sobota, 1 listopada 2014

26 . " Przeszkodziłem w sprawianiu mi siostrzeńca, albo siostrzenicy? "

- To opowiadaj. - zamilkł patrząc na mnie.
Chrząknęłam.
- Przeprowadziliśmy się tutaj miesiąc przed wypadkiem. Kiedy okazało się, że rodzice są w śpiączce,  byłam na maxa wściekła. Sądziłam, że gdyby nie to, że tu jesteśmy, nic by się nie stało.... - zaczęłam.
- Dalej tak sądzisz? - zapytał niepewnie.
- Nie już nie. Patrząc na to z perspektywy czasu wiem, że tak po prostu miało być i to, że to się stało w Phoenix nie ma znaczenia, bo we Wrocławiu mogło dojść do tego samego. - nie traciłam z ukochanym kontaktu wzrokowego. Mówienie o zmarłych rodzicach ciągle sprawiało mi wielką trudność mimo upływu czasu, ale i tak jest lepiej, niż było wcześniej. Już nie wybucham płaczem, kiedy tylko ktoś wspomnie ich imię, lub zacytuje jakieś słowa. 
- Wtedy na pewno było Ci trudniej, niż teraz... - westchnął Chaz przyciskając mnie lekko do siebie.
- Tak, masz rację. To, że zmarli jeszcze bardziej utwierdziło mnie w tym, że Ameryka to nie jest mój świat. Chciałam wracać do Polski, bardzo. Nie obchodziło mnie to, że tu miałam więcej perspektyw, chciałam się uwolnić... - zamknęłam na chwilę oczy.
- Wróciłaś? - spojrzał na mnie.
- Nie.
- Dlaczego?
- Sebastian mi nie pozwolił. Przybiegł na lotnisko i zaczął się wydzierać, że jego życie nie ma beze mnie sensu i takie tam puste brednie bez pokrycia. - machnęłam ręką.
- Zostałaś tu dla Seby? - Mój ukochany próbował ukryć emocje, jednak zauważyłam, że trochę go to przybiło, więc oparłam głowę na jego ramieniu, chcąc dać mu do zrozumienia, że teraz on jest tym, któremu powierzam moje życie. Objął mnie, a kiedy nasze oczy się spotkały, musnęłam jego wargi. Uśmiechnął się delikatnie i spojrzał na mnie znacząco, oczekując odpowiedzi.
- Nie tylko. - powiedziałam. - Mike był już w Xero, spodobało mu się życie w Ameryce, ja już miałam ostatnią klasę liceum. Nie mogłam tego zaprzepaścić. - uśmiechnęłam się.
- Rozumiem. A pamiętasz jeszcze pierwszego Wokalistę? - ostatnie słowo powiedział, niczym aktor w rzymskim teatrze.
- Już Ci kiedyś mówiłam. - wybuchłam śmiechem.
- Aż taki Bufon był z niego? - Chaz mi zawtórował.
- Weeź.. - machnęłam ręką . Totalny patafian. Talent może miał, ale rządził się, jakby co najmniej Nobla jakiegoś zdobył. - przewróciłam oczami.
- Talent mówisz......? - spojrzał na mnie. - Większy, niż ja? - zapytał z powagą.
- Chester proooszę Cię... - zaczęłam się śmiać.
- No co? - spojrzał na mnie, jak na wariatkę.
- Zaraz... - spoważniałam. - Ty pytasz poważnie? - uniosłam brew do góry.
- Jak najpoważniej. - położył dłoń na sercu.
- Kochanie. Dzięki Tobie ten zespół się wybił. Gdybyś nie wysłał swojego demo, chłopaki żyliby marzeniami, bo ten ciota nie umiał sobie poradzić z problemami, a Ty się mnie jeszcze pytasz, czy on miał większy talent niż Ty?! - puknęłam się z otwartej dłoni w czoło. - Dobrze się czujesz? - spojrzałam na niego.
Uśmiechnął się.
- Czyli sądzisz, że mam talent? - zapytał obejmując mnie w pasie i patrząc mi w oczy.
- Idiota. - powiedziałam.
- To mam, czy nie? - dopytywał.
- Nie kurwa, wiesz? Cały świat Cię ubóstwia, wydaliście płyty, macie statuetki.. Nie masz talentu, na prawdę. Idź się utop. - odwróciłam się od niego plecami.
- Ale powiedz, mam czy nie? - wyszeptał mi do ucha.
- Jak Ci zaraz przypierdolę... - uniosłam do góry rękę, ale w ostatniej chwili usadowiłam dłonie na jego policzkach. - Idioto jeden Benningtoniasty. Masz wielki talent. Wielki jak Wieża Eiffla, jak Morze Śródziemne, jak Big Ben.... - wyliczałam, ale zamknął mi usta pocałunkiem.
-  Tak strasznie Cię Kocham. - wyszeptał, kiedy się oderwał.
- Wiem. - złapałam jego dłoń.
- To co? - splótł nasze palce. - Idziemy się pakować? - zapytał.
- No pasowałoby. Jutro koniec roku Młodej. Trzeba w końcu zrealizować plany o naszych wakacjach, nie sądzisz? - uśmiechnęłam się zadziornie.
- Czytasz mi w myślach, Kotku. - zaśmiał się i pocałował mnie w czoło. Po chwili coś mu odwaliło i posadził mnie sobie na plecy.
- Chazzy! - zaczęłam wesoło krzyczeć roześmiana. - Postaw mnie Kochanie. - złapałam się jego szyi.
- Niee. - ruszył ze mną na plecach do domu.
- Kochany Wariacie! - wydarłam się i zaczęłam obcałowywać jego polik śmiejąc się .
- Ja też Cię Kocham. - odchylił głowę do tyłu, żeby mnie pocałować. Przytulił swój policzek do mojego i szedł dalej. Z tyłu słyszeliśmy trzask fleszy, ale ignorowaliśmy to. Nawet, kiedy widzieliśmy ich z przodu, z chęcią posyłaliśmy do aparatów uśmiechy. Kiedy odeszli przyśpieszyliśmy kroku, ale Chazzowi chyba nie śpieszyło się do domu, bo skręcił w las.
- Gdzie Ty idziesz? - zapytałam.
- Zobaczysz. Jest miejsce, którego Ci nie pokazałem. Chodziłem tam, jak kłóciłem się z mamą o to, że znowu ćpam. - westchnął, a ja pogłaskałam go lekko po ramieniu. 
Żadne z nas się więcej nie odezwało. Zdziwiło mnie to, że im dalej zagłębialiśmy się w las, tym mniej drzew było, a powinno być na odwrót.
- Jesteśmy na miejscu. - usłyszałam szept przy uchu, a to, co zobaczyłam zaparło mi dech w piersiach. Staliśmy przed sporym jeziorem, za którym chowało się właśnie słońce. Niebo wyglądało po prostu nieziemsko. Przy jednym z drzew była ławka, a między dwoma wielkimi dębami stała huśtawka spojrządzona z łańcuchów i przyspawanej do nich deski. Usiadłam na niej. Chaz stanął obok.
- Pięknie tu, co nie? - zapytał cicho, jakby nie chciał zagłuszyć głosów mew, które skrzecząc trzepotały skrzydłami o wodę.
- Ślicznie. - przyznałam. - Sam zrobiłeś tą huśtawkę? - zapytałam patrząc na niego.
- Taak, tą huśtawkę i ławkę. Wiesz, jak się nie ma na działkę, to się człowiek musi czymś zajmować. - westchnął. - Ale nie gadajmy o tym. - rozhuśtywał mnie powoli. Złapałam się łańcuchów. Nagle zaczął się śmiać i rozbujał mnie mocniej. Czułam, jak wiatr muska każdy zakamarek mojego ciała. Od czubka głowy po końce palców u stóp. Śmialiśmy się razem jak dzieci. Były czułe pocałunki. Nagle Chazz zatrzymał huśtawkę i złapał mnie za rękę.
- Chodź ze mną. - pociągnął mnie za sobą tak, że biegliśmy. W połowie drogi złapał mnie gwałtownie za uda i posadził sobie na plecach. Wybuchłam głośnym śmiechem odchylając głowę do tyłu i kurczowo trzymając się szyi chłopaka. Wiatr rozwiewał moje długie czerwone włosy. Po chwili stanęłam na suchym lądzie.
- Zdejmuj buty. - zaśmiał się i zdjął buty. Spełniłam jego prośbę. Wtedy wziął mnie na ręce powodując u nas obojga niekontrolowaną głupawkę. Wbiegł do jeziora rozchlapując nieco wodę. Trochę zmoczyła mi ubrania, ale to nic. Po chwili poczułam dno pod swoimi stopami.
- Pamiętasz? Może to nie Tamiza, ale... - omiótł wzrokiem miejsce, w którym się znajdowaliśmy.
- Booziu.... - oplotłam swoje ręce wokół jego szyi. - Jaki Ty jesteś romantyczny... - uśmiechnęłam się do niego.
- Widzisz Pyszczku, jeszcze wielu rzeczy nie wiedziałaś o swoim idolu, nie? - zaśmiał się i wbił mi lekko palca w środek swojej bluzy z logiem Linkinów. Zdjęłam ją i położyłam na ławce.
- No sporo. - zaśmiałam się i czule go pocałowałam wsuwając mu dłonie pod bluzę, a potem pod koszulkę. Cichy pomruk w moje wargi oznaczał, że mu się to podobało, więc moje rączki kontynuowały swoją niewinną wędrówkę.
- Przestań, bo zaraz nie wytrzymam.. - wymruczał na sekundę się odrywając.
- Nic nie zrobisz. Nie masz gdzie... - poruszyłam brwiami.
- Czyżby? - spojrzał mi w oczy.  - Ty wiesz, że ja mogę wszystko Księżniczko. - w tym momencie znalazłam się na jego rękach. Złączył nasze usta, a potem sprawił, że nasze języki zaczęły wspólny taniec. Po chwili poczułam, jak się cofamy, ale nie miałam jak się oderwać. Chester mi na to nie pozwalał. Okazało się, że zgarnął moją bluzę z ławki i zaczęliśmy iść do przodu.
- Co Ty kombinujesz? - zapytałam w jego wargi.a
- Cii.. - uciszył mnie pocałunkiem. Wziął mnie na ręce i zaczął gdzieś nieść całując mnie po szyi. Zamknęłam oczy i całkowicie mu się poddałam. Po chwili stanęliśmy przed jaskinią.
- Żartujesz?! - zaczęłam się śmiać.
- Oj Cii. Pokażę Ci coś. - z łatwością odsunął właz i wszedł pierwszy. Niepewnie stawiając kroki poszłam jego śladem. - No nie zjem Cię, nie bój się, nie zmienię się w niedźwiedzia. - śmiał się. Przewróciłam jego oczami i przyśpieszyłam kroku. Gdy znalazłam się w środku otworzyłam usta ze zdziwienia. To wyglądało jak dom. Było tu łóżko, obok niego stała szafka, a na niej radio.  W kącie stał kominek. - Oto moja gawra. Czuj się jak u siebie. - usiadł na łóżku. Zajęłam miejsce obok niego.
- Sam to urządziłeś? - zapytałam patrząc na niego.
- Tak. Wiesz.. Kłótnie z ojcem robiły swoje. - westchnął. - Szanowany policjant, a syn ćpun. - spuścił wzrok.
- Spałeś tu? - zdziwiłam się.
- Właściwie dom, w którym byłem zameldowany traktowałem, jak hotel. Tu spędzałem większość życia. - położył się. - Nie chciałem się widywać z ojcem... - westchnął.
- Chester, jestem pewna, że on Cię bardzo kochał. - pogładziłam go po włosach.
- Nie chodzi o to, bo o tym to ja mimo wszystko doskonale wiem. - spojrzał na mnie. - Po prostu nie chciałem widzieć zawodu w jego oczach, kiedy będę miał tak zwanego " kaca ponarkotykowego ", jeśli wiesz, co mam na myśli. - powiedział.
- A co się stało, kiedy powiedziałeś mu, że założyłeś zespół i masz zamiar iść na odwyk? - zapytałam.
- Mama się popłakała, a ojciec poklepał mnie po ramieniu i chyba pierwszy raz odkąd pamiętam mnie przytulił. Czułem, że mam kolejne dwie osoby, których nie mogę zawieść. - uśmiechnął się lekko.
- I udało Ci się. - przytuliłam go mocno.
- Szkoda, że nie wszystkie piosenki zdążył usłyszeć. - w jego oczach stanęły łzy.
- Chazzy.... - spojrzałam na niego ze łzami w oczach. - Tylko mi się nie maż, słyszysz? Nie wolno Ci, musisz być silny. - powiedziałam załamanym głosem. - Sam mi to mówiłeś na pogrzebie moich rodziców, pamiętasz? - zapytałam szeptem.
- Pamiętam. - wydukał.
- No właśnie. A poza tym... - pogłaskałam go po ramieniu. - On na Ciebie patrzy z góry. Ty nie musisz w to wierzyć, ale ja czuję, że on jest z Ciebie bardzo, bardzo dumny. - uniosłam kącik ust ku górze.
Westchnął.
- Wolałbym, żeby był ze mną, ale czasu nie cofnę. - powiedział.
- On jest z Tobą. Tylko musisz w to bardzo mocno uwierzyć. Uwierz, a to się stanie prawdą. - pogłaskałam go po policzku.
- Mama też mi to mówi. - powiedział.
- Bo ma rację. - poczochrałam go po włosach.
- Pójdę po drewno. - powiedział wstając.
- Iść z Tobą? - spojrzałam na niego.
- Siedź. Muszę pobyć sam, zaraz wracam. - posłał mi uśmiech i już go nie było. Położyłam się na łóżku czekając. Po chwili wrócił z drewnem i rozpalił w kominku. Ciepło płynące od ognia od razu napełniło jaskinię. Uśmiechnęłam się lekko, kiedy wyciągnął z torby, którą wziął wcześniej ( o dziwo tego nie zauważyłam ) koc. Położył się obok i okrył nas nim. Moją uwagę przykuły wypalone na ścianach wzory. Przejechałam po nich palcem. Zgadłam, że to też jego arcydzieło. Pewnie mu się nudziło samemu.
- Są śliczne. - wydukałam, kiedy na mnie spojrzał.
- Bez przesady. - objął mnie ramieniem,
- Nie przesadzam Skarbie. - wtuliłam się w niego mocno. Uśmiechnęłam się, kiedy z wielkim zaangażowaniem bawił się moimi włosami.
- Twoje włoski są śliczniejsze. - mruknął mi do ucha i przygryzł moją małżowinę.
- Chwila, czy Ty ze mną flirtujesz? - zaczęłam się śmiać.
- A nie mogę? - zrobił mi malinkę na szyi na co cicho jęknęłam.
- A czy ja coś takiego powiedziałam? - zaśmiałam się i tym razem to ja zaczęłam go cmokać po szyi. Odchylił lekko głowę mrucząc cicho.
- Uważaj, bo zaraz jednak zmienię się w tego niedźwiedzia. - mruczał cicho przygniatając mnie swoim ciałem.
- A jak Ci powiem, że wcale się nie boję? - zdjęłam mu bluzę i rzuciłam ją na swoją, po czym wsunęłam mu zimne ręce pod koszulkę. Zadrżał i spojrzał mi w oczy.
- Nie igraj ze mną, Pani Bennington.. - zaśmiał się.
- Oo, a od kiedy ja jestem Pani Bennington? Nie przypominam sobie, żebym wychodziła za Ciebie za mąż... - droczyłam się z nim.
- Od kiedy jesteś moja. - powiedział i wpił się w moje wargi. Zaczęłam się śmiać przez pocałunek. Odwzajemniłam go błądząc rękoma po jego muskularnym ciele.  Pozbawiłam go szybko koszulki. Uśmiechnęłam się widząc, jak zagryza wargę. Rzuciłam ubranie za łóżko.
- Twoja, powiadasz? - zaśmiałam się. - Nie widać, żebym była podpisana. - uśmiechnęłam się zadziornie.
- Na prawdę...? - ściagnął mi bokserkę i zmierzył wzrokiem moje półnagie ciało. Zmarszczył brwi. - Na prawdę nie ma podpisu. Trzeba to zmienić. - wstał.
- Chester... Co Ty chcesz zrobić? - zapytałam trochę przestraszona.
- Podpiszę Cię. - powiedział wyjmując marker i siadając na mnie okrakiem.
- On jest chociaż zmywalny? - zapytałam już nieco rozluźniona.
- Tak. - powiedział .
- A no to maż sobie do woli. - machnęłam ręką wybuchając śmiechem. Z każdym ruchem markera i jego spojrzeniem przez moje ciało przechodziły przyjemne dreszcze podniecenia. Po chwili jego arcydzieło było skończone. Nad pępkiem napisał mi : Mrs. Bennington i narysował serduszko, a niemalże przy samym podbrzuszu napisał wielkimi literami : Chester Bennington's Queen. Na to drugie wybuchłam śmiechem.
- Jesteś nienormalny. - śmiałam się jak idiotka.
- Teraz jesteś podpisana. - pocałował mnie w oba "tatuaże". Zadrżałam, kiedy jego pocałunki przeniosły się na piersi, szyję a w końcu jego wargi dosiągnęły moich.  Jęknęłam cicho przez ten pocałunek. Płonęłam. Dosłownie. Od środka wszystko mnie paliło.
- Chazz. - wymruczałam. - Chazzy.. - szepnęłam mu do ucha.
- Nathalie. Jesteś taka cholernie kusząca... - usłyszałam, a po chwili poczułam, jak rozpina mi stanik. Otworzyłam oczy, które niemal przez cały czas były zamknięte. Całował mnie po prawej, potem po lewej piersi z wielką czułością. Ja w tym czasie pozbawiłam go spodni.
- Słyszałem, że masz tatuaż. - zaśmiał się. - W bardzo intymnym miejscu... - oblizał wargi.
- Zabiję tą JoJo...  - powiedziałam. - Mam, ale sam musisz go znaleźć. - uśmiechnęłam się cwanie.
- Z wielką przyjemnością. - uśmiechnął się i zaczął mnie całować po brzuchu. - I jak? - zapytał. - Jak idą moje poszukiwania? - poruszył brwiami. Kiedy zagryzł skórkę nad moim pępkiem nie mogłam powstrzymać głośnego jęku.
- Dobrze, bardzo dobrze, Sherlocku. - sapnęłam obdarzając go uśmiechem.
- No to szukam dalej. - zaznaczył  językiem linię tuż nad moim podbrzuszem. Kiedy zauważył trochę tuszu, oczy mu się zaświeciły. Pozbawił mnie dolnej bielizny, a jego oczom ukazały się skrzydła na podbrzuszu.
- I znalazłeś. - zagryzłam wargę, kiedy się do mnie uśmiechnął.
- Jest śliczny.. - delikatnie przejechał po nim dłonią, powodując u mnie dreszcze. - Mięśnie Ci się napięły... - zamruczał. - Uwielbiam to. -  zaczął mnie delikatnie po nim całować.
- Chazz.. Nie męcz... - sapnęłam wiercąc się lekko.
-  Ojj, ktoś tu ma chcice... - śmiał się przylegając do mnie biodrami.
- Ty nie lepszy. - otarłam się o niego czując jego podniecenie. Zamknął oczy.
- Kobieto... Ty mnie do szału doprowadzasz... - wyjęczał.
- Uwielbiam to. - zacytowałam go ocierając się mocniej. Powstrzymał jęk zaciskając zęby. Zaśmiałam się i zwinnym ruchem pozbawiłam go bokserek. W tym momencie niemal natychmiast zatopił się we mnie. Krzyknęłam głośno, a on cichutko sapnął. Po chwili zaczęliśmy wspólną podróż ku ekstazie. Każdy jego ruch powodował, że pragnęłam więcej i więcej. Drapałam go po plecach.. Szalałam... Oboje szaleliśmy tłumiąc głośne krzyki w pocałunkach. Jego dłonie błądzące po moim ciele wzmagały we mnie pożądanie. Odwdzięczałam mu się tym samym. Widziałam w jego oczach ten żar. Jak pierwszej nocy, w Londynie. Po dłuższej chwili jaskinię wypełnił głośny krzyk, co oznaczało, że oboje osiągnęliśmy to, czego chcieliśmy - spełnienie. Chazz opadł zdyszany na łóżko, a ja na jego klatkę piersiową. Przez dłuższy czas nie byliśmy w stanie opanować szybszych oddechów.
- Chazzy... - spojrzałam na niego.
- Nattie... - wysapał i wpił się w moje wargi.
Pocałunek był długi i niemalże brutalny. Zachowywaliśmy się tak, jakbyśmy nie widzieli się milion lat. W końcu zabrakło mi powietrza, więc się oderwałam i przekręciłam na brzuch. Chazz błądził palcem wzdłuż linii mojego kręgosłupa powodując u mnie ciarki.
- Mówiłem już, że doprowadzasz mnie do szaleństwa? - odgarnął moje włosy z karku, w który mnie pocałował.
- Mmm.. Coś mi się obiło o uszy. - wymruczałam.
- Kocham Cię. Kocham Cię. Kocham Cię. - mówił całując mnie po plecach. - Kocham. Kocham.  - szeptał.
- Ja Ciebie też. - odkręciłam się na plecy i obdarzyłam go czułym pocałunkiem.
- Chce Ci się wracać? - zapytał przejeżdzając palcem po moich lekko rozchylonych wargach.
- Nie, ale musimy... - westchnęłam .
- Może za chwilę... - zrobił mi malinkę na ramieniu. - Dokończ mi Waszą historię. - spojrzał na mnie przytulając mnie do siebie.
- Co jeszcze chcesz wiedzieć? - zapytałam.
- Tęsknisz? - spojrzał na mnie.
- Za Polską?
- Mhm.
- Bardzo. - westchnęłam. - Jak parę razy do roku jakiś czas nie jestem w Polsce dostaję fisia. Uwielbiam jeździć na wieś. Mleko od polskiej krówki jest po prostu nieziemskie. Babcia, zanim sprzedała gospodarstwo po śmierci dziadka, robiła takie pyszne masło, że Mike nieraz opylał całe śniadanie, zanim wstałam! A nasze bitwy na jajka! - zaśmiałam się. - Tego się nie zapomina. - uśmiechnęłam się. - Kiedyś Mike'y zrobił mi cudowny prezent na urodziny.
- Jaki?
- Zbudował z pomocą dziadka domek na drzewie, a dokładniej na starym orzechu, który rósł w naszym sadzie. Chowałam się tam, kiedy się kłóciliśmy. Pamiętam, jak któregoś lipca mój kochany Misiek zrobił mi na jabłoni hamak przeprosinowy. Uwielbiałam się na nim bujać i czytać książki.
- Polskie, czy angielskie? - zapytał.
- Różne. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- A dużo masz przyjaciół w Polsce?
- Pewnie. Większość to Soldiers. Cały czas trzymam z nimi kontakt, a jak latam z Miśkiem do Polski to oblegają go jak pszczoły kwiat.  - zaśmiałam się.
- To może kiedyś się z Wami zabiorę. - schował mi kosmyk włosa za ucho.
- Spokoju mi nie dadzą. - oparłam czoło o jego ramię. - I tak, kiedy w gazetach zaczęli pisać o nas, telefon mi nie stygł. Pytali, czy to prawda, kazali przekazać pozdrowienia, nawet jedna kazała Cię pocałować w jej imieniu. - przewróciłam oczami.
Zaczął się śmiać.
- Z chęcią ją poznam.
- Weź mnie nie denerwuj. Jeszcze się zacznie przystawiać do Ciebie. - powiedziałam.
- Zazdrość? - pocałował mnie w nos.
- Taka maciupka. - pokazałam, jaka ta moja zazdrość jest.
- Kochanie ja nie odejdę. Gdyby ktoś mi zabrał Ciebie, nie musiałby się trudzić, żeby marnować nabój w pistolecie. - przytulił mnie do siebie tak, jakbym była najcenniejszym skarbem, jaki ma. - A tak w sumie, to możesz spełnić jej prośbę. - poruszył brwiami. - Ja się nie będę opierał... - wymruczał przy moim uchu. Musnęłam zaczepnie jego dolną wargę. Jeszcze raz. I jeszcze raz. Aż w końcu poczułam, jak jego język sunie po moim podniebieniu szukając mojego. Od razu pomogłam mu złączyć je w jedność. Całowaliśmy się delikatnie, czule, powoli. Romantyczną chwilę przerwał nam telefon Chazza. Jego właściciel mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i zignorował urządzenie oddając się naszej czułości. Niestety ktoś nie dawał mu spokoju, więc niechętnie się oderwał. Wziął I Phone'a z szafki i spojrzał na wyświetlacz przewracając oczami.
- Mogłem się tego spodziewać. - westchnął.
- Kto to? - zapytałam zirytowana tak samo jak on.
- Twój braciszek.. - spojrzał na mnie i odebrał dając na głośny. - Mam nadzieję, że to coś ważnego kutafonie, bo jak nie to licz się z tym, że jak wrócę, zostaniesz pozbawiony klejnotów. - powiedział.
- Ciebie też miło słyszeć Kochanie. - powiedział Minoda przesłodzonym głosikiem.
- Mów, bo drugi raz nie będę odbierał. - wywarczał wściekły Chaz.
- Już dobra, dobra, gdzie jesteście? - zapytał mój brat.
- Nie Twój zasrany interes kmiocie. Mów co jest.
- Oo przeszkodziłem w sprawianiu mi siostrzeńca albo siostrzenicy? - wybuchł śmiechem, a w tle dało się usłyszeć nie tylko jego.
- SHUT THE FUCK UP!!!!!!! - wydarłam się.
- Czyli tak. - usłyszałam odpowiedź Shinody. - Kocham Cię siostra!!! - przesłał mi buziaki. - Tak serio to wracajcie bo ekipa jest i chcemy obejrzeć fajny horror, Młoda już śpi, więc chcemy wykorzystać dobrze czas. Rob przyniósł płytę, kupiłem przekąski, no źle by było bez Was. - powiedział.
- Zaraz będziemy. - rzucił Chaz i nie czekając na odpowiedź rozłączył się. - To co? - spojrzał na mnie.
- Co co? Wracamy. - westchnęłam zakładając na siebie bieliznę i reszte ciuchów. Kiedy upewniłam się, że mój ukochany zrobił to samo, przeczesałam włosy palcem i związałam je w niechlujnego koka, poprawiłam make up, założyłam kaptur na głowę, buty i skarpetki .
- Wrócimy tu jeszcze, prawda? - zapytał Chester, kiedy staliśmy na zewnątrz.
- Na pewno. - pocałowałam go delikatnie w policzek. - Zgasiłeś ogień w kominku?
- Tak Myszko. - objął mnie i ruszyliśmy do domu.


DLA MOJEGO ZBOCZUCHA SHINODOOOOWEJ XD
ULIXA I INNYCH MOICH CZYTELNICZEK <3

6 komentarzy:

  1. Super. Czekam na następny. No w końcu coś się dzieje, a po za tym się mnie posłuchałaś. Pozdrowienia Kaśka. :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej ^^ Rozdział dla mnie :D
    Przepraszam, ale nie mam weny na komentarz. Jest zajebiście i tyle :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, wow, wow! To poszłaś po całości. xD Jeszcze nie widziałam tak dokładnego opisu tego w fanfiction, a mało nie czytam... Cieszę się, że dostałam dedykację, ale mam prośbę...
    Nie odmieniaj mojego pseudonimu... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, aż tak Cię zdziwiłam :o? Seerio?
      Dobrze, będę pamiętać :*

      Usuń
    2. Miałam napisać, gdy u mnie będzie nowy rozdział... :D

      Usuń
  4. Nowy rozdział na UIG ;)
    (dawna Shinodowa)

    OdpowiedzUsuń