Wiem, jestem zła i już mnie nie lubicie bo nie wstawiam rozdziałów, ale to nie moja wina. Po pierwsze nie mam weny, a po drugie nie mam nawet czasu, żeby się o nią postarać. Przed egzaminami zawalili nas okropnie nauką, a ja i tak nie mam najlepszych ocen, dlatego muszę się podnieść, póki mam jeszcze czas. Koniec semestru tuż tuż, a Chester i paczka za mnie egzaminu nie napiszą. No wiecie, olałabym to zupełnie, gdyby nie to, że moja przyszłość zależy od szkoły do której się dostanę, a moje plany zrealizują się tylko wtedy, kiedy się o to postaram. Samo się nie zrobi, a moja mama nie jest wróżką, żeby mi wyczarować wymarzoną szkołę. Także wiecie. Trzeba się spiąć, a Wy musicie jeszcze trochę poczekać. Nie bójcie się, nie zawieszę rockstar'a, a już na pewno go nie oleję, bo mam plany na nową produkcję, a ja należę do tych osób, które zanim zaczną coś nowego, kończą stare. W moim opowiadaniu jest kilka niewyjaśnionych spraw. Np. Talinda, którą Chaz i Natt widzieli pod aresztem. Nie bójcie się, wyjaśni się wkrótce :*
Nie mówię GOODBYE.
Mówię : SEE YOU SOON <3
sobota, 22 listopada 2014
sobota, 8 listopada 2014
27. " Zemsta zawsze jest słodka "
Kiedy wróciliśmy do domu od razu przywitaliśmy się z ekipą. Oliwia o dziwo nie spała mimo zapewnień Mike'a, choć już siedziała w piżamie wtulona w dziewczynę Brad'a. Okazało się, że czekała na Chestera, żeby poczytał jej bajkę, więc mój ukochany poszedł z nią do jej pokoju, a ja pod prysznic. Tatuaże zrobione przez Chestera nie od razu się zmyły, ale w końcu się udało. Wychodząc z kabiny osuszyłam nagie ciało ręcznikiem. Po chwili założyłam na nie dół od bielizny, który zdjęłam z suszarki, oraz koszulkę Chestera. Nasunęłam na nogi swoje puchate kapcie i wytarłam ręcznikiem włosy, a następnie osuszyłam je suszarką i rozczesałam. Wychodząc z łazienki usłyszałam znajome głosy dobiegające z pokoju Oliwii. Zatrzymałam się przy drzwiach i oparłam się o ścianę.
- I co się stało z tą księżniczką, Chestuś? - pytanie pochodziło od Oliwii.
- No i ta Księżniczka zasnęła dzięki wypitemu przez nią eliksirowi, który podała jej zła macocha. - Chaz opowiadał jej bajkę! Jaka szkoda, że nie było mnie tu wcześniej..
- Co się dalej działo? - pytała podekscytowana dziewczynka.
- No i jej tata, król, domyślając się co jest grane, wygnał złą żonę z zamku, a sam rozesłał po świecie taki list, że poszukuje dzielnego rycerza, który pocałunkiem wyzwoli jego piękną córkę z klątwy..
- No i jak się domyślam, znalazł się taki ktoś?
- Nie byłoby bajki, gdyby nie było księcia. - założę się, że teraz Chazzy się uśmiecha.
- No i obudził księżniczkę Nathalie? - pytała. Byłam tak zaciekawiona, że po cichutku weszłam do pokoju małej Smith i oparłam się o drzwi.
- No pewnie, dzielny Książę Chester przybył na swym białym rumaku, w czarnej zbroi z ćwiekami i wyswobodził swą ukochaną składając na jej pięknych, słodkich, czerwonych jak truskawka wargach czuły pocałunek. - słysząc nasze imiona omal nie wybuchłam śmiechem.
- Dzielny książę Chester. - powiedziałam pod nosem kręcąc z rozbawieniem głową.
- I co się działo potem?
- Potem mieli huczne weselicho, drużba Mike się nażłopał wina z pozostałymi drużbami i zasnęli pod stołem. - tutaj już nie wytrzymałam. Wybuchłam śmiechem osuwając się na podłogę. Chester i Oliwia na mnie spojrzeli.
- Co Ty dziecku opowiadasz? - zapytałam przez śmiech.
- Bajkę, podsłuchiwaczu. - odpowiedział uśmiechając się do mnie.
- Właśnie słyszałam, dzielny Książę Chesterze. - śmiałam się.
- Dobra, sio mi stąd, nie znasz się na bajkach. - zaśmiał się.
- Dobra dobra, zostawiam Was. - wyszłam z pokoju Liv nie mogąc opanować śmiechu. Poszłam do kuchni z zamiarem zjedzenia jogurtu na kolację, ale oczywiście Mike mi go zeżarł, więc chcąc nie chcąc wróciłam na górę. Chciałam pójść do pokoju, żeby napisać do Niall'a sms'a, jak z jutrem, ale głos Chestera dochodzący z pokoju Młodej znów mnie zatrzymał. Uchyliłam lekko drzwi. Śpiewał jej " Leave Out All The Rest " do snu. Oparłam się o ścianę przy drzwiach jak zahipnotyzowana słuchając śpiewu mojego Anioła. Nawet nie usłyszałam, kiedy skończył. Dopiero, kiedy otworzył szerzej drzwi chcąc opuścić królestwo śpiącego Skrzata obudziłam się z transu.
- Wredna podsłuchiwaczka. - zaśmiał się cicho.
- Mogłabym tego słuchać wieczność. - uśmiechnęłam się z rozmarzeniem.
- Pośpiewam Ci, jak będziesz grzeczna, na razie musimy zejść na dół bo ekipa się niecierpliwi. - zmierzył mnie z góry na dół. - Ale trochę sobie poczekają bo będziesz musiała założyć spodenki. Nie chcę, żeby gwizdali na Twój widok. - powiedział.
- Zazdrośnik. - dałam mu buziaka.
- Mam o co. - klepnął mnie w tyłek.
- Ej! - pisnęłam.
- Czekam na dole. - zaśmiał się i już go nie było. Poszłam do pokoju, zgarnęłam swoje czarne spodenki z łóżka i założyłam je schodząc na dół.
- Idzie nasza dżaga!!! - wydarł się Phoenix.
- Chyba moja. - Chazzy się zaśmiał i kiedy przeskoczyłam ostatni schodek złapał mnie na ręce.
- Oo, jakie gołąbki. - Joe zrobił maślane oczka.
- Cześć Kochani. - kiedy ukochany postawił mnie na ziemi, przywitałam się ze wszystkimi dając im po buziaku w policzek. Nagle zobaczyłam , że ręce ze znajomymi ogniami obejmują mnie w pasie, a ich właściciel ciągnie mnie na kolana, więc się poddałam. Wtulona w niego oglądałam " Sztorm stulecia". Rzeczywiście straszny. Co chwila któraś z dziewczyn piszczała. Dobrze, że Oliwia ma mocny sen.
- Chester! - pisnęłam po raz kolejny tuląc się do bruneta.
- Nie bój się, jestem tu. - śmiał się pod nosem przytulając mnie mocno.
- Rob, Ty chyba chcesz, żebym umarła na zawał. - spojrzałam z wyrzutem na Bourdona.
- A my zaraz za Tobą. - moje przyjaciółki mnie poparły.
- Oj przesadzacie. - perkusista pokręcił głową śmiejąc się. - Oglądałem gorsze filmy.
- Aż się boję zapytać, jakie. - oparłam głowę na ramieniu Chestera.
- Dziewczyny, ja idę na chwilę na dwór, nie wytrzymam tu dłużej. - Maryse wstała z kanapy.
- Kochanie, czekaj. Idę z Tobą. - wstałam i wzięłam z kanapy bluzę Chaza, którą na siebie założyłam.
- Myszko, przeziębisz się. - mój chłopak próbował mnie zatrzymać.
- Minuta na dworze nie zaszkodzi mi bardziej, niż oglądanie tych głupot. - rzuciłam nie patrząc nawet na ekran. - Poczekajcie cieplej się ubiorę. - poszłam szybko na górę i założyłam na spodenki rurki, a kapcie zmieniłam na glany. Założyłam kaptur na głowę i zeszłam na dół. - Idziecie z nami? - spojrzałam na pozostałe przyjaciółki.
- Jasne. - zgodziły się i wyszłyśmy na ganek na ławkę.
Zapaliłyśmy po papierosie siedząc w ciszy. Przerwała ją Maryse.
- Słuchajcie, skoro z nich takie chojraki, trzeba ich porządnie nastraszyć. - dziewczyna Phoenix'a na nas wszystkie spojrzała.
- Ale jak? -zapytała Paige.
- Macie otwarty taras? - Ouellet spojrzała na mnie.
- Tak. - odpowiedziałam. - Ale on prowadzi do mojego pokoju. - zastanowiłam się chwilę. - W szafce mam zapasowy kluczyk do piwnicy. - uśmiechnęłam się cwanie.
- Po co do piwnicy? - April się zdziwiła
- Natt ma tam kufer z różnymi przebraniami, między innymi strasznych postaci. - JoJo się zaśmiała
- Nie tylko. - z mojej twarzy nie schodził chytry uśmiech.
- A co tam jeszcze masz, ciekawe. - Nikki się zaśmiała.
- Bezpieczniki. - położyłam dłoń na biodrze.
- Chcesz im wyłączyć prąd? - Jo była sceptycznie nastawiona do tego wszystkiego. - I tak mają wyłączone światło. - prychnęła.
- Oj cicho, zobaczysz, co ja zrobię. - zatarłam ręce. - Zaprowadź dziewczyny tylnym wyjściem pod piwnicę. - nakazałam.
- Dlaczego tylnym? - Zapytała Offeman.
- Bo jakbyśmy chciały wejść głównym, to by nas usłyszeli! - westchnęłam. - Rób co mówię. - szepnęłam patrząc na balkon. - Kurwa, bez prześcieradeł tam nie wejdę. - usiadłam na schodach.
- No i co teraz? - Nikki usiadła obok.
- Czekaj, myślę. - schowałam twarz w dłonie.
- Ma któraś wsuwki? - zapytała nagle Paige przerywając ciszę.
- Ja. - Maryse jako druga się odezwała. - A po co Ci? - spojrzała na Knight.
- Rob ma w aucie parę kocy, powinno wystarczyć. - powiedziała. - Zresztą mam klucze, po co się trudzić. - dodała i poszła w kierunku samochodu swojego chłopaka. Po chwili wróciła do nas ze sporą ilością narzut. Zrobiłyśmy z nich linę i wspólnymi siłami wrzuciłyśmy jej drugi koniec na balkon, choć nie było to łatwe.
- Dobra, lećcie pod tą piwnicę, zaraz się widzimy. - przybiłam sobie z nimi piątki i zaczęłam wdrapywać się po " linie " na górę.
- Dasz radę Natt, jeszcze trochę. - słyszałam za plecami doping dziewczyn. Mimo, że wspinaczka to dla mnie pestka sama się bałam, gdyż materiał, po którym się wspinałam był niezbyt odpowiedni do tych celów, dlatego odetchnęłam z ulgą, gdy dotknęłam tarasowych płytek.
Pomachałam z góry moim wspólniczkom, które dopiero wtedy zniknęły mi z oczu. Spokojnie weszłam do swojego pokoju. Słysząc męskie głosy zrozumiałam, że nasi chłopcy zrobili sobie przerwę w seansie, co było plusem dla nas. Miałyśmy więcej czasu na strategię. Powolutku przymknęłam drzwi balkonowe, by wyglądały tak, jak przed moim wiejściem i schowałam się za ścianę. Napisałam sms'a do Nikki, żeby uważały w razie czego i ukradkiem ich obserwowałam.
- Gdzie one poszły? - zapytał Joe.
- A ja wiem? Pewnie się przejść. - powiedział Chaz. - Świetnie się składa, możemy w spokoju obejrzeć drugą część. - dodał z uśmiechem, a ja widząc jego zadowoloną minę mruknęłam pod nosem :
- Nie zapomnicie tego seansu do końca życia chłopcy. - zatarłam ręce. Kiedy upewniłam się, że cała szóstka jest w domu i usłyszałam dźwięki filmu, rozejrzałam się po pokoju. Wtedy zorientowałam się, że zgasiłam światło. W pomieszczeniu panowała ciemność.
- Cholera, czy ja zawsze muszę gasić to durnowate światło? - klęłam cicho sama na siebie. Zdałam sobie sprawę, że będę miała z własnej winy utrudnione zadanie, ale nie zamierzałam się poddać. Powoli podeszłam do ścian. Wymacałam na nich plakaty, potem drzwi, a na nich znów plakaty i wreszcie dotarłam do celu.
