piątek, 26 września 2014

24. Ty jesteś dobrym nałogiem

Gdy tylko znalazłam się w pokoju szybko włączyłam laptop i komunikator. Tak jak się spodziewałam, Caro już na mnie czekała, więc szybko rozpoczęłam połączenie. Od razu wyjaśniłam jej całą sprawę. Jej reakcja wcale mnie nie zdziwiła. Dziewczyna złapała się za głowę.
- Co za... - nie dokończyła zdania. Spojrzała na mnie ze współczuciem. Wiedziałam, co ma na myśli. Postanowiłam jej oszczędzić mówienia tego głośno.
- Wiem. Też tak uważam. - krzywo się uśmiechnęłam.
- Ale skąd wiesz, że oni mają na pewno coś wspólnego ze sobą? - blondynka upiła łyk nieznanego mi napoju z trzymanego w dłoniach kubka.
- Widzieliśmy ją dzisiaj, jak przechodziliśmy z Chesterem koło aresztu, a z czego wiem od niego, nikt z jej rodziny tam nie przebywa. - wyjaśniłam.
- Więc musiała pójść do niego.
- Dokładnie.
- Jak myślisz, po co się spotkali? - Bery spojrzała na mnie pytająco.
- Błagam Cię Carly, to jest proste jak dwa razy dwa. - przewróciłam oczami. - Chce pomóc mu zwiać, dlatego chcę być jak najdalej od Phoenix i zabrać stąd Oliwię, ale tak, żeby ona nic nie podejrzewała.
- A ona ma niedługo koniec roku i chcesz jej zafundować wakacje w Disneylandzie? - uśmiechnęła się chytrze. - Sprytne. - powiedziała.
- Pomożesz? - zapytałam patrząc na nią błagalnym wzrokiem.
- A od czego są przyjaciele? Pogadam z chłopakami i dam Ci znać. To będzie najlepszy miesiąc w jej życiu. - puściła mi oczko.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się.
- Jeszcze nie masz za co. - machnęła ręką. - Zadzwonię do Ciebie wieczorem, bo teraz uciekam z chłopakami na próbę.
- Jasne, czekam. Pozdrów ich tam. - zaśmiałam się.
- Ty swoich też. - zawtórowała mi.
- Narka. - pomachałam jej.
- Pa. - odpowiedziała mi tym samym i po chwili połączenie zostało zakończone. Miałam ochotę skakać z radości. Wyłączyłam laptop i zbiegłam na dół. Wcale mnie nie zdziwił widok całej zgrai w salonie. Pewnie Mike albo Chaz po nich zadzwonili i wszystko już wiedzą. Jak na komendę, kiedy tylko przeskoczyłam ostatni schodek wszystkie oczy zwróciły się na mnie, a Chester do mnie podszedł. Widząc radość wymalowaną na mojej twarzy wiedział, że wszystko ułożyło się według planu.
- Ustalone? - zapytał z uśmiechem.
- Po części tak. Caroline ma gadać z chłopakami, ale myślę, że jak im wyjaśni sprawę wszystko będzie git.
- To super. - pocałował mnie w policzek.
- Kocham Cię. - wyszeptał mi do ucha. Uśmiechnęłam się delikatnie i spojrzałam mu w oczy.
- Ja Ciebie też. - delikatnie pocałowałam go w usta.
- Musimy dać radę, ona nie może zniszczyć tego, co zbudowaliśmy. - zacisnął szczękę. Oho, Chester wkurzony...
- Nie zniszczy. - oparłam swoje czoło o jego. - Jestem przy Tobie i nie opuszczę Cię. - złapałam go za dłonie. - Nigdy, rozumiesz? - patrzyłam mu w oczy. - Nigdy. - ścisnęłam lekko jego dłonie.
- Jesteś jak mój własny narkotyk. - uśmiechnął się szczerze.
- Narkotyk? - zmarszczyłam brwi. - Jesteś już uzależniony. - zaśmiałam się.
- Od dawna. - wybuchł śmiechem. - Ale ten nałóg jest nieuleczalny.
- A niby czemu? - spojrzałam na niego z ciekawością wymalowaną na twarzy.
- No bo to jest taki rodzaj nałogu Skarbie, z którym ja nie chcę walczyć. - przytulił mnie mocno do siebie.
- Wow, to ja muszę być bardzo silna, skoro nie masz siły mnie pokonać. - parsknęłam śmiechem.
- Nie to, że nie mam siły. Ja nie chcę. - otarł swój nos o mój.
- Ale skoro jestem nałogiem, to muszę być zła. - drążyłam temat.
- Oj przestań. Ty jesteś dobrym nałogiem.
- Dobry nałóg? - usiadłam na blacie.
- Tak. - złapał mnie za ręce. - Bo jesteś moją definicją szczęścia. - uśmiechnął się.
- Kochany wariat. - wtuliłam się w jego tors. Serce Chaza biło spokojnie. Puk, puk, puk, puk... Uwielbiałam ten dźwięk. Czując jego dłoń na plecach przyciskającą mnie mocniej, ułożyłam ręce na jego klatce piersiowej i stałam tak wtulona jak mała dziewczynka.
- Mam pomysł na nową piosenkę. - głos Mike'a dotarł do moich uszu. Brat cicho chichotał, a za jego plecami stała reszta ekipy.
- Jeśli to ma być znowu temat moich nałogów, to przypominam Ci, że Breaking The Habit zna już cały świat. - Benny objął mnie ramieniem.
- Ale ja mówię o mojej siostrze. Znaczy o piosence o niej. - Shi się zaśmiał.
- Bardzo śmieszne. - przewróciłam oczami. - Piosenka o zwykłej, szarej dziewczynie, w której zakochał się rockman. W sam raz na wasz styl muzyki. Na prawdę. O sole mio lepiej przeróbcie, na to samo wyjdzie. - zaśmiałam się perliście całując ukochanego w policzek.
- No ale to nie jest wcale taki zły pomysł. - Chaz na mnie spojrzał.
- Przestań. - machnęłam ręką. - To nie przejdzie.
- Dlaczego tak uważasz? - znów spotkałam się z oczami Benningtona.
- Bo ma być o mnie, a ja nie jestem tematem wartym piosenki. - uśmiechnęłam się słabo. - Moje nędzne życie, jeśli już coś o nim pisać, to książkę. Podkreślam gatunek - dramat. - przejechałam dłonią po jego ręce i wyszłam z kuchni. Usiadłam na kanapie między przyjaciółkami.
- Ej, obejrzymy coś? - zaproponowała JoJo, gdy chłopaki do nas doszli.
- Mike, włącz coś. - uśmiechnęłam się do brata, a sama wróciłam do kuchni, żeby zająć się przekąskami. Po chwili przyszłam z popcornem, chipsami i szklankami. Postawiłam to na stole, a Chester poszedł po pepsi, którą ponalewał w szklanki. Minoda wybrał komedię " Zemsta frajerów ". Znałam wszystkie części, ale za każdym razem, jak to oglądam rechoczę jak żaba. Tak było teraz. Mojemu męskiemu klonowi, jak to kiedyś mówiła nasza mama, zebrało się nagle na wygłupy i wyrzucił mi na koszulkę całą garść popcornu z masłem.
- Zlizuj to!! - wydarłam się. - Nienormalny jesteś ! - krzyknęłam. Chester zdjął ze mnie bluzkę, rzucił nią w mojego brata i ściągnął z siebie swoją. Podał mi ją z mega wyszczerzem, a ja z nie mniejszym entuzjazmem założyłam ją na siebie. Zapach jego perfum od razu dotarł do moich nozdrzy. Uśmiechnęłam się szeroko i jeździłam palcem po jego tatuażach. Jak ja to uwielbiam. Jego mięśnie od razu się napięły i nie spuszczał ze mnie wzroku.
- Oho, Soldierka się bawi. - rechotał Phoenix.
- Shut up, bo jak Ci.. - uniosłam dłoń, w której trzymałam jaśka wziętego wcześniej od Maryse.
- Lubisz One Step Closer, ha? - śmiał się i rzucił we mnie jedną z małych poduszek leżącą po jego stronie. Dostałam.
- Oo nie! - krzyknęłam. - Jesteś martwy. - spojrzałam na niego. Usiadłam na piętach na kolanach Chazza, żeby mieć większy dostęp do Rudego i zaczęłam go okładać.
- Menda! - darłam się.
- Mencwel! - odgryzł się oddając mi.
- Wiewióra ! - krzyknęłam.
- Oo nie Młoda, przegięłaś. - Farrell po raz kolejny wybuchł śmiechem. Złapał mnie za nadgarstki i podniósł do góry jednocześnie wstając. Wisiałam jak na sznurku. Nogi mi tylko dyndały. Zmięłam usta w wąską linię i patrzyłam na niego z chęcią mordu w oczach.
- David, ja Ci dobrze radzę, puść ją, bo oberwiesz. - Mike od początku przyglądał się naszej wojnie.
- Co takie maleństwo może mi zrobić? Nie uderzy idola. - puścił mi oczko.
- Nie byłabym taka pewna siebie, Phoenix. - moje tęczówki z brązowych stało się czarne, skóra blada, a szczęka samoistnie się zacisnęła. - Farrell. Postaw. Mnie. - wycedziłam przez zęby każde słowo.
- A jak nie, to co? - zapytał wyraźnie rozbawiony całą sytuacją. Jego pewność siebie coraz bardziej działała mi na nerwy.
- Ja Cię proszę, bo na serio się wkurzę. Nie chcę bić idola, masz rację. Do tego jeszcze przyjaciela. Nie każda Soldierka ma takie szczęście. - uśmiechnęłam się.
- Bo nie każda ma mnie. - Spike uśmiechnął się dumnie.
- Gdybym mogła, to bym Ci wysłała buziaka, bo Kocham Cię za to i nie tylko za to najmocniej na świecie, wiesz o tym doskonale. - zwróciłam się do brata.
- No dobra. - Phoenix dał za wygraną i postawił mnie na ziemi. - Nadal kochasz swojego Davidka? - spojrzał na mnie słodkimi oczkami.
Zaśmiałam się i przytuliłam go mocno.
- Debilu, przecież wiesz, że tak. - poklepałam go po plecach.
- A My to co?! - krzyknęła pozostała piątka. Spojrzałam na nich i pokręciłam głową. Rozłożyłam ręce z szerokim uśmiechem na twarzy. Pierwszy podbiegł do mnie nie kto inny jak oczywiście sam Pan Bennington.
- Wiedziałam. - przytuliłam go śmiejąc się. Spojrzał na mnie z wargą wysuniętą naprzód, czym jeszcze bardziej mnie rozbawił.
- Kocham Cię. - dałam mu buziaka w usta.
- Wiem. - poruszył brwiami.
- A Wy co, Lamusy, specjalne zaproszenie? - zaśmiałam się wesoło. Po chwili Mike, Joe, Brad i Rob zostali zamknięci w moich ramionach razem ze swoimi kumplami. Dziewczyny również się dołączyły.
- Moi wariaci. - śmiałam się.
- Ja też chcę buzi. - Mike założył na siebie ręce.
- Jakie życzenia.. - przewróciłam oczami i dałam mu buziaka, kiedy zrobił dzióbek. - Kocham. - uśmiechnęłam się i pstryknęłam go w nos. Nagle Joe podszedł do nas z nowymi słuchawkami w dłoni. Były całe czarne z nazwą zespołu. Podał mi je.
- Żartujesz? - spojrzałam na niego.
- Siódma para do kolekcji Ci się przyda. - uśmiechnął się charakterystycznym dla siebie uśmiechem.
- Kupiłeś nowe?
- Dostałem pięć par na zapas, to pomyśłałem o mojej Kochanej Natt. - powiedział.
- Kochany jesteś. - przytuliłam go. - Dziękuję, Pandziu. - pocałowałam go w policzek.
- Ja też takie dostałam. - April pokazała swój prezent. - Nieźle dają czadu. - zaśmiała się.
- Weź je pod namioty. Jak Chaz będzie chrapał, to nie usłyszysz. - Hahn zaczął się śmiać.
- Udam, że tego nie słyszałem. - ukochany pokiwał palcem w stronę przyjaciela.
- Spokojnie Skarbie i tak bym je wzięła. - wysłałam mu całusa.
- Która bierze płyty? - zapytała Paige.
- Ja. - powiedziałam. - Jako jedyna mam wszystkie, będę Wam pożyczała.
- Spoko. - Knight przybiła mi żółwia.
- Po co Wam płyty? Przecież macie MP 4. - Rob oparł się o poręcz schodów.
- Kochanie, ale przecież MP 4 może nam paść. - Paige uśmiechnęła się do niego słodko.
- No właśni, dlatego zabieramy Discmany. - Maryse stanęła obok mnie. - Ja bez Linkin Park nie wytrzymam, nie wiem, jak Wy laski. - spojrzała na nas.
- My też nie. - powiedziałyśmy chórem.
- Ale przecież z nami będziecie. - Chaz był tak rozbawiony, że musiał się oprzeć o Spike'a.
- Jezus Maria Chester! - Nikki oparła się czołem o ścianę. - O muzę chodzi. - spojrzała na niego. - Ja bez Twojego krzyku nie zasnę. - powiedziała.
- No ja tym bardziej. - złapałam się za biodra.
- No to mogę Wam krzyczeć do snu. - rechotał.
- Bardzo śmieszne. - powiedziałyśmy razem z Nicole.
- W razie jakbyś nie wyrabiał, to masz zmienniczkę. - powiedział Spike patrząc na mnie.
- Bardzo zabawne, braciszku. - uśmiechnęłam się z przesadzoną słodyczą i zrobiłam maślane oczka.
- Gówniarko, bez sarkazmów w moją stronę proszę. - zaśmiał się.
- Bo co? - podeszłam do niego ciągle trzymając się za biodra. - Dasz mi szlabam na grzebanie w Twoich szafkach, czy może zarekwirujesz mi mój różowy domek dla lalek, którym od piętnastu lat się nie bawię? - uśmiechnęłam się chamsko. - Stoi na strychu, proszę bardzo, możesz sobie go zabrać na zawsze. - zaśmiałam się. - Miałam go dać Oliwce, ale jak tak bardzo Ci zależy, żeby się nim pobawić, to nie mogę Ci zabraniać. - usiadłam na kanapie i założyłam nogę na nogę. - To by było takie niepedagogiczne z mojej strony. - schowałam kosmyk włosa za ucho. - Lalki są w tej reklamówce w kwiatki. Torba z ubrankami i akcesoriami też. - wzięłam chipsa i wsunęłam go do ust, a gdy go połknęłam, powiedziałam z uśmiechem. - Udanej zabawy, Skarbie. - wysłałam mu buziaka. Chłopaki i dziewczyny dławili się ze śmiechu. Spike z zaciśniętą szczęką usiadł przy swojej ukochanej.
- Co, nie idziesz? - oparłam głowę na ramieniu mojego chłopaka, lecz nie spuszczałam wzroku z brata.
- Mam ważniejsze rzeczy na głowie. - burknął obejmując swoją dziewczynę.
- Po prostu boisz się przyznać, że kręcą Cię różowe domki z lalkami. - Brad opierał się o mnie dławiąc się śliną ze śmiechu. - Stary, trzeba było powiedzieć, to na urodziny zamiast na nową gitarkę złożylibyśmy się na baby born czy coś w ten deseń. - śmiał się.
- Bradziu, Ty się lepiej zajmij swoją wełną, bo niedługo całkowicie zarośniesz. - odpyskował Shi. Ta sprzeczka zaczęła już wkraczać na niebezpieczne pole, więc postanowiłam ją przerwać.
- Ej, chłopaki, żarty żartami, ale przestańcie już. Mieliśmy oglądać film, a zaraz się pokłócicie i jeszcze przez to spieprzycie nam plany, a chyba nie o to chodzi, prawda? - spojrzałam na nich.
Chester pocałował mnie w policzek.
- Sam bym tego lepiej nie ujął. - przytulił się do mojego policzka, a jego gładka skóra, z której niedawno zniknął zarost o czym mówił mi intensywny zapach wody po goleniu, delikatnie ocierała się o moją. Przeniosłam wzrok na niego.
- Od takich spraw jestem ja. - uśmiechnęłam się.
- I za to właśnie Cię Kocham. - delikatnie przejechał wargami po moim policzku, by złożyć delikatny pocałunek za moim uchem.
- Serio? Nie wiedziałam. - zaśmiałam się odwracając głowę w jego stronę, a gdy dzięki temu nasze usta się styknęły, zagryzłam jego wargę. Mruknął coś pod nosem, a gdy się oderwałam zrobił to samo z moją wargą. Kącik moich ust mimowolnie uniósł się ku górze, kiedy koniuszek jego języka zaznaczył na niej małą strużkę. Kiedy to on się oderwał, zagryzłam wargę uśmiechając się lekko.
- To teraz wiesz. - przyciągnął mnie bliżej. Moja głowa wylądowała na jego nogach, zaś stopy na kolanach Mike'a. Brat uśmiechnął się do mnie lekko. Nie był zły. Połaskotał mnie po pięcie. Zaśmiałam się cicho. Miałam wielka ochotę go przytulić, ale JoJo była wtulona w jego tors. Nie chciałam się jej wpychać. Zamknęłam powieki oddając się dłoniom chłopaka, który był moim życiem. Jego palce z czułością gładziły moje czerwone, gęste włosy. Podniosłam wzrok na jego twarz. Uśmiechnął się delikatnie przykładając swoje czoło do mojego. Romantyczną chwilę przerwały pierwsze dźwięki " Until It's Gone " dochodzące z mojego telefonu. Momentalnie się podniosłam i sięgnęłam po urządzenie. Caro. Wzięłam głęboki wdech i dotknęłam palcem zielonej słuchawki, po czym przyłożyłam telefon do ucha.
- Halo? - odezwałam się.
- Cześć. - wesoły głos mojej przyjaciółki wywołał u mnie jeszcze większe emocje. - Mam dobrą wiadomość. - zaczęła.
Wstrzymałam oddech.
- Jaką? - zapytałam wypuszczając po chwili powietrze.
- Udało się. - zaśmiała się wesoło.
- Na prawdę? - aż pisnęłam ze szczęścia.
- Tak. - odpowiedziała. Możesz powiedzieć Młodej, że jedzie pojutrze do Paryża. - zaśmiała się.
- Jesteś wielka. - powiedziałam.
- Przestań. Czego się nie robi dla przyjaciół. - jej łagodny głos sprawił, że wyobraziłam sobie jej pogodny uśmiech.
- Jestem Ci na prawdę wdzięczna, Kochana. - uśmiechnęłam się.
- Podziękujesz, jak się spotkamy.
- Możesz być tego pewna. - obiecałam. Byłam taka szczęśliwa. To było po prostu nie do opisania. Ostatni raz czułam się tak, kiedy Chester mnie pocałował i wyznał mi miłość.
- Trzymam Cię za słowo. - śmiała się. - Nattie, bateria mi pada, zadzwonię jutro. Całuski. - wysyłała mi całusy.
- To pa. Uściskaj chłopaków. - nakazałam.
- Pa. Ty swoich też. - pożegnała się. Kiedy dźwięk zakończonego połączenia dobiegł do mojego ucha niemal rzuciłam telefon na stół i od razu zawiesiłam się na szyi Chazzowi.
- Udusisz mnie. - śmiał się.
- I tak tym się nie da wyrazić, jak mocno Cię Kocham. - pocałowałam go w policzek.
- Aż tak? - udał zdziwionego.
- Bardziej niż myślisz. - znów go przytuliłam.
- Bardzo mnie to cieszy. - pocałował mnie namiętnie. Odwzajemniłam gest mimo obecności naszych przyjaciół. Położyłam dłonie na jego policzkach i nawet kiedy Phoenix z Mike'm zaczęli chrząkać, nie przerwałam.
- Przestańcie lecieć w ślinę, bo aż mi niedobrze, jak widzę te wasze jęzorki. - Brad zaczął się śmiać. Ignorowanie. To właśnie postanowiliśmy robić.
- Kretynie nie widzisz, że oni się kochają? Ja tam chcę małe Benningtonki. - Joe się uśmiechnął. Dopiero po jego słowach się oderwaliśmy i oboje na niego spojrzeliśmy.
- Powiedziałem coś nie tak? - zapytał.
- Nie stary. Gwarantuję Ci, że kiedyś się doczekasz. - Chester się zaśmiał. Słysząc jego słowa zakrztusiłam się chipsem, który miałam w ustach. Mike zaczął mnie klepać po plecach.
- Siostra! Żyjemy? - zapytał, kiedy przestałam kaszleć. Kiwnęłam twierdząco głową nie mogąc wydusić z siebie słowa. Chester Bennington chce mieć ze mną dzieci? Ze mną?!~
- Kochanie, wszystko okej? - autor słów, które wywołały u mnie wielki szok właśnie kucał przede mną i patrzył mi w oczy.
- Tak . - wydukałam. Na nic więcej nie byłam w stanie się zdobyć. Nie mogłam uwierzyć, że on myślał o mnie tak poważnie. Jednak kiedy dłużej wpatrywałam się w jego oczy dostrzegłam w nich smutek. Myślał, że mnie przestraszył?! Skąd. Jestem najszczęśliwszą Soldierką na ziemi. Niewiele myśląc rzuciłam się na szyję bratu. To jego zasługa.
- Ej, Nattie, co jest? - Shi zaśmiał się wesoło i otoczył mnie ramionami.
- Nawet nie wiesz, jak Cię Kocham, braciszku. Jesteś najlepszy na świecie. - tuliłam go mocząc mu koszulkę łzami.
- Mówiłaś mi to tysiąc razy. - Spike troskliwie głaskał mnie po głowie.
- Za mało. - spojrzałam na niego i znów się popłakałam.
- O co tu chodzi? - Chester nic nie rozumiał.
- Bennington, Ty świrze. - teraz wypłakiwałam łzy szczęścia w ramię ukochanego.
- Aż taką przykrość Ci sprawiłem? - zapytał szeptem.
- Przykrość?! - spojrzałam na niego uśmiechając się przez łzy. - To najlepsze słowa, jakie może usłyszeć kobieta, która myśli na poważnie o swoim związku. - wydukałam.
- To ja też chcę mieć z Tobą Mini Phoenix'y. - Dave spojrzał na Maryse.
- Mini Linkin Park? - Mike objął Jo
- Czemu nie. W ten sposób będziemy nieśmiertelni. - Joe się zaśmiał.
- Wy zawsze będziecie nieśmiertelni. - April się do niego uśmiechnęła.
- Nie o muzykę mi chodzi. Zostawimy po sobie ślady. - Hahn pocałował Mendez w czoło.
- To nie jest wcale takie złe. - Brad podrapał się po czuprynie.
- To za poważne tematy na hop siup. - Rob jak zwykle sprowadził nas na ziemię. - Nikt się za nas nie spakuje. - przypomniał.
- Ma rację. - poparłam go.
- Mamy jeszcze czas, teraz trzeba się wyspać, więc banda za mną, odwiozę Was. - Phoenix zebrał wszystkich. Pożegnaliśmy się i po chwili zostałam w domu tylko ja, Chaz, Mike i Jo oraz Oliwia, która smacznie spała na górze.
- No to co, dobranoc? - Mike na nas spojrzał.
- Dobranoc. - pocałowałam brata i przyjaciółkę w policzki i ruszyłam w stronę łazienki na górze. Wzięłam szybko prysznic i owinięta w ręcznik poszłam do sypialni. Wyjęłam z szafy dół od bielizny i koszulkę Chaza z koncertu, która mimo prania na szczęście zachowała jego zapach. Usiadłam przy toaletce, zmyłam makijaż, nasmarowałam ręce i twarz kremem po czym zaczęłam suszyć włosy. Poszło mi sprawnie, a że jeszcze byłam sama, to postanowiłam z tego skorzystać. Usiadłam na łóżku, włączyłam sobie " Guilty All The Same " na telefonie i nucąc malowałam na czarno paznokcie u nóg. Nawet nie usłyszałam, jak Chester wszedł do pokoju, położył się na łóżku i najzwyczajniej w świecie słuchał, jak masakrycznie mieszam swój okropny głos z jego. Otrząsnęłam się dopiero, kiedy właśnie miałam zamiar się położyć. Jak oparzona zerwałam się z łóżka wyłączając muzykę.
- Co Ty tutaj robisz? - zagryzłam speszona wargę.
- Tymczasowo mieszkam. - powiedział.
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi. - położyłam się obok niego. - Słyszałeś? - spojrzałam mu w oczy.
- Co nieco. - przyznał.
- Boże. Jaka siara. - wbiłam głowę w poduszkę.
- Wcale że nie. Masz zajebisty głos. - ujął mnie za podbródek bym spojrzała mu w oczy.
- Mówisz tak bo nie chcesz mnie urazić. - powiedziałam. - Ze mną masz być szczery, nienawidzę kłamstwa.
- Ja też nie.
- To dlaczego kłamiesz? - zapytałam.
- Nie kłamię, Kochanie. Masz talent, to u Was chyba rodzinne bo Oliwia też wymiata. - uśmiechnął się. - Poza tym nie pierwszy raz Cię słyszę.
- What?! - byłam zszokowana. - Jak to nie pierwszy raz?! - zakryłam twarz dłońmi. - Wdech, wydech, wdech, wydech. - nabierałam powietrza i wypuszczałam je.  - Ile razy?
- Nie liczyłem, ale kilkadziesiąt na pewno.
- Kiedy?
- Teraz, w Londynie, w kuchni nie raz jak śpiewałaś. Ostatnio na przykład masz chyba fazę na " In Pieces ". - zaśmiał się.
- Jest świetna. Jak każda.
- Bo jak każda wyraża moje uczucia. Już dawno czułem, że Tal nie jest ze mną szczera. - wyznał nagle.
- To dlaczego się z nią męczyłeś? - zapytałam kładąc mu głowę na ramieniu.
- Nie wiesz, jak to jest? Kochałem ją. Byłem ślepy jak dziecko we mgle. - westchnął. Widząc, że to dla niego trudny temat postanowiłam go nie drążyć. Przytuliłam go mocno i pogłaskałam po plecach. Dla mnie słuchanie, że darzył ją uczuciem również było trudne, choć doskonale wiedziałam, że już dawno zajęłam jej miejsce w jego sercu. Jak to on mówi, wypełniłam dziurę.
Teraz ona znowu chciała go niszczyć...... Ale oo nie. Tak łatwo jej nie pójdzie. Będziemy walczyć o Chaza i spokój.
- Teraz mam Ciebie. I niczego więcej nie chcę. - mój ukochany przerwał panującą między nami ciszę. - Oprócz małych Benningtonków. - dodał przez śmiech
- Tak bardzo Cię Kocham. - wyszeptałam łapiąc jego dłoń.
- Ja Ciebie też. - usłyszałam w odpowiedzi.
- Wiem o tym bardzo dobrze, Chester. - pocałowałam go czule. Nagle poczułam, jak chłopak wsuwa dłoń pod moją koszulkę i gładzi moje plecy. Po kręgosłupie przeszły mi ciarki.
- Oliwia. - wymruczałam.
- Śpi. - nie zdążyłam odpowiedzieć, bo znów wpił się w moje wargi.
- Kotku... - zrobił minę szczeniaka.
- Chazzy jedziemy niedługo pod namioty. - uśmiechnęłam się cwanie.
- Mhm... - wymruczał . - I co w związku z tym? - całował mnie dalej po szyi. Natknął się na czarny sznurek od wisiorka, który miałam ukryty pod koszulką. Spojrzał na mnie i delikatnie go wyjął. Uśmiechnął się widząc srebrne logo jego zespołu.
- Skąd to masz? - zapytał.
- Sama zrobiłam. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Oj, to Ty bardzo zdolna jesteś. - pogłaskał mnie po włosach. - Dużo jeszcze masz takich gadżetów? - patrzył mi w oczy.
- Są w moim sekretnym pudełku. - uśmiechnęłam się.
- A mogę je zobaczyć? - nie tracił ze mną kontaktu wzrokowego.
- Nie wiem, czy chcesz. - uniosłam kącik ust ku górze.
- No pewnie, że chcę. - wyszczerzył się.
Słysząc jego odpowiedź wstałam z łóżka i ruszyłam w stronę regału. Kucnęłam przy najniższej półce by wziąć z niej białe pudełko oblepione czarnymi logami Linkin Park. Na górze oprócz nazwy także były loga.
- Też sama je zrobiłaś? - Chester oglądał moje dzieło z uwagą.
- Tak. - uśmiechnęłam się. Wstrzymałam oddech , gdy otworzył " skrzynkę " i wyjął z niej zrobiony w ramce w serduszka kolaż ze swoimi zdjęciami.
- Kiedy go zrobiłaś? - zapytał szeptem.
- Dawno. Jeszcze byłeś z Talindą. - westchnęłam.
- Czyli Ty.. - nie dokończył.
- Tak. - zacisnęłam zęby, gdyż przed oczami stanął mi Chester śmiejący się z Talindą w altance u Rob'a na imprezie. Zauważył mnie....
~ Retrospekcja ~
- Natt ! - krzyczał za mną, lecz nie słyszałam niczego. W głowie mi szumiało, a łzy, które błyszczały w oczach, paliły jak ogień powodując, że obraz stał się niewyraźny. Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam biec, mimo, że byłam w szpilkach. Gdy znalazłam się przed domem Bourdona, zauważyłam na schodach Phoenix'a palącego papierosa. Rudowłosy odwrócił na mnie wzrok. Bez słowa usiadłam obok niego. Kiedy poczęstował mnie papierosem, bez słowa wyjęłam go z paczki i wsunęłam do ust i odpaliłam zapalniczką Farrell'a.
- Nie ma go. Pewnie mizia się z tą dziwką. - burknął. Łzy znowu zapiekły i mimo moich starań wypłynęły na policzki.
- Nattie przestań. - przytulił mnie do siebie.
- Ja już nie mogę. - zaciągnęłam się fajką.
- Wiem. - pogłaskał mnie po plecach i pocałował w czoło. - Musimy go uratować. - powiedział i zaciągnął się papierosem.
- Niby jak? - zrobiłam to samo. Wypuściłam dym z ust robiąc kółka.
- Idź popraw makijaż. I poczekaj na mnie - powiedział, gdy spaliliśmy fajki.
- " Co on kombinuje? " pytałam się w myślach. Nie powiedziałam tego jednak na głos. Wykonałam jego polecenie i czekałam w domu. Po chwili pojawił się Chaz z Talindą. Nie spojrzałam na nich nawet. Patrzyłam w stronę korytarza. Po chwili usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi i wstrzymałam oddech. W salonie pojawił się Dave z wielkim bukietem róż .
- Nathalie. - wymówił moje imię.
Wszyscy na niego spojrzeli, a mnie po prostu wmurowało w ziemię. Nie powstrzymałam się jednak od uśmiechu.
- Jesteś niemożliwy, ja nie mam dziś urodzin. - zaśmiałam się biorąc od niego kwiaty.
- Czerwone jak Twe włosy, ogniste jak Twa dusza i ostre jak moja basówka. - śmiał się.
- Em, dzięki. - pocałowałam go w policzek. Puścił do mnie oczko i wyszeptał mi na ucho :
- Część pierwsza planu.
- Zwariowałeś ! - powiedziałam na głos rozbawiona.
- Dave " Phoenix " Zwariowany Farrell. - ukłonił się. - Do usług Madam. - zaśmiał się.
- Kretyn. - rzuciłam przez śmiech.
- Też Cię Kocham. - zaśmiał się. - Idziemy tańczyć. - powiedział i zaczął mnie ciągnąć na parkiet. Z uśmiechem podałam kwiaty zdziwionej JoJo i ścisnęłam dłoń Farrell'a. Gdy znaleźliśmy się na parkiecie zaczęliśmy wolny taniec przytuleni do siebie.
- Patrzy na nas. - usłyszałam szept mojego partnera przy uchu. Z trudem powstrzymałam się, by tam nie spojrzeć, tylko jeszcze bliżej przylgnąć do Phoenix'a, który po chwili przechylił mnie do tyłu. Mimowolnie się zaśmiałam, gdy znów znalazłam się w jego ramionach.
- Część druga. Idziemy na fajkę. - powiedział i podeszliśmy do mojego brata, który stał z Robe'm może dwa metry od " zakochanych "
- Słuchaj stary, jesteśmy na dworze, gdyby ktoś nas szukał. To nie za bardzo nasze towarzystwo. - rzucił patrząc nienawistnie na Bentley. Kiedy ich spojrzenia się spotkały objął mnie ramieniem. Odwróciłam wzrok, gdy moje źrenice spotykając się z oczami Benningtona znów się zaszkliły. Phoeni widząc to przytulił mnie jak małą dziewczynkę do piersi i patrzył na Chaza kręcąc głową z politowaniem.
- Słabo mi. - powiedziałam cicho do Rudego. Na prawdę źle się poczułam, a po drugie nie miałam ochoty tu być.
- Odwieźć Cię? - zapytał z troską basista podtrzymując mnie.
- Jakbyś mógł. - wydukałam biorąc kurtkę, którą Phoenix pomógł mi założyć. Nagle podszedł do nas Chester.
- Może lepiej ja ją odwiozę, piłeś. - przysunął mnie do siebie. Nieznacznie kiwnęłam głową w stronę Davida. Zrozumiał.
- Trzymaj się Kochanie i zadzwoń do mnie, jak już będziesz w piżamce pod kołderką, powiem Ci dobranoc. - zaśmiał się całując mnie w czoło.
- Zadzwonię. - obiecałam składając delikatny pocałunek na jego policzku i biorąc bukiet róż w rękę. - Dziękuję za kwiaty.
- Przyjemność po mojej stronie. - złapał moją dłoń i lekko ściskał patrząc mi w oczy. Zrozumiałam, co chciał mi przekazać. To było nieme : " Bądź dzielna . " Puścił ją, a gdy już otwierałam drzwi, ponownie złapał. Odwróciłam się ignorując poirytowanie mojego obecnego chłopaka.
- Pod żadnym pozorem tego nie rób. - powiedział na głos. " To " w skrócie mówiąc znaczy : " Z daleka od żyletek ".
- Mike mi wszystkie pochował, spokojnie. - pogłaskałam go po policzku. - Miło wiedzieć, że komuś jeszcze zależy. - byłam świadoma, czyja dłoń spoczywa na moim ramieniu.
- No wiesz, ja jeszcze nie mam zamiaru odwiedzać Cię na cmentarzu, tak samo jak pozostała piątka. - specjalnie nie powiedział szóstka.
- Ja też bym nie chciał, żeby coś Ci się stało. - brunet rozumiejąc aluzję włączył się do dyskusji broniąc swojego imienia.
- Tobie ta wywłoka by nawet na pogrzeb przyjść nie pozwoliła, żeby jej zapalić znicz. - rzucił Phoenix patrząc pogardliwie na Chaza.  Bennington już miał coś odpyskować, ale powstrzymałam go gestem.
- Dosyć. - podniosłam lekko głos. - Ja jeszcze żyję i nie mam powodów, żeby to zmieniać. - powiedziałam. - Przynajmniej na razie. - dodałam po chwili.
- To dobrze. - Chester przysunął mnie jeszcze bliżej siebie. Nie potrafiłam powiedzieć: " Zostaw, nie chcę, żebyś mnie dotykał. Chciałam tego. Nawet więcej niż tylko tego, ale niestety na nic więcej w tym czasie liczyć nie mogłam. Jak dobrze, że teraz jest inaczej!
Kiedy siedzieliśmy już w jego aucie żadne z nas nie miało odwagi na choćby spojrzenie. Ja wpatrywałam się ponuro w szybę, na której padający właśnie deszcz zostawiał wąskie strużki, a Chester skupił się na drodze. Wydawało mi się, że jestem zupełnie gdzie indziej. Jakaś inna galaktyka, czy coś w tym stylu. Obudziło mnie delikatne szarpnięcie. Mrugnęłam kilkakrotnie powiekami. Widząc, że jestem pod domem, od razu wysiadłam nie chcąc się nawet żegnać. Gdy byłam już na ganku i otwierałam dom, poczułam uścisk zimnej dłoni na nadgarstku. Odwróciłam głowę. Nasze oczy znów się spotkały. Przekręciłam klucz w zamku. Pchnęłam drzwi, a kiedy się otworzyły weszłam do środka. Ruchem dłoni pozwoliłam brunetowi wejść za mną i zamknęłam je za nami. Zdjęłam kurtkę, powiesiłam ją na wieszak, a ściągnięte potem szpilki kopnęłam pod ścianę. Nie miałam siły na nic. Ani psychicznej, ani fizycznej. Ruszyłam do łazienki, skąd wzięłam opakowanie tabletek przeciwbólowych i przeciwgorączkowych zarazem. Rzuciłam je na stół w salonie i poszłam do kuchni po szklanki. Wzięłam też z lodówki wodę i sok pomarańczowy.
- Chcesz? - zapytałam biorąc sok. Kiedy kiwnął głową nalałam mu pomarańczowej cieczy, a sobie wody. Wzięłam z opakowania trzy tabletki. Spojrzałam mu w oczy i szybko połknęłam lek popijając go wodą.
- Nie za dużo wzięłaś? - zapytał. - Uzależnisz się. - dodał żartem.
- O to się nie martw, nie jestem narkomanką, poza tym nawet jeśli by tak było, obeszłoby Cię to? - zaśmiałam się drwiąco. - Oj Chester. - pogłaskałam go po policzku. Ku mojemu zdziwieniu przytrzymał moją dłoń, gdy chciałam ją zabrać.
- Nathalie, błagam, nawet mnie nie strasz. - zaczął trzymając moją kończynę górną w swojej. - Sam wiem, jakie to gówno i jak trudno jest z niego wybrnąć. - mówił.
- Przestań gadać jak mój ojciec, bo mi się słabo robi. - wyrwałam swoją dłoń z jego uścisku. - Masz swoją jebniętą kurewkę u boku, to się lepiej nią zajmij bo masz rogi jak stąd na Karaiby, albo i dalej. - przewróciłam oczami. - Wszyscy próbujemy Ci otworzyć oczy, a Ty kurwa nic, tylko zapatrzony w ten botoks na osiemdziesięciocentymetrowych szpilkach w tak krótkiej miniówie, że aż jej dupę widać. Nic kurwa nie widzisz ! - wrzasnęłam. - A najgorsze jest to, że nie zobaczysz, choćbym nie wiem co robiła! - w moich oczach stanęły łzy, które pojawiły się na policzkach zostawiając czarne strużki. - Zabieraj sobie te wszystkie płyty ! - pobiegłam na górę i zwaliłam je z półek na ziemię. Uderzyłam ręką w ścianę, na której był plakat. Jego plakat bez koszulki. Oczy mówiły " Kocham " a ręce " Nienawidzę ". Dobrze, że się nie rozdarł . Osunęłam się na ziemię między porozrzucaną kolekcję i schowałam twarz w dłoniach. Chester słysząc huk przybiegł do mnie. Złapał mnie za nadgarstki i podniósł z ziemi.
- Nienawidzę Cię, rozumiesz?!?! Nienawidzę ! - wrzeszczałam wyrywając ręce z jego uścisku. - Nienawidzę !!! - biłam go po torsie. - NIE CIERPIĘ ! - darłam się.
- Nathalie.. - usłyszałam jego szept.
- Shut up !!!!!! - krzyknęłam. - Ja teraz mówię, Ty masz słuchać, jasne?!
- Dobrze, ale nie krzycz ! - tym razem to on podniósł głos. Zaczęłam się śmiać. - Natt! - wrzasnął, a ja śmiałam się jeszcze głośniej bijąc mu brawo.
- Krzycz głośniej, ja to Kocham, zresztą jak Ciebie całego, tylko Ty tego nie widzisz idioto ! - wykrzyczałam przez śmiech i łzy pokazując na niego palcem. Alkohol rozwiązał mi język, ale Chaz chyba nie uwierzył w moje wyznania. Wziął mnie na ręce i położył na łóżku.
- Mówiłem, że się naćpasz. - powiedział zbierając płyty i układając je na półkach. Usiadł przy mnie, kiedy skończył. - Zobaczysz jutro, jakie będą skutki, raz na zawsze Ci się odechce, chyba, że moje obawy są słuszne. - przyjrzał mi się.
- Idiota. - prychnęłam odwracając głowę.
- Dobrze, mogę być, ale przytul się do mnie. - poprosił.
- Co?! - spojrzałam na niego marszcząc brwi. - No dobra, ale to i tak gówno da. - burknęłam i położyłam głowę na jego torsie. Nawet nie wiedziałam, kiedy zasnęłam.
~ Koniec retrospekcji ~
- Kochanie? Kochanie! - Chester przytulał mnie mocno do siebie. Zamglony obraz. Dotknęłam palcem policzka. Nosz cholera jasna, musiałam się rozpłakać! - Dlaczego płaczesz? Stało się coś? - pytał zmartwiony. Spojrzałam w jego brązowe oczy i położyłam dłonie na jego ciepłych policzkach.
- Nie pozwolę Ci odejść, nigdy więcej. - wyszeptałam i wpiłam się w jego wargi. Oczywiście odwzajemnił go na tyle, że stał się niemal zachłanny. Wsunął dłonie pod moje plecy i unosząc mnie do góry posadził na sobie. Jemu się nie da odmówić. To Chester. Jego oczy hipnotyzują, a ręce odbierają logikę...
MAMY ROZDZIAŁ PO BARDZO DŁUGIEJ PRZERWIE. KOCHAM WAS ! NASTĘPNY JUŻ NIEBAWEM, JEŚLI ZNAJDĘ CZAS. TERAZ MAM KUPĘ NAUKI.. KOCHAM WAS <3

czwartek, 25 września 2014

~ Welcome back !

Wróciłam ! Nawet nie wiecie, jak się stęskniłam za Wami. Powodem mojego niepisania było to, że miałam " małe " spiny z siostrą w tej sprawie.. Uważała, że na blogspocie są wirusy... :/ Mniejsza, ważne, że zmądrzała. Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze zagląda. CZEKAJCIE CIERPLIWIE NA NOWY ROZDZIAŁ ! :*