- Ej, obejrzymy coś? - zaproponowała JoJo, gdy chłopaki do nas doszli.
- Mike, włącz coś. - uśmiechnęłam się do brata, a sama wróciłam do kuchni, żeby zająć się przekąskami. Po chwili przyszłam z popcornem, chipsami i szklankami. Postawiłam to na stole, a Chester poszedł po pepsi, którą ponalewał w szklanki. Minoda wybrał komedię " Zemsta frajerów ". Znałam wszystkie części, ale za każdym razem, jak to oglądam rechoczę jak żaba. Tak było teraz. Mojemu męskiemu klonowi, jak to kiedyś mówiła nasza mama, zebrało się nagle na wygłupy i wyrzucił mi na koszulkę całą garść popcornu z masłem.
- Zlizuj to!! - wydarłam się. - Nienormalny jesteś ! - krzyknęłam. Chester zdjął ze mnie bluzkę, rzucił nią w mojego brata i ściągnął z siebie swoją. Podał mi ją z mega wyszczerzem, a ja z nie mniejszym entuzjazmem założyłam ją na siebie. Zapach jego perfum od razu dotarł do moich nozdrzy. Uśmiechnęłam się szeroko i jeździłam palcem po jego tatuażach. Jak ja to uwielbiam. Jego mięśnie od razu się napięły i nie spuszczał ze mnie wzroku.
- Oho, Soldierka się bawi. - rechotał Phoenix.
- Shut up, bo jak Ci.. - uniosłam dłoń, w której trzymałam jaśka wziętego wcześniej od Maryse.
- Lubisz One Step Closer, ha? - śmiał się i rzucił we mnie jedną z małych poduszek leżącą po jego stronie. Dostałam.
- Oo nie! - krzyknęłam. - Jesteś martwy. - spojrzałam na niego. Usiadłam na piętach na kolanach Chazza, żeby mieć większy dostęp do Rudego i zaczęłam go okładać.
- Menda! - darłam się.
- Mencwel! - odgryzł się oddając mi.
- Wiewióra ! - krzyknęłam.
- Oo nie Młoda, przegięłaś. - Farrell po raz kolejny wybuchł śmiechem. Złapał mnie za nadgarstki i podniósł do góry jednocześnie wstając. Wisiałam jak na sznurku. Nogi mi tylko dyndały. Zmięłam usta w wąską linię i patrzyłam na niego z chęcią mordu w oczach.
- David, ja Ci dobrze radzę, puść ją, bo oberwiesz. - Mike od początku przyglądał się naszej wojnie.
- Co takie maleństwo może mi zrobić? Nie uderzy idola. - puścił mi oczko.
- Nie byłabym taka pewna siebie, Phoenix. - moje tęczówki z brązowych stało się czarne, skóra blada, a szczęka samoistnie się zacisnęła. - Farrell. Postaw. Mnie. - wycedziłam przez zęby każde słowo.
- A jak nie, to co? - zapytał wyraźnie rozbawiony całą sytuacją. Jego pewność siebie coraz bardziej działała mi na nerwy.
- Ja Cię proszę, bo na serio się wkurzę. Nie chcę bić idola, masz rację. Do tego jeszcze przyjaciela. Nie każda Soldierka ma takie szczęście. - uśmiechnęłam się.
- Bo nie każda ma mnie. - Spike uśmiechnął się dumnie.
- Gdybym mogła, to bym Ci wysłała buziaka, bo Kocham Cię za to i nie tylko za to najmocniej na świecie, wiesz o tym doskonale. - zwróciłam się do brata.
- No dobra. - Phoenix dał za wygraną i postawił mnie na ziemi. - Nadal kochasz swojego Davidka? - spojrzał na mnie słodkimi oczkami.
Zaśmiałam się i przytuliłam go mocno.
- Debilu, przecież wiesz, że tak. - poklepałam go po plecach.
- A My to co?! - krzyknęła pozostała piątka. Spojrzałam na nich i pokręciłam głową. Rozłożyłam ręce z szerokim uśmiechem na twarzy. Pierwszy podbiegł do mnie nie kto inny jak oczywiście sam Pan Bennington.
- Wiedziałam. - przytuliłam go śmiejąc się. Spojrzał na mnie z wargą wysuniętą naprzód, czym jeszcze bardziej mnie rozbawił.
- Kocham Cię. - dałam mu buziaka w usta.
- Wiem. - poruszył brwiami.
- A Wy co, Lamusy, specjalne zaproszenie? - zaśmiałam się wesoło. Po chwili Mike, Joe, Brad i Rob zostali zamknięci w moich ramionach razem ze swoimi kumplami. Dziewczyny również się dołączyły.
- Moi wariaci. - śmiałam się.
- Ja też chcę buzi. - Mike założył na siebie ręce.
- Jakie życzenia.. - przewróciłam oczami i dałam mu buziaka, kiedy zrobił dzióbek. - Kocham. - uśmiechnęłam się i pstryknęłam go w nos. Nagle Joe podszedł do nas z nowymi słuchawkami w dłoni. Były całe czarne z nazwą zespołu. Podał mi je.
- Żartujesz? - spojrzałam na niego.
- Siódma para do kolekcji Ci się przyda. - uśmiechnął się charakterystycznym dla siebie uśmiechem.
- Kupiłeś nowe?
- Dostałem pięć par na zapas, to pomyśłałem o mojej Kochanej Natt. - powiedział.
- Kochany jesteś. - przytuliłam go. - Dziękuję, Pandziu. - pocałowałam go w policzek.
- Ja też takie dostałam. - April pokazała swój prezent. - Nieźle dają czadu. - zaśmiała się.
- Weź je pod namioty. Jak Chaz będzie chrapał, to nie usłyszysz. - Hahn zaczął się śmiać.
- Udam, że tego nie słyszałem. - ukochany pokiwał palcem w stronę przyjaciela.
- Spokojnie Skarbie i tak bym je wzięła. - wysłałam mu całusa.
- Która bierze płyty? - zapytała Paige.
- Ja. - powiedziałam. - Jako jedyna mam wszystkie, będę Wam pożyczała.
- Spoko. - Knight przybiła mi żółwia.
- Po co Wam płyty? Przecież macie MP 4. - Rob oparł się o poręcz schodów.
- Kochanie, ale przecież MP 4 może nam paść. - Paige uśmiechnęła się do niego słodko.
- No właśni, dlatego zabieramy Discmany. - Maryse stanęła obok mnie. - Ja bez Linkin Park nie wytrzymam, nie wiem, jak Wy laski. - spojrzała na nas.
- My też nie. - powiedziałyśmy chórem.
- Ale przecież z nami będziecie. - Chaz był tak rozbawiony, że musiał się oprzeć o Spike'a.
- Jezus Maria Chester! - Nikki oparła się czołem o ścianę. - O muzę chodzi. - spojrzała na niego. - Ja bez Twojego krzyku nie zasnę. - powiedziała.
- No ja tym bardziej. - złapałam się za biodra.
- No to mogę Wam krzyczeć do snu. - rechotał.
- Bardzo śmieszne. - powiedziałyśmy razem z Nicole.
- W razie jakbyś nie wyrabiał, to masz zmienniczkę. - powiedział Spike patrząc na mnie.
- Bardzo zabawne, braciszku. - uśmiechnęłam się z przesadzoną słodyczą i zrobiłam maślane oczka.
- Gówniarko, bez sarkazmów w moją stronę proszę. - zaśmiał się.
- Bo co? - podeszłam do niego ciągle trzymając się za biodra. - Dasz mi szlabam na grzebanie w Twoich szafkach, czy może zarekwirujesz mi mój różowy domek dla lalek, którym od piętnastu lat się nie bawię? - uśmiechnęłam się chamsko. - Stoi na strychu, proszę bardzo, możesz sobie go zabrać na zawsze. - zaśmiałam się. - Miałam go dać Oliwce, ale jak tak bardzo Ci zależy, żeby się nim pobawić, to nie mogę Ci zabraniać. - usiadłam na kanapie i założyłam nogę na nogę. - To by było takie niepedagogiczne z mojej strony. - schowałam kosmyk włosa za ucho. - Lalki są w tej reklamówce w kwiatki. Torba z ubrankami i akcesoriami też. - wzięłam chipsa i wsunęłam go do ust, a gdy go połknęłam, powiedziałam z uśmiechem. - Udanej zabawy, Skarbie. - wysłałam mu buziaka. Chłopaki i dziewczyny dławili się ze śmiechu. Spike z zaciśniętą szczęką usiadł przy swojej ukochanej.
- Co, nie idziesz? - oparłam głowę na ramieniu mojego chłopaka, lecz nie spuszczałam wzroku z brata.
- Mam ważniejsze rzeczy na głowie. - burknął obejmując swoją dziewczynę.
- Po prostu boisz się przyznać, że kręcą Cię różowe domki z lalkami. - Brad opierał się o mnie dławiąc się śliną ze śmiechu. - Stary, trzeba było powiedzieć, to na urodziny zamiast na nową gitarkę złożylibyśmy się na baby born czy coś w ten deseń. - śmiał się.
- Bradziu, Ty się lepiej zajmij swoją wełną, bo niedługo całkowicie zarośniesz. - odpyskował Shi. Ta sprzeczka zaczęła już wkraczać na niebezpieczne pole, więc postanowiłam ją przerwać.
- Ej, chłopaki, żarty żartami, ale przestańcie już. Mieliśmy oglądać film, a zaraz się pokłócicie i jeszcze przez to spieprzycie nam plany, a chyba nie o to chodzi, prawda? - spojrzałam na nich.
Chester pocałował mnie w policzek.
- Sam bym tego lepiej nie ujął. - przytulił się do mojego policzka, a jego gładka skóra, z której niedawno zniknął zarost o czym mówił mi intensywny zapach wody po goleniu, delikatnie ocierała się o moją. Przeniosłam wzrok na niego.
- Od takich spraw jestem ja. - uśmiechnęłam się.
- I za to właśnie Cię Kocham. - delikatnie przejechał wargami po moim policzku, by złożyć delikatny pocałunek za moim uchem.
- Serio? Nie wiedziałam. - zaśmiałam się odwracając głowę w jego stronę, a gdy dzięki temu nasze usta się styknęły, zagryzłam jego wargę. Mruknął coś pod nosem, a gdy się oderwałam zrobił to samo z moją wargą. Kącik moich ust mimowolnie uniósł się ku górze, kiedy koniuszek jego języka zaznaczył na niej małą strużkę. Kiedy to on się oderwał, zagryzłam wargę uśmiechając się lekko.
- To teraz wiesz. - przyciągnął mnie bliżej. Moja głowa wylądowała na jego nogach, zaś stopy na kolanach Mike'a. Brat uśmiechnął się do mnie lekko. Nie był zły. Połaskotał mnie po pięcie. Zaśmiałam się cicho. Miałam wielka ochotę go przytulić, ale JoJo była wtulona w jego tors. Nie chciałam się jej wpychać. Zamknęłam powieki oddając się dłoniom chłopaka, który był moim życiem. Jego palce z czułością gładziły moje czerwone, gęste włosy. Podniosłam wzrok na jego twarz. Uśmiechnął się delikatnie przykładając swoje czoło do mojego. Romantyczną chwilę przerwały pierwsze dźwięki " Until It's Gone " dochodzące z mojego telefonu. Momentalnie się podniosłam i sięgnęłam po urządzenie. Caro. Wzięłam głęboki wdech i dotknęłam palcem zielonej słuchawki, po czym przyłożyłam telefon do ucha.
- Halo? - odezwałam się.
- Cześć. - wesoły głos mojej przyjaciółki wywołał u mnie jeszcze większe emocje. - Mam dobrą wiadomość. - zaczęła.
Wstrzymałam oddech.
- Jaką? - zapytałam wypuszczając po chwili powietrze.
- Udało się. - zaśmiała się wesoło.
- Na prawdę? - aż pisnęłam ze szczęścia.
- Tak. - odpowiedziała. Możesz powiedzieć Młodej, że jedzie pojutrze do Paryża. - zaśmiała się.
- Jesteś wielka. - powiedziałam.
- Przestań. Czego się nie robi dla przyjaciół. - jej łagodny głos sprawił, że wyobraziłam sobie jej pogodny uśmiech.
- Jestem Ci na prawdę wdzięczna, Kochana. - uśmiechnęłam się.
- Podziękujesz, jak się spotkamy.
- Możesz być tego pewna. - obiecałam. Byłam taka szczęśliwa. To było po prostu nie do opisania. Ostatni raz czułam się tak, kiedy Chester mnie pocałował i wyznał mi miłość.
- Trzymam Cię za słowo. - śmiała się. - Nattie, bateria mi pada, zadzwonię jutro. Całuski. - wysyłała mi całusy.
- To pa. Uściskaj chłopaków. - nakazałam.
- Pa. Ty swoich też. - pożegnała się. Kiedy dźwięk zakończonego połączenia dobiegł do mojego ucha niemal rzuciłam telefon na stół i od razu zawiesiłam się na szyi Chazzowi.
- Udusisz mnie. - śmiał się.
- I tak tym się nie da wyrazić, jak mocno Cię Kocham. - pocałowałam go w policzek.
- Aż tak? - udał zdziwionego.
- Bardziej niż myślisz. - znów go przytuliłam.
- Bardzo mnie to cieszy. - pocałował mnie namiętnie. Odwzajemniłam gest mimo obecności naszych przyjaciół. Położyłam dłonie na jego policzkach i nawet kiedy Phoenix z Mike'm zaczęli chrząkać, nie przerwałam.
- Przestańcie lecieć w ślinę, bo aż mi niedobrze, jak widzę te wasze jęzorki. - Brad zaczął się śmiać. Ignorowanie. To właśnie postanowiliśmy robić.
- Kretynie nie widzisz, że oni się kochają? Ja tam chcę małe Benningtonki. - Joe się uśmiechnął. Dopiero po jego słowach się oderwaliśmy i oboje na niego spojrzeliśmy.
- Powiedziałem coś nie tak? - zapytał.
- Nie stary. Gwarantuję Ci, że kiedyś się doczekasz. - Chester się zaśmiał. Słysząc jego słowa zakrztusiłam się chipsem, który miałam w ustach. Mike zaczął mnie klepać po plecach.
- Siostra! Żyjemy? - zapytał, kiedy przestałam kaszleć. Kiwnęłam twierdząco głową nie mogąc wydusić z siebie słowa. Chester Bennington chce mieć ze mną dzieci? Ze mną?!~
- Kochanie, wszystko okej? - autor słów, które wywołały u mnie wielki szok właśnie kucał przede mną i patrzył mi w oczy.
- Tak . - wydukałam. Na nic więcej nie byłam w stanie się zdobyć. Nie mogłam uwierzyć, że on myślał o mnie tak poważnie. Jednak kiedy dłużej wpatrywałam się w jego oczy dostrzegłam w nich smutek. Myślał, że mnie przestraszył?! Skąd. Jestem najszczęśliwszą Soldierką na ziemi. Niewiele myśląc rzuciłam się na szyję bratu. To jego zasługa.
- Ej, Nattie, co jest? - Shi zaśmiał się wesoło i otoczył mnie ramionami.
- Nawet nie wiesz, jak Cię Kocham, braciszku. Jesteś najlepszy na świecie. - tuliłam go mocząc mu koszulkę łzami.
- Mówiłaś mi to tysiąc razy. - Spike troskliwie głaskał mnie po głowie.
- Za mało. - spojrzałam na niego i znów się popłakałam.
- O co tu chodzi? - Chester nic nie rozumiał.
- Bennington, Ty świrze. - teraz wypłakiwałam łzy szczęścia w ramię ukochanego.
- Aż taką przykrość Ci sprawiłem? - zapytał szeptem.
- Przykrość?! - spojrzałam na niego uśmiechając się przez łzy. - To najlepsze słowa, jakie może usłyszeć kobieta, która myśli na poważnie o swoim związku. - wydukałam.
- To ja też chcę mieć z Tobą Mini Phoenix'y. - Dave spojrzał na Maryse.
- Mini Linkin Park? - Mike objął Jo
- Czemu nie. W ten sposób będziemy nieśmiertelni. - Joe się zaśmiał.
- Wy zawsze będziecie nieśmiertelni. - April się do niego uśmiechnęła.
- Nie o muzykę mi chodzi. Zostawimy po sobie ślady. - Hahn pocałował Mendez w czoło.
- To nie jest wcale takie złe. - Brad podrapał się po czuprynie.
- To za poważne tematy na hop siup. - Rob jak zwykle sprowadził nas na ziemię. - Nikt się za nas nie spakuje. - przypomniał.
- Ma rację. - poparłam go.
- Mamy jeszcze czas, teraz trzeba się wyspać, więc banda za mną, odwiozę Was. - Phoenix zebrał wszystkich. Pożegnaliśmy się i po chwili zostałam w domu tylko ja, Chaz, Mike i Jo oraz Oliwia, która smacznie spała na górze.
- No to co, dobranoc? - Mike na nas spojrzał.
- Dobranoc. - pocałowałam brata i przyjaciółkę w policzki i ruszyłam w stronę łazienki na górze. Wzięłam szybko prysznic i owinięta w ręcznik poszłam do sypialni. Wyjęłam z szafy dół od bielizny i koszulkę Chaza z koncertu, która mimo prania na szczęście zachowała jego zapach. Usiadłam przy toaletce, zmyłam makijaż, nasmarowałam ręce i twarz kremem po czym zaczęłam suszyć włosy. Poszło mi sprawnie, a że jeszcze byłam sama, to postanowiłam z tego skorzystać. Usiadłam na łóżku, włączyłam sobie " Guilty All The Same " na telefonie i nucąc malowałam na czarno paznokcie u nóg. Nawet nie usłyszałam, jak Chester wszedł do pokoju, położył się na łóżku i najzwyczajniej w świecie słuchał, jak masakrycznie mieszam swój okropny głos z jego. Otrząsnęłam się dopiero, kiedy właśnie miałam zamiar się położyć. Jak oparzona zerwałam się z łóżka wyłączając muzykę.
- Co Ty tutaj robisz? - zagryzłam speszona wargę.
- Tymczasowo mieszkam. - powiedział.
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi. - położyłam się obok niego. - Słyszałeś? - spojrzałam mu w oczy.
- Co nieco. - przyznał.
- Boże. Jaka siara. - wbiłam głowę w poduszkę.
- Wcale że nie. Masz zajebisty głos. - ujął mnie za podbródek bym spojrzała mu w oczy.
- Mówisz tak bo nie chcesz mnie urazić. - powiedziałam. - Ze mną masz być szczery, nienawidzę kłamstwa.
- Ja też nie.
- To dlaczego kłamiesz? - zapytałam.
- Nie kłamię, Kochanie. Masz talent, to u Was chyba rodzinne bo Oliwia też wymiata. - uśmiechnął się. - Poza tym nie pierwszy raz Cię słyszę.
- What?! - byłam zszokowana. - Jak to nie pierwszy raz?! - zakryłam twarz dłońmi. - Wdech, wydech, wdech, wydech. - nabierałam powietrza i wypuszczałam je. - Ile razy?
- Nie liczyłem, ale kilkadziesiąt na pewno.
- Kiedy?
- Teraz, w Londynie, w kuchni nie raz jak śpiewałaś. Ostatnio na przykład masz chyba fazę na " In Pieces ". - zaśmiał się.
- Jest świetna. Jak każda.
- Bo jak każda wyraża moje uczucia. Już dawno czułem, że Tal nie jest ze mną szczera. - wyznał nagle.
- To dlaczego się z nią męczyłeś? - zapytałam kładąc mu głowę na ramieniu.
- Nie wiesz, jak to jest? Kochałem ją. Byłem ślepy jak dziecko we mgle. - westchnął. Widząc, że to dla niego trudny temat postanowiłam go nie drążyć. Przytuliłam go mocno i pogłaskałam po plecach. Dla mnie słuchanie, że darzył ją uczuciem również było trudne, choć doskonale wiedziałam, że już dawno zajęłam jej miejsce w jego sercu. Jak to on mówi, wypełniłam dziurę.
Teraz ona znowu chciała go niszczyć...... Ale oo nie. Tak łatwo jej nie pójdzie. Będziemy walczyć o Chaza i spokój.
- Teraz mam Ciebie. I niczego więcej nie chcę. - mój ukochany przerwał panującą między nami ciszę. - Oprócz małych Benningtonków. - dodał przez śmiech
- Tak bardzo Cię Kocham. - wyszeptałam łapiąc jego dłoń.
- Ja Ciebie też. - usłyszałam w odpowiedzi.
- Wiem o tym bardzo dobrze, Chester. - pocałowałam go czule. Nagle poczułam, jak chłopak wsuwa dłoń pod moją koszulkę i gładzi moje plecy. Po kręgosłupie przeszły mi ciarki.
- Oliwia. - wymruczałam.
- Śpi. - nie zdążyłam odpowiedzieć, bo znów wpił się w moje wargi.
- Kotku... - zrobił minę szczeniaka.
- Chazzy jedziemy niedługo pod namioty. - uśmiechnęłam się cwanie.
- Mhm... - wymruczał . - I co w związku z tym? - całował mnie dalej po szyi. Natknął się na czarny sznurek od wisiorka, który miałam ukryty pod koszulką. Spojrzał na mnie i delikatnie go wyjął. Uśmiechnął się widząc srebrne logo jego zespołu.
- Skąd to masz? - zapytał.
- Sama zrobiłam. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Oj, to Ty bardzo zdolna jesteś. - pogłaskał mnie po włosach. - Dużo jeszcze masz takich gadżetów? - patrzył mi w oczy.
- Są w moim sekretnym pudełku. - uśmiechnęłam się.
- A mogę je zobaczyć? - nie tracił ze mną kontaktu wzrokowego.
- Nie wiem, czy chcesz. - uniosłam kącik ust ku górze.
- No pewnie, że chcę. - wyszczerzył się.
Słysząc jego odpowiedź wstałam z łóżka i ruszyłam w stronę regału. Kucnęłam przy najniższej półce by wziąć z niej białe pudełko oblepione czarnymi logami Linkin Park. Na górze oprócz nazwy także były loga.
- Też sama je zrobiłaś? - Chester oglądał moje dzieło z uwagą.
- Tak. - uśmiechnęłam się. Wstrzymałam oddech , gdy otworzył " skrzynkę " i wyjął z niej zrobiony w ramce w serduszka kolaż ze swoimi zdjęciami.
- Kiedy go zrobiłaś? - zapytał szeptem.
- Dawno. Jeszcze byłeś z Talindą. - westchnęłam.
- Czyli Ty.. - nie dokończył.
- Tak. - zacisnęłam zęby, gdyż przed oczami stanął mi Chester śmiejący się z Talindą w altance u Rob'a na imprezie. Zauważył mnie....
~ Retrospekcja ~
- Natt ! - krzyczał za mną, lecz nie słyszałam niczego. W głowie mi szumiało, a łzy, które błyszczały w oczach, paliły jak ogień powodując, że obraz stał się niewyraźny. Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam biec, mimo, że byłam w szpilkach. Gdy znalazłam się przed domem Bourdona, zauważyłam na schodach Phoenix'a palącego papierosa. Rudowłosy odwrócił na mnie wzrok. Bez słowa usiadłam obok niego. Kiedy poczęstował mnie papierosem, bez słowa wyjęłam go z paczki i wsunęłam do ust i odpaliłam zapalniczką Farrell'a.
- Nie ma go. Pewnie mizia się z tą dziwką. - burknął. Łzy znowu zapiekły i mimo moich starań wypłynęły na policzki.
- Nattie przestań. - przytulił mnie do siebie.
- Ja już nie mogę. - zaciągnęłam się fajką.
- Wiem. - pogłaskał mnie po plecach i pocałował w czoło. - Musimy go uratować. - powiedział i zaciągnął się papierosem.
- Niby jak? - zrobiłam to samo. Wypuściłam dym z ust robiąc kółka.
- Idź popraw makijaż. I poczekaj na mnie - powiedział, gdy spaliliśmy fajki.
- " Co on kombinuje? " pytałam się w myślach. Nie powiedziałam tego jednak na głos. Wykonałam jego polecenie i czekałam w domu. Po chwili pojawił się Chaz z Talindą. Nie spojrzałam na nich nawet. Patrzyłam w stronę korytarza. Po chwili usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi i wstrzymałam oddech. W salonie pojawił się Dave z wielkim bukietem róż .
- Nathalie. - wymówił moje imię.
Wszyscy na niego spojrzeli, a mnie po prostu wmurowało w ziemię. Nie powstrzymałam się jednak od uśmiechu.
- Jesteś niemożliwy, ja nie mam dziś urodzin. - zaśmiałam się biorąc od niego kwiaty.
- Czerwone jak Twe włosy, ogniste jak Twa dusza i ostre jak moja basówka. - śmiał się.
- Em, dzięki. - pocałowałam go w policzek. Puścił do mnie oczko i wyszeptał mi na ucho :
- Część pierwsza planu.
- Zwariowałeś ! - powiedziałam na głos rozbawiona.
- Dave " Phoenix " Zwariowany Farrell. - ukłonił się. - Do usług Madam. - zaśmiał się.
- Kretyn. - rzuciłam przez śmiech.
- Też Cię Kocham. - zaśmiał się. - Idziemy tańczyć. - powiedział i zaczął mnie ciągnąć na parkiet. Z uśmiechem podałam kwiaty zdziwionej JoJo i ścisnęłam dłoń Farrell'a. Gdy znaleźliśmy się na parkiecie zaczęliśmy wolny taniec przytuleni do siebie.
- Patrzy na nas. - usłyszałam szept mojego partnera przy uchu. Z trudem powstrzymałam się, by tam nie spojrzeć, tylko jeszcze bliżej przylgnąć do Phoenix'a, który po chwili przechylił mnie do tyłu. Mimowolnie się zaśmiałam, gdy znów znalazłam się w jego ramionach.
- Część druga. Idziemy na fajkę. - powiedział i podeszliśmy do mojego brata, który stał z Robe'm może dwa metry od " zakochanych "
- Słuchaj stary, jesteśmy na dworze, gdyby ktoś nas szukał. To nie za bardzo nasze towarzystwo. - rzucił patrząc nienawistnie na Bentley. Kiedy ich spojrzenia się spotkały objął mnie ramieniem. Odwróciłam wzrok, gdy moje źrenice spotykając się z oczami Benningtona znów się zaszkliły. Phoeni widząc to przytulił mnie jak małą dziewczynkę do piersi i patrzył na Chaza kręcąc głową z politowaniem.
- Słabo mi. - powiedziałam cicho do Rudego. Na prawdę źle się poczułam, a po drugie nie miałam ochoty tu być.
- Odwieźć Cię? - zapytał z troską basista podtrzymując mnie.
- Jakbyś mógł. - wydukałam biorąc kurtkę, którą Phoenix pomógł mi założyć. Nagle podszedł do nas Chester.
- Może lepiej ja ją odwiozę, piłeś. - przysunął mnie do siebie. Nieznacznie kiwnęłam głową w stronę Davida. Zrozumiał.
- Trzymaj się Kochanie i zadzwoń do mnie, jak już będziesz w piżamce pod kołderką, powiem Ci dobranoc. - zaśmiał się całując mnie w czoło.
- Zadzwonię. - obiecałam składając delikatny pocałunek na jego policzku i biorąc bukiet róż w rękę. - Dziękuję za kwiaty.
- Przyjemność po mojej stronie. - złapał moją dłoń i lekko ściskał patrząc mi w oczy. Zrozumiałam, co chciał mi przekazać. To było nieme : " Bądź dzielna . " Puścił ją, a gdy już otwierałam drzwi, ponownie złapał. Odwróciłam się ignorując poirytowanie mojego obecnego chłopaka.
- Pod żadnym pozorem tego nie rób. - powiedział na głos. " To " w skrócie mówiąc znaczy : " Z daleka od żyletek ".
- Mike mi wszystkie pochował, spokojnie. - pogłaskałam go po policzku. - Miło wiedzieć, że komuś jeszcze zależy. - byłam świadoma, czyja dłoń spoczywa na moim ramieniu.
- No wiesz, ja jeszcze nie mam zamiaru odwiedzać Cię na cmentarzu, tak samo jak pozostała piątka. - specjalnie nie powiedział szóstka.
- Ja też bym nie chciał, żeby coś Ci się stało. - brunet rozumiejąc aluzję włączył się do dyskusji broniąc swojego imienia.
- Tobie ta wywłoka by nawet na pogrzeb przyjść nie pozwoliła, żeby jej zapalić znicz. - rzucił Phoenix patrząc pogardliwie na Chaza. Bennington już miał coś odpyskować, ale powstrzymałam go gestem.
- Dosyć. - podniosłam lekko głos. - Ja jeszcze żyję i nie mam powodów, żeby to zmieniać. - powiedziałam. - Przynajmniej na razie. - dodałam po chwili.
- To dobrze. - Chester przysunął mnie jeszcze bliżej siebie. Nie potrafiłam powiedzieć: " Zostaw, nie chcę, żebyś mnie dotykał. Chciałam tego. Nawet więcej niż tylko tego, ale niestety na nic więcej w tym czasie liczyć nie mogłam. Jak dobrze, że teraz jest inaczej!
Kiedy siedzieliśmy już w jego aucie żadne z nas nie miało odwagi na choćby spojrzenie. Ja wpatrywałam się ponuro w szybę, na której padający właśnie deszcz zostawiał wąskie strużki, a Chester skupił się na drodze. Wydawało mi się, że jestem zupełnie gdzie indziej. Jakaś inna galaktyka, czy coś w tym stylu. Obudziło mnie delikatne szarpnięcie. Mrugnęłam kilkakrotnie powiekami. Widząc, że jestem pod domem, od razu wysiadłam nie chcąc się nawet żegnać. Gdy byłam już na ganku i otwierałam dom, poczułam uścisk zimnej dłoni na nadgarstku. Odwróciłam głowę. Nasze oczy znów się spotkały. Przekręciłam klucz w zamku. Pchnęłam drzwi, a kiedy się otworzyły weszłam do środka. Ruchem dłoni pozwoliłam brunetowi wejść za mną i zamknęłam je za nami. Zdjęłam kurtkę, powiesiłam ją na wieszak, a ściągnięte potem szpilki kopnęłam pod ścianę. Nie miałam siły na nic. Ani psychicznej, ani fizycznej. Ruszyłam do łazienki, skąd wzięłam opakowanie tabletek przeciwbólowych i przeciwgorączkowych zarazem. Rzuciłam je na stół w salonie i poszłam do kuchni po szklanki. Wzięłam też z lodówki wodę i sok pomarańczowy.
- Chcesz? - zapytałam biorąc sok. Kiedy kiwnął głową nalałam mu pomarańczowej cieczy, a sobie wody. Wzięłam z opakowania trzy tabletki. Spojrzałam mu w oczy i szybko połknęłam lek popijając go wodą.
- Nie za dużo wzięłaś? - zapytał. - Uzależnisz się. - dodał żartem.
- O to się nie martw, nie jestem narkomanką, poza tym nawet jeśli by tak było, obeszłoby Cię to? - zaśmiałam się drwiąco. - Oj Chester. - pogłaskałam go po policzku. Ku mojemu zdziwieniu przytrzymał moją dłoń, gdy chciałam ją zabrać.
- Nathalie, błagam, nawet mnie nie strasz. - zaczął trzymając moją kończynę górną w swojej. - Sam wiem, jakie to gówno i jak trudno jest z niego wybrnąć. - mówił.
- Przestań gadać jak mój ojciec, bo mi się słabo robi. - wyrwałam swoją dłoń z jego uścisku. - Masz swoją jebniętą kurewkę u boku, to się lepiej nią zajmij bo masz rogi jak stąd na Karaiby, albo i dalej. - przewróciłam oczami. - Wszyscy próbujemy Ci otworzyć oczy, a Ty kurwa nic, tylko zapatrzony w ten botoks na osiemdziesięciocentymetrowych szpilkach w tak krótkiej miniówie, że aż jej dupę widać. Nic kurwa nie widzisz ! - wrzasnęłam. - A najgorsze jest to, że nie zobaczysz, choćbym nie wiem co robiła! - w moich oczach stanęły łzy, które pojawiły się na policzkach zostawiając czarne strużki. - Zabieraj sobie te wszystkie płyty ! - pobiegłam na górę i zwaliłam je z półek na ziemię. Uderzyłam ręką w ścianę, na której był plakat. Jego plakat bez koszulki. Oczy mówiły " Kocham " a ręce " Nienawidzę ". Dobrze, że się nie rozdarł . Osunęłam się na ziemię między porozrzucaną kolekcję i schowałam twarz w dłoniach. Chester słysząc huk przybiegł do mnie. Złapał mnie za nadgarstki i podniósł z ziemi.
- Nienawidzę Cię, rozumiesz?!?! Nienawidzę ! - wrzeszczałam wyrywając ręce z jego uścisku. - Nienawidzę !!! - biłam go po torsie. - NIE CIERPIĘ ! - darłam się.
- Nathalie.. - usłyszałam jego szept.
- Shut up !!!!!! - krzyknęłam. - Ja teraz mówię, Ty masz słuchać, jasne?!
- Dobrze, ale nie krzycz ! - tym razem to on podniósł głos. Zaczęłam się śmiać. - Natt! - wrzasnął, a ja śmiałam się jeszcze głośniej bijąc mu brawo.
- Krzycz głośniej, ja to Kocham, zresztą jak Ciebie całego, tylko Ty tego nie widzisz idioto ! - wykrzyczałam przez śmiech i łzy pokazując na niego palcem. Alkohol rozwiązał mi język, ale Chaz chyba nie uwierzył w moje wyznania. Wziął mnie na ręce i położył na łóżku.
- Mówiłem, że się naćpasz. - powiedział zbierając płyty i układając je na półkach. Usiadł przy mnie, kiedy skończył. - Zobaczysz jutro, jakie będą skutki, raz na zawsze Ci się odechce, chyba, że moje obawy są słuszne. - przyjrzał mi się.
- Idiota. - prychnęłam odwracając głowę.
- Dobrze, mogę być, ale przytul się do mnie. - poprosił.
- Co?! - spojrzałam na niego marszcząc brwi. - No dobra, ale to i tak gówno da. - burknęłam i położyłam głowę na jego torsie. Nawet nie wiedziałam, kiedy zasnęłam.
~ Koniec retrospekcji ~
- Kochanie? Kochanie! - Chester przytulał mnie mocno do siebie. Zamglony obraz. Dotknęłam palcem policzka. Nosz cholera jasna, musiałam się rozpłakać! - Dlaczego płaczesz? Stało się coś? - pytał zmartwiony. Spojrzałam w jego brązowe oczy i położyłam dłonie na jego ciepłych policzkach.
- Nie pozwolę Ci odejść, nigdy więcej. - wyszeptałam i wpiłam się w jego wargi. Oczywiście odwzajemnił go na tyle, że stał się niemal zachłanny. Wsunął dłonie pod moje plecy i unosząc mnie do góry posadził na sobie. Jemu się nie da odmówić. To Chester. Jego oczy hipnotyzują, a ręce odbierają logikę...
MAMY ROZDZIAŁ PO BARDZO DŁUGIEJ PRZERWIE. KOCHAM WAS ! NASTĘPNY JUŻ NIEBAWEM, JEŚLI ZNAJDĘ CZAS. TERAZ MAM KUPĘ NAUKI.. KOCHAM WAS <3
- Co za... - nie dokończyła zdania. Spojrzała na mnie ze współczuciem. Wiedziałam, co ma na myśli. Postanowiłam jej oszczędzić mówienia tego głośno.
- Wiem. Też tak uważam. - krzywo się uśmiechnęłam.
- Ale skąd wiesz, że oni mają na pewno coś wspólnego ze sobą? - blondynka upiła łyk nieznanego mi napoju z trzymanego w dłoniach kubka.
- Widzieliśmy ją dzisiaj, jak przechodziliśmy z Chesterem koło aresztu, a z czego wiem od niego, nikt z jej rodziny tam nie przebywa. - wyjaśniłam.
- Więc musiała pójść do niego.
- Dokładnie.
- Jak myślisz, po co się spotkali? - Bery spojrzała na mnie pytająco.
- Błagam Cię Carly, to jest proste jak dwa razy dwa. - przewróciłam oczami. - Chce pomóc mu zwiać, dlatego chcę być jak najdalej od Phoenix i zabrać stąd Oliwię, ale tak, żeby ona nic nie podejrzewała.
- A ona ma niedługo koniec roku i chcesz jej zafundować wakacje w Disneylandzie? - uśmiechnęła się chytrze. - Sprytne. - powiedziała.
- Pomożesz? - zapytałam patrząc na nią błagalnym wzrokiem.
- A od czego są przyjaciele? Pogadam z chłopakami i dam Ci znać. To będzie najlepszy miesiąc w jej życiu. - puściła mi oczko.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się.
- Jeszcze nie masz za co. - machnęła ręką. - Zadzwonię do Ciebie wieczorem, bo teraz uciekam z chłopakami na próbę.
- Jasne, czekam. Pozdrów ich tam. - zaśmiałam się.
- Ty swoich też. - zawtórowała mi.
- Narka. - pomachałam jej.
- Pa. - odpowiedziała mi tym samym i po chwili połączenie zostało zakończone. Miałam ochotę skakać z radości. Wyłączyłam laptop i zbiegłam na dół. Wcale mnie nie zdziwił widok całej zgrai w salonie. Pewnie Mike albo Chaz po nich zadzwonili i wszystko już wiedzą. Jak na komendę, kiedy tylko przeskoczyłam ostatni schodek wszystkie oczy zwróciły się na mnie, a Chester do mnie podszedł. Widząc radość wymalowaną na mojej twarzy wiedział, że wszystko ułożyło się według planu.
- Ustalone? - zapytał z uśmiechem.
- Po części tak. Caroline ma gadać z chłopakami, ale myślę, że jak im wyjaśni sprawę wszystko będzie git.
- To super. - pocałował mnie w policzek.
- Kocham Cię. - wyszeptał mi do ucha. Uśmiechnęłam się delikatnie i spojrzałam mu w oczy.
- Ja Ciebie też. - delikatnie pocałowałam go w usta.
- Musimy dać radę, ona nie może zniszczyć tego, co zbudowaliśmy. - zacisnął szczękę. Oho, Chester wkurzony...
- Nie zniszczy. - oparłam swoje czoło o jego. - Jestem przy Tobie i nie opuszczę Cię. - złapałam go za dłonie. - Nigdy, rozumiesz? - patrzyłam mu w oczy. - Nigdy. - ścisnęłam lekko jego dłonie.
- Jesteś jak mój własny narkotyk. - uśmiechnął się szczerze.
- Narkotyk? - zmarszczyłam brwi. - Jesteś już uzależniony. - zaśmiałam się.
- Od dawna. - wybuchł śmiechem. - Ale ten nałóg jest nieuleczalny.
- A niby czemu? - spojrzałam na niego z ciekawością wymalowaną na twarzy.
- No bo to jest taki rodzaj nałogu Skarbie, z którym ja nie chcę walczyć. - przytulił mnie mocno do siebie.
- Wow, to ja muszę być bardzo silna, skoro nie masz siły mnie pokonać. - parsknęłam śmiechem.
- Nie to, że nie mam siły. Ja nie chcę. - otarł swój nos o mój.
- Ale skoro jestem nałogiem, to muszę być zła. - drążyłam temat.
- Oj przestań. Ty jesteś dobrym nałogiem.
- Dobry nałóg? - usiadłam na blacie.
- Tak. - złapał mnie za ręce. - Bo jesteś moją definicją szczęścia. - uśmiechnął się.
- Kochany wariat. - wtuliłam się w jego tors. Serce Chaza biło spokojnie. Puk, puk, puk, puk... Uwielbiałam ten dźwięk. Czując jego dłoń na plecach przyciskającą mnie mocniej, ułożyłam ręce na jego klatce piersiowej i stałam tak wtulona jak mała dziewczynka.
- Mam pomysł na nową piosenkę. - głos Mike'a dotarł do moich uszu. Brat cicho chichotał, a za jego plecami stała reszta ekipy.
- Jeśli to ma być znowu temat moich nałogów, to przypominam Ci, że Breaking The Habit zna już cały świat. - Benny objął mnie ramieniem.
- Ale ja mówię o mojej siostrze. Znaczy o piosence o niej. - Shi się zaśmiał.
- Bardzo śmieszne. - przewróciłam oczami. - Piosenka o zwykłej, szarej dziewczynie, w której zakochał się rockman. W sam raz na wasz styl muzyki. Na prawdę. O sole mio lepiej przeróbcie, na to samo wyjdzie. - zaśmiałam się perliście całując ukochanego w policzek.
- No ale to nie jest wcale taki zły pomysł. - Chaz na mnie spojrzał.
- Przestań. - machnęłam ręką. - To nie przejdzie.
- Dlaczego tak uważasz? - znów spotkałam się z oczami Benningtona.
- Bo ma być o mnie, a ja nie jestem tematem wartym piosenki. - uśmiechnęłam się słabo. - Moje nędzne życie, jeśli już coś o nim pisać, to książkę. Podkreślam gatunek - dramat. - przejechałam dłonią po jego ręce i wyszłam z kuchni. Usiadłam na kanapie między przyjaciółkami.
- Ej, obejrzymy coś? - zaproponowała JoJo, gdy chłopaki do nas doszli.
- Mike, włącz coś. - uśmiechnęłam się do brata, a sama wróciłam do kuchni, żeby zająć się przekąskami. Po chwili przyszłam z popcornem, chipsami i szklankami. Postawiłam to na stole, a Chester poszedł po pepsi, którą ponalewał w szklanki. Minoda wybrał komedię " Zemsta frajerów ". Znałam wszystkie części, ale za każdym razem, jak to oglądam rechoczę jak żaba. Tak było teraz. Mojemu męskiemu klonowi, jak to kiedyś mówiła nasza mama, zebrało się nagle na wygłupy i wyrzucił mi na koszulkę całą garść popcornu z masłem.
- Zlizuj to!! - wydarłam się. - Nienormalny jesteś ! - krzyknęłam. Chester zdjął ze mnie bluzkę, rzucił nią w mojego brata i ściągnął z siebie swoją. Podał mi ją z mega wyszczerzem, a ja z nie mniejszym entuzjazmem założyłam ją na siebie. Zapach jego perfum od razu dotarł do moich nozdrzy. Uśmiechnęłam się szeroko i jeździłam palcem po jego tatuażach. Jak ja to uwielbiam. Jego mięśnie od razu się napięły i nie spuszczał ze mnie wzroku.
- Oho, Soldierka się bawi. - rechotał Phoenix.
- Shut up, bo jak Ci.. - uniosłam dłoń, w której trzymałam jaśka wziętego wcześniej od Maryse.
- Lubisz One Step Closer, ha? - śmiał się i rzucił we mnie jedną z małych poduszek leżącą po jego stronie. Dostałam.
- Oo nie! - krzyknęłam. - Jesteś martwy. - spojrzałam na niego. Usiadłam na piętach na kolanach Chazza, żeby mieć większy dostęp do Rudego i zaczęłam go okładać.
- Menda! - darłam się.
- Mencwel! - odgryzł się oddając mi.
- Wiewióra ! - krzyknęłam.
- Oo nie Młoda, przegięłaś. - Farrell po raz kolejny wybuchł śmiechem. Złapał mnie za nadgarstki i podniósł do góry jednocześnie wstając. Wisiałam jak na sznurku. Nogi mi tylko dyndały. Zmięłam usta w wąską linię i patrzyłam na niego z chęcią mordu w oczach.
- David, ja Ci dobrze radzę, puść ją, bo oberwiesz. - Mike od początku przyglądał się naszej wojnie.
- Co takie maleństwo może mi zrobić? Nie uderzy idola. - puścił mi oczko.
- Nie byłabym taka pewna siebie, Phoenix. - moje tęczówki z brązowych stało się czarne, skóra blada, a szczęka samoistnie się zacisnęła. - Farrell. Postaw. Mnie. - wycedziłam przez zęby każde słowo.
- A jak nie, to co? - zapytał wyraźnie rozbawiony całą sytuacją. Jego pewność siebie coraz bardziej działała mi na nerwy.
- Ja Cię proszę, bo na serio się wkurzę. Nie chcę bić idola, masz rację. Do tego jeszcze przyjaciela. Nie każda Soldierka ma takie szczęście. - uśmiechnęłam się.
- Bo nie każda ma mnie. - Spike uśmiechnął się dumnie.
- Gdybym mogła, to bym Ci wysłała buziaka, bo Kocham Cię za to i nie tylko za to najmocniej na świecie, wiesz o tym doskonale. - zwróciłam się do brata.
- No dobra. - Phoenix dał za wygraną i postawił mnie na ziemi. - Nadal kochasz swojego Davidka? - spojrzał na mnie słodkimi oczkami.
Zaśmiałam się i przytuliłam go mocno.
- Debilu, przecież wiesz, że tak. - poklepałam go po plecach.
- A My to co?! - krzyknęła pozostała piątka. Spojrzałam na nich i pokręciłam głową. Rozłożyłam ręce z szerokim uśmiechem na twarzy. Pierwszy podbiegł do mnie nie kto inny jak oczywiście sam Pan Bennington.
- Wiedziałam. - przytuliłam go śmiejąc się. Spojrzał na mnie z wargą wysuniętą naprzód, czym jeszcze bardziej mnie rozbawił.
- Kocham Cię. - dałam mu buziaka w usta.
- Wiem. - poruszył brwiami.
- A Wy co, Lamusy, specjalne zaproszenie? - zaśmiałam się wesoło. Po chwili Mike, Joe, Brad i Rob zostali zamknięci w moich ramionach razem ze swoimi kumplami. Dziewczyny również się dołączyły.
- Moi wariaci. - śmiałam się.
- Ja też chcę buzi. - Mike założył na siebie ręce.
- Jakie życzenia.. - przewróciłam oczami i dałam mu buziaka, kiedy zrobił dzióbek. - Kocham. - uśmiechnęłam się i pstryknęłam go w nos. Nagle Joe podszedł do nas z nowymi słuchawkami w dłoni. Były całe czarne z nazwą zespołu. Podał mi je.
- Żartujesz? - spojrzałam na niego.
- Siódma para do kolekcji Ci się przyda. - uśmiechnął się charakterystycznym dla siebie uśmiechem.
- Kupiłeś nowe?
- Dostałem pięć par na zapas, to pomyśłałem o mojej Kochanej Natt. - powiedział.
- Kochany jesteś. - przytuliłam go. - Dziękuję, Pandziu. - pocałowałam go w policzek.
- Ja też takie dostałam. - April pokazała swój prezent. - Nieźle dają czadu. - zaśmiała się.
- Weź je pod namioty. Jak Chaz będzie chrapał, to nie usłyszysz. - Hahn zaczął się śmiać.
- Udam, że tego nie słyszałem. - ukochany pokiwał palcem w stronę przyjaciela.
- Spokojnie Skarbie i tak bym je wzięła. - wysłałam mu całusa.
- Która bierze płyty? - zapytała Paige.
- Ja. - powiedziałam. - Jako jedyna mam wszystkie, będę Wam pożyczała.
- Spoko. - Knight przybiła mi żółwia.
- Po co Wam płyty? Przecież macie MP 4. - Rob oparł się o poręcz schodów.
- Kochanie, ale przecież MP 4 może nam paść. - Paige uśmiechnęła się do niego słodko.
- No właśni, dlatego zabieramy Discmany. - Maryse stanęła obok mnie. - Ja bez Linkin Park nie wytrzymam, nie wiem, jak Wy laski. - spojrzała na nas.
- My też nie. - powiedziałyśmy chórem.
- Ale przecież z nami będziecie. - Chaz był tak rozbawiony, że musiał się oprzeć o Spike'a.
- Jezus Maria Chester! - Nikki oparła się czołem o ścianę. - O muzę chodzi. - spojrzała na niego. - Ja bez Twojego krzyku nie zasnę. - powiedziała.
- No ja tym bardziej. - złapałam się za biodra.
- No to mogę Wam krzyczeć do snu. - rechotał.
- Bardzo śmieszne. - powiedziałyśmy razem z Nicole.
- W razie jakbyś nie wyrabiał, to masz zmienniczkę. - powiedział Spike patrząc na mnie.
- Bardzo zabawne, braciszku. - uśmiechnęłam się z przesadzoną słodyczą i zrobiłam maślane oczka.
- Gówniarko, bez sarkazmów w moją stronę proszę. - zaśmiał się.
- Bo co? - podeszłam do niego ciągle trzymając się za biodra. - Dasz mi szlabam na grzebanie w Twoich szafkach, czy może zarekwirujesz mi mój różowy domek dla lalek, którym od piętnastu lat się nie bawię? - uśmiechnęłam się chamsko. - Stoi na strychu, proszę bardzo, możesz sobie go zabrać na zawsze. - zaśmiałam się. - Miałam go dać Oliwce, ale jak tak bardzo Ci zależy, żeby się nim pobawić, to nie mogę Ci zabraniać. - usiadłam na kanapie i założyłam nogę na nogę. - To by było takie niepedagogiczne z mojej strony. - schowałam kosmyk włosa za ucho. - Lalki są w tej reklamówce w kwiatki. Torba z ubrankami i akcesoriami też. - wzięłam chipsa i wsunęłam go do ust, a gdy go połknęłam, powiedziałam z uśmiechem. - Udanej zabawy, Skarbie. - wysłałam mu buziaka. Chłopaki i dziewczyny dławili się ze śmiechu. Spike z zaciśniętą szczęką usiadł przy swojej ukochanej.
- Co, nie idziesz? - oparłam głowę na ramieniu mojego chłopaka, lecz nie spuszczałam wzroku z brata.
- Mam ważniejsze rzeczy na głowie. - burknął obejmując swoją dziewczynę.
- Po prostu boisz się przyznać, że kręcą Cię różowe domki z lalkami. - Brad opierał się o mnie dławiąc się śliną ze śmiechu. - Stary, trzeba było powiedzieć, to na urodziny zamiast na nową gitarkę złożylibyśmy się na baby born czy coś w ten deseń. - śmiał się.
- Bradziu, Ty się lepiej zajmij swoją wełną, bo niedługo całkowicie zarośniesz. - odpyskował Shi. Ta sprzeczka zaczęła już wkraczać na niebezpieczne pole, więc postanowiłam ją przerwać.
- Ej, chłopaki, żarty żartami, ale przestańcie już. Mieliśmy oglądać film, a zaraz się pokłócicie i jeszcze przez to spieprzycie nam plany, a chyba nie o to chodzi, prawda? - spojrzałam na nich.
Chester pocałował mnie w policzek.
- Sam bym tego lepiej nie ujął. - przytulił się do mojego policzka, a jego gładka skóra, z której niedawno zniknął zarost o czym mówił mi intensywny zapach wody po goleniu, delikatnie ocierała się o moją. Przeniosłam wzrok na niego.
- Od takich spraw jestem ja. - uśmiechnęłam się.
- I za to właśnie Cię Kocham. - delikatnie przejechał wargami po moim policzku, by złożyć delikatny pocałunek za moim uchem.
- Serio? Nie wiedziałam. - zaśmiałam się odwracając głowę w jego stronę, a gdy dzięki temu nasze usta się styknęły, zagryzłam jego wargę. Mruknął coś pod nosem, a gdy się oderwałam zrobił to samo z moją wargą. Kącik moich ust mimowolnie uniósł się ku górze, kiedy koniuszek jego języka zaznaczył na niej małą strużkę. Kiedy to on się oderwał, zagryzłam wargę uśmiechając się lekko.
- To teraz wiesz. - przyciągnął mnie bliżej. Moja głowa wylądowała na jego nogach, zaś stopy na kolanach Mike'a. Brat uśmiechnął się do mnie lekko. Nie był zły. Połaskotał mnie po pięcie. Zaśmiałam się cicho. Miałam wielka ochotę go przytulić, ale JoJo była wtulona w jego tors. Nie chciałam się jej wpychać. Zamknęłam powieki oddając się dłoniom chłopaka, który był moim życiem. Jego palce z czułością gładziły moje czerwone, gęste włosy. Podniosłam wzrok na jego twarz. Uśmiechnął się delikatnie przykładając swoje czoło do mojego. Romantyczną chwilę przerwały pierwsze dźwięki " Until It's Gone " dochodzące z mojego telefonu. Momentalnie się podniosłam i sięgnęłam po urządzenie. Caro. Wzięłam głęboki wdech i dotknęłam palcem zielonej słuchawki, po czym przyłożyłam telefon do ucha.
- Halo? - odezwałam się.
- Cześć. - wesoły głos mojej przyjaciółki wywołał u mnie jeszcze większe emocje. - Mam dobrą wiadomość. - zaczęła.
Wstrzymałam oddech.
- Jaką? - zapytałam wypuszczając po chwili powietrze.
- Udało się. - zaśmiała się wesoło.
- Na prawdę? - aż pisnęłam ze szczęścia.
- Tak. - odpowiedziała. Możesz powiedzieć Młodej, że jedzie pojutrze do Paryża. - zaśmiała się.
- Jesteś wielka. - powiedziałam.
- Przestań. Czego się nie robi dla przyjaciół. - jej łagodny głos sprawił, że wyobraziłam sobie jej pogodny uśmiech.
- Jestem Ci na prawdę wdzięczna, Kochana. - uśmiechnęłam się.
- Podziękujesz, jak się spotkamy.
- Możesz być tego pewna. - obiecałam. Byłam taka szczęśliwa. To było po prostu nie do opisania. Ostatni raz czułam się tak, kiedy Chester mnie pocałował i wyznał mi miłość.
- Trzymam Cię za słowo. - śmiała się. - Nattie, bateria mi pada, zadzwonię jutro. Całuski. - wysyłała mi całusy.
- To pa. Uściskaj chłopaków. - nakazałam.
- Pa. Ty swoich też. - pożegnała się. Kiedy dźwięk zakończonego połączenia dobiegł do mojego ucha niemal rzuciłam telefon na stół i od razu zawiesiłam się na szyi Chazzowi.
- Udusisz mnie. - śmiał się.
- I tak tym się nie da wyrazić, jak mocno Cię Kocham. - pocałowałam go w policzek.
- Aż tak? - udał zdziwionego.
- Bardziej niż myślisz. - znów go przytuliłam.
- Bardzo mnie to cieszy. - pocałował mnie namiętnie. Odwzajemniłam gest mimo obecności naszych przyjaciół. Położyłam dłonie na jego policzkach i nawet kiedy Phoenix z Mike'm zaczęli chrząkać, nie przerwałam.
- Przestańcie lecieć w ślinę, bo aż mi niedobrze, jak widzę te wasze jęzorki. - Brad zaczął się śmiać. Ignorowanie. To właśnie postanowiliśmy robić.
- Kretynie nie widzisz, że oni się kochają? Ja tam chcę małe Benningtonki. - Joe się uśmiechnął. Dopiero po jego słowach się oderwaliśmy i oboje na niego spojrzeliśmy.
- Powiedziałem coś nie tak? - zapytał.
- Nie stary. Gwarantuję Ci, że kiedyś się doczekasz. - Chester się zaśmiał. Słysząc jego słowa zakrztusiłam się chipsem, który miałam w ustach. Mike zaczął mnie klepać po plecach.
- Siostra! Żyjemy? - zapytał, kiedy przestałam kaszleć. Kiwnęłam twierdząco głową nie mogąc wydusić z siebie słowa. Chester Bennington chce mieć ze mną dzieci? Ze mną?!~
- Kochanie, wszystko okej? - autor słów, które wywołały u mnie wielki szok właśnie kucał przede mną i patrzył mi w oczy.
- Tak . - wydukałam. Na nic więcej nie byłam w stanie się zdobyć. Nie mogłam uwierzyć, że on myślał o mnie tak poważnie. Jednak kiedy dłużej wpatrywałam się w jego oczy dostrzegłam w nich smutek. Myślał, że mnie przestraszył?! Skąd. Jestem najszczęśliwszą Soldierką na ziemi. Niewiele myśląc rzuciłam się na szyję bratu. To jego zasługa.
- Ej, Nattie, co jest? - Shi zaśmiał się wesoło i otoczył mnie ramionami.
- Nawet nie wiesz, jak Cię Kocham, braciszku. Jesteś najlepszy na świecie. - tuliłam go mocząc mu koszulkę łzami.
- Mówiłaś mi to tysiąc razy. - Spike troskliwie głaskał mnie po głowie.
- Za mało. - spojrzałam na niego i znów się popłakałam.
- O co tu chodzi? - Chester nic nie rozumiał.
- Bennington, Ty świrze. - teraz wypłakiwałam łzy szczęścia w ramię ukochanego.
- Aż taką przykrość Ci sprawiłem? - zapytał szeptem.
- Przykrość?! - spojrzałam na niego uśmiechając się przez łzy. - To najlepsze słowa, jakie może usłyszeć kobieta, która myśli na poważnie o swoim związku. - wydukałam.
- To ja też chcę mieć z Tobą Mini Phoenix'y. - Dave spojrzał na Maryse.
- Mini Linkin Park? - Mike objął Jo
- Czemu nie. W ten sposób będziemy nieśmiertelni. - Joe się zaśmiał.
- Wy zawsze będziecie nieśmiertelni. - April się do niego uśmiechnęła.
- Nie o muzykę mi chodzi. Zostawimy po sobie ślady. - Hahn pocałował Mendez w czoło.
- To nie jest wcale takie złe. - Brad podrapał się po czuprynie.
- To za poważne tematy na hop siup. - Rob jak zwykle sprowadził nas na ziemię. - Nikt się za nas nie spakuje. - przypomniał.
- Ma rację. - poparłam go.
- Mamy jeszcze czas, teraz trzeba się wyspać, więc banda za mną, odwiozę Was. - Phoenix zebrał wszystkich. Pożegnaliśmy się i po chwili zostałam w domu tylko ja, Chaz, Mike i Jo oraz Oliwia, która smacznie spała na górze.
- No to co, dobranoc? - Mike na nas spojrzał.
- Dobranoc. - pocałowałam brata i przyjaciółkę w policzki i ruszyłam w stronę łazienki na górze. Wzięłam szybko prysznic i owinięta w ręcznik poszłam do sypialni. Wyjęłam z szafy dół od bielizny i koszulkę Chaza z koncertu, która mimo prania na szczęście zachowała jego zapach. Usiadłam przy toaletce, zmyłam makijaż, nasmarowałam ręce i twarz kremem po czym zaczęłam suszyć włosy. Poszło mi sprawnie, a że jeszcze byłam sama, to postanowiłam z tego skorzystać. Usiadłam na łóżku, włączyłam sobie " Guilty All The Same " na telefonie i nucąc malowałam na czarno paznokcie u nóg. Nawet nie usłyszałam, jak Chester wszedł do pokoju, położył się na łóżku i najzwyczajniej w świecie słuchał, jak masakrycznie mieszam swój okropny głos z jego. Otrząsnęłam się dopiero, kiedy właśnie miałam zamiar się położyć. Jak oparzona zerwałam się z łóżka wyłączając muzykę.
- Co Ty tutaj robisz? - zagryzłam speszona wargę.
- Tymczasowo mieszkam. - powiedział.
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi. - położyłam się obok niego. - Słyszałeś? - spojrzałam mu w oczy.
- Co nieco. - przyznał.
- Boże. Jaka siara. - wbiłam głowę w poduszkę.
- Wcale że nie. Masz zajebisty głos. - ujął mnie za podbródek bym spojrzała mu w oczy.
- Mówisz tak bo nie chcesz mnie urazić. - powiedziałam. - Ze mną masz być szczery, nienawidzę kłamstwa.
- Ja też nie.
- To dlaczego kłamiesz? - zapytałam.
- Nie kłamię, Kochanie. Masz talent, to u Was chyba rodzinne bo Oliwia też wymiata. - uśmiechnął się. - Poza tym nie pierwszy raz Cię słyszę.
- What?! - byłam zszokowana. - Jak to nie pierwszy raz?! - zakryłam twarz dłońmi. - Wdech, wydech, wdech, wydech. - nabierałam powietrza i wypuszczałam je. - Ile razy?
- Nie liczyłem, ale kilkadziesiąt na pewno.
- Kiedy?
- Teraz, w Londynie, w kuchni nie raz jak śpiewałaś. Ostatnio na przykład masz chyba fazę na " In Pieces ". - zaśmiał się.
- Jest świetna. Jak każda.
- Bo jak każda wyraża moje uczucia. Już dawno czułem, że Tal nie jest ze mną szczera. - wyznał nagle.
- To dlaczego się z nią męczyłeś? - zapytałam kładąc mu głowę na ramieniu.
- Nie wiesz, jak to jest? Kochałem ją. Byłem ślepy jak dziecko we mgle. - westchnął. Widząc, że to dla niego trudny temat postanowiłam go nie drążyć. Przytuliłam go mocno i pogłaskałam po plecach. Dla mnie słuchanie, że darzył ją uczuciem również było trudne, choć doskonale wiedziałam, że już dawno zajęłam jej miejsce w jego sercu. Jak to on mówi, wypełniłam dziurę.
Teraz ona znowu chciała go niszczyć...... Ale oo nie. Tak łatwo jej nie pójdzie. Będziemy walczyć o Chaza i spokój.
- Teraz mam Ciebie. I niczego więcej nie chcę. - mój ukochany przerwał panującą między nami ciszę. - Oprócz małych Benningtonków. - dodał przez śmiech
- Tak bardzo Cię Kocham. - wyszeptałam łapiąc jego dłoń.
- Ja Ciebie też. - usłyszałam w odpowiedzi.
- Wiem o tym bardzo dobrze, Chester. - pocałowałam go czule. Nagle poczułam, jak chłopak wsuwa dłoń pod moją koszulkę i gładzi moje plecy. Po kręgosłupie przeszły mi ciarki.
- Oliwia. - wymruczałam.
- Śpi. - nie zdążyłam odpowiedzieć, bo znów wpił się w moje wargi.
- Kotku... - zrobił minę szczeniaka.
- Chazzy jedziemy niedługo pod namioty. - uśmiechnęłam się cwanie.
- Mhm... - wymruczał . - I co w związku z tym? - całował mnie dalej po szyi. Natknął się na czarny sznurek od wisiorka, który miałam ukryty pod koszulką. Spojrzał na mnie i delikatnie go wyjął. Uśmiechnął się widząc srebrne logo jego zespołu.
- Skąd to masz? - zapytał.
- Sama zrobiłam. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Oj, to Ty bardzo zdolna jesteś. - pogłaskał mnie po włosach. - Dużo jeszcze masz takich gadżetów? - patrzył mi w oczy.
- Są w moim sekretnym pudełku. - uśmiechnęłam się.
- A mogę je zobaczyć? - nie tracił ze mną kontaktu wzrokowego.
- Nie wiem, czy chcesz. - uniosłam kącik ust ku górze.
- No pewnie, że chcę. - wyszczerzył się.
Słysząc jego odpowiedź wstałam z łóżka i ruszyłam w stronę regału. Kucnęłam przy najniższej półce by wziąć z niej białe pudełko oblepione czarnymi logami Linkin Park. Na górze oprócz nazwy także były loga.
- Też sama je zrobiłaś? - Chester oglądał moje dzieło z uwagą.
- Tak. - uśmiechnęłam się. Wstrzymałam oddech , gdy otworzył " skrzynkę " i wyjął z niej zrobiony w ramce w serduszka kolaż ze swoimi zdjęciami.
- Kiedy go zrobiłaś? - zapytał szeptem.
- Dawno. Jeszcze byłeś z Talindą. - westchnęłam.
- Czyli Ty.. - nie dokończył.
- Tak. - zacisnęłam zęby, gdyż przed oczami stanął mi Chester śmiejący się z Talindą w altance u Rob'a na imprezie. Zauważył mnie....
~ Retrospekcja ~
- Natt ! - krzyczał za mną, lecz nie słyszałam niczego. W głowie mi szumiało, a łzy, które błyszczały w oczach, paliły jak ogień powodując, że obraz stał się niewyraźny. Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam biec, mimo, że byłam w szpilkach. Gdy znalazłam się przed domem Bourdona, zauważyłam na schodach Phoenix'a palącego papierosa. Rudowłosy odwrócił na mnie wzrok. Bez słowa usiadłam obok niego. Kiedy poczęstował mnie papierosem, bez słowa wyjęłam go z paczki i wsunęłam do ust i odpaliłam zapalniczką Farrell'a.
- Nie ma go. Pewnie mizia się z tą dziwką. - burknął. Łzy znowu zapiekły i mimo moich starań wypłynęły na policzki.
- Nattie przestań. - przytulił mnie do siebie.
- Ja już nie mogę. - zaciągnęłam się fajką.
- Wiem. - pogłaskał mnie po plecach i pocałował w czoło. - Musimy go uratować. - powiedział i zaciągnął się papierosem.
- Niby jak? - zrobiłam to samo. Wypuściłam dym z ust robiąc kółka.
- Idź popraw makijaż. I poczekaj na mnie - powiedział, gdy spaliliśmy fajki.
- " Co on kombinuje? " pytałam się w myślach. Nie powiedziałam tego jednak na głos. Wykonałam jego polecenie i czekałam w domu. Po chwili pojawił się Chaz z Talindą. Nie spojrzałam na nich nawet. Patrzyłam w stronę korytarza. Po chwili usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi i wstrzymałam oddech. W salonie pojawił się Dave z wielkim bukietem róż .
- Nathalie. - wymówił moje imię.
Wszyscy na niego spojrzeli, a mnie po prostu wmurowało w ziemię. Nie powstrzymałam się jednak od uśmiechu.
- Jesteś niemożliwy, ja nie mam dziś urodzin. - zaśmiałam się biorąc od niego kwiaty.
- Czerwone jak Twe włosy, ogniste jak Twa dusza i ostre jak moja basówka. - śmiał się.
- Em, dzięki. - pocałowałam go w policzek. Puścił do mnie oczko i wyszeptał mi na ucho :
- Część pierwsza planu.
- Zwariowałeś ! - powiedziałam na głos rozbawiona.
- Dave " Phoenix " Zwariowany Farrell. - ukłonił się. - Do usług Madam. - zaśmiał się.
- Kretyn. - rzuciłam przez śmiech.
- Też Cię Kocham. - zaśmiał się. - Idziemy tańczyć. - powiedział i zaczął mnie ciągnąć na parkiet. Z uśmiechem podałam kwiaty zdziwionej JoJo i ścisnęłam dłoń Farrell'a. Gdy znaleźliśmy się na parkiecie zaczęliśmy wolny taniec przytuleni do siebie.
- Patrzy na nas. - usłyszałam szept mojego partnera przy uchu. Z trudem powstrzymałam się, by tam nie spojrzeć, tylko jeszcze bliżej przylgnąć do Phoenix'a, który po chwili przechylił mnie do tyłu. Mimowolnie się zaśmiałam, gdy znów znalazłam się w jego ramionach.
- Część druga. Idziemy na fajkę. - powiedział i podeszliśmy do mojego brata, który stał z Robe'm może dwa metry od " zakochanych "
- Słuchaj stary, jesteśmy na dworze, gdyby ktoś nas szukał. To nie za bardzo nasze towarzystwo. - rzucił patrząc nienawistnie na Bentley. Kiedy ich spojrzenia się spotkały objął mnie ramieniem. Odwróciłam wzrok, gdy moje źrenice spotykając się z oczami Benningtona znów się zaszkliły. Phoeni widząc to przytulił mnie jak małą dziewczynkę do piersi i patrzył na Chaza kręcąc głową z politowaniem.
- Słabo mi. - powiedziałam cicho do Rudego. Na prawdę źle się poczułam, a po drugie nie miałam ochoty tu być.
- Odwieźć Cię? - zapytał z troską basista podtrzymując mnie.
- Jakbyś mógł. - wydukałam biorąc kurtkę, którą Phoenix pomógł mi założyć. Nagle podszedł do nas Chester.
- Może lepiej ja ją odwiozę, piłeś. - przysunął mnie do siebie. Nieznacznie kiwnęłam głową w stronę Davida. Zrozumiał.
- Trzymaj się Kochanie i zadzwoń do mnie, jak już będziesz w piżamce pod kołderką, powiem Ci dobranoc. - zaśmiał się całując mnie w czoło.
- Zadzwonię. - obiecałam składając delikatny pocałunek na jego policzku i biorąc bukiet róż w rękę. - Dziękuję za kwiaty.
- Przyjemność po mojej stronie. - złapał moją dłoń i lekko ściskał patrząc mi w oczy. Zrozumiałam, co chciał mi przekazać. To było nieme : " Bądź dzielna . " Puścił ją, a gdy już otwierałam drzwi, ponownie złapał. Odwróciłam się ignorując poirytowanie mojego obecnego chłopaka.
- Pod żadnym pozorem tego nie rób. - powiedział na głos. " To " w skrócie mówiąc znaczy : " Z daleka od żyletek ".
- Mike mi wszystkie pochował, spokojnie. - pogłaskałam go po policzku. - Miło wiedzieć, że komuś jeszcze zależy. - byłam świadoma, czyja dłoń spoczywa na moim ramieniu.
- No wiesz, ja jeszcze nie mam zamiaru odwiedzać Cię na cmentarzu, tak samo jak pozostała piątka. - specjalnie nie powiedział szóstka.
- Ja też bym nie chciał, żeby coś Ci się stało. - brunet rozumiejąc aluzję włączył się do dyskusji broniąc swojego imienia.
- Tobie ta wywłoka by nawet na pogrzeb przyjść nie pozwoliła, żeby jej zapalić znicz. - rzucił Phoenix patrząc pogardliwie na Chaza. Bennington już miał coś odpyskować, ale powstrzymałam go gestem.
- Dosyć. - podniosłam lekko głos. - Ja jeszcze żyję i nie mam powodów, żeby to zmieniać. - powiedziałam. - Przynajmniej na razie. - dodałam po chwili.
- To dobrze. - Chester przysunął mnie jeszcze bliżej siebie. Nie potrafiłam powiedzieć: " Zostaw, nie chcę, żebyś mnie dotykał. Chciałam tego. Nawet więcej niż tylko tego, ale niestety na nic więcej w tym czasie liczyć nie mogłam. Jak dobrze, że teraz jest inaczej!
Kiedy siedzieliśmy już w jego aucie żadne z nas nie miało odwagi na choćby spojrzenie. Ja wpatrywałam się ponuro w szybę, na której padający właśnie deszcz zostawiał wąskie strużki, a Chester skupił się na drodze. Wydawało mi się, że jestem zupełnie gdzie indziej. Jakaś inna galaktyka, czy coś w tym stylu. Obudziło mnie delikatne szarpnięcie. Mrugnęłam kilkakrotnie powiekami. Widząc, że jestem pod domem, od razu wysiadłam nie chcąc się nawet żegnać. Gdy byłam już na ganku i otwierałam dom, poczułam uścisk zimnej dłoni na nadgarstku. Odwróciłam głowę. Nasze oczy znów się spotkały. Przekręciłam klucz w zamku. Pchnęłam drzwi, a kiedy się otworzyły weszłam do środka. Ruchem dłoni pozwoliłam brunetowi wejść za mną i zamknęłam je za nami. Zdjęłam kurtkę, powiesiłam ją na wieszak, a ściągnięte potem szpilki kopnęłam pod ścianę. Nie miałam siły na nic. Ani psychicznej, ani fizycznej. Ruszyłam do łazienki, skąd wzięłam opakowanie tabletek przeciwbólowych i przeciwgorączkowych zarazem. Rzuciłam je na stół w salonie i poszłam do kuchni po szklanki. Wzięłam też z lodówki wodę i sok pomarańczowy.
- Chcesz? - zapytałam biorąc sok. Kiedy kiwnął głową nalałam mu pomarańczowej cieczy, a sobie wody. Wzięłam z opakowania trzy tabletki. Spojrzałam mu w oczy i szybko połknęłam lek popijając go wodą.
- Nie za dużo wzięłaś? - zapytał. - Uzależnisz się. - dodał żartem.
- O to się nie martw, nie jestem narkomanką, poza tym nawet jeśli by tak było, obeszłoby Cię to? - zaśmiałam się drwiąco. - Oj Chester. - pogłaskałam go po policzku. Ku mojemu zdziwieniu przytrzymał moją dłoń, gdy chciałam ją zabrać.
- Nathalie, błagam, nawet mnie nie strasz. - zaczął trzymając moją kończynę górną w swojej. - Sam wiem, jakie to gówno i jak trudno jest z niego wybrnąć. - mówił.
- Przestań gadać jak mój ojciec, bo mi się słabo robi. - wyrwałam swoją dłoń z jego uścisku. - Masz swoją jebniętą kurewkę u boku, to się lepiej nią zajmij bo masz rogi jak stąd na Karaiby, albo i dalej. - przewróciłam oczami. - Wszyscy próbujemy Ci otworzyć oczy, a Ty kurwa nic, tylko zapatrzony w ten botoks na osiemdziesięciocentymetrowych szpilkach w tak krótkiej miniówie, że aż jej dupę widać. Nic kurwa nie widzisz ! - wrzasnęłam. - A najgorsze jest to, że nie zobaczysz, choćbym nie wiem co robiła! - w moich oczach stanęły łzy, które pojawiły się na policzkach zostawiając czarne strużki. - Zabieraj sobie te wszystkie płyty ! - pobiegłam na górę i zwaliłam je z półek na ziemię. Uderzyłam ręką w ścianę, na której był plakat. Jego plakat bez koszulki. Oczy mówiły " Kocham " a ręce " Nienawidzę ". Dobrze, że się nie rozdarł . Osunęłam się na ziemię między porozrzucaną kolekcję i schowałam twarz w dłoniach. Chester słysząc huk przybiegł do mnie. Złapał mnie za nadgarstki i podniósł z ziemi.
- Nienawidzę Cię, rozumiesz?!?! Nienawidzę ! - wrzeszczałam wyrywając ręce z jego uścisku. - Nienawidzę !!! - biłam go po torsie. - NIE CIERPIĘ ! - darłam się.
- Nathalie.. - usłyszałam jego szept.
- Shut up !!!!!! - krzyknęłam. - Ja teraz mówię, Ty masz słuchać, jasne?!
- Dobrze, ale nie krzycz ! - tym razem to on podniósł głos. Zaczęłam się śmiać. - Natt! - wrzasnął, a ja śmiałam się jeszcze głośniej bijąc mu brawo.
- Krzycz głośniej, ja to Kocham, zresztą jak Ciebie całego, tylko Ty tego nie widzisz idioto ! - wykrzyczałam przez śmiech i łzy pokazując na niego palcem. Alkohol rozwiązał mi język, ale Chaz chyba nie uwierzył w moje wyznania. Wziął mnie na ręce i położył na łóżku.
- Mówiłem, że się naćpasz. - powiedział zbierając płyty i układając je na półkach. Usiadł przy mnie, kiedy skończył. - Zobaczysz jutro, jakie będą skutki, raz na zawsze Ci się odechce, chyba, że moje obawy są słuszne. - przyjrzał mi się.
- Idiota. - prychnęłam odwracając głowę.
- Dobrze, mogę być, ale przytul się do mnie. - poprosił.
- Co?! - spojrzałam na niego marszcząc brwi. - No dobra, ale to i tak gówno da. - burknęłam i położyłam głowę na jego torsie. Nawet nie wiedziałam, kiedy zasnęłam.
~ Koniec retrospekcji ~
- Kochanie? Kochanie! - Chester przytulał mnie mocno do siebie. Zamglony obraz. Dotknęłam palcem policzka. Nosz cholera jasna, musiałam się rozpłakać! - Dlaczego płaczesz? Stało się coś? - pytał zmartwiony. Spojrzałam w jego brązowe oczy i położyłam dłonie na jego ciepłych policzkach.
- Nie pozwolę Ci odejść, nigdy więcej. - wyszeptałam i wpiłam się w jego wargi. Oczywiście odwzajemnił go na tyle, że stał się niemal zachłanny. Wsunął dłonie pod moje plecy i unosząc mnie do góry posadził na sobie. Jemu się nie da odmówić. To Chester. Jego oczy hipnotyzują, a ręce odbierają logikę...
MAMY ROZDZIAŁ PO BARDZO DŁUGIEJ PRZERWIE. KOCHAM WAS ! NASTĘPNY JUŻ NIEBAWEM, JEŚLI ZNAJDĘ CZAS. TERAZ MAM KUPĘ NAUKI.. KOCHAM WAS <3
czwartek, 25 września 2014
~ Welcome back !
Wróciłam ! Nawet nie wiecie, jak się stęskniłam za Wami. Powodem mojego niepisania było to, że miałam " małe " spiny z siostrą w tej sprawie.. Uważała, że na blogspocie są wirusy... :/ Mniejsza, ważne, że zmądrzała. Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze zagląda. CZEKAJCIE CIERPLIWIE NA NOWY ROZDZIAŁ ! :*
piątek, 18 lipca 2014
23. Wolę być przygotowana
Kiedy tylko dotarliśmy do domu od razu zabrałam się za robienie
naleśników. Śniadanie to podstawa, potem załatwia się resztę.
Postanowiliśmy z Chesterem, że powiemy Mike'owi o wyjeździe pod namioty
jak najszybciej się da. Problem był tylko z Oliwią. Gdzie my ją
ulokujemy na ten czas? Jej rodzice już się obudzili, ale nadal są w
szpitalu. Trzeba było coś wymyślić i to szybko.
- No to mówcie, co się stało, że kazaliście się nam pojawić natychmiast w domu? - Spike uważnie nas obserwował.
- Talinda. - zaczęłam. Sądząc po minie mojego bracholka, zadowolony nie był. Zresztą ja też się wcale nie cieszyłam, wręcz przeciwnie.
- Co zaś wykombinował Dracula w spódnicy? - zaczął się śmiać. Miałam ochotę go w tej chwili porządnie jebnąć, ale Chester trzymał mój nadgarstek.
- Przestań Spike. - warknął. - To poważna sprawa. - zacisnął zęby.
- No to mówcie szybko, co się stało. - spoważniał natychmiast.
- To ja lepiej pójdę poukładać puzzle od Chestera. - mała rozumiejąc, że to nie tematy dla niej chciała się ulotnić. - Przyjdziesz do mnie później? - zawiesiła się na szyi Chaza rączkami. Mój ukochany pocałował ją w czółko i skinął twierdząco głową uśmiechając się do niej. Pobiegła na górę.
- Była w areszcie u Sebastiana. - Chazzy cicho westchnął. - Podejrzewamy z Natt, że ma z nim coś wspólnego. - przeniósł swój uścisk z nadgarstka na moją dłoń.
- What?! - mój brat nie mógł uwierzyć. Aż wstał. - Robicie sobie jaja, prawda? - spojrzał na nas.
- A czy ja wyglądam, jakbym robiła sobie z Ciebie jaja?! - wybuchłam.
- Nathalie, uspokój się. - Chester pociągnął mnie na swoje kolana i żelazny uścisk przeniósł na moją talię. Chyba się bał, że rzucę się na Mike'a.
- Nie mogę uwierzyć, że ta żmija posunęła się aż tak daleko. - czarnowłosy spojrzał w sufit.
- Ja też nie mogłam uwierzyć. Ani ja, ani Chester. - oparłam się plecami o ukochanego.
- Suka.. - warknął.
- Ja to od zawsze wiedziałam. - spojrzałam wymownie na Chestera.
- Nie patrz tak na mnie, ja teraz też o tym wiem. - oparł swoje czoło o moje. - Kocham Cię. - powiedział. - Moja Ty Królewno w glanach. - pocałował mnie w szyję. Powieki same mi się zamknęły, kiedy ponowił czynność.
- Lepsza w glanach, niż tleniona. - odburknęłam.
- I za to Cię Kocham. Za to, że jesteś sobą. - bujał mną lekko na boki.
- A kim miałabym być? Paris Hilton? - zaczęłam się śmiać. - Jestem Nathalie Shinoda. Wersja limitowana. - wysłałam buziaka bratu.
- Moja krew. - Shi uniósł kciuk do góry.
- No pewnie. - uśmiechnęłam się do niego.
- Z kim ja żyję. - Benny przewrócił oczami.
- Nie podoba się, to won. - przeniosłam się na kolana brata, a ten od razu przyssał się do mojego policzka.
- Moje maleństwo. - przytulił się do mojego policzka swoim, przez co delikatnie mnie drapał zarostem.
- No rzeczywiście maleństwo. - zaśmiałam się. - Tylko metr siedemdziesiąt trzy wzrostu i 57 kg wagi. - śmiałam się.
- Względem mnie jesteś mała. - powiedział. - Ja mam metr osiemdziesiąt trzy. - śmiał się.
- Jaraj się, olbrzymie. - pstryknęłam go w nos.
- Żebyś wiedziała. - połaskotał mnie. - Moja mała siostrzyczka. - zrobił mi noski.
- Ja już nie mam pięciu latek, Spike. - uśmiechnęłam się do niego.
- A ja ciągle Cię Kocham tak samo mocno. - wsunął mi kosmyk włosa za ucho. Nie mogłam nic powiedzieć. Uśmiechnęłam się do niego szerzej niż wcześniej, a w moich oczach pojawiły się łzy.
- Ja Ciebie też. - przytuliłam się do niego.
- I na nerwy też mi tak samo działasz. - zaśmiał się.
- Vice Versa, Trollu. - pocałowałam go w czoło.
- A czasy Xero pamiętasz? - uśmiechnął się.
- Mark.. - przewróciłam oczami.
- Aż tak Cię wkurzał? - zaśmiał się.
- Mało powiedziane człowieku. Na sam jego widok dostawałam białej gorączki. - spojrzałam na niego.
- Nigdy nie zapomnę, co mu powiedziałaś, jak odchodził. - uśmiechnął się cwanie.
- Co mu powiedziała? - Chester włączył się do rozmowy.
- Stary, mnie aż wryło. - śmiał się. - Piętnastoletnia gówniara i takie gadany. - poklepał mnie lekko po plecach.
- No co?! - widziałam, jak Chazza żżera ciekawość.
- Powiedziała mu, że jest totalnym zerem, bo zostawia zespół w trudnych chwilach, że jest podłym, szowinistycznym gorylem... - wyliczał. - No i wylała mu wodę na głowę. - zakończył.
- I wrzuciłam go w błoto. Znaczy wepchnęłam. Bo mnie pocałować chciał. - wzdrygnęłam się.
- Podobałaś mu się. - Chester się delikatnie uśmiechnął.
- Co się dziwić. Czarne, długie włosy, brązowe oczy, figura jak u modelki.. - Mike poklepał mnie po płaskim brzuchu. - Kolczyk.. - bawił się moim kolczykiem w pępku.
- Faktycznie ślicznie Ci było w czarnych. - Chaz puścił mi oczko. - Ale w czerwonych też jest pięknie. Zresztą w każdych by Ci było pięknie. - uśmiechnął się czule. Włosy przemalowałam dopiero rok temu. Jak ten czas szybko leci... Wysłałam Chessowi całuska w podziękowaniu za komplement. Poszłam na górę po album i usiedliśmy wszyscy w salonie i otworzyłam go. Pojawiło się zdjęcie z Sebą.
1
- Ugh. - wyjęłam je i podarłam po czym poszłam wywalić do kosza. Wsadziłam za nie zdjęcie z Chesterem. - No. Teraz ładnie. - uśmiechnęłam się do ukochanego.
- A co to za sexy laska? - Chaz pokazał na moje zdjęcie.
2.
- To ja. - zaśmiałam się. - To robota Mike'a aparatu. - mrugnęłam do brata. - O i tu. - pokazałam palcem.
3
- Ty powinnaś zostać modelką, Kiciu. - dostałam buziaka w policzek.
- Nie przesadzaj. - machnęłam rozbawiona ręką i przewróciłam kartkę. -
- To sprzed wyjazdu do Londynu z Wami. - uśmiechnęłam się.
4
- A to? - Chaz pokazał na dwie fotki.
5 i 6
- To robota Spike'a. - zaśmiałam się.
7
. Spojrzałam na to zdjęcie i od razu je podarłam . Podzieliło losy pierwszego. Kolejne zastąpione Chesterem.
- A to stare. - powiedziałam.
8
- Mój Jezu. - Chester wbił wzrok w moje zdjęcie.
9
- To z ukrycia, jak się opalała. - Mike dumny wypiął pierś do przodu.
- Jesteś totalnym kretynem, podglądaczu, ale ładnie Ci wyszło. - zaśmiałam się. - Prawda, Chazzie? - spojrzałam na ukochanego. Wyglądał jak posąg z oczami, niczym dwie kule ziemskie. - Chester! - potrząsnęłam nim.
- Co? - spojrzał na mnie wzrokiem wybudzonego z transu.
- Zapatrzył się na Twoje.. ekhem. Wdzięki. - mój brat rechotał jak żaba. Spadł z kanapy ciągnąc mnie za sobą. - Kurwa.. - krztusił się.
- Mike! Debilu!! - śmiałam się razem z nim. - Wstawaj! - próbowałam się podnieść, ale z marnym skutkiem. - Kurwa mać, ja chcę wstać! - uderzyłam pięścią w podłogę.
- Ej, ja Ci nie chcę przeszkadzać, ale coś mi miażdżysz kolanem i to jest coś bardzo cennego. - śmiał się.
- No to trzeba było mnie kurwa nie macać po cyckach Głąbie, to bym się nie przesunęła! -śmiałam się. - Kochanie, pomóż. - wyciągnęłam rękę w stronę Chaza. Podał mi swoją dłoń, ale sam znalazł się obok nas i wyszło tak, że leżałam między dwoma wariatami ciągle krztusząc się ze śmiechu.
- Ej, ludziska, ja Was wyślę do psychiatry. - brunet leżący obok mnie łapał spazmatyczne oddechy między kolejnymi atakami głupawki.
- O nie, co to to nie. Idziemy we trójkę. - zaprotestował Shi opierając się czołem o moje ramię.
- Albo od razu całą ekipę weźmy. Dadzą nam coś na tą naszą głupotę. - Chaz się podniósł.
- Ona jest nieuleczalna. - powiedziałam i pocałowałam go w usta.
- No Niunia, wstawaj, trzeba powiedzieć Spike'owi o naszym planie. - podniósł mnie.
- Sam jesteś Niunia, Mośku. - zaczepnie szturchnęłam go biodrem w biodro i zanim zdążył zareagować usadowiłam się na kanapie, a zaraz obok mnie usiadł mój brat.
- To jaki macie plan?
- Musimy przyśpieszyć nasz wyjazd pod namioty. - złapałam Chestera za rękę.
- Ale jak? Przecież jest Oliwia.
- Zaraz mam dzwonić do Caroline, może ona mi pomoże.
- Bery? Myślisz, że zajmie się Młodą?
- Zawsze mi pomagała, więc liczę na to, że teraz też mi nie odmówi.
- Obyś miała rację. - Mike spojrzał w dal.
- Dobra, idę na tego Skype'a, bo pewnie już czeka. - niechętnie wstałam z miejsca.
- Ale wiesz, że to tylko nasze przypuszczenia? - Chaz spojrzał mi w oczy.
- Wolę być przygotowana. - powiedziałam. Ostatni raz przesunęłam wzrokiem po salonie zatrzymując go na Chazzie i ruszyłam na górę. Oby się udało.....
Witam Was :3 Wiem, że nudny rozdział, ale weny brak totalny :c . Byłam na wakacjach nad Bałtykiem. Było na prawdę zajebiście :3. Zjechałam całą Polskę na ukos. Zadek mnie nieźle boli i mam odcisk na nodze.. :// Ale warto było :* Całusy.
- No to mówcie, co się stało, że kazaliście się nam pojawić natychmiast w domu? - Spike uważnie nas obserwował.
- Talinda. - zaczęłam. Sądząc po minie mojego bracholka, zadowolony nie był. Zresztą ja też się wcale nie cieszyłam, wręcz przeciwnie.
- Co zaś wykombinował Dracula w spódnicy? - zaczął się śmiać. Miałam ochotę go w tej chwili porządnie jebnąć, ale Chester trzymał mój nadgarstek.
- Przestań Spike. - warknął. - To poważna sprawa. - zacisnął zęby.
- No to mówcie szybko, co się stało. - spoważniał natychmiast.
- To ja lepiej pójdę poukładać puzzle od Chestera. - mała rozumiejąc, że to nie tematy dla niej chciała się ulotnić. - Przyjdziesz do mnie później? - zawiesiła się na szyi Chaza rączkami. Mój ukochany pocałował ją w czółko i skinął twierdząco głową uśmiechając się do niej. Pobiegła na górę.
- Była w areszcie u Sebastiana. - Chazzy cicho westchnął. - Podejrzewamy z Natt, że ma z nim coś wspólnego. - przeniósł swój uścisk z nadgarstka na moją dłoń.
- What?! - mój brat nie mógł uwierzyć. Aż wstał. - Robicie sobie jaja, prawda? - spojrzał na nas.
- A czy ja wyglądam, jakbym robiła sobie z Ciebie jaja?! - wybuchłam.
- Nathalie, uspokój się. - Chester pociągnął mnie na swoje kolana i żelazny uścisk przeniósł na moją talię. Chyba się bał, że rzucę się na Mike'a.
- Nie mogę uwierzyć, że ta żmija posunęła się aż tak daleko. - czarnowłosy spojrzał w sufit.
- Ja też nie mogłam uwierzyć. Ani ja, ani Chester. - oparłam się plecami o ukochanego.
- Suka.. - warknął.
- Ja to od zawsze wiedziałam. - spojrzałam wymownie na Chestera.
- Nie patrz tak na mnie, ja teraz też o tym wiem. - oparł swoje czoło o moje. - Kocham Cię. - powiedział. - Moja Ty Królewno w glanach. - pocałował mnie w szyję. Powieki same mi się zamknęły, kiedy ponowił czynność.
- Lepsza w glanach, niż tleniona. - odburknęłam.
- I za to Cię Kocham. Za to, że jesteś sobą. - bujał mną lekko na boki.
- A kim miałabym być? Paris Hilton? - zaczęłam się śmiać. - Jestem Nathalie Shinoda. Wersja limitowana. - wysłałam buziaka bratu.
- Moja krew. - Shi uniósł kciuk do góry.
- No pewnie. - uśmiechnęłam się do niego.
- Z kim ja żyję. - Benny przewrócił oczami.
- Nie podoba się, to won. - przeniosłam się na kolana brata, a ten od razu przyssał się do mojego policzka.
- Moje maleństwo. - przytulił się do mojego policzka swoim, przez co delikatnie mnie drapał zarostem.
- No rzeczywiście maleństwo. - zaśmiałam się. - Tylko metr siedemdziesiąt trzy wzrostu i 57 kg wagi. - śmiałam się.
- Względem mnie jesteś mała. - powiedział. - Ja mam metr osiemdziesiąt trzy. - śmiał się.
- Jaraj się, olbrzymie. - pstryknęłam go w nos.
- Żebyś wiedziała. - połaskotał mnie. - Moja mała siostrzyczka. - zrobił mi noski.
- Ja już nie mam pięciu latek, Spike. - uśmiechnęłam się do niego.
- A ja ciągle Cię Kocham tak samo mocno. - wsunął mi kosmyk włosa za ucho. Nie mogłam nic powiedzieć. Uśmiechnęłam się do niego szerzej niż wcześniej, a w moich oczach pojawiły się łzy.
- Ja Ciebie też. - przytuliłam się do niego.
- I na nerwy też mi tak samo działasz. - zaśmiał się.
- Vice Versa, Trollu. - pocałowałam go w czoło.
- A czasy Xero pamiętasz? - uśmiechnął się.
- Mark.. - przewróciłam oczami.
- Aż tak Cię wkurzał? - zaśmiał się.
- Mało powiedziane człowieku. Na sam jego widok dostawałam białej gorączki. - spojrzałam na niego.
- Nigdy nie zapomnę, co mu powiedziałaś, jak odchodził. - uśmiechnął się cwanie.
- Co mu powiedziała? - Chester włączył się do rozmowy.
- Stary, mnie aż wryło. - śmiał się. - Piętnastoletnia gówniara i takie gadany. - poklepał mnie lekko po plecach.
- No co?! - widziałam, jak Chazza żżera ciekawość.
- Powiedziała mu, że jest totalnym zerem, bo zostawia zespół w trudnych chwilach, że jest podłym, szowinistycznym gorylem... - wyliczał. - No i wylała mu wodę na głowę. - zakończył.
- I wrzuciłam go w błoto. Znaczy wepchnęłam. Bo mnie pocałować chciał. - wzdrygnęłam się.
- Podobałaś mu się. - Chester się delikatnie uśmiechnął.
- Co się dziwić. Czarne, długie włosy, brązowe oczy, figura jak u modelki.. - Mike poklepał mnie po płaskim brzuchu. - Kolczyk.. - bawił się moim kolczykiem w pępku.
- Faktycznie ślicznie Ci było w czarnych. - Chaz puścił mi oczko. - Ale w czerwonych też jest pięknie. Zresztą w każdych by Ci było pięknie. - uśmiechnął się czule. Włosy przemalowałam dopiero rok temu. Jak ten czas szybko leci... Wysłałam Chessowi całuska w podziękowaniu za komplement. Poszłam na górę po album i usiedliśmy wszyscy w salonie i otworzyłam go. Pojawiło się zdjęcie z Sebą.
1
- Ugh. - wyjęłam je i podarłam po czym poszłam wywalić do kosza. Wsadziłam za nie zdjęcie z Chesterem. - No. Teraz ładnie. - uśmiechnęłam się do ukochanego.
- A co to za sexy laska? - Chaz pokazał na moje zdjęcie.
2.
- To ja. - zaśmiałam się. - To robota Mike'a aparatu. - mrugnęłam do brata. - O i tu. - pokazałam palcem.
3
- Ty powinnaś zostać modelką, Kiciu. - dostałam buziaka w policzek.
- Nie przesadzaj. - machnęłam rozbawiona ręką i przewróciłam kartkę. -
- To sprzed wyjazdu do Londynu z Wami. - uśmiechnęłam się.
4
- A to? - Chaz pokazał na dwie fotki.
5 i 6
- To robota Spike'a. - zaśmiałam się.
7
. Spojrzałam na to zdjęcie i od razu je podarłam . Podzieliło losy pierwszego. Kolejne zastąpione Chesterem.
- A to stare. - powiedziałam.
8
- Mój Jezu. - Chester wbił wzrok w moje zdjęcie.
9
- To z ukrycia, jak się opalała. - Mike dumny wypiął pierś do przodu.
- Jesteś totalnym kretynem, podglądaczu, ale ładnie Ci wyszło. - zaśmiałam się. - Prawda, Chazzie? - spojrzałam na ukochanego. Wyglądał jak posąg z oczami, niczym dwie kule ziemskie. - Chester! - potrząsnęłam nim.
- Co? - spojrzał na mnie wzrokiem wybudzonego z transu.
- Zapatrzył się na Twoje.. ekhem. Wdzięki. - mój brat rechotał jak żaba. Spadł z kanapy ciągnąc mnie za sobą. - Kurwa.. - krztusił się.
- Mike! Debilu!! - śmiałam się razem z nim. - Wstawaj! - próbowałam się podnieść, ale z marnym skutkiem. - Kurwa mać, ja chcę wstać! - uderzyłam pięścią w podłogę.
- Ej, ja Ci nie chcę przeszkadzać, ale coś mi miażdżysz kolanem i to jest coś bardzo cennego. - śmiał się.
- No to trzeba było mnie kurwa nie macać po cyckach Głąbie, to bym się nie przesunęła! -śmiałam się. - Kochanie, pomóż. - wyciągnęłam rękę w stronę Chaza. Podał mi swoją dłoń, ale sam znalazł się obok nas i wyszło tak, że leżałam między dwoma wariatami ciągle krztusząc się ze śmiechu.
- Ej, ludziska, ja Was wyślę do psychiatry. - brunet leżący obok mnie łapał spazmatyczne oddechy między kolejnymi atakami głupawki.
- O nie, co to to nie. Idziemy we trójkę. - zaprotestował Shi opierając się czołem o moje ramię.
- Albo od razu całą ekipę weźmy. Dadzą nam coś na tą naszą głupotę. - Chaz się podniósł.
- Ona jest nieuleczalna. - powiedziałam i pocałowałam go w usta.
- No Niunia, wstawaj, trzeba powiedzieć Spike'owi o naszym planie. - podniósł mnie.
- Sam jesteś Niunia, Mośku. - zaczepnie szturchnęłam go biodrem w biodro i zanim zdążył zareagować usadowiłam się na kanapie, a zaraz obok mnie usiadł mój brat.
- To jaki macie plan?
- Musimy przyśpieszyć nasz wyjazd pod namioty. - złapałam Chestera za rękę.
- Ale jak? Przecież jest Oliwia.
- Zaraz mam dzwonić do Caroline, może ona mi pomoże.
- Bery? Myślisz, że zajmie się Młodą?
- Zawsze mi pomagała, więc liczę na to, że teraz też mi nie odmówi.
- Obyś miała rację. - Mike spojrzał w dal.
- Dobra, idę na tego Skype'a, bo pewnie już czeka. - niechętnie wstałam z miejsca.
- Ale wiesz, że to tylko nasze przypuszczenia? - Chaz spojrzał mi w oczy.
- Wolę być przygotowana. - powiedziałam. Ostatni raz przesunęłam wzrokiem po salonie zatrzymując go na Chazzie i ruszyłam na górę. Oby się udało.....
Witam Was :3 Wiem, że nudny rozdział, ale weny brak totalny :c . Byłam na wakacjach nad Bałtykiem. Było na prawdę zajebiście :3. Zjechałam całą Polskę na ukos. Zadek mnie nieźle boli i mam odcisk na nodze.. :// Ale warto było :* Całusy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)