- Telefon. - odetchnęłam z ulgą, kiedy sunąc dłońmi po szafce natknęłam się na znajomy kształt. Nacisnęłam jakiś przycisk. Urządzenie należało do mnie, więc zgarnęłam je do kieszeni. Nagle usłyszałam kroki, które były coraz bliżej drzwi. Szybko wślizgnęłam się jak najdalej pod łóżko. Okazało się, że to mój braciszek. Chester wysłał go po swoją komórkę. Dosłownie po paru sekundach od opuszczenia pokoju przez Mike'a dostałam wiadomość od mojego chłopaka o treści :
" Gdzie Wy się włóczycie? :D "
" Jesteśmy na spacerze, będziemy za jakąś godzinkę, nie martw się. <3 " - odpisywałam mu na to szczerząc się jak idiotka do wyświetlacza. Po jakimś czasie dostałam raport dostarczenia wiadomości. Wyczołgałam się z mojej kryjówki i otworzyłam drugą szufladę, w której znajdowały się moje różne pierdołki. Znalazłszy klucz chciałam zamknąć moją skrytkę, ale natknęłam się na latarkę.
- Przyda się. - mruknęłam chowając ją w sporą kieszeń kurtki. Powoli zamknęłam szufladę. Miała kluczyk, ale nie przekręcałam go, bo po co? Nie było tam nic, o czym ktoś miałby nie mieć pojęcia, poza tym jeszcze nie zdarzyło się tak, żeby ktoś szperał mi w rzeczach, chyba, że za moją zgodą. Szczerze mówiąc w tym momencie czułam się we własnym domu jak złodziej, ale z drugiej strony widząc oczami wyobraźni miny chłopaków, miałam wielką ochotę wybuchnąć śmiechem. Niestety musiałam się powstrzymać. Oświetliłam sobie drogę do wyjścia, obejrzałam się, czy wszystko jest na swoim miejscu i opuściłam dom w ten sam sposób, w jaki się tam znalazłam. Dałam znać dziewczynom sms'em, że wykonałam zadanie. Gdy znalazłam się przy nich, gratulowały mi odwagi, a kiedy powiedziałam im, że omal nie zostałam przyłapana przez brata, lekko się przeraziły.
Otworzyłam piwnicę i weszłyśmy do środka. Gdy Marry zamknęła za nami drzwi, było tak ciemno, że nie widziałyśmy nawet siebie nawzajem.
- Ale tu ciemno. - usłyszałam głos April.
- Spokojnie, mam latarkę. - wyjęłam z kieszeni urządzenie i poświeciłam nim Jo, żeby znalazła włącznik światła. Nie było zbyt jasne, ale bynajmniej widziałyśmy, co bierzemy. Podeszłam do dębowej, wielkiej skrzyni. Była już stara, ale nie zakurzona. Zawsze, kiedy robię porządek w domu zaglądam też tutaj. Wzięłam z niej sześć czarnych pelaryn z kapturami, tyle samo brązowych lasek, puszkę niebieskiej farby z proszkiem fosforyzującym i sześć pędzli do malowania.
- Mamy udawać duchy? - zapytała rozbawiona April.
- Coś w podobie, ale najpierw trzeba pomalować nasze główne atrybuty. - zaczęłam się śmiać i podałam przyjaciółkom kije i pędzle. Założyłyśmy specjalne okulary i rękawiczki. Od razu ochoczo zabrałyśmy się do pracy. Poszło nam bardzo sprawnie. Po 10 minutach mogłyśmy wcielić nasz niecny plan w życie. Przebrałyśmy się i wymieniłyśmy ostatnie porozumiewawcze spojrzenia. Przedstawienie czas zacząć.~ Perspektywa Chestera ~
Oglądaliśmy film wcinając popcorn, chipsy i popijając to colą. Rob wybrał na dziś na prawdę zajebiste kino. Szkoda tylko, że dziewczyny wymiękły, ale lepsze to, niż by potem miały budzić się w nocy z krzykiem. Nie zniósłbym myśli, że mojej Kruszynce śni się coś złego przez durny horror. Ciszę panującą między nami przerwał Mike.
- Teraz będą zajebiste momenty. - zrobił minę niczym Copperfield podczas pokazu. Wszyscy jak na komendę zaciekawieni i podekscytowani wlepiliśmy tęczówki w wielki ekran plazmy. Nagle telewizor zgasł, a w pokoju zapanowała zupełna ciemność.
- No co jest?! - wkurzony Minoda wstał z kanapy zmierzając po omacku w stronę ściany z włącznikiem światła. Po drodze potknął się o pufę. - Kurwa mać! - wrzasnął sycząc z bólu. W końcu dotarł tam, gdzie zamierzał. - Chyba prąd wyłączyli. - mruknął, gdy bezskutecznie próbował zapalić światło. Wzdychając bezradnie wrócił na miejsce.
- No co Ty w takim momencie?! - jęczał zbulwersowany Hahn.
- Nie moja wina. - Mike na niego spojrzał. Nagle światło się włączyło.
- Chyba zmądrzeli. - Rob się zaśmiał. Ledwo to powiedział, światło znów zgasło. Włączyło się, zgasło, włączyło, zgasło i tak kilka razy. W końcu włączyło się na parę minut, ale po chwili zaczęło strasznie migać i całkowicie zgasło.
- Nie no kurde co jest?! - tym razem ja też się wkurzyłem. Niby ten film jest na DVD i można go obejrzeć milion razy, ale jednak to wkurzające. W takim momencie?! Ktoś sobie robi z nas jaja! Spojrzałem za okno i zamarłem. Ukazała mi się postać w czarnej pelerynie ze świecącą na niebiesko laską. Potem druga, trzecia, czwarta... Krzyknąłem z przerażenia. To nie było śmieszne...
- Chłopaki.. - wychrypiałem.
- Co jest, Chaz? - Dave i reszta spojrzeli w tym samym kierunku co ja i krzyknęli.
- Ja pierdolę!! - Hahn schował się za Brad'a. Wtedy stało się coś, czego żaden z nas się nie spodziewał. I tu nie chodzi tylko o to, że prąd się włączył, ale o to, że spod czarnych peleryn wyłoniły się nasze kochane laseczki, które rzekomo miały być na spacerze! Brakowało tylko Natt, która po chwili weszła przez okno i dołączyła do swoich przyjaciółek. Spojrzeliśmy z chłopakami na siebie, potem na nie, na siebie i na nie.
- Gdybyście widzieli Wasze miny. - rechotała Nathalie, zapewne główna organizatorka tego przedstawienia.
- Spokojnie Słońce, zrobiłam zdjęcie, więc zobaczą. - JoJo śmiała się głośniej, niż ona.
- I co, fajnie było się z nas nabijać? - rozbawiona dziewczyna Dave'a przeszyła nas wszystkich tryumfalnym spojrzeniem.
- Macie teraz nauczkę, że z nami się nie zadziera. - Paige pokiwała palcem.
- Jak Wy to zrobiłyście? - zapytałem patrząc na moją rozbawioną dziewczynę.
- Jakbym Ci powiedziała, wykorzystałbyś to przeciwko mnie. - wystawiła mi język.
- Mogę zdradzić tylko tyle, że trochę nam to zajęło. - April z cwanym uśmiechem na twarzy stanęła między Paige a Nikki, które stały obok Maryse i Nathalie.
- Wy spryciule. - spojrzałem na nie.
- Jeszcze Wam pokażemy. - Spike stanął obok mnie wkurzony. Natt zaczęła się śmiać.
- Mamy się bać teraz, czy później? - jej ton wręcz ociekał ironią.
- Na wyjeździe lepiej się pilnujcie. - wywarczał Brad z cwanym uśmiechem na ustach.
- Jaasne. - jego dziewczyna zaczęła się śmiać.
- Ostrzegam. - powiedziałem patrząc na Natt. Ona wysłała mi tylko buziaka.
- Dziewczyny, chodźcie to zanieść. - zwróciła się do przyjaciółek przybijając im piątki. Po domu rozległ się ich perlisty śmiech, który dało się usłyszeć jeszcze na zewnątrz.
- A to podłe Małpy. - mruknąłem.
- Ciesz się, że Nelson tego nie słyszy. - Mike zaczął się śmiać.
- Nie jestem idiotą. Gdyby usłyszała, że ją tak nazywam, nie miałbym już u niej czego szukać. - powiedziałem.
- Ej, no ale chłopaki, tak być nie może, trzeba się jakoś zemścić. - Mr. Hahn usiadł na krawędzi fotela.
- No co Ty, Joe. Zawsze łagodny wobec nich jak baranek, ustępujesz im prawie we wszystkim, a teraz chcesz się mścić? - Phoenix się zdziwił, zresztą jak my wszyscy.
- Przekroczyły granicę. - powiedział z wielką powagą.
- Co racja to racja. - kiwnąłem głową.
- Macie jakiś plan? - Minoda na nas spojrzał.
- Przecież wyjeżdżamy pod namioty, no nie? - puściłem im oczko.
- No tak i co w związku z tym? - Shinodaconda nic nie kumał, jak zwykle. - Aaa, już czaję! Las, insekty, dostęp do jeziora... - zatarł ręce. - No chyba go oświetla powoli.
- No właśnie. - poklepałem go po ramieniu,
- Coś czuję, że te wakacje będą pełne wrażeń. - powiedział Farrell.
- Zgadzam się z Tobą. - zaśmiałem się formując zespołowego Miśka.~ Perspektywa Natt ~
Kiedy ekipa rozjechała się do domów dokończyłam pakowanie i od razu wskoczyłam pod kołderkę. Poczułam się maskrycznie zmęczona. Wzięłam z szafki moją MP4, założyłam słuchawki i włączyłam sobie " Leave Out All The Rest " i zamknęłam oczy. Nawet nie usłyszałam jak Chester wszedł do pokoju. Dopiero kiedy położył się obok zdjęłam słuchawki z uszu i wyłączyłam sprzęt. Położyłam go na szafce.
- Zimno mi. - poskarżyłam się.Chaz okrył mnie bardziej kołdrą i dodatkowo kocem.
- Przytul się. - przysunął się do mnie, a kiedy usadowiłam głowę na jego torsie, położył mi dłoń na plecach i delikatnie do siebie przycisnął. Od razu zrobiło mi się cieplej. - Lepiej? - zapytał głaszcząc mnie po włosach.
- Mhm. - uśmiechnęłam się z rozmarzeniem. - Jesteś zły za ten żart? - zapytałam patrząc na niego.
- Nie. - zaczął się śmiać. - Swoją drogą nieźle to wykombinowałyście, spryciulki. - skubnął mnie w bok, na co lekko podskoczyłam.
- I tak Ci nic nie powiem. - wystawiłam mu koniuszek języka.
- A buzi chociaż dostanę? - zrobił minkę psiaczka. Rozbawiło mnie to do granic, ale zamknęłam szczelnie usta, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Wydobyło się ze mnie tylko parsknięcie. - No dostanę? - zamrugał kilkakrotnie. Dałam mu czułego całusa. Zamruczał oblizując wargi.
- Dobranoc. - uśmiechnęłam się do niego znów sadowiąc głowę na jego torsie.
- Dobranoc, Kochanie. - pocałował mnie w głowę.
Po chwili oboje oddaliśmy się Morfeuszowi.
MAMY NASTĘPNY ! :*
Ugh.... To się załatwiłam. Byłam chora, a poszłam do szkoły i teraz jest jeszcze gorzej niż było :( Raatunku, syrop z cebuli, fuj. Kogel mogel jeszcze zniosę bo jest dobry, ale ten syrop to po prostu ohyda. UGH. Weźcie wyślijcie petycję do mojej mamy, żeby mi już więej tego nie dawała. Dobrze, że mamy dłuższy weekend to wykuruję się do końca i może coś mi jeszcze ciekawego przyjdzie do głowy. Jeśli Wam coś co do mojego rozdziału zaświta w głowach to proszę się dzielić, być może uwzględnię pomysły. Kocham Was <3
- I co się stało z tą księżniczką, Chestuś? - pytanie pochodziło od Oliwii.
- No i ta Księżniczka zasnęła dzięki wypitemu przez nią eliksirowi, który podała jej zła macocha. - Chaz opowiadał jej bajkę! Jaka szkoda, że nie było mnie tu wcześniej..
- Co się dalej działo? - pytała podekscytowana dziewczynka.
- No i jej tata, król, domyślając się co jest grane, wygnał złą żonę z zamku, a sam rozesłał po świecie taki list, że poszukuje dzielnego rycerza, który pocałunkiem wyzwoli jego piękną córkę z klątwy..
- No i jak się domyślam, znalazł się taki ktoś?
- Nie byłoby bajki, gdyby nie było księcia. - założę się, że teraz Chazzy się uśmiecha.
- No i obudził księżniczkę Nathalie? - pytała. Byłam tak zaciekawiona, że po cichutku weszłam do pokoju małej Smith i oparłam się o drzwi.
- No pewnie, dzielny Książę Chester przybył na swym białym rumaku, w czarnej zbroi z ćwiekami i wyswobodził swą ukochaną składając na jej pięknych, słodkich, czerwonych jak truskawka wargach czuły pocałunek. - słysząc nasze imiona omal nie wybuchłam śmiechem.
- Dzielny książę Chester. - powiedziałam pod nosem kręcąc z rozbawieniem głową.
- I co się działo potem?
- Potem mieli huczne weselicho, drużba Mike się nażłopał wina z pozostałymi drużbami i zasnęli pod stołem. - tutaj już nie wytrzymałam. Wybuchłam śmiechem osuwając się na podłogę. Chester i Oliwia na mnie spojrzeli.
- Co Ty dziecku opowiadasz? - zapytałam przez śmiech.
- Bajkę, podsłuchiwaczu. - odpowiedział uśmiechając się do mnie.
- Właśnie słyszałam, dzielny Książę Chesterze. - śmiałam się.
- Dobra, sio mi stąd, nie znasz się na bajkach. - zaśmiał się.
- Dobra dobra, zostawiam Was. - wyszłam z pokoju Liv nie mogąc opanować śmiechu. Poszłam do kuchni z zamiarem zjedzenia jogurtu na kolację, ale oczywiście Mike mi go zeżarł, więc chcąc nie chcąc wróciłam na górę. Chciałam pójść do pokoju, żeby napisać do Niall'a sms'a, jak z jutrem, ale głos Chestera dochodzący z pokoju Młodej znów mnie zatrzymał. Uchyliłam lekko drzwi. Śpiewał jej " Leave Out All The Rest " do snu. Oparłam się o ścianę przy drzwiach jak zahipnotyzowana słuchając śpiewu mojego Anioła. Nawet nie usłyszałam, kiedy skończył. Dopiero, kiedy otworzył szerzej drzwi chcąc opuścić królestwo śpiącego Skrzata obudziłam się z transu.
- Wredna podsłuchiwaczka. - zaśmiał się cicho.
- Mogłabym tego słuchać wieczność. - uśmiechnęłam się z rozmarzeniem.
- Pośpiewam Ci, jak będziesz grzeczna, na razie musimy zejść na dół bo ekipa się niecierpliwi. - zmierzył mnie z góry na dół. - Ale trochę sobie poczekają bo będziesz musiała założyć spodenki. Nie chcę, żeby gwizdali na Twój widok. - powiedział.
- Zazdrośnik. - dałam mu buziaka.
- Mam o co. - klepnął mnie w tyłek.
- Ej! - pisnęłam.
- Czekam na dole. - zaśmiał się i już go nie było. Poszłam do pokoju, zgarnęłam swoje czarne spodenki z łóżka i założyłam je schodząc na dół.
- Idzie nasza dżaga!!! - wydarł się Phoenix.
- Chyba moja. - Chazzy się zaśmiał i kiedy przeskoczyłam ostatni schodek złapał mnie na ręce.
- Oo, jakie gołąbki. - Joe zrobił maślane oczka.
- Cześć Kochani. - kiedy ukochany postawił mnie na ziemi, przywitałam się ze wszystkimi dając im po buziaku w policzek. Nagle zobaczyłam , że ręce ze znajomymi ogniami obejmują mnie w pasie, a ich właściciel ciągnie mnie na kolana, więc się poddałam. Wtulona w niego oglądałam " Sztorm stulecia". Rzeczywiście straszny. Co chwila któraś z dziewczyn piszczała. Dobrze, że Oliwia ma mocny sen.
- Chester! - pisnęłam po raz kolejny tuląc się do bruneta.
- Nie bój się, jestem tu. - śmiał się pod nosem przytulając mnie mocno.
- Rob, Ty chyba chcesz, żebym umarła na zawał. - spojrzałam z wyrzutem na Bourdona.
- A my zaraz za Tobą. - moje przyjaciółki mnie poparły.
- Oj przesadzacie. - perkusista pokręcił głową śmiejąc się. - Oglądałem gorsze filmy.
- Aż się boję zapytać, jakie. - oparłam głowę na ramieniu Chestera.
- Dziewczyny, ja idę na chwilę na dwór, nie wytrzymam tu dłużej. - Maryse wstała z kanapy.
- Kochanie, czekaj. Idę z Tobą. - wstałam i wzięłam z kanapy bluzę Chaza, którą na siebie założyłam.
- Myszko, przeziębisz się. - mój chłopak próbował mnie zatrzymać.
- Minuta na dworze nie zaszkodzi mi bardziej, niż oglądanie tych głupot. - rzuciłam nie patrząc nawet na ekran. - Poczekajcie cieplej się ubiorę. - poszłam szybko na górę i założyłam na spodenki rurki, a kapcie zmieniłam na glany. Założyłam kaptur na głowę i zeszłam na dół. - Idziecie z nami? - spojrzałam na pozostałe przyjaciółki.
- Jasne. - zgodziły się i wyszłyśmy na ganek na ławkę.
Zapaliłyśmy po papierosie siedząc w ciszy. Przerwała ją Maryse.
- Słuchajcie, skoro z nich takie chojraki, trzeba ich porządnie nastraszyć. - dziewczyna Phoenix'a na nas wszystkie spojrzała.
- Ale jak? -zapytała Paige.
- Macie otwarty taras? - Ouellet spojrzała na mnie.
- Tak. - odpowiedziałam. - Ale on prowadzi do mojego pokoju. - zastanowiłam się chwilę. - W szafce mam zapasowy kluczyk do piwnicy. - uśmiechnęłam się cwanie.
- Po co do piwnicy? - April się zdziwiła
- Natt ma tam kufer z różnymi przebraniami, między innymi strasznych postaci. - JoJo się zaśmiała
- Nie tylko. - z mojej twarzy nie schodził chytry uśmiech.
- A co tam jeszcze masz, ciekawe. - Nikki się zaśmiała.
- Bezpieczniki. - położyłam dłoń na biodrze.
- Chcesz im wyłączyć prąd? - Jo była sceptycznie nastawiona do tego wszystkiego. - I tak mają wyłączone światło. - prychnęła.
- Oj cicho, zobaczysz, co ja zrobię. - zatarłam ręce. - Zaprowadź dziewczyny tylnym wyjściem pod piwnicę. - nakazałam.
- Dlaczego tylnym? - Zapytała Offeman.
- Bo jakbyśmy chciały wejść głównym, to by nas usłyszeli! - westchnęłam. - Rób co mówię. - szepnęłam patrząc na balkon. - Kurwa, bez prześcieradeł tam nie wejdę. - usiadłam na schodach.
- No i co teraz? - Nikki usiadła obok.
- Czekaj, myślę. - schowałam twarz w dłonie.
- Ma któraś wsuwki? - zapytała nagle Paige przerywając ciszę.
- Ja. - Maryse jako druga się odezwała. - A po co Ci? - spojrzała na Knight.
- Rob ma w aucie parę kocy, powinno wystarczyć. - powiedziała. - Zresztą mam klucze, po co się trudzić. - dodała i poszła w kierunku samochodu swojego chłopaka. Po chwili wróciła do nas ze sporą ilością narzut. Zrobiłyśmy z nich linę i wspólnymi siłami wrzuciłyśmy jej drugi koniec na balkon, choć nie było to łatwe.
- Dobra, lećcie pod tą piwnicę, zaraz się widzimy. - przybiłam sobie z nimi piątki i zaczęłam wdrapywać się po " linie " na górę.
- Dasz radę Natt, jeszcze trochę. - słyszałam za plecami doping dziewczyn. Mimo, że wspinaczka to dla mnie pestka sama się bałam, gdyż materiał, po którym się wspinałam był niezbyt odpowiedni do tych celów, dlatego odetchnęłam z ulgą, gdy dotknęłam tarasowych płytek.
Pomachałam z góry moim wspólniczkom, które dopiero wtedy zniknęły mi z oczu. Spokojnie weszłam do swojego pokoju. Słysząc męskie głosy zrozumiałam, że nasi chłopcy zrobili sobie przerwę w seansie, co było plusem dla nas. Miałyśmy więcej czasu na strategię. Powolutku przymknęłam drzwi balkonowe, by wyglądały tak, jak przed moim wiejściem i schowałam się za ścianę. Napisałam sms'a do Nikki, żeby uważały w razie czego i ukradkiem ich obserwowałam.
- Gdzie one poszły? - zapytał Joe.
- A ja wiem? Pewnie się przejść. - powiedział Chaz. - Świetnie się składa, możemy w spokoju obejrzeć drugą część. - dodał z uśmiechem, a ja widząc jego zadowoloną minę mruknęłam pod nosem :
- Nie zapomnicie tego seansu do końca życia chłopcy. - zatarłam ręce. Kiedy upewniłam się, że cała szóstka jest w domu i usłyszałam dźwięki filmu, rozejrzałam się po pokoju. Wtedy zorientowałam się, że zgasiłam światło. W pomieszczeniu panowała ciemność.
- Cholera, czy ja zawsze muszę gasić to durnowate światło? - klęłam cicho sama na siebie. Zdałam sobie sprawę, że będę miała z własnej winy utrudnione zadanie, ale nie zamierzałam się poddać. Powoli podeszłam do ścian. Wymacałam na nich plakaty, potem drzwi, a na nich znów plakaty i wreszcie dotarłam do celu.
- Telefon. - odetchnęłam z ulgą, kiedy sunąc dłońmi po szafce natknęłam się na znajomy kształt. Nacisnęłam jakiś przycisk. Urządzenie należało do mnie, więc zgarnęłam je do kieszeni. Nagle usłyszałam kroki, które były coraz bliżej drzwi. Szybko wślizgnęłam się jak najdalej pod łóżko. Okazało się, że to mój braciszek. Chester wysłał go po swoją komórkę. Dosłownie po paru sekundach od opuszczenia pokoju przez Mike'a dostałam wiadomość od mojego chłopaka o treści :
" Gdzie Wy się włóczycie? :D "
" Jesteśmy na spacerze, będziemy za jakąś godzinkę, nie martw się. <3 " - odpisywałam mu na to szczerząc się jak idiotka do wyświetlacza. Po jakimś czasie dostałam raport dostarczenia wiadomości. Wyczołgałam się z mojej kryjówki i otworzyłam drugą szufladę, w której znajdowały się moje różne pierdołki. Znalazłszy klucz chciałam zamknąć moją skrytkę, ale natknęłam się na latarkę.
- Przyda się. - mruknęłam chowając ją w sporą kieszeń kurtki. Powoli zamknęłam szufladę. Miała kluczyk, ale nie przekręcałam go, bo po co? Nie było tam nic, o czym ktoś miałby nie mieć pojęcia, poza tym jeszcze nie zdarzyło się tak, żeby ktoś szperał mi w rzeczach, chyba, że za moją zgodą. Szczerze mówiąc w tym momencie czułam się we własnym domu jak złodziej, ale z drugiej strony widząc oczami wyobraźni miny chłopaków, miałam wielką ochotę wybuchnąć śmiechem. Niestety musiałam się powstrzymać. Oświetliłam sobie drogę do wyjścia, obejrzałam się, czy wszystko jest na swoim miejscu i opuściłam dom w ten sam sposób, w jaki się tam znalazłam. Dałam znać dziewczynom sms'em, że wykonałam zadanie. Gdy znalazłam się przy nich, gratulowały mi odwagi, a kiedy powiedziałam im, że omal nie zostałam przyłapana przez brata, lekko się przeraziły.
Otworzyłam piwnicę i weszłyśmy do środka. Gdy Marry zamknęła za nami drzwi, było tak ciemno, że nie widziałyśmy nawet siebie nawzajem.
- Ale tu ciemno. - usłyszałam głos April.
- Spokojnie, mam latarkę. - wyjęłam z kieszeni urządzenie i poświeciłam nim Jo, żeby znalazła włącznik światła. Nie było zbyt jasne, ale bynajmniej widziałyśmy, co bierzemy. Podeszłam do dębowej, wielkiej skrzyni. Była już stara, ale nie zakurzona. Zawsze, kiedy robię porządek w domu zaglądam też tutaj. Wzięłam z niej sześć czarnych pelaryn z kapturami, tyle samo brązowych lasek, puszkę niebieskiej farby z proszkiem fosforyzującym i sześć pędzli do malowania.
- Mamy udawać duchy? - zapytała rozbawiona April.
- Coś w podobie, ale najpierw trzeba pomalować nasze główne atrybuty. - zaczęłam się śmiać i podałam przyjaciółkom kije i pędzle. Założyłyśmy specjalne okulary i rękawiczki. Od razu ochoczo zabrałyśmy się do pracy. Poszło nam bardzo sprawnie. Po 10 minutach mogłyśmy wcielić nasz niecny plan w życie. Przebrałyśmy się i wymieniłyśmy ostatnie porozumiewawcze spojrzenia. Przedstawienie czas zacząć.~ Perspektywa Chestera ~
Oglądaliśmy film wcinając popcorn, chipsy i popijając to colą. Rob wybrał na dziś na prawdę zajebiste kino. Szkoda tylko, że dziewczyny wymiękły, ale lepsze to, niż by potem miały budzić się w nocy z krzykiem. Nie zniósłbym myśli, że mojej Kruszynce śni się coś złego przez durny horror. Ciszę panującą między nami przerwał Mike.
- Teraz będą zajebiste momenty. - zrobił minę niczym Copperfield podczas pokazu. Wszyscy jak na komendę zaciekawieni i podekscytowani wlepiliśmy tęczówki w wielki ekran plazmy. Nagle telewizor zgasł, a w pokoju zapanowała zupełna ciemność.
- No co jest?! - wkurzony Minoda wstał z kanapy zmierzając po omacku w stronę ściany z włącznikiem światła. Po drodze potknął się o pufę. - Kurwa mać! - wrzasnął sycząc z bólu. W końcu dotarł tam, gdzie zamierzał. - Chyba prąd wyłączyli. - mruknął, gdy bezskutecznie próbował zapalić światło. Wzdychając bezradnie wrócił na miejsce.
- No co Ty w takim momencie?! - jęczał zbulwersowany Hahn.
- Nie moja wina. - Mike na niego spojrzał. Nagle światło się włączyło.
- Chyba zmądrzeli. - Rob się zaśmiał. Ledwo to powiedział, światło znów zgasło. Włączyło się, zgasło, włączyło, zgasło i tak kilka razy. W końcu włączyło się na parę minut, ale po chwili zaczęło strasznie migać i całkowicie zgasło.
- Nie no kurde co jest?! - tym razem ja też się wkurzyłem. Niby ten film jest na DVD i można go obejrzeć milion razy, ale jednak to wkurzające. W takim momencie?! Ktoś sobie robi z nas jaja! Spojrzałem za okno i zamarłem. Ukazała mi się postać w czarnej pelerynie ze świecącą na niebiesko laską. Potem druga, trzecia, czwarta... Krzyknąłem z przerażenia. To nie było śmieszne...
- Chłopaki.. - wychrypiałem.
- Co jest, Chaz? - Dave i reszta spojrzeli w tym samym kierunku co ja i krzyknęli.
- Ja pierdolę!! - Hahn schował się za Brad'a. Wtedy stało się coś, czego żaden z nas się nie spodziewał. I tu nie chodzi tylko o to, że prąd się włączył, ale o to, że spod czarnych peleryn wyłoniły się nasze kochane laseczki, które rzekomo miały być na spacerze! Brakowało tylko Natt, która po chwili weszła przez okno i dołączyła do swoich przyjaciółek. Spojrzeliśmy z chłopakami na siebie, potem na nie, na siebie i na nie.
- Gdybyście widzieli Wasze miny. - rechotała Nathalie, zapewne główna organizatorka tego przedstawienia.
- Spokojnie Słońce, zrobiłam zdjęcie, więc zobaczą. - JoJo śmiała się głośniej, niż ona.
- I co, fajnie było się z nas nabijać? - rozbawiona dziewczyna Dave'a przeszyła nas wszystkich tryumfalnym spojrzeniem.
- Macie teraz nauczkę, że z nami się nie zadziera. - Paige pokiwała palcem.
- Jak Wy to zrobiłyście? - zapytałem patrząc na moją rozbawioną dziewczynę.
- Jakbym Ci powiedziała, wykorzystałbyś to przeciwko mnie. - wystawiła mi język.
- Mogę zdradzić tylko tyle, że trochę nam to zajęło. - April z cwanym uśmiechem na twarzy stanęła między Paige a Nikki, które stały obok Maryse i Nathalie.
- Wy spryciule. - spojrzałem na nie.
- Jeszcze Wam pokażemy. - Spike stanął obok mnie wkurzony. Natt zaczęła się śmiać.
- Mamy się bać teraz, czy później? - jej ton wręcz ociekał ironią.
- Na wyjeździe lepiej się pilnujcie. - wywarczał Brad z cwanym uśmiechem na ustach.
- Jaasne. - jego dziewczyna zaczęła się śmiać.
- Ostrzegam. - powiedziałem patrząc na Natt. Ona wysłała mi tylko buziaka.
- Dziewczyny, chodźcie to zanieść. - zwróciła się do przyjaciółek przybijając im piątki. Po domu rozległ się ich perlisty śmiech, który dało się usłyszeć jeszcze na zewnątrz.
- A to podłe Małpy. - mruknąłem.
- Ciesz się, że Nelson tego nie słyszy. - Mike zaczął się śmiać.
- Nie jestem idiotą. Gdyby usłyszała, że ją tak nazywam, nie miałbym już u niej czego szukać. - powiedziałem.
- Ej, no ale chłopaki, tak być nie może, trzeba się jakoś zemścić. - Mr. Hahn usiadł na krawędzi fotela.
- No co Ty, Joe. Zawsze łagodny wobec nich jak baranek, ustępujesz im prawie we wszystkim, a teraz chcesz się mścić? - Phoenix się zdziwił, zresztą jak my wszyscy.
- Przekroczyły granicę. - powiedział z wielką powagą.
- Co racja to racja. - kiwnąłem głową.
- Macie jakiś plan? - Minoda na nas spojrzał.
- Przecież wyjeżdżamy pod namioty, no nie? - puściłem im oczko.
- No tak i co w związku z tym? - Shinodaconda nic nie kumał, jak zwykle. - Aaa, już czaję! Las, insekty, dostęp do jeziora... - zatarł ręce. - No chyba go oświetla powoli.
- No właśnie. - poklepałem go po ramieniu,
- Coś czuję, że te wakacje będą pełne wrażeń. - powiedział Farrell.
- Zgadzam się z Tobą. - zaśmiałem się formując zespołowego Miśka.~ Perspektywa Natt ~
Kiedy ekipa rozjechała się do domów dokończyłam pakowanie i od razu wskoczyłam pod kołderkę. Poczułam się maskrycznie zmęczona. Wzięłam z szafki moją MP4, założyłam słuchawki i włączyłam sobie " Leave Out All The Rest " i zamknęłam oczy. Nawet nie usłyszałam jak Chester wszedł do pokoju. Dopiero kiedy położył się obok zdjęłam słuchawki z uszu i wyłączyłam sprzęt. Położyłam go na szafce.
- Zimno mi. - poskarżyłam się.Chaz okrył mnie bardziej kołdrą i dodatkowo kocem.
- Przytul się. - przysunął się do mnie, a kiedy usadowiłam głowę na jego torsie, położył mi dłoń na plecach i delikatnie do siebie przycisnął. Od razu zrobiło mi się cieplej. - Lepiej? - zapytał głaszcząc mnie po włosach.
- Mhm. - uśmiechnęłam się z rozmarzeniem. - Jesteś zły za ten żart? - zapytałam patrząc na niego.
- Nie. - zaczął się śmiać. - Swoją drogą nieźle to wykombinowałyście, spryciulki. - skubnął mnie w bok, na co lekko podskoczyłam.
- I tak Ci nic nie powiem. - wystawiłam mu koniuszek języka.
- A buzi chociaż dostanę? - zrobił minkę psiaczka. Rozbawiło mnie to do granic, ale zamknęłam szczelnie usta, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Wydobyło się ze mnie tylko parsknięcie. - No dostanę? - zamrugał kilkakrotnie. Dałam mu czułego całusa. Zamruczał oblizując wargi.
- Dobranoc. - uśmiechnęłam się do niego znów sadowiąc głowę na jego torsie.
- Dobranoc, Kochanie. - pocałował mnie w głowę.
Po chwili oboje oddaliśmy się Morfeuszowi.
MAMY NASTĘPNY ! :*
Ugh.... To się załatwiłam. Byłam chora, a poszłam do szkoły i teraz jest jeszcze gorzej niż było :( Raatunku, syrop z cebuli, fuj. Kogel mogel jeszcze zniosę bo jest dobry, ale ten syrop to po prostu ohyda. UGH. Weźcie wyślijcie petycję do mojej mamy, żeby mi już więej tego nie dawała. Dobrze, że mamy dłuższy weekend to wykuruję się do końca i może coś mi jeszcze ciekawego przyjdzie do głowy. Jeśli Wam coś co do mojego rozdziału zaświta w głowach to proszę się dzielić, być może uwzględnię pomysły. Kocham Was <3
sobota, 1 listopada 2014
26 . " Przeszkodziłem w sprawianiu mi siostrzeńca, albo siostrzenicy? "
- To opowiadaj. - zamilkł patrząc na mnie.
Chrząknęłam.
- Przeprowadziliśmy się tutaj miesiąc przed wypadkiem. Kiedy okazało się, że rodzice są w śpiączce, byłam na maxa wściekła. Sądziłam, że gdyby nie to, że tu jesteśmy, nic by się nie stało.... - zaczęłam.
- Dalej tak sądzisz? - zapytał niepewnie.
- Nie już nie. Patrząc na to z perspektywy czasu wiem, że tak po prostu miało być i to, że to się stało w Phoenix nie ma znaczenia, bo we Wrocławiu mogło dojść do tego samego. - nie traciłam z ukochanym kontaktu wzrokowego. Mówienie o zmarłych rodzicach ciągle sprawiało mi wielką trudność mimo upływu czasu, ale i tak jest lepiej, niż było wcześniej. Już nie wybucham płaczem, kiedy tylko ktoś wspomnie ich imię, lub zacytuje jakieś słowa.
- Wtedy na pewno było Ci trudniej, niż teraz... - westchnął Chaz przyciskając mnie lekko do siebie.
- Tak, masz rację. To, że zmarli jeszcze bardziej utwierdziło mnie w tym, że Ameryka to nie jest mój świat. Chciałam wracać do Polski, bardzo. Nie obchodziło mnie to, że tu miałam więcej perspektyw, chciałam się uwolnić... - zamknęłam na chwilę oczy.
- Wróciłaś? - spojrzał na mnie.
- Nie.
- Dlaczego?
- Sebastian mi nie pozwolił. Przybiegł na lotnisko i zaczął się wydzierać, że jego życie nie ma beze mnie sensu i takie tam puste brednie bez pokrycia. - machnęłam ręką.
- Zostałaś tu dla Seby? - Mój ukochany próbował ukryć emocje, jednak zauważyłam, że trochę go to przybiło, więc oparłam głowę na jego ramieniu, chcąc dać mu do zrozumienia, że teraz on jest tym, któremu powierzam moje życie. Objął mnie, a kiedy nasze oczy się spotkały, musnęłam jego wargi. Uśmiechnął się delikatnie i spojrzał na mnie znacząco, oczekując odpowiedzi.
- Nie tylko. - powiedziałam. - Mike był już w Xero, spodobało mu się życie w Ameryce, ja już miałam ostatnią klasę liceum. Nie mogłam tego zaprzepaścić. - uśmiechnęłam się.
- Rozumiem. A pamiętasz jeszcze pierwszego Wokalistę? - ostatnie słowo powiedział, niczym aktor w rzymskim teatrze.
- Już Ci kiedyś mówiłam. - wybuchłam śmiechem.
- Aż taki Bufon był z niego? - Chaz mi zawtórował.
- Weeź.. - machnęłam ręką . Totalny patafian. Talent może miał, ale rządził się, jakby co najmniej Nobla jakiegoś zdobył. - przewróciłam oczami.
- Talent mówisz......? - spojrzał na mnie. - Większy, niż ja? - zapytał z powagą.
- Chester proooszę Cię... - zaczęłam się śmiać.
- No co? - spojrzał na mnie, jak na wariatkę.
- Zaraz... - spoważniałam. - Ty pytasz poważnie? - uniosłam brew do góry.
- Jak najpoważniej. - położył dłoń na sercu.
- Kochanie. Dzięki Tobie ten zespół się wybił. Gdybyś nie wysłał swojego demo, chłopaki żyliby marzeniami, bo ten ciota nie umiał sobie poradzić z problemami, a Ty się mnie jeszcze pytasz, czy on miał większy talent niż Ty?! - puknęłam się z otwartej dłoni w czoło. - Dobrze się czujesz? - spojrzałam na niego.
Uśmiechnął się.
- Czyli sądzisz, że mam talent? - zapytał obejmując mnie w pasie i patrząc mi w oczy.
- Idiota. - powiedziałam.
- To mam, czy nie? - dopytywał.
- Nie kurwa, wiesz? Cały świat Cię ubóstwia, wydaliście płyty, macie statuetki.. Nie masz talentu, na prawdę. Idź się utop. - odwróciłam się od niego plecami.
- Ale powiedz, mam czy nie? - wyszeptał mi do ucha.
- Jak Ci zaraz przypierdolę... - uniosłam do góry rękę, ale w ostatniej chwili usadowiłam dłonie na jego policzkach. - Idioto jeden Benningtoniasty. Masz wielki talent. Wielki jak Wieża Eiffla, jak Morze Śródziemne, jak Big Ben.... - wyliczałam, ale zamknął mi usta pocałunkiem.
- Tak strasznie Cię Kocham. - wyszeptał, kiedy się oderwał.
- Wiem. - złapałam jego dłoń.
- To co? - splótł nasze palce. - Idziemy się pakować? - zapytał.
- No pasowałoby. Jutro koniec roku Młodej. Trzeba w końcu zrealizować plany o naszych wakacjach, nie sądzisz? - uśmiechnęłam się zadziornie.
- Czytasz mi w myślach, Kotku. - zaśmiał się i pocałował mnie w czoło. Po chwili coś mu odwaliło i posadził mnie sobie na plecy.
- Chazzy! - zaczęłam wesoło krzyczeć roześmiana. - Postaw mnie Kochanie. - złapałam się jego szyi.
- Niee. - ruszył ze mną na plecach do domu.
- Kochany Wariacie! - wydarłam się i zaczęłam obcałowywać jego polik śmiejąc się .
- Ja też Cię Kocham. - odchylił głowę do tyłu, żeby mnie pocałować. Przytulił swój policzek do mojego i szedł dalej. Z tyłu słyszeliśmy trzask fleszy, ale ignorowaliśmy to. Nawet, kiedy widzieliśmy ich z przodu, z chęcią posyłaliśmy do aparatów uśmiechy. Kiedy odeszli przyśpieszyliśmy kroku, ale Chazzowi chyba nie śpieszyło się do domu, bo skręcił w las.
- Gdzie Ty idziesz? - zapytałam.
- Zobaczysz. Jest miejsce, którego Ci nie pokazałem. Chodziłem tam, jak kłóciłem się z mamą o to, że znowu ćpam. - westchnął, a ja pogłaskałam go lekko po ramieniu.
Żadne z nas się więcej nie odezwało. Zdziwiło mnie to, że im dalej zagłębialiśmy się w las, tym mniej drzew było, a powinno być na odwrót.
- Jesteśmy na miejscu. - usłyszałam szept przy uchu, a to, co zobaczyłam zaparło mi dech w piersiach. Staliśmy przed sporym jeziorem, za którym chowało się właśnie słońce. Niebo wyglądało po prostu nieziemsko. Przy jednym z drzew była ławka, a między dwoma wielkimi dębami stała huśtawka spojrządzona z łańcuchów i przyspawanej do nich deski. Usiadłam na niej. Chaz stanął obok.
- Pięknie tu, co nie? - zapytał cicho, jakby nie chciał zagłuszyć głosów mew, które skrzecząc trzepotały skrzydłami o wodę.
- Ślicznie. - przyznałam. - Sam zrobiłeś tą huśtawkę? - zapytałam patrząc na niego.
- Taak, tą huśtawkę i ławkę. Wiesz, jak się nie ma na działkę, to się człowiek musi czymś zajmować. - westchnął. - Ale nie gadajmy o tym. - rozhuśtywał mnie powoli. Złapałam się łańcuchów. Nagle zaczął się śmiać i rozbujał mnie mocniej. Czułam, jak wiatr muska każdy zakamarek mojego ciała. Od czubka głowy po końce palców u stóp. Śmialiśmy się razem jak dzieci. Były czułe pocałunki. Nagle Chazz zatrzymał huśtawkę i złapał mnie za rękę.
- Chodź ze mną. - pociągnął mnie za sobą tak, że biegliśmy. W połowie drogi złapał mnie gwałtownie za uda i posadził sobie na plecach. Wybuchłam głośnym śmiechem odchylając głowę do tyłu i kurczowo trzymając się szyi chłopaka. Wiatr rozwiewał moje długie czerwone włosy. Po chwili stanęłam na suchym lądzie.
- Zdejmuj buty. - zaśmiał się i zdjął buty. Spełniłam jego prośbę. Wtedy wziął mnie na ręce powodując u nas obojga niekontrolowaną głupawkę. Wbiegł do jeziora rozchlapując nieco wodę. Trochę zmoczyła mi ubrania, ale to nic. Po chwili poczułam dno pod swoimi stopami.
- Pamiętasz? Może to nie Tamiza, ale... - omiótł wzrokiem miejsce, w którym się znajdowaliśmy.
- Booziu.... - oplotłam swoje ręce wokół jego szyi. - Jaki Ty jesteś romantyczny... - uśmiechnęłam się do niego.
- Widzisz Pyszczku, jeszcze wielu rzeczy nie wiedziałaś o swoim idolu, nie? - zaśmiał się i wbił mi lekko palca w środek swojej bluzy z logiem Linkinów. Zdjęłam ją i położyłam na ławce.
- No sporo. - zaśmiałam się i czule go pocałowałam wsuwając mu dłonie pod bluzę, a potem pod koszulkę. Cichy pomruk w moje wargi oznaczał, że mu się to podobało, więc moje rączki kontynuowały swoją niewinną wędrówkę.
- Przestań, bo zaraz nie wytrzymam.. - wymruczał na sekundę się odrywając.
- Nic nie zrobisz. Nie masz gdzie... - poruszyłam brwiami.
- Czyżby? - spojrzał mi w oczy. - Ty wiesz, że ja mogę wszystko Księżniczko. - w tym momencie znalazłam się na jego rękach. Złączył nasze usta, a potem sprawił, że nasze języki zaczęły wspólny taniec. Po chwili poczułam, jak się cofamy, ale nie miałam jak się oderwać. Chester mi na to nie pozwalał. Okazało się, że zgarnął moją bluzę z ławki i zaczęliśmy iść do przodu.
- Co Ty kombinujesz? - zapytałam w jego wargi.a
- Cii.. - uciszył mnie pocałunkiem. Wziął mnie na ręce i zaczął gdzieś nieść całując mnie po szyi. Zamknęłam oczy i całkowicie mu się poddałam. Po chwili stanęliśmy przed jaskinią.
- Żartujesz?! - zaczęłam się śmiać.
- Oj Cii. Pokażę Ci coś. - z łatwością odsunął właz i wszedł pierwszy. Niepewnie stawiając kroki poszłam jego śladem. - No nie zjem Cię, nie bój się, nie zmienię się w niedźwiedzia. - śmiał się. Przewróciłam jego oczami i przyśpieszyłam kroku. Gdy znalazłam się w środku otworzyłam usta ze zdziwienia. To wyglądało jak dom. Było tu łóżko, obok niego stała szafka, a na niej radio. W kącie stał kominek. - Oto moja gawra. Czuj się jak u siebie. - usiadł na łóżku. Zajęłam miejsce obok niego.
- Sam to urządziłeś? - zapytałam patrząc na niego.
- Tak. Wiesz.. Kłótnie z ojcem robiły swoje. - westchnął. - Szanowany policjant, a syn ćpun. - spuścił wzrok.
- Spałeś tu? - zdziwiłam się.
- Właściwie dom, w którym byłem zameldowany traktowałem, jak hotel. Tu spędzałem większość życia. - położył się. - Nie chciałem się widywać z ojcem... - westchnął.
- Chester, jestem pewna, że on Cię bardzo kochał. - pogładziłam go po włosach.
- Nie chodzi o to, bo o tym to ja mimo wszystko doskonale wiem. - spojrzał na mnie. - Po prostu nie chciałem widzieć zawodu w jego oczach, kiedy będę miał tak zwanego " kaca ponarkotykowego ", jeśli wiesz, co mam na myśli. - powiedział.
- A co się stało, kiedy powiedziałeś mu, że założyłeś zespół i masz zamiar iść na odwyk? - zapytałam.
- Mama się popłakała, a ojciec poklepał mnie po ramieniu i chyba pierwszy raz odkąd pamiętam mnie przytulił. Czułem, że mam kolejne dwie osoby, których nie mogę zawieść. - uśmiechnął się lekko.
- I udało Ci się. - przytuliłam go mocno.
- Szkoda, że nie wszystkie piosenki zdążył usłyszeć. - w jego oczach stanęły łzy.
- Chazzy.... - spojrzałam na niego ze łzami w oczach. - Tylko mi się nie maż, słyszysz? Nie wolno Ci, musisz być silny. - powiedziałam załamanym głosem. - Sam mi to mówiłeś na pogrzebie moich rodziców, pamiętasz? - zapytałam szeptem.
- Pamiętam. - wydukał.
- No właśnie. A poza tym... - pogłaskałam go po ramieniu. - On na Ciebie patrzy z góry. Ty nie musisz w to wierzyć, ale ja czuję, że on jest z Ciebie bardzo, bardzo dumny. - uniosłam kącik ust ku górze.
Westchnął.
- Wolałbym, żeby był ze mną, ale czasu nie cofnę. - powiedział.
- On jest z Tobą. Tylko musisz w to bardzo mocno uwierzyć. Uwierz, a to się stanie prawdą. - pogłaskałam go po policzku.
- Mama też mi to mówi. - powiedział.
- Bo ma rację. - poczochrałam go po włosach.
- Pójdę po drewno. - powiedział wstając.
- Iść z Tobą? - spojrzałam na niego.
- Siedź. Muszę pobyć sam, zaraz wracam. - posłał mi uśmiech i już go nie było. Położyłam się na łóżku czekając. Po chwili wrócił z drewnem i rozpalił w kominku. Ciepło płynące od ognia od razu napełniło jaskinię. Uśmiechnęłam się lekko, kiedy wyciągnął z torby, którą wziął wcześniej ( o dziwo tego nie zauważyłam ) koc. Położył się obok i okrył nas nim. Moją uwagę przykuły wypalone na ścianach wzory. Przejechałam po nich palcem. Zgadłam, że to też jego arcydzieło. Pewnie mu się nudziło samemu.
- Są śliczne. - wydukałam, kiedy na mnie spojrzał.
- Bez przesady. - objął mnie ramieniem,
- Nie przesadzam Skarbie. - wtuliłam się w niego mocno. Uśmiechnęłam się, kiedy z wielkim zaangażowaniem bawił się moimi włosami.
- Twoje włoski są śliczniejsze. - mruknął mi do ucha i przygryzł moją małżowinę.
- Chwila, czy Ty ze mną flirtujesz? - zaczęłam się śmiać.
- A nie mogę? - zrobił mi malinkę na szyi na co cicho jęknęłam.
- A czy ja coś takiego powiedziałam? - zaśmiałam się i tym razem to ja zaczęłam go cmokać po szyi. Odchylił lekko głowę mrucząc cicho.
- Uważaj, bo zaraz jednak zmienię się w tego niedźwiedzia. - mruczał cicho przygniatając mnie swoim ciałem.
- A jak Ci powiem, że wcale się nie boję? - zdjęłam mu bluzę i rzuciłam ją na swoją, po czym wsunęłam mu zimne ręce pod koszulkę. Zadrżał i spojrzał mi w oczy.
- Nie igraj ze mną, Pani Bennington.. - zaśmiał się.
- Oo, a od kiedy ja jestem Pani Bennington? Nie przypominam sobie, żebym wychodziła za Ciebie za mąż... - droczyłam się z nim.
- Od kiedy jesteś moja. - powiedział i wpił się w moje wargi. Zaczęłam się śmiać przez pocałunek. Odwzajemniłam go błądząc rękoma po jego muskularnym ciele. Pozbawiłam go szybko koszulki. Uśmiechnęłam się widząc, jak zagryza wargę. Rzuciłam ubranie za łóżko.
- Twoja, powiadasz? - zaśmiałam się. - Nie widać, żebym była podpisana. - uśmiechnęłam się zadziornie.
- Na prawdę...? - ściagnął mi bokserkę i zmierzył wzrokiem moje półnagie ciało. Zmarszczył brwi. - Na prawdę nie ma podpisu. Trzeba to zmienić. - wstał.
- Chester... Co Ty chcesz zrobić? - zapytałam trochę przestraszona.
- Podpiszę Cię. - powiedział wyjmując marker i siadając na mnie okrakiem.
- On jest chociaż zmywalny? - zapytałam już nieco rozluźniona.
- Tak. - powiedział .
- A no to maż sobie do woli. - machnęłam ręką wybuchając śmiechem. Z każdym ruchem markera i jego spojrzeniem przez moje ciało przechodziły przyjemne dreszcze podniecenia. Po chwili jego arcydzieło było skończone. Nad pępkiem napisał mi : Mrs. Bennington i narysował serduszko, a niemalże przy samym podbrzuszu napisał wielkimi literami : Chester Bennington's Queen. Na to drugie wybuchłam śmiechem.
- Jesteś nienormalny. - śmiałam się jak idiotka.
- Teraz jesteś podpisana. - pocałował mnie w oba "tatuaże". Zadrżałam, kiedy jego pocałunki przeniosły się na piersi, szyję a w końcu jego wargi dosiągnęły moich. Jęknęłam cicho przez ten pocałunek. Płonęłam. Dosłownie. Od środka wszystko mnie paliło.
- Chazz. - wymruczałam. - Chazzy.. - szepnęłam mu do ucha.
- Nathalie. Jesteś taka cholernie kusząca... - usłyszałam, a po chwili poczułam, jak rozpina mi stanik. Otworzyłam oczy, które niemal przez cały czas były zamknięte. Całował mnie po prawej, potem po lewej piersi z wielką czułością. Ja w tym czasie pozbawiłam go spodni.
- Słyszałem, że masz tatuaż. - zaśmiał się. - W bardzo intymnym miejscu... - oblizał wargi.
- Zabiję tą JoJo... - powiedziałam. - Mam, ale sam musisz go znaleźć. - uśmiechnęłam się cwanie.
- Z wielką przyjemnością. - uśmiechnął się i zaczął mnie całować po brzuchu. - I jak? - zapytał. - Jak idą moje poszukiwania? - poruszył brwiami. Kiedy zagryzł skórkę nad moim pępkiem nie mogłam powstrzymać głośnego jęku.
- Dobrze, bardzo dobrze, Sherlocku. - sapnęłam obdarzając go uśmiechem.
- No to szukam dalej. - zaznaczył językiem linię tuż nad moim podbrzuszem. Kiedy zauważył trochę tuszu, oczy mu się zaświeciły. Pozbawił mnie dolnej bielizny, a jego oczom ukazały się skrzydła na podbrzuszu.
- I znalazłeś. - zagryzłam wargę, kiedy się do mnie uśmiechnął.
- Jest śliczny.. - delikatnie przejechał po nim dłonią, powodując u mnie dreszcze. - Mięśnie Ci się napięły... - zamruczał. - Uwielbiam to. - zaczął mnie delikatnie po nim całować.
- Chazz.. Nie męcz... - sapnęłam wiercąc się lekko.
- Ojj, ktoś tu ma chcice... - śmiał się przylegając do mnie biodrami.
- Ty nie lepszy. - otarłam się o niego czując jego podniecenie. Zamknął oczy.
- Kobieto... Ty mnie do szału doprowadzasz... - wyjęczał.
- Uwielbiam to. - zacytowałam go ocierając się mocniej. Powstrzymał jęk zaciskając zęby. Zaśmiałam się i zwinnym ruchem pozbawiłam go bokserek. W tym momencie niemal natychmiast zatopił się we mnie. Krzyknęłam głośno, a on cichutko sapnął. Po chwili zaczęliśmy wspólną podróż ku ekstazie. Każdy jego ruch powodował, że pragnęłam więcej i więcej. Drapałam go po plecach.. Szalałam... Oboje szaleliśmy tłumiąc głośne krzyki w pocałunkach. Jego dłonie błądzące po moim ciele wzmagały we mnie pożądanie. Odwdzięczałam mu się tym samym. Widziałam w jego oczach ten żar. Jak pierwszej nocy, w Londynie. Po dłuższej chwili jaskinię wypełnił głośny krzyk, co oznaczało, że oboje osiągnęliśmy to, czego chcieliśmy - spełnienie. Chazz opadł zdyszany na łóżko, a ja na jego klatkę piersiową. Przez dłuższy czas nie byliśmy w stanie opanować szybszych oddechów.
- Chazzy... - spojrzałam na niego.
- Nattie... - wysapał i wpił się w moje wargi.
Pocałunek był długi i niemalże brutalny. Zachowywaliśmy się tak, jakbyśmy nie widzieli się milion lat. W końcu zabrakło mi powietrza, więc się oderwałam i przekręciłam na brzuch. Chazz błądził palcem wzdłuż linii mojego kręgosłupa powodując u mnie ciarki.
- Mówiłem już, że doprowadzasz mnie do szaleństwa? - odgarnął moje włosy z karku, w który mnie pocałował.
- Mmm.. Coś mi się obiło o uszy. - wymruczałam.
- Kocham Cię. Kocham Cię. Kocham Cię. - mówił całując mnie po plecach. - Kocham. Kocham. - szeptał.
- Ja Ciebie też. - odkręciłam się na plecy i obdarzyłam go czułym pocałunkiem.
- Chce Ci się wracać? - zapytał przejeżdzając palcem po moich lekko rozchylonych wargach.
- Nie, ale musimy... - westchnęłam .
- Może za chwilę... - zrobił mi malinkę na ramieniu. - Dokończ mi Waszą historię. - spojrzał na mnie przytulając mnie do siebie.
- Co jeszcze chcesz wiedzieć? - zapytałam.
- Tęsknisz? - spojrzał na mnie.
- Za Polską?
- Mhm.
- Bardzo. - westchnęłam. - Jak parę razy do roku jakiś czas nie jestem w Polsce dostaję fisia. Uwielbiam jeździć na wieś. Mleko od polskiej krówki jest po prostu nieziemskie. Babcia, zanim sprzedała gospodarstwo po śmierci dziadka, robiła takie pyszne masło, że Mike nieraz opylał całe śniadanie, zanim wstałam! A nasze bitwy na jajka! - zaśmiałam się. - Tego się nie zapomina. - uśmiechnęłam się. - Kiedyś Mike'y zrobił mi cudowny prezent na urodziny.
- Jaki?
- Zbudował z pomocą dziadka domek na drzewie, a dokładniej na starym orzechu, który rósł w naszym sadzie. Chowałam się tam, kiedy się kłóciliśmy. Pamiętam, jak któregoś lipca mój kochany Misiek zrobił mi na jabłoni hamak przeprosinowy. Uwielbiałam się na nim bujać i czytać książki.
- Polskie, czy angielskie? - zapytał.
- Różne. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- A dużo masz przyjaciół w Polsce?
- Pewnie. Większość to Soldiers. Cały czas trzymam z nimi kontakt, a jak latam z Miśkiem do Polski to oblegają go jak pszczoły kwiat. - zaśmiałam się.
- To może kiedyś się z Wami zabiorę. - schował mi kosmyk włosa za ucho.
- Spokoju mi nie dadzą. - oparłam czoło o jego ramię. - I tak, kiedy w gazetach zaczęli pisać o nas, telefon mi nie stygł. Pytali, czy to prawda, kazali przekazać pozdrowienia, nawet jedna kazała Cię pocałować w jej imieniu. - przewróciłam oczami.
Zaczął się śmiać.
- Z chęcią ją poznam.
- Weź mnie nie denerwuj. Jeszcze się zacznie przystawiać do Ciebie. - powiedziałam.
- Zazdrość? - pocałował mnie w nos.
- Taka maciupka. - pokazałam, jaka ta moja zazdrość jest.
- Kochanie ja nie odejdę. Gdyby ktoś mi zabrał Ciebie, nie musiałby się trudzić, żeby marnować nabój w pistolecie. - przytulił mnie do siebie tak, jakbym była najcenniejszym skarbem, jaki ma. - A tak w sumie, to możesz spełnić jej prośbę. - poruszył brwiami. - Ja się nie będę opierał... - wymruczał przy moim uchu. Musnęłam zaczepnie jego dolną wargę. Jeszcze raz. I jeszcze raz. Aż w końcu poczułam, jak jego język sunie po moim podniebieniu szukając mojego. Od razu pomogłam mu złączyć je w jedność. Całowaliśmy się delikatnie, czule, powoli. Romantyczną chwilę przerwał nam telefon Chazza. Jego właściciel mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i zignorował urządzenie oddając się naszej czułości. Niestety ktoś nie dawał mu spokoju, więc niechętnie się oderwał. Wziął I Phone'a z szafki i spojrzał na wyświetlacz przewracając oczami.
- Mogłem się tego spodziewać. - westchnął.
- Kto to? - zapytałam zirytowana tak samo jak on.
- Twój braciszek.. - spojrzał na mnie i odebrał dając na głośny. - Mam nadzieję, że to coś ważnego kutafonie, bo jak nie to licz się z tym, że jak wrócę, zostaniesz pozbawiony klejnotów. - powiedział.
- Ciebie też miło słyszeć Kochanie. - powiedział Minoda przesłodzonym głosikiem.
- Mów, bo drugi raz nie będę odbierał. - wywarczał wściekły Chaz.
- Już dobra, dobra, gdzie jesteście? - zapytał mój brat.
- Nie Twój zasrany interes kmiocie. Mów co jest.
- Oo przeszkodziłem w sprawianiu mi siostrzeńca albo siostrzenicy? - wybuchł śmiechem, a w tle dało się usłyszeć nie tylko jego.
- SHUT THE FUCK UP!!!!!!! - wydarłam się.
- Czyli tak. - usłyszałam odpowiedź Shinody. - Kocham Cię siostra!!! - przesłał mi buziaki. - Tak serio to wracajcie bo ekipa jest i chcemy obejrzeć fajny horror, Młoda już śpi, więc chcemy wykorzystać dobrze czas. Rob przyniósł płytę, kupiłem przekąski, no źle by było bez Was. - powiedział.
- Zaraz będziemy. - rzucił Chaz i nie czekając na odpowiedź rozłączył się. - To co? - spojrzał na mnie.
- Co co? Wracamy. - westchnęłam zakładając na siebie bieliznę i reszte ciuchów. Kiedy upewniłam się, że mój ukochany zrobił to samo, przeczesałam włosy palcem i związałam je w niechlujnego koka, poprawiłam make up, założyłam kaptur na głowę, buty i skarpetki .
- Wrócimy tu jeszcze, prawda? - zapytał Chester, kiedy staliśmy na zewnątrz.
- Na pewno. - pocałowałam go delikatnie w policzek. - Zgasiłeś ogień w kominku?
- Tak Myszko. - objął mnie i ruszyliśmy do domu.
DLA MOJEGO ZBOCZUCHA SHINODOOOOWEJ XD
ULIXA I INNYCH MOICH CZYTELNICZEK <3
Chrząknęłam.
- Przeprowadziliśmy się tutaj miesiąc przed wypadkiem. Kiedy okazało się, że rodzice są w śpiączce, byłam na maxa wściekła. Sądziłam, że gdyby nie to, że tu jesteśmy, nic by się nie stało.... - zaczęłam.
- Dalej tak sądzisz? - zapytał niepewnie.
- Nie już nie. Patrząc na to z perspektywy czasu wiem, że tak po prostu miało być i to, że to się stało w Phoenix nie ma znaczenia, bo we Wrocławiu mogło dojść do tego samego. - nie traciłam z ukochanym kontaktu wzrokowego. Mówienie o zmarłych rodzicach ciągle sprawiało mi wielką trudność mimo upływu czasu, ale i tak jest lepiej, niż było wcześniej. Już nie wybucham płaczem, kiedy tylko ktoś wspomnie ich imię, lub zacytuje jakieś słowa.
- Wtedy na pewno było Ci trudniej, niż teraz... - westchnął Chaz przyciskając mnie lekko do siebie.
- Tak, masz rację. To, że zmarli jeszcze bardziej utwierdziło mnie w tym, że Ameryka to nie jest mój świat. Chciałam wracać do Polski, bardzo. Nie obchodziło mnie to, że tu miałam więcej perspektyw, chciałam się uwolnić... - zamknęłam na chwilę oczy.
- Wróciłaś? - spojrzał na mnie.
- Nie.
- Dlaczego?
- Sebastian mi nie pozwolił. Przybiegł na lotnisko i zaczął się wydzierać, że jego życie nie ma beze mnie sensu i takie tam puste brednie bez pokrycia. - machnęłam ręką.
- Zostałaś tu dla Seby? - Mój ukochany próbował ukryć emocje, jednak zauważyłam, że trochę go to przybiło, więc oparłam głowę na jego ramieniu, chcąc dać mu do zrozumienia, że teraz on jest tym, któremu powierzam moje życie. Objął mnie, a kiedy nasze oczy się spotkały, musnęłam jego wargi. Uśmiechnął się delikatnie i spojrzał na mnie znacząco, oczekując odpowiedzi.
- Nie tylko. - powiedziałam. - Mike był już w Xero, spodobało mu się życie w Ameryce, ja już miałam ostatnią klasę liceum. Nie mogłam tego zaprzepaścić. - uśmiechnęłam się.
- Rozumiem. A pamiętasz jeszcze pierwszego Wokalistę? - ostatnie słowo powiedział, niczym aktor w rzymskim teatrze.
- Już Ci kiedyś mówiłam. - wybuchłam śmiechem.
- Aż taki Bufon był z niego? - Chaz mi zawtórował.
- Weeź.. - machnęłam ręką . Totalny patafian. Talent może miał, ale rządził się, jakby co najmniej Nobla jakiegoś zdobył. - przewróciłam oczami.
- Talent mówisz......? - spojrzał na mnie. - Większy, niż ja? - zapytał z powagą.
- Chester proooszę Cię... - zaczęłam się śmiać.
- No co? - spojrzał na mnie, jak na wariatkę.
- Zaraz... - spoważniałam. - Ty pytasz poważnie? - uniosłam brew do góry.
- Jak najpoważniej. - położył dłoń na sercu.
- Kochanie. Dzięki Tobie ten zespół się wybił. Gdybyś nie wysłał swojego demo, chłopaki żyliby marzeniami, bo ten ciota nie umiał sobie poradzić z problemami, a Ty się mnie jeszcze pytasz, czy on miał większy talent niż Ty?! - puknęłam się z otwartej dłoni w czoło. - Dobrze się czujesz? - spojrzałam na niego.
Uśmiechnął się.
- Czyli sądzisz, że mam talent? - zapytał obejmując mnie w pasie i patrząc mi w oczy.
- Idiota. - powiedziałam.
- To mam, czy nie? - dopytywał.
- Nie kurwa, wiesz? Cały świat Cię ubóstwia, wydaliście płyty, macie statuetki.. Nie masz talentu, na prawdę. Idź się utop. - odwróciłam się od niego plecami.
- Ale powiedz, mam czy nie? - wyszeptał mi do ucha.
- Jak Ci zaraz przypierdolę... - uniosłam do góry rękę, ale w ostatniej chwili usadowiłam dłonie na jego policzkach. - Idioto jeden Benningtoniasty. Masz wielki talent. Wielki jak Wieża Eiffla, jak Morze Śródziemne, jak Big Ben.... - wyliczałam, ale zamknął mi usta pocałunkiem.
- Tak strasznie Cię Kocham. - wyszeptał, kiedy się oderwał.
- Wiem. - złapałam jego dłoń.
- To co? - splótł nasze palce. - Idziemy się pakować? - zapytał.
- No pasowałoby. Jutro koniec roku Młodej. Trzeba w końcu zrealizować plany o naszych wakacjach, nie sądzisz? - uśmiechnęłam się zadziornie.
- Czytasz mi w myślach, Kotku. - zaśmiał się i pocałował mnie w czoło. Po chwili coś mu odwaliło i posadził mnie sobie na plecy.
- Chazzy! - zaczęłam wesoło krzyczeć roześmiana. - Postaw mnie Kochanie. - złapałam się jego szyi.
- Niee. - ruszył ze mną na plecach do domu.
- Kochany Wariacie! - wydarłam się i zaczęłam obcałowywać jego polik śmiejąc się .
- Ja też Cię Kocham. - odchylił głowę do tyłu, żeby mnie pocałować. Przytulił swój policzek do mojego i szedł dalej. Z tyłu słyszeliśmy trzask fleszy, ale ignorowaliśmy to. Nawet, kiedy widzieliśmy ich z przodu, z chęcią posyłaliśmy do aparatów uśmiechy. Kiedy odeszli przyśpieszyliśmy kroku, ale Chazzowi chyba nie śpieszyło się do domu, bo skręcił w las.
- Gdzie Ty idziesz? - zapytałam.
- Zobaczysz. Jest miejsce, którego Ci nie pokazałem. Chodziłem tam, jak kłóciłem się z mamą o to, że znowu ćpam. - westchnął, a ja pogłaskałam go lekko po ramieniu.
Żadne z nas się więcej nie odezwało. Zdziwiło mnie to, że im dalej zagłębialiśmy się w las, tym mniej drzew było, a powinno być na odwrót.
- Jesteśmy na miejscu. - usłyszałam szept przy uchu, a to, co zobaczyłam zaparło mi dech w piersiach. Staliśmy przed sporym jeziorem, za którym chowało się właśnie słońce. Niebo wyglądało po prostu nieziemsko. Przy jednym z drzew była ławka, a między dwoma wielkimi dębami stała huśtawka spojrządzona z łańcuchów i przyspawanej do nich deski. Usiadłam na niej. Chaz stanął obok.
- Pięknie tu, co nie? - zapytał cicho, jakby nie chciał zagłuszyć głosów mew, które skrzecząc trzepotały skrzydłami o wodę.
- Ślicznie. - przyznałam. - Sam zrobiłeś tą huśtawkę? - zapytałam patrząc na niego.
- Taak, tą huśtawkę i ławkę. Wiesz, jak się nie ma na działkę, to się człowiek musi czymś zajmować. - westchnął. - Ale nie gadajmy o tym. - rozhuśtywał mnie powoli. Złapałam się łańcuchów. Nagle zaczął się śmiać i rozbujał mnie mocniej. Czułam, jak wiatr muska każdy zakamarek mojego ciała. Od czubka głowy po końce palców u stóp. Śmialiśmy się razem jak dzieci. Były czułe pocałunki. Nagle Chazz zatrzymał huśtawkę i złapał mnie za rękę.
- Chodź ze mną. - pociągnął mnie za sobą tak, że biegliśmy. W połowie drogi złapał mnie gwałtownie za uda i posadził sobie na plecach. Wybuchłam głośnym śmiechem odchylając głowę do tyłu i kurczowo trzymając się szyi chłopaka. Wiatr rozwiewał moje długie czerwone włosy. Po chwili stanęłam na suchym lądzie.
- Zdejmuj buty. - zaśmiał się i zdjął buty. Spełniłam jego prośbę. Wtedy wziął mnie na ręce powodując u nas obojga niekontrolowaną głupawkę. Wbiegł do jeziora rozchlapując nieco wodę. Trochę zmoczyła mi ubrania, ale to nic. Po chwili poczułam dno pod swoimi stopami.
- Pamiętasz? Może to nie Tamiza, ale... - omiótł wzrokiem miejsce, w którym się znajdowaliśmy.
- Booziu.... - oplotłam swoje ręce wokół jego szyi. - Jaki Ty jesteś romantyczny... - uśmiechnęłam się do niego.
- Widzisz Pyszczku, jeszcze wielu rzeczy nie wiedziałaś o swoim idolu, nie? - zaśmiał się i wbił mi lekko palca w środek swojej bluzy z logiem Linkinów. Zdjęłam ją i położyłam na ławce.
- No sporo. - zaśmiałam się i czule go pocałowałam wsuwając mu dłonie pod bluzę, a potem pod koszulkę. Cichy pomruk w moje wargi oznaczał, że mu się to podobało, więc moje rączki kontynuowały swoją niewinną wędrówkę.
- Przestań, bo zaraz nie wytrzymam.. - wymruczał na sekundę się odrywając.
- Nic nie zrobisz. Nie masz gdzie... - poruszyłam brwiami.
- Czyżby? - spojrzał mi w oczy. - Ty wiesz, że ja mogę wszystko Księżniczko. - w tym momencie znalazłam się na jego rękach. Złączył nasze usta, a potem sprawił, że nasze języki zaczęły wspólny taniec. Po chwili poczułam, jak się cofamy, ale nie miałam jak się oderwać. Chester mi na to nie pozwalał. Okazało się, że zgarnął moją bluzę z ławki i zaczęliśmy iść do przodu.
- Co Ty kombinujesz? - zapytałam w jego wargi.a
- Cii.. - uciszył mnie pocałunkiem. Wziął mnie na ręce i zaczął gdzieś nieść całując mnie po szyi. Zamknęłam oczy i całkowicie mu się poddałam. Po chwili stanęliśmy przed jaskinią.
- Żartujesz?! - zaczęłam się śmiać.
- Oj Cii. Pokażę Ci coś. - z łatwością odsunął właz i wszedł pierwszy. Niepewnie stawiając kroki poszłam jego śladem. - No nie zjem Cię, nie bój się, nie zmienię się w niedźwiedzia. - śmiał się. Przewróciłam jego oczami i przyśpieszyłam kroku. Gdy znalazłam się w środku otworzyłam usta ze zdziwienia. To wyglądało jak dom. Było tu łóżko, obok niego stała szafka, a na niej radio. W kącie stał kominek. - Oto moja gawra. Czuj się jak u siebie. - usiadł na łóżku. Zajęłam miejsce obok niego.
- Sam to urządziłeś? - zapytałam patrząc na niego.
- Tak. Wiesz.. Kłótnie z ojcem robiły swoje. - westchnął. - Szanowany policjant, a syn ćpun. - spuścił wzrok.
- Spałeś tu? - zdziwiłam się.
- Właściwie dom, w którym byłem zameldowany traktowałem, jak hotel. Tu spędzałem większość życia. - położył się. - Nie chciałem się widywać z ojcem... - westchnął.
- Chester, jestem pewna, że on Cię bardzo kochał. - pogładziłam go po włosach.
- Nie chodzi o to, bo o tym to ja mimo wszystko doskonale wiem. - spojrzał na mnie. - Po prostu nie chciałem widzieć zawodu w jego oczach, kiedy będę miał tak zwanego " kaca ponarkotykowego ", jeśli wiesz, co mam na myśli. - powiedział.
- A co się stało, kiedy powiedziałeś mu, że założyłeś zespół i masz zamiar iść na odwyk? - zapytałam.
- Mama się popłakała, a ojciec poklepał mnie po ramieniu i chyba pierwszy raz odkąd pamiętam mnie przytulił. Czułem, że mam kolejne dwie osoby, których nie mogę zawieść. - uśmiechnął się lekko.
- I udało Ci się. - przytuliłam go mocno.
- Szkoda, że nie wszystkie piosenki zdążył usłyszeć. - w jego oczach stanęły łzy.
- Chazzy.... - spojrzałam na niego ze łzami w oczach. - Tylko mi się nie maż, słyszysz? Nie wolno Ci, musisz być silny. - powiedziałam załamanym głosem. - Sam mi to mówiłeś na pogrzebie moich rodziców, pamiętasz? - zapytałam szeptem.
- Pamiętam. - wydukał.
- No właśnie. A poza tym... - pogłaskałam go po ramieniu. - On na Ciebie patrzy z góry. Ty nie musisz w to wierzyć, ale ja czuję, że on jest z Ciebie bardzo, bardzo dumny. - uniosłam kącik ust ku górze.
Westchnął.
- Wolałbym, żeby był ze mną, ale czasu nie cofnę. - powiedział.
- On jest z Tobą. Tylko musisz w to bardzo mocno uwierzyć. Uwierz, a to się stanie prawdą. - pogłaskałam go po policzku.
- Mama też mi to mówi. - powiedział.
- Bo ma rację. - poczochrałam go po włosach.
- Pójdę po drewno. - powiedział wstając.
- Iść z Tobą? - spojrzałam na niego.
- Siedź. Muszę pobyć sam, zaraz wracam. - posłał mi uśmiech i już go nie było. Położyłam się na łóżku czekając. Po chwili wrócił z drewnem i rozpalił w kominku. Ciepło płynące od ognia od razu napełniło jaskinię. Uśmiechnęłam się lekko, kiedy wyciągnął z torby, którą wziął wcześniej ( o dziwo tego nie zauważyłam ) koc. Położył się obok i okrył nas nim. Moją uwagę przykuły wypalone na ścianach wzory. Przejechałam po nich palcem. Zgadłam, że to też jego arcydzieło. Pewnie mu się nudziło samemu.
- Są śliczne. - wydukałam, kiedy na mnie spojrzał.
- Bez przesady. - objął mnie ramieniem,
- Nie przesadzam Skarbie. - wtuliłam się w niego mocno. Uśmiechnęłam się, kiedy z wielkim zaangażowaniem bawił się moimi włosami.
- Twoje włoski są śliczniejsze. - mruknął mi do ucha i przygryzł moją małżowinę.
- Chwila, czy Ty ze mną flirtujesz? - zaczęłam się śmiać.
- A nie mogę? - zrobił mi malinkę na szyi na co cicho jęknęłam.
- A czy ja coś takiego powiedziałam? - zaśmiałam się i tym razem to ja zaczęłam go cmokać po szyi. Odchylił lekko głowę mrucząc cicho.
- Uważaj, bo zaraz jednak zmienię się w tego niedźwiedzia. - mruczał cicho przygniatając mnie swoim ciałem.
- A jak Ci powiem, że wcale się nie boję? - zdjęłam mu bluzę i rzuciłam ją na swoją, po czym wsunęłam mu zimne ręce pod koszulkę. Zadrżał i spojrzał mi w oczy.
- Nie igraj ze mną, Pani Bennington.. - zaśmiał się.
- Oo, a od kiedy ja jestem Pani Bennington? Nie przypominam sobie, żebym wychodziła za Ciebie za mąż... - droczyłam się z nim.
- Od kiedy jesteś moja. - powiedział i wpił się w moje wargi. Zaczęłam się śmiać przez pocałunek. Odwzajemniłam go błądząc rękoma po jego muskularnym ciele. Pozbawiłam go szybko koszulki. Uśmiechnęłam się widząc, jak zagryza wargę. Rzuciłam ubranie za łóżko.
- Twoja, powiadasz? - zaśmiałam się. - Nie widać, żebym była podpisana. - uśmiechnęłam się zadziornie.
- Na prawdę...? - ściagnął mi bokserkę i zmierzył wzrokiem moje półnagie ciało. Zmarszczył brwi. - Na prawdę nie ma podpisu. Trzeba to zmienić. - wstał.
- Chester... Co Ty chcesz zrobić? - zapytałam trochę przestraszona.
- Podpiszę Cię. - powiedział wyjmując marker i siadając na mnie okrakiem.
- On jest chociaż zmywalny? - zapytałam już nieco rozluźniona.
- Tak. - powiedział .
- A no to maż sobie do woli. - machnęłam ręką wybuchając śmiechem. Z każdym ruchem markera i jego spojrzeniem przez moje ciało przechodziły przyjemne dreszcze podniecenia. Po chwili jego arcydzieło było skończone. Nad pępkiem napisał mi : Mrs. Bennington i narysował serduszko, a niemalże przy samym podbrzuszu napisał wielkimi literami : Chester Bennington's Queen. Na to drugie wybuchłam śmiechem.
- Jesteś nienormalny. - śmiałam się jak idiotka.
- Teraz jesteś podpisana. - pocałował mnie w oba "tatuaże". Zadrżałam, kiedy jego pocałunki przeniosły się na piersi, szyję a w końcu jego wargi dosiągnęły moich. Jęknęłam cicho przez ten pocałunek. Płonęłam. Dosłownie. Od środka wszystko mnie paliło.
- Chazz. - wymruczałam. - Chazzy.. - szepnęłam mu do ucha.
- Nathalie. Jesteś taka cholernie kusząca... - usłyszałam, a po chwili poczułam, jak rozpina mi stanik. Otworzyłam oczy, które niemal przez cały czas były zamknięte. Całował mnie po prawej, potem po lewej piersi z wielką czułością. Ja w tym czasie pozbawiłam go spodni.
- Słyszałem, że masz tatuaż. - zaśmiał się. - W bardzo intymnym miejscu... - oblizał wargi.
- Zabiję tą JoJo... - powiedziałam. - Mam, ale sam musisz go znaleźć. - uśmiechnęłam się cwanie.
- Z wielką przyjemnością. - uśmiechnął się i zaczął mnie całować po brzuchu. - I jak? - zapytał. - Jak idą moje poszukiwania? - poruszył brwiami. Kiedy zagryzł skórkę nad moim pępkiem nie mogłam powstrzymać głośnego jęku.
- Dobrze, bardzo dobrze, Sherlocku. - sapnęłam obdarzając go uśmiechem.
- No to szukam dalej. - zaznaczył językiem linię tuż nad moim podbrzuszem. Kiedy zauważył trochę tuszu, oczy mu się zaświeciły. Pozbawił mnie dolnej bielizny, a jego oczom ukazały się skrzydła na podbrzuszu.
- I znalazłeś. - zagryzłam wargę, kiedy się do mnie uśmiechnął.
- Jest śliczny.. - delikatnie przejechał po nim dłonią, powodując u mnie dreszcze. - Mięśnie Ci się napięły... - zamruczał. - Uwielbiam to. - zaczął mnie delikatnie po nim całować.
- Chazz.. Nie męcz... - sapnęłam wiercąc się lekko.
- Ojj, ktoś tu ma chcice... - śmiał się przylegając do mnie biodrami.
- Ty nie lepszy. - otarłam się o niego czując jego podniecenie. Zamknął oczy.
- Kobieto... Ty mnie do szału doprowadzasz... - wyjęczał.
- Uwielbiam to. - zacytowałam go ocierając się mocniej. Powstrzymał jęk zaciskając zęby. Zaśmiałam się i zwinnym ruchem pozbawiłam go bokserek. W tym momencie niemal natychmiast zatopił się we mnie. Krzyknęłam głośno, a on cichutko sapnął. Po chwili zaczęliśmy wspólną podróż ku ekstazie. Każdy jego ruch powodował, że pragnęłam więcej i więcej. Drapałam go po plecach.. Szalałam... Oboje szaleliśmy tłumiąc głośne krzyki w pocałunkach. Jego dłonie błądzące po moim ciele wzmagały we mnie pożądanie. Odwdzięczałam mu się tym samym. Widziałam w jego oczach ten żar. Jak pierwszej nocy, w Londynie. Po dłuższej chwili jaskinię wypełnił głośny krzyk, co oznaczało, że oboje osiągnęliśmy to, czego chcieliśmy - spełnienie. Chazz opadł zdyszany na łóżko, a ja na jego klatkę piersiową. Przez dłuższy czas nie byliśmy w stanie opanować szybszych oddechów.
- Chazzy... - spojrzałam na niego.
- Nattie... - wysapał i wpił się w moje wargi.
Pocałunek był długi i niemalże brutalny. Zachowywaliśmy się tak, jakbyśmy nie widzieli się milion lat. W końcu zabrakło mi powietrza, więc się oderwałam i przekręciłam na brzuch. Chazz błądził palcem wzdłuż linii mojego kręgosłupa powodując u mnie ciarki.
- Mówiłem już, że doprowadzasz mnie do szaleństwa? - odgarnął moje włosy z karku, w który mnie pocałował.
- Mmm.. Coś mi się obiło o uszy. - wymruczałam.
- Kocham Cię. Kocham Cię. Kocham Cię. - mówił całując mnie po plecach. - Kocham. Kocham. - szeptał.
- Ja Ciebie też. - odkręciłam się na plecy i obdarzyłam go czułym pocałunkiem.
- Chce Ci się wracać? - zapytał przejeżdzając palcem po moich lekko rozchylonych wargach.
- Nie, ale musimy... - westchnęłam .
- Może za chwilę... - zrobił mi malinkę na ramieniu. - Dokończ mi Waszą historię. - spojrzał na mnie przytulając mnie do siebie.
- Co jeszcze chcesz wiedzieć? - zapytałam.
- Tęsknisz? - spojrzał na mnie.
- Za Polską?
- Mhm.
- Bardzo. - westchnęłam. - Jak parę razy do roku jakiś czas nie jestem w Polsce dostaję fisia. Uwielbiam jeździć na wieś. Mleko od polskiej krówki jest po prostu nieziemskie. Babcia, zanim sprzedała gospodarstwo po śmierci dziadka, robiła takie pyszne masło, że Mike nieraz opylał całe śniadanie, zanim wstałam! A nasze bitwy na jajka! - zaśmiałam się. - Tego się nie zapomina. - uśmiechnęłam się. - Kiedyś Mike'y zrobił mi cudowny prezent na urodziny.
- Jaki?
- Zbudował z pomocą dziadka domek na drzewie, a dokładniej na starym orzechu, który rósł w naszym sadzie. Chowałam się tam, kiedy się kłóciliśmy. Pamiętam, jak któregoś lipca mój kochany Misiek zrobił mi na jabłoni hamak przeprosinowy. Uwielbiałam się na nim bujać i czytać książki.
- Polskie, czy angielskie? - zapytał.
- Różne. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- A dużo masz przyjaciół w Polsce?
- Pewnie. Większość to Soldiers. Cały czas trzymam z nimi kontakt, a jak latam z Miśkiem do Polski to oblegają go jak pszczoły kwiat. - zaśmiałam się.
- To może kiedyś się z Wami zabiorę. - schował mi kosmyk włosa za ucho.
- Spokoju mi nie dadzą. - oparłam czoło o jego ramię. - I tak, kiedy w gazetach zaczęli pisać o nas, telefon mi nie stygł. Pytali, czy to prawda, kazali przekazać pozdrowienia, nawet jedna kazała Cię pocałować w jej imieniu. - przewróciłam oczami.
Zaczął się śmiać.
- Z chęcią ją poznam.
- Weź mnie nie denerwuj. Jeszcze się zacznie przystawiać do Ciebie. - powiedziałam.
- Zazdrość? - pocałował mnie w nos.
- Taka maciupka. - pokazałam, jaka ta moja zazdrość jest.
- Kochanie ja nie odejdę. Gdyby ktoś mi zabrał Ciebie, nie musiałby się trudzić, żeby marnować nabój w pistolecie. - przytulił mnie do siebie tak, jakbym była najcenniejszym skarbem, jaki ma. - A tak w sumie, to możesz spełnić jej prośbę. - poruszył brwiami. - Ja się nie będę opierał... - wymruczał przy moim uchu. Musnęłam zaczepnie jego dolną wargę. Jeszcze raz. I jeszcze raz. Aż w końcu poczułam, jak jego język sunie po moim podniebieniu szukając mojego. Od razu pomogłam mu złączyć je w jedność. Całowaliśmy się delikatnie, czule, powoli. Romantyczną chwilę przerwał nam telefon Chazza. Jego właściciel mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i zignorował urządzenie oddając się naszej czułości. Niestety ktoś nie dawał mu spokoju, więc niechętnie się oderwał. Wziął I Phone'a z szafki i spojrzał na wyświetlacz przewracając oczami.
- Mogłem się tego spodziewać. - westchnął.
- Kto to? - zapytałam zirytowana tak samo jak on.
- Twój braciszek.. - spojrzał na mnie i odebrał dając na głośny. - Mam nadzieję, że to coś ważnego kutafonie, bo jak nie to licz się z tym, że jak wrócę, zostaniesz pozbawiony klejnotów. - powiedział.
- Ciebie też miło słyszeć Kochanie. - powiedział Minoda przesłodzonym głosikiem.
- Mów, bo drugi raz nie będę odbierał. - wywarczał wściekły Chaz.
- Już dobra, dobra, gdzie jesteście? - zapytał mój brat.
- Nie Twój zasrany interes kmiocie. Mów co jest.
- Oo przeszkodziłem w sprawianiu mi siostrzeńca albo siostrzenicy? - wybuchł śmiechem, a w tle dało się usłyszeć nie tylko jego.
- SHUT THE FUCK UP!!!!!!! - wydarłam się.
- Czyli tak. - usłyszałam odpowiedź Shinody. - Kocham Cię siostra!!! - przesłał mi buziaki. - Tak serio to wracajcie bo ekipa jest i chcemy obejrzeć fajny horror, Młoda już śpi, więc chcemy wykorzystać dobrze czas. Rob przyniósł płytę, kupiłem przekąski, no źle by było bez Was. - powiedział.
- Zaraz będziemy. - rzucił Chaz i nie czekając na odpowiedź rozłączył się. - To co? - spojrzał na mnie.
- Co co? Wracamy. - westchnęłam zakładając na siebie bieliznę i reszte ciuchów. Kiedy upewniłam się, że mój ukochany zrobił to samo, przeczesałam włosy palcem i związałam je w niechlujnego koka, poprawiłam make up, założyłam kaptur na głowę, buty i skarpetki .
- Wrócimy tu jeszcze, prawda? - zapytał Chester, kiedy staliśmy na zewnątrz.
- Na pewno. - pocałowałam go delikatnie w policzek. - Zgasiłeś ogień w kominku?
- Tak Myszko. - objął mnie i ruszyliśmy do domu.
DLA MOJEGO ZBOCZUCHA SHINODOOOOWEJ XD
ULIXA I INNYCH MOICH CZYTELNICZEK <3
Subskrybuj:
Posty (Atom